Lichtspeer: Double Speer Edition - recenzja gry

Lichtspeer: Double Speer Edition - recenzja gry

Kryspin Kras | 02.10.2017, 23:10

Jak to jest, że najbardziej oryginalnymi i dziwacznymi grami jakie do tej pory ogrywałem na Switcha, to gry Polaków? Wpierw klimatyczny point & click o chłopcu-żarówce, a teraz… DAS GRA O WOJOWNIKU UND JEGO LICHTSPEER. W przyszłości. Z Deutsche techno. I Pinguin-wikingami.

Gdy gra już na wstępie wita nas pięknym napisem ACHTUNG na czarnym tle, wiedz, że coś się dzieje. Gdy Twój nowy zakup okazuje się być prostą koncepcyjnie grą zręcznościową, ale o szalonym klimacie, wiedz, że jest źle. Jeśli świeżo zakupiona gra łączy futurystyczno-antyczny turniej utrzymany w klimatach niemieckiego techno lat 80. wiedz, że... Grasz w Lichtspeer. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Ein Krieger

Lichtspeer: Double Speer Edition jest w zasadzie dziełem dwójki polaków. Dokładniej to udoskonalonym portem wersji z PC balansującym całą rozgrywkę, dodającym coopa i parę innych Dummheiten. Bo oto mam grę, która mechanicznie jest niezwykle prosta: Ot, stoimy w miejscu, ustawiamy kąt strzału i rzucamy naszą włócznią do nadciągających przeciwników. Nic wielkiego, ale to, co przyciąga i zadziwia w Lichtspeer to niepowtarzalna otoczka. Nie da się przejść obojętnie obok gry, traktującej o futurystyczno-antycznym niemieckim turnieju zorganizowanym przez znudzonego LICHTBOGA polegającym na dziesiątkowaniu zastępów wrogów tytułową świetlistą włócznią. A wszystko to w pokręconych lokacjach z dziwacznymi przeciwnikami, udekorowane wisienką w postaci klimatu niemieckiego techno lat 80. ubiegłego wieku. Zarówno musikalisch jak i grafisch.

Naszym zadaniem jest ukończyć 13 poziomów, podzielonych na 5 podpoziomów każdy a cel mamy zawsze ten sam – überleben. Zwyczajowo nasza postać dumnie trzymająca w ręku LICHTSPEERa stoi po lewej stronie ekranu a z prawej nadciągają kolejne fale wrogów. Na początku jest dosyć prosto: w nordyckich klimatach atakują nas zombiaki, lodowe, hipsterskie olbrzymy, latające psy z rogami czy pingwiny-wikingi, w takiej ilości by akurat udało nam się w miarę bezproblemowo przetrwać falę wrogów i pójść do kolejnej. Gra jednak mniej więcej w połowie nabiera tempa i ani się obejrzymy i zaczniemy ciskać włóczniami na prawo i lewo stojąc na środku ekranu, strzelając ze wzniesienia bądź z jego podnóża zabijając latające gałki oczne, foki uzbrojone w wyrzutnie rakiet, krwiożercze ryby czy zjeżdżające na deskorolkach morsy. Klnąc przy tym siarczyście po niemiecku i powtarzając raz po raz poziomy, bo robi się unmöglich schwierig.

Was is hier los?!

Każdy z poziomów ma również swoje unikalne zadania do wykonania takie jak ustrzelenie odpowiedniej ilości headshotów czy nieprzekroczenie ilości niecelnych strzałów. Wykonanie tych zadań daje nam dodatkowy bonus do zdobytej liczby punktów, a te natomiast, zwane LSD (nie, nie żartuję – Licht Standard Denomination) wykorzystujemy do zakupu dodatkowych umiejętności. Nasz heros poza tradycyjną włócznią może korzystać z trzech dodatkowych ataków, takich jak rozdzielenie pocisku na kilka innych, zwolnienie czasu czy deszcz świetlistych strzał spadających na przeciwników. Naturalnie, do ukończonych poziomów możemy w razie chęci bez problemów wrócić, by nabić sobie kabzę tanim kosztem, albo by poczuć się unbesiegbar i göttlich.

Nie co dzień spotyka się grę w której ładujemy świetliste strzały w oczodoły hipsterskich cyklopów na tle antyczno-futurystyczno piramid. Nie każdą grę możemy przejść razem ze znajomym na jednej konsoli, gdzie ta druga osoba wciela się w latającego jamnika LICHTHUND. Nie w każdej grze usłyszymy techno/rave lat 80. podczas zabijania powykręcanych przeciwników, w tym ciekawych bossów jak DAS VIKING PIRATE KING. 

Ein bisschen langweilig...

Problemem Lichtspeer jest to, że w pewnym momencie gry przestajemy być zaskakiwani. Jasne, otoczka ciągle się zmienia, ale przeciwnicy w gruncie rzeczy pozostają Ci sami. Ciągle spotkamy gigantów, ciągle będą na nas lecieć latające psy z rogami, nieustannie w naszym kierunku biec bądą Wurst Zombie. Tylko za każdym razem w innym stroju, a w niektórych przypadkach – z elementami zbroi, co utrudnia ich zabicie. Graficznie gra również nie prezentuje się jakoś specjalnie, proste geometryczne kształty w tle, szczątkowe animacje przeciwników i naszej postaci. No nie zachwyca to, podobnie jak muzyka, która w końcu podczas n-tego powtarzania sekwencji zaczyna nużyć. 

Das ist alles!

I to w zasadzie wszystko co można powiedzieć o Lichtspeer. Jest to tytuł niezwykle pokręcony i dziwaczny, jednocześnie niezwykle prosty mechanicznie. To idealny przykład pokazujący nam, że często nie liczy się mechanika gry, a sposób jej przedstawienia. Z pewnością tytułem polaków nikt by się nie zainteresował, gdyby nie unikalna otoczka.

 

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Lichtspeer

Atuty

  • Klimat!
  • Co-op
  • Bossowie
  • Ulepszenia

Wady

  • Szybko się nudzi
  • Biedna graficznie
  • Poziom trudności (dla niektórych)

Lichtspeer to twór jedyny w swoim rodzaju. Pod dziwacznym klimatem wymyślonym pod wpływem nielegalnych substancji skrywa się jednak prościutka mechanicznie gierka, która szybko zaczyna nudzić. Warto się zainteresować na jakiejś promocji.
Graliśmy na: NS

Kryspin Kras Strona autora
cropper