Dragon's Dogma: Dark Arisen - recenzja gry. Średni remaster bardzo dobrej gry

Dragon's Dogma: Dark Arisen - recenzja gry. Średni remaster bardzo dobrej gry

Roger Żochowski | 12.10.2017, 11:32

Minęło ponad pięć lat od momentu, gdy na rynek trafiła pierwsza wersja Dragon’s Dogma. Mimo bardzo pozytywnych opinii tytuł do tej pory nie doczekał się sequela, za to zgodnie z panującym trendem, Capcom zdecydował się na wydanie remastera. 

Już w czasach świetności PS3 i X360 oprawa Dragon's Dogma nie zrywała sandałów, choć nie miała też specjalnie czego się wstydzić. Remaster rzecz jasna prezentuje się lepiej, choć na gruntowne zmiany nie ma co liczyć. Tytuł bazuje w dużej mierze na wersji pecetowej, która jednak śmigała w 60 klatkach na sekundę. Dziwi więc fakt, że na PS4 i XOne jest tylko 30 klatek. Nawet na PS4 Pro nie możemy wybrać trybu 60 klatkowego. Mimo wszystko stałe 30 klatek to i tak znaczna poprawa względem poprzedniej wersji konsolowej, która przy większej zadymie potrafiła ostro przyciąć, co w przypadku produkcji, gdzie śmierć może czaić się za każdym drzewem, robi różnicę. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Remaster może za to poszczycić się 1080p, a nawet 1440p w przypadku grania na Prosiaku. Niestety z racji tego, że nie zadano sobie trudu by dorzucić lepsze tekstury, poprawić modele postaci (twarze to dramat w pięciu aktach) czy popracować nad geometrią świata, produkcja często zdradza symptomy zakorzenienia w poprzedniej generacji. Całe szczęście zniknęły paskudne czarne pasy na dole i górze ekranu, które mnie osobiście cholernie irytowały. Dzięki temu pole widzenia jest nieco większe co pozytywnie wpłynęło na gameplay. To co jeszcze rzuca się w oczy to znacznie lepsze efekty świetlne. Można to odczuć podróżując po świecie nocą lub w ciemnych, oświetlanych jedynie lampą jaskiniach. Czary rzucane w takich miejscówkach potrafią zadbać o efekt wow a czerń jest znacznie głębsza. 

Ten sam placek

Mechanika gry to niemalże kopia założeń z poprzedniej wersji. Mamy wciąż do czynienia z tym samym świetnym systemem walki przywodzącym na myśl zachodnią szkołę gier RPG. Niemal od samego początku gry dostajemy dostęp do ogromnego świata i możemy powędrować w wiele niebezpiecznych miejsc. Prawda jest taka, że mając słabą postać i tak niewiele zdziałamy, bo poziom wyzwania można porównywać momentami do serii Dark Souls (jest opcja włączenia easy mode, ale i tu nie liczcie na głaskanie po jajkach). Zwłaszcza, że w grze zaimplementowano cykl dnia i nocy, a wiadomo, że największe sukinkoty wychodzą na żer gdy zapadnie zmrok. Wówczas jeśli chcemy bezpiecznie podróżować najlepiej trzymać się głównych szlaków, bo ktoś może nam zrobić duże kuku. Szkoda, że system automatycznego zapisywania gry jest nieco przestarzały. Save wykonywany jest przeważnie w momencie wejścia do nowej lokacji, a że te są dość duże, nie raz zdarza się, że stracimy bezpowrotnie kilkadziesiąt minut gry. Tytuł dalej cierpi też z powodu backtrackingu. Otwarty świat jest całkiem obszerny, ale zapomnijcie o częstym korzystaniu z szybkiej podróży, bo choć w świecie Dragon's Dogma z czasem pojawia się taka opcja, to jest ona cholernie kosztowna. I mówię tu jedynie o powrocie do głównego miasta, czyli naszego HUBa, bo przedmioty pozwalające teleportować się w konkretne miejsce na mapie są jeszcze rzadsze. Zazwyczaj więc do markerów na mapie popylamy z buta, co przyznaję, czasami trochę męczy. 

Sercowe sprawy

Fabuła w Dragon's Dogma nie ma wielkiego znaczenia. Ot, nasz bohater/bohaterka (wybieramy wygląd i płeć w kreatorze) zostaje pozbawiona przez ogromnego smoka serca. Okazuje się, że nawet bez pikawy można dalej żyć i szlachtować stwory, więc stworzona przez gracza postać rusza w świat, by upierniczyć gadowi łeb i odzyskać serce. Momentami narracja przypomina minimalistyczne dawkowanie informacji niczym w Dark Souls czy Bloodborne, jednak nie da się ukryć, że gra trochę w tym elemencie kuleje.  Po drodze rzecz jasna poznajemy kolejne postacie i wplątując się w różne historie. Im dalej w las tym ciekawsze twisty, ale nie oczekujcie po produkcji Capcom questów na miarę Wiedźmina. Zadania i misje są dość powtarzalne i generyczne i zazwyczaj trzeba po prostu coś przynieść albo kogoś potraktować zimną stalą. Jednak zwiedzając kolejne lokacje po prostu chłoniemy ten dobrze zaprojektowany świat pełen chimer, goblinów, cyklopów, hydr i smoków. Walki z co większymi i trudniejszymi przeciwnikami potrafią trwać nawet kilkadziesiąt minut, przy czy wspinanie się na grzbiety napotkanych maszkar bardzo miło łechta fanów Shadow of the Colossus, gdzie w podobny sposób (czytaj - szukając słabych punktów), zabijaliśmy ogromne kolosy. 

Jak na RPG przystało nie zabrakło zwiedzania ludzkich osad i miast, zdobywania nowego ekwipunku i broni, wbijania do całkiem rozbudowanych dungeonów czy w końcu rozwijania klas postaci, które są na tyle zróżnicowane, że często drastycznie zmieniają gameplay. Co innego bowiem walka klasycznym taranem z mieczem, a co innego dzierżenie w łapach łuku czy miotanie czarami. Na początku profesje są tylko trzy, ale z czasem odblokowujemy nowe sety klas, które pozwalają wyuczyć się nowych umiejętności przypisywanych do konkretnych skrótów przycisków. Walka nie polega tylko na klepaniu "iksa" - trzeba chować się za tarczą, unikać ataków i planować kolejne ruchy. Świetnym patentem jest też przyzywanie z magicznej krainy pionków (czyli współtowarzyszy sterowanych przez SI) stworzonych przez innych graczy. Podróżować przez świat możemy z dwójką takich osobników, a co ciekawe, stworzymy też własnego pionka, którego przyzywać będą mogli inni gracze z całego świata. Ma to swoje korzyści, bo za każdym razem gdy ktoś skorzysta z usług naszego padawana, rośnie jego doświadczenie, skuteczność w walce i wiedza o świecie, potworach, questach etc. 

Polecam tego sprzedawcę

Ponarzekałem trochę na tego remastera, więc dlaczego daję 8? Bo to wciąż bardzo dobra produkcja i obecnie najlepsza wersja na konsole. W dodatku wydawca podszedł do graczy z szacunkiem i nie zażyczył sobie za taki produkt pełnej ceny, co niestety wielu się zdarza. Nieco ponad 90 złotych za pudełkową wersję gry to dobry przelicznik za tytuł dopakowany o wszystkie wydane do tej pory DLC (questy, nowy ekwipunek itd.), wliczając w to dodatkową, bardzo wymagającą lokację z tytułowego rozszerzenia Dark Arisen. W świecie Dragon’s Dogma spędzimy lekką ręką kilkadziesiąt godzin chłonąc klimat fantasy w klasycznym wydaniu. I tylko szkoda, że nie można w żaden sposób zaimportować stanu gry z wersji na poprzednią generację czy choćby przenieść swojego Pawna. O wycięciu japońskiego dubbingu (oferował lepszy lip sync) i ekwipunku z uniwersum Berserka (zapewne kwestie licencyjne), nie wspominając. Ale jeśli nie graliście w poprzednią wersję to naprawdę polecam. Ja wprawdzie grałem ale znów zanurzyłem się w ten świat bawiąc się przednio. 

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Dragon's Dogma: Dark Arisen

Atuty

  • System walki i epickie starcia
  • Ciekawy świat, który chce się zwiedzać
  • Poziom wyzwania
  • Pawn system
  • Solidna zawartość
  • Rozwój postaci

Wady

  • Tylko 30 klatek
  • Jak na remaster niewiele zmian w oprawie
  • Backtracking czasami nuży
  • Wycięcie niektórych elementów
  • Brak opcji przeniesienia stanu gry z PS3/X360

To już staje się powoli normą - średni remaster, ale wciąż bardzo dobra gra. Jeśli nie graliście na poprzedniej generacji - śmiało atakujcie.
Graliśmy na: PS4

Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper