Recenzja gry: Battlefield 4

Recenzja gry: Battlefield 4

Wojciech Gruszczyk | 02.11.2013, 21:04

Ukochana, ja nadal jestem na naszym okręcie – Walkirii. Nie wiemy za dużo o sytuacji na froncie. Boję się, że to wszystko się skończy kolejna wojną. Nikt jej nie chce, dopiero co wróciliśmy z jednego piekła, a Chińczycy szykują nam kolejne… Nie mamy już siły! Nasz nowy dowódca – Recker – próbuje opanować sytuację. Czuję, że nadchodzi prawdziwa „Wojna Totalna”, podczas której poznamy dokładną siłę naszej armii. Nie wiem czy zwyciężymy, ale wiem, że będziemy walczyć.– Wspomnienia Sierżanta Kiluba.

Ponad dwa lata gracze czekali, aby zasiąść w fotelach, założyć na głowę ogromne słuchawki, chwycić w dłonie pady i móc oddać się kolejnej części sławetnego Battlefielda. Czekali długo, dla wielu nawet za długo, a jeszcze ciągle słyszą, że tegoroczna premiera na konsole aktualnej generacji jest wyłącznie substytutem, czy nawet gorszym produktem. Jak jest? Odpowiedź na to pytanie znajdziecie zapoznając się z poniższym tekstem.

Dalsza część tekstu pod wideo

 

Oczekiwania za wysokie?

 

Głównym zarzutem graczy, którzy oglądali różnorodne materiały pochodzące z Battlefield 4 na current-geny jest bez wątpienia grafika. To właśnie oprawa powoduje, że wielu sympatyków serii zastanawia się, czy tegoroczna premiera powinna mieć w ogóle miejsce. Gracze oczekiwali zdecydowanie ładniejszej produkcji, która powinna zachwycać. Co otrzymali? Kawał poprawnego kodu, który prezentuje się lepiej od swojego poprzednika i w niektórych miejscach może się podobać. Jednak trzeba pamiętać, że lokacje są bardzo różnorodne – czasami zachwycają, a innym razem są po prostu brzydkie. Ten brak równowagi irytuje, ale musimy pamiętać, że za zaledwie 39 złotych gracze otrzymają grę na nową generację. Nie jest to na pewno pozytywna wiadomość dla osób, które nie myślą o natychmiastowym zainwestowaniu w nowy sprzęt, jednak dla reszty jest to cudowna informacja. Aktualnie twórcy pozwolili nam pograć w słabszy graficznie tytuł, a już po premierze nowych konsol dostaniemy możliwość  nacieszenia się pięknymi teksturami. Niezadowolona część globu musi się przyzwyczaić – mamy 2013 rok, PlayStation 3 oraz Xboks 360 zadebiutowały ponad 7 lat temu i w końcu nadchodzą ich zmiennicy, a w tej sytuacji wielkie firmy całe swoje siły będą przeznaczać na next-geny.  

 

 

L(R!)evolution – tak powinna wyglądać „Wojna Totalna”

 

Wspominając o grafice nie mogę nie wspomnieć o jednej z największych  tegorocznych innowacji, a mianowicie Levolution – na każdej dostępnej mapie są specjalne budynki, które możemy zniszczyć. Niby nic zaskakującego, ponieważ już od dawna Battlefield szczyci się możliwością niszczenia architektury,  ale ta nowość przenosi rozgrywkę na odrobinę inny poziom. Otrzymaliśmy możliwość destrukcji dużych, znaczących elementów map, które zasadniczo odmieniają potyczkę.

 

Wyobraźcie sobie mecz, w którym przez ponad 30 minut wymieniacie się ołowiem z rywalami, stale gdzieś przejeżdżają czołgi, ciągle nad głową słyszycie świergot helikopterów – walka jest wyśmienita i daje mnóstwo satysfakcji… Jedynym problemem jest wynik, ponieważ nadal nie potraficie wyjść na prowadzenie, nieustannie gonicie tabelę, a starcie już za chwilę się skończy. Co się w tej sytuacji dzieje? Pewnie przypadkowo, jeden z zawodników strzela z bazooki w ogromny budynek, a ten chwieje się i spada wprost w sam środek potyczki. Ten moment wykorzystuje Wasz zespół i po męczarniach wychodzicie na prowadzenie! Rywale się gubią, zaczynają tracić punkty, aż w końcu widzicie ogromny napis „TWÓJ ZESPÓŁ WYGRAŁ”… Radość i zadowolenie gwarantowane! A wiecie co jest najlepsze? Takie momenty w Battlefield 4 nie są rzadkością.

 

 

Także „zwykłe” zniszczenia – jeśli tak można nazwać rozwalenie połowy budynku, aby otworzyć sobie drogę – dają wiele zadowolenia. Twórcy poświęcili dużo czasu na dopracowanie fizyki niszczenia otoczenia i podczas każdej rywalizacji ma się poczucie, że żadne miejsce nie jest bezpieczne. Trzeba biegać, poruszać się i walczyć – bo zawsze gdzieś tam z boku może stać ktoś z pancerfaustem i nie zawaha się go użyć!

 

Właśnie tego chciałem

 

Pierwsze wrażenia po kilkudziesięciu pierwszych spotkaniach? Rozgrywka jest zdecydowanie szybsza pod każdym względem! Nadal najważniejsza jest gra zespołowa, ponieważ tylko w zespole możemy osiągnąć zamierzony sukces. Gra ciągle nagradza drużyny  a karze indywidualistów, bo trzeba mieć dużo szczęścia i jeszcze więcej umiejętności, aby móc cokolwiek zdziałać w pojedynkę.

 

Od samego początku do dyspozycji mamy siedem trybów, które zadowolą graczy lubiących różnorodną rozgrywkę. Mamy tutaj standardowe, znane z serii zmagania, ale są także nowości, które pokazują, że DICE obserwuje konkurencje i stara się reagować. Takim trybem jest Neutralizacja, w którym walka przypomina pojedynki ze staro szkolnego Counter Strike’a. W ten sposób Szwedzi chcą otwarcie walczyć o scenę sportów elektronicznych, ponieważ walka w tych zmaganiach jest dynamiczna, bardzo ciekawa i niezwykle widowiskowa. Potęgować walkę o e-sport ma tryb obserwatora, który pozwala przyglądać się spotkaniom i nagrywać wszystko za pomocą zewnętrznych urządzeń. Ciekawie prezentuje się również Unicestwienie, w którym drużyny są zmuszone do ciągłej gonitwy za bombą, która pojawia się w różnych miejscach, a należy ją dostarczyć do wskazanych miejsc.

 

Jak już wspomniałem rozgrywka jest różnorodna i zaprezentowana paleta możliwości pozwala odnaleźć się w grze nawet najbardziej wybrednym graczom – jeśli preferujcie ogromne walki na dużych terenach, to możecie bez problemu rozkoszować się starym, dobrym Podbojem – tutaj 24 (na aktualnej generacji) dostaje możliwość uczestniczenia w prawdziwej „Wojnie Totalnej”! Jeśli natomiast wolicie mniejsze, a zarazem mniej rozbudowane starcia, zawsze możecie wypróbować inne tryby.

 

 

Battlefield 4 posiada wyłącznie siedem trybów, ale każdy z nich ma swoje wyjątkowe cechy i daje wiele indywidualnej radości. Tutaj nie można się nudzić, ponieważ jeśli macie już dość ciągłej Dominacji, zawsze możecie zasmakować czegoś świeżego.

 

Nawet najlepsze tryby nie miałyby sensu, gdyby twórcy nie stworzyli dużych i rozbudowanych map. Na początku zabawy otrzymaliśmy dziesięć plansz i każda z nich charakteryzuje się odmiennymi ciekawostkami.  Areny są wyjątkowe pod każdym względem – autorzy bez wątpienia poświęcili mnóstwo czasu, aby stworzyć takie wielowymiarowe tereny i akurat ten element wyszedł im wyśmienicie. Duże, ciekawe, mające wiele zakamarków mapy pozwalają uczestniczyć w wyśmienitych starciach i cieszyć się z każdego spotkania. Tutaj po prostu trudno się nudzić, ponieważ zawsze znajdzie się nowa taktyka, nowe podejście do walki i dzięki temu spotkanie staje się ciekawe.

 

Wielokrotnie gracze narzekają, że rozgrywka sieciowa potrafi się szybko nużyć, a mapy i tryby są podobne do siebie – Battlefield 4 jest tego przeciwieństwem. Tutaj przez długi czas gracze nie będą czuć przynudzenia, ponieważ programiście zaprojektowali bardzo różnorodną rozgrywkę, która jest dopełniona przez wiele istotnych i ciekawych elementów. Mam wrażenie, że tryb sieciowy w tym tytule jest jedną, ogromną i niezwykle rozbudowaną układanką, w której każdy składnik ma swoje miejsce i znajduje się na odpowiednim miejscu.

 

Jestem żołnierzem i to jest moje życie

 

Standardowo w rozgrywce sieciowej mamy do wyboru cztery klasy – szturmowiec (assault), technik (engineer), wsparcie (support) oraz zwiadowca (recon), i choć na pierwszy rzut oka nic tutaj się nie zmieniło, jednak programiści wpadli na genialny w swojej prostocie sposób zrewolucjonizowania postępów na polu bitwy. Teraz obok doświadczenia dla żołnierza zdobywamy także punktację dla danej klasy postaci, typów broni oraz pojazdu.

 

Klasy rozwijają się wraz z kolejnymi spotkaniami – dla przykładu technik rozpoczyna zabawę mając tylko palnik i pocisk przeciwpancerny, ale z czasem zdobędzie także inne, ciekawsze gadżety. Właśnie te dodatki urozmaicają grę i sprawiają, że na tych wyższych poziomach trzeba nie tylko umieć strzelać, ale również dopasować się do drużyny i jednocześnie wykorzystywać umiejętności swojej postaci w stu procentach.

 

 

Jak to zawsze bywa od samego początku nie mamy dostępu do wszystkich broni, a te ciekawsze musimy odblokować. Robimy to grając danym rodzajem uzbrojenia – przykładowo strzelając pierwszym dostępnym karabinem szturmowym nabijamy doświadczenie dla tych oręży. Po rozegraniu kilku spotkań i zabiciu odpowiednio dużej ilości rywali, otrzymujemy dostęp do kolejnych karabinów, aż otrzymamy pełen komplet. Taki manewr trzeba powtarzać z każdym innym typem, dlatego trzeba się nastrzelać i napocić zanim zdobędzie się wszystkie zabawki. Warto jeszcze wspomnieć, że każda broń ma wiele różnorodnych dodatków, do których dostęp z początku jest zablokowany – dla przykładu SCAR-H posiada ponad 20 elementów, dzięki którym możemy rozszerzyć jego działania. 

 

Preferujecie wojnę na wszystkich frontach? Battlefield umożliwi Wam taką przyjemność, ale nie możemy zapominać o dostępnych pojazdach. Choć możemy wskoczyć w siodło każdego samolotu, czy też czołgu, jednak od początku nie posiadamy możliwości wykorzystywania wszystkich atutów danej maszyny. Również w tym miejscu najważniejsze jest częste użytkowanie danego pojazdu i im częściej to robimy, to tym szybciej otrzymamy dostęp do nowych możliwości. Każdy czołg, samolot, wóz, śmigłowiec, czy nawet łódź posiadają bardzo rozbudowane zdolności, jednak dopiero po wielu godzinach rozgrywki będzie można w spokoju powiedzieć „opanowałem tę maszynę”. Z czasem i ilością rozegranych gier nie rosną tylko nasze umiejętności, ale także doświadczenie naszego wirtualnego żołnierza, który po prostu uczy się obsługi sprzętu.

 

Cały element rozwoju szeregowego przeszedł większe, bądź mniejsze zmiany, ale tak skonstruowany system przynosi wiele frajdy i sprawia ogromnie dużo przyjemności. Po każdym meczu czujemy, że jesteśmy nagradzani za nasz trud nie tylko wirtualnym doświadczeniem, ale także umiejętnościami. Świetnie to wygląda i sprawia, że chcemy „zagrać jeszcze jeden pojedynek”, tylko to jedno spotkanie nigdy się nie kończy.

 

 

Zbierz je wszystkie!

 

Czym byłby Battlefield bez nieśmiertelników i tony odznaczeń do zdobycia? Tym razem nie jest gorzej, a nawet jest o wiele lepiej! Wspomnianych odznaczeń mamy trzy kategorie –baretki (46), medale (45) oraz zadania (72). Ten element jest ciekawie przemyślany, ponieważ przez dobywanie zwykłych wstążek odblokowujemy większe medale i całość napędza się z każdym pojedynkiem. Brzmi znajomo? Akurat w tym aspekcie nikt nie potrzebował rewolucji – a przedstawiciele z DICE w rozsądny sposób ubrali poszczególne nagrody i dzięki temu ten aspekt nie przeszkadza, a czasami sprawia uśmiech na twarzy. Oczywiście to nie koniec, ponieważ są jeszcze nieśmiertelniki, których jest aż 562, ale prawie połowa z nich jest już odblokowana (blachy danych krajów). Resztę otrzymujemy wykonując zadania, zaś same misje są bardzo różnorodne – zabij 500 wrogów za pomocą danej broni, wykonaj wytyczne w Battlelogu, czy też po prostu rozegraj 50 godzin gry daną klasą. Wszystkiego jest naprawdę dużo i jeśli – niczym Ash Ketchum – lubicie kolekcjonować i nie zadowolicie się marnymi resztkami, będziecie mieć tutaj zabawy na kilka błogich miesięcy.

 

Dużą innowacją, która debiutuje w „czwórce” są misje, które możemy wykonywać razem ze znajomymi. Sprzeczacie się z kumplem, który z Was w wieczornej sesji trafi więcej headshotów? Teraz nie musicie podliczać każdego trafienia – konsola zrobi to za Was! Można tworzyć bardzo różnorodne zadania – kto najwięcej zabije snajperką, odrzutowcem lub po prostu zniszczy więcej pojazdów. Następnie ustawiamy mapę i wybieramy liczbę podejść. System liczy, a my możemy koncentrować się na pogrążeniu znajomego! Patent na pewno przyjemny i sprawi, że rozgrywka z przyjaciółmi nabierze większego rozmachu. Walka o kosz wafli i uścisk dłoni prezesa przejdzie na całkowicie inny wymiar.

 

Dobrym i bardzo ciekawym patentem są pakiety bojowe – za zdobywanie rang, czy też poziomów broni otrzymujemy specjalne „paki”, które zawierają nagrody. Tutaj oprócz dodatków do przykładowo FAMAS-a dostaniemy również nieśmiertelniki, noże, czy też „ulepszacze”, które przez następnych kilka spotkań podwoją zdobyte doświadczenie.

 

Dowódco? Jestem gotowy!

 

W Battlefield 4 powróciła opcja dowódcy – gracz, który zgłosi swoją kandydaturę może stać się dowódcą oddziału i za pomocą przykładowo telefonu lub tabletu dowodzi wydarzeniami na polu bitwy. Naszym zadaniem jest wyznaczanie ataków oraz planowanie odpowiednich taktyk. Początkowo zapowiadano ten tryb jako zwykły dodatek, ale w wielu pojedynkach – prawdziwej „Wojnie Totalnej” – istotne jest, aby zespół posiadał dobrze przygotowanego do tej roli Commandera. Posiadanie doświadczonego zawodnika na tym miejscu gwarantuje dużą przewagę w walce.

 

Dowódca ma dobry widok na całe pole bitwy, może dostarczać zapasy, czy też atakować specjalne punkty wroga. Takie urozmaicenie starć sprawia, że rywalizacja nabiera nowszego aspektu.

 

 

Nie rób tego przyjacielu…

 

Mamy rok 2020 świat balansuje nad kolejną wojną. Dopiero co zakończył się konflikt między Stanami Zjednoczonymi a Federacją Rosyjską trwający przeszło sześć lat. Ludzie są wymęczeni, potrzebują spokoju, a tutaj na horyzoncie pojawia się kolejny konflikt. Tym razem drogę do szczęścia chcą zniszczyć – Chiny, a dokładniej admirał Chang, który ma zamiar obalić obecny rząd, a jeśli mu się to uda, zostanie całkowicie poparty przez Rosjan. Wiecie co się z tym wiąże? Wojna na nieznaną wcześniej skalę. Brzmi nieźle? Niestety tylko brzmi. Kolejny raz otrzymaliśmy bardzo sztampową, przewidywalną, a zarazem po prostu nudną historię, która zaciekawi swoją treścią tylko bardzo zgłodniałych fanów gatunku. Główny bohater – Daniel Recker – jest młodym żołnierzem, który dość niespodziewanie otrzymuje możliwość poprowadzenie małego oddziału i jednocześnie uratowania globalnego pokoju. Jaki jest problem z tą postacią? Jest całkowicie bezpłciowa i przez  całą grę nie wymawia ani jednego słowa. Wyobrażacie sobie bohatera, który nie mówi? No dobra, były już takie historie i pewnie nie byłby to żaden problem, ale jego oddział składa się z postaci, które przejmują kontrolę nad wydarzeniami  i jednocześnie fabułą. W tej sytuacji niby jesteśmy dowódcą, ale cały czas wykonujemy polecenia innych ludzi. Dodajemy do tego fakt, że historia jest niezwykle przewidywalna i nie ma prawie żadnych „epickich” momentów. Ta przyjemność trwa przez 6 godzin, ale osoby, które liczą na pucharki/osiągnięcia będą musiały ponownie przeżyć tę historię. Trudno jest powiedzieć choć jedno dobre słowo o kampanii, ale jeśli graliście w poprzednią odsłonę serii, wiecie co Was czeka. Battlefield jest tytułem, którego podobno nie kupuje się do single playera, ale twórcy nie dają nam możliwości nabycia „wyłącznie multi”, więc historię trzeba ocenić. Jest to na pewno najsłabszy element produkcji, ale chyba nikogo ta wiadomość nie zaskoczy. Szkoda, że autorzy nie spróbowali zmienić czegoś w tej materii, ponieważ mają ku temu narzędzia, które powinni tylko należycie wykorzystać.

 

Nie można nie wspomnieć o dubbingu, który w zasadzie wpisuje się w całą historię – gra aktorska stoi na średnim poziomie, a głosy są nierówne i często męczące. Problem polega w dużej mierze na dialogach, które są drętwe, nużące i w wielu momentach komiczne. Jest to jeden z powodów, dla których ciężko uwierzyć w tę historię, bo choć – jak wspominałem – zapowiada się dobrze, to jednak wykonanie stoi na niskim poziomie.

 

Trzeba to kończyć… Chcę iść grać

 

Muszę się Wam przyznać, że dawno nie czułem takiej mocy strzelając! Jeśli oczekujecie wyśmienitych pojedynków, prawdziwej „Wojny Totalnej” w sieciowych zmaganiach, nie będziecie czuć rozczarowania. Battlefield 4 posiada wyśmienite mapy, ciekawe tryby i pod względem multiplayera produkt ten w całości został przemyślany. Jeśli zapomnimy na chwilę o kampanii, nie ma tutaj niepotrzebnych i nudnych momentów – dzięki destrukcji każde spotkanie jest inne i wymaga pracy całego zespołu. Ta gra naprawdę potrafi zauroczyć i jeśli czekaliście na pełnoprawną kontynuację, na pewno się nie zawiedziecie.

 

 

Stwierdzenie, że jest to niedopracowany projekt, który powinien zadebiutować w przyszłym roku jest dużą obrazą dla twórców. DICE wykonało kawał dobrej roboty i choć są tutaj elementy, które będą irytować, na każdą gorszą cechę pojawiają się przynajmniej trzy dobre. Jeśli zapomnicie na chwilę o grafice – a nie będzie to trudne przy tak intensywnych i ciekawych starciach - będziecie uczestniczyć w naprawdę wyśmienitym doświadczeniu.

 

Intensywność, rozbudowanie, ogrom i destrukcja – te cztery  słowa najlepiej opisują ten tytuł. Po dwóch latach otrzymaliśmy przemodelowaną grę, która rozkocha w sobie fanów serii, a nowicjuszom pozwoli wkręcić się w klimat. Zaprezentowana rozgrywka nie promuje od samego początku weteranów, ponieważ wszyscy gracze są na podobnym poziomie – każdy musi odblokować dodatkowe możliwości.

 

Szwedzi zapraszają graczy na świetną przygodę i to tylko od Was zależy, czy im zaufacie. Bez wątpienia nie jest to pozycja bez skazy , ale jeśli oczekujecie sieciowej rozgrywki na najwyższym poziomie, to Battlefield 4 jest właśnie tym tytułem. Możecie być pewni, że jest to bardzo dobra gra, która zapewni Wam wiele godzin niezapomnianej rozgrywki.

 

PS. Jeśli nie oczekujecie widowiskowych wodotrysków i nie gracie w kampanię, to spokojnie dodajcie do oceny minimum "oczko".

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Battlefield 4.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Battlefield 4

Atuty

  • MULTIPLAYER!
  • Mapy
  • Tryby
  • Rozgrywka cieszy i daje dużo satysfakcji!
  • Levolution i zniszczenia
  • Siła ataku
  • Wiele innowacji i zmian

Wady

  • Fabuła, historia i kampania
  • Słaba grafika (current-geny)
  • Średni dubbing
  • A jeśli nie kupuję next-gena?

Wyśmienita rozgrywka sieciowa na bardzo wysokim poziomie!

Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper