Sundered - recenzja gry

Sundered - recenzja gry

Kryspin Kras | 04.09.2017, 23:28

Gry wideo są z nami już od tak dawna, że ciężko autorom wymyślić coś naprawdę w stu procentach nowego. Zazwyczaj starają się namieszać w obrębie danego gatunku przez dorzucenie do niego elementów znanych z innych rodzajów gier. Sundered nie jest tu wyjątkiem, choć jego twórcy starali się aż za bardzo.

Piękna, ręcznie rysowana grafika spod pędzli artystów Jotuna, wymagająca rozgrywka, gdzie śmierć to codzienność, ulepszenia odblokowujące wejście do wcześniej niedostępnych regionów, system rozwoju postaci z ogromnym drzewkiem i losowo generowane pomieszczenia. Brzmi dobrze? Niestety, ekipie z Thunder Lotus Games połączenie metroidvanii z rouge-like (zwane rougevanią) za bardzo nie wyszło. Co poszło nie tak w Sundered?

Dalsza część tekstu pod wideo

W zasadzie, prawie wszystko. Rozgrywka jest monotonna i momentami frustrująca, fabuła miałka, udźwiękowienie średnie. Nie wdając się w fabularne szczegóły (jakby cokolwiek znaczyły), wcielamy się w kobietę imieniem Eshe, która trafia do wiecznie zmieniających się jaskiń w których znajdują się ruiny starej cywilizacji. Wyruszamy więc w głąb kompleksu ku nieznanemu, zdobywamy naszą pierwszą umiejętność i... giniemy. Po czym odradzamy się w sanktuarium pod drzewkiem rozwoju i wyruszamy ku nieznanemu. I po chwili znowu giniemy.

Jak feniks z popiołów odradzam się na nowo

Sundered opiera się na śmierci gracza. Podczas przemierzania losowo generowanych pomieszczeń, gdzie co jakiś losowo czas atakuje nas fala wrogów znikąd, w końcu trafimy na przeciwników zbyt mocnych i po prostu umrzemy. By zaradzić powtarzaniu się takiej sytuacji z uśmierconych wrogów wypadają kryształy (waluty tej nie tracimy po śmierci.), za które możemy wykupić sobie ulepszenia z potężnego drzewka rozwoju dostępnego w startowym pomieszczeniu. Drzewo, choć z początku zdaje się przytłaczać swoim ogromem, dość szybko pokazuje swoją prawdziwą naturę i liście obrośnięte mnóstwem „ulepszeń” w stylu +25 do życia czy +15 do szczęścia. Prawdziwych ulepszeń w rodzaju nowego ataku tu ze świecą szukać. Po podbiciu statystyk, cykl gry się powtarza. Zwiedzamy, w końcu trafiamy na grupkę zbyt silnych od siebie, umieramy, ulepszamy się i znów schodzimy do tuneli. 

Strasznie szybko zaczyna to męczyć i nużyć, zwłaszcza przez pierwszą godzinę, dwie, gdzie z powodu początkowej słabości Eshe giniemy dość często. Szczęśliwie, wraz z kolejnym rozwijaniem statystyk nasza postać staje się coraz silniejsza i walki stają się coraz prostsze i... nudniejsze. Walka w Sundered opiera się w zasadzie tylko na nawalaniu trzech ciosów  naciskając jeden przycisk i turlaniu się od czasu do czasu. Zero w tym jakiejkolwiek taktyki czy finezji. Jasne, wraz z postępem w grze odblokujemy wielgachne działko, które swoim odrzutem wystrzeliwuje nas parę metrów do tyłu, ale niewiele ono zmienia. Walka jest do bólu nudna i powtarzalna, a jedyną satysfakcję osiągałem tylko podczas walk z mini-bossami i głównymi szefami.. Ci drudzy to ogromne postacie, przy których nasza Eshe zdaje się być mrówką. Walki z bossami są emocjonujące i pełne wrażeń, szkoda tylko, że momentami nieuczciwe jak ekran zalewa cała chmara wrogów napuszczonych przez szefa. 

Wracając jeszcze do tematu przeciwników – tych jest zaledwie kilka rodzajów i choć w nowych lokacjach trafimy na nowych wrogów, ich zachowanie jest bardzo podobne do tych poprzednich. Żeby dołożyć kolejną kroplę dziegciu, nagminny jest recykling wrogów, gdzie w dalszych rejonach danego regionu trafimy na tych tych samych adwersarzy, tylko w innym kolorze i mocniejszymi statystykami. Słabo...

Coś mało tych klocków...

Jak już na tyle rozwiniemy Eshe by móc bezstresowo przemierzać kolejne lokacje, dość szybko odkryjemy, że te losowo generowane pokoju zbudowane są z dość skromnej liczby klocków i co rusz będziemy trafiać na bliźniaczo do siebie podobne lokacje. Nie wszystkie są jednak wygenerowane przez algorytm. Te ważniejsze są niezmienne, a sam układ mapy danego poziomu jest tak naprawdę stały. Losowe pomieszczenia pojawiają się tylko w z góry ustalonych miejscach.

Skacząc, eksplorując i walcząc w Sundered trafimy na przede wszystkim puste pomieszczenia, nie licząc losowo pojawiających się znikąd wrogów. Czasem w drodze do widocznej na mapie kapliczki z nową umiejętnością trafimy na zamknięte drzwi, które musimy obejść i otworzyć z drugiej strony tworząc na stałe skrót. Czasem trafimy na pomieszczenie w którym dowiemy się czegoś o historii świata. Możemy trafić też na sektor w którym pojawiają się niekończące się hordy wrogów, na końcu którego czeka na nas nagroda w postaci nowego perka, który możemy wrzucić w dostępny slot podczas rozwijania postaci.

Samych głównych umiejętności w grze jest sześć, po dwie na każdą lokację. Są to raczej dość standardowe ulepszenia – podwójny skok, linka, tarcza, wspomniana wcześniej armatka i inne. Możemy je rozwinąć poprzez skażenie ich mocą kryształów zdobywanych z mini-bossów i bossów, ale możemy również się zdecydować na spalenie tych kryształów, w celu odblokowania nowych fragmentów drzewka rozwoju, które tym razem o dziwo dadzą nam interesujące bonusy, jak np. umiejętność potrójnego skoku. W zależności od podjętych wyborów dotyczących kryształów w grze odblokujemy jedno z trzech dostępnych zakończeń tej historii. 

Ale za to pięknie stworzonych

Po takim narzekaniu, muszę w końcu coś pochwalić. Grafika w tej grze jest fenomenalna. Ręcznie rysowane tła, ręcznie animowane ruchy postaci i wrogów, wszystko to wygląda przepięknie i gra stara się jak może w wielu sytuacjach pokazać nam ogrom sali w której jesteśmy by pokazać piękno jej wykonania. Co prawda nie doznajemy takich uczuć co chwila, bo bliźniaczo do siebie podobne tunele skutecznie nas zniechęcają do podziwiania czegokolwiek, ale jak już trafimy na jakiś stały punkt na mapie... Czapki z głów. Podejrzewam, że (nie)stety większość budżetu gry poszła właśnie na oprawę graficzną a po drodze trochę zapomniano o stworzeniu co najmniej dobrej gry. 

Sundered jest tytułem pięknym. Niestety jednak, pod tą warstwą ślicznej tapety znajduje się dość średnio udany miks metroidvanii z rouge-like. Walki są nudne od początku do końca gry, eksploracja bawi do momentu aż nie zaczniemy dostrzegać powtarzających się klocków, fabuła jest w zasadzie nieistotna, a na domiar złego gra ma straszne problemy z utrzymaniem stałego klatkarzu  i ma przerażająco długie loadingi. Co parę minut gra potrafi na sekundę się zwiesić, co w momencie walki z bossem/przeciwnikami zazwyczaj kończy się śmiercią, a sama śmierć, teleportowanie się do sanktuarium, lub przechodzenie do innej lokacji poprzedzona jest mniej więcej minutowym loadingiem. Nuuda!

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Sundered

Atuty

  • Oprawa graficzna
  • Bossowie
  • Trzy różne zakończenia
  • Umiejętności

Wady

  • Powtarzalność
  • Nudne walki
  • Szybko powtarzające się losowo generowane elementy
  • Działanie gry
  • Rozwój postaci oparty w głównej mierze o podbijanie statystyk

Sundered warto się zainteresować, ale dopiero jak będzie w jakiejś wyprzedaży. Pod piękną warstwą wizualną kryje się dość nudna i monotonna gra ze sporadycznymi "momentami".
Graliśmy na: PS4

Kryspin Kras Strona autora
cropper