Accel World VS. Sword Art Online - recenzja gry

Accel World VS. Sword Art Online - recenzja gry

Igor Chrzanowski | 10.08.2017, 21:00

Sword Art Online jest jedną z najbardziej kasowych i obecnie najpopularniejszych serii anime oraz novelek, które to szturmem podbijają nie tylko Japonię, lecz nawet i taki kraj jak Polska. Lecz mało kto wiedział (w tym ja), że autor tego hitu ma też drugą, bardzo niedocenioną markę na koncie, jaką jest Accel  World. Czy łącząca je gra spełniła swoje zadanie? I jakie w ogóle ono było? Sprawdźmy!

O ile SAO możecie kojarzyć już z poprzednich gier z tegoż cyklu, a nawet serialu czy novelek dostępnych po polsku, tak Accel World może być wam jeszcze nieznany, więc wyjaśnijmy sobie, o co w nim chodzi. Akcja AW dzieje się około 25 lat po oryginalnym SAO, gdzie technologia poszła do przodu na tyle, iż gogle VR są już sprzętem retro. Zamiast nich każdy urodzony dzieciak wszczepiany ma tak zwany neurolinker, czyli urządzenie pozwalające na bezpośrednie połączenie mózgu i świadomości z Internetem oraz wejście w wirtualny świat gier wideo.

Dalsza część tekstu pod wideo

Wśród neurolinkerowców, są także tak zwani Burst Linkerzy, czyli dzieciaki, których mózg jest w stanie działać tysiąc razy szybciej niż innych osób. Wtedy to przenoszą się oni do rządzonego przez 7 królów świata pojedynków typowych dla bijatyk takich jak na przykład Tekken - „przyśpieszony” świat kierowany jest jednak innymi prawami niż zwykły.

Aby zrozumieć podstawy Accel World vs. Sword Art Online, tyle wiedzy nam wystarczy. O czym zatem opowiada nasza gra? Otóż świat ALfheim Online, w którym beztrosko na pikniku bawią się Asuna, Kirito oraz Yui, nagle nawiedza coś dziwnego, więc wesoła rodzinka idzie to sprawdzić. Jak się szybko okazuje na miejscu zastali wrogo nastawioną główną bohaterkę świata Accel World, znaną jako Black Lotus.

Dalej akcja rozkręca się w takim kierunku, że wszyscy się zaprzyjaźniają, jakaś laska porywa Yui, a Kirito i spółka postanawiają zebrać odpowiednio dużo mocy, aby do końca dnia uratować „córkę” z opresji. Na swoje nieszczęście dowiadują się, że jeśli się wylogują, to przez następne wiele godzin nie wejdą do gry, więc zapada decyzja o tym, aby zostać tu tak długo, jak to będzie potrzebne. O wstępie fabularnym nic więcej ciekawego powiedzieć się nie da, a o jej dalszym przebiegu, po prostu szkoda gadać. Dość wspomnieć, że wszystko sprowadza się do pokonania i zaprzyjaźnienia się ze wszystkimi postaciami z Accel World, aby tym samym zebrać wielką ekipę ratunkową dla wirtualnej dziewczynki. Gdzieś tam pomiędzy jest szyta intryga z przemierzaniem czasu, ale i ona nie jest w stanie uratować tak dennego i miałkiego spektaklu.

Tutaj należy się na chwilę zatrzymać i zastanowić nad tym, jaki w ogóle cel, ma sobą spełniać AW vs SAO? Czy to pełnoprawna gra RPG i zabawa konwencją, czy tylko akcja promocyjna AW przed jego powrotem na scenę anime, po urwanym jakoś w 2012 roku anime? Każda poprzednia historia napisana przez Rekiego Kawaharę opowiadała o czymś konkretnym. O bezsilności, strachu, miłości, stracie, walce z własnymi słabościami, odzyskiwanie wiary w siebie i podążanie za miłością do bliskich. A co otrzymujemy tu? No w sumie ktoś porywa Yui, najważniejszą osobę dla Kirito i Asuny, co wskazywałoby na to, iż obydwoje stanęli by na głowie i przebili wszelkie granice gry, byleby ją uratować, nieprawdaż?

No nie, bo w sumie młoda może se poczekać, najpierw musimy spędzić jakieś kilkadziesiąt godzin na poznawaniu nowych znajomków z innej gry, bo przecież to takie ważne, aby przedstawić graczowi każdą możliwą postać, jaka pojawia się w Accel World. Sorry Bandai Namco, ale to jest niesamowicie słabe, nieciekawe i po prostu wskazuje na lenistwo przy pisaniu tej „historii”. Ale wróćmy już do samej zabawy, bo w sumie rozgrywka nie wypada tutaj aż tak źle.

Z racji tego, iż akcja dzieje się głównie na arenach ALO, a tylko chwilami wskakuje do aren z Burst Linkerów, naszą główną metodą na przemierzanie świata będzie latanie, ale tu jest ukryty haczyk, bo nie każdy potrafi tu wzbić się na skrzydłach w powietrze, a konkretniej rzecz ujmując, prawie nikt kto pochodzi z AW. Wymusza to zatem na graczu umiejętne żonglowanie dostępnymi postaciami tak, aby wykorzystać ich pełen potencjał. Dzięki temu nikt nie powinien ostać się ze stałym zestawem trzech herosów do końca gry, albo wiem jedni są lepsi do latania po otwartym świecie, inni zaś do lochów, gdzie liczy się przede wszystkim wielka siła walki.

Ekipa Kirito specjalizuje się przede wszystkim w magii i korzystaniu z oręża białego, ewentualnie łuków w przypadku Sinon, zaś drużyna Black Lotus jest najlepsza w walce wręcz, strzelaniu i ewentualnie defensywnie. Za plus możemy uznać to, że obydwie strony bardzo się różnią, korzystają z zupełnie odmiennego ekwipunku i przydadzą się każdemu w zależności od napotkanej sytuacji.

Rdzeniem zabawy w Accel World są walki 1 vs 1 na arenach, co oparte jest o mechanizmy znane z bijatyk. Tam też o twoim być albo nie być decydował bilans posiadanych punktów BP (Burst Point). W naszej grze zachowano oba elementy, lecz nadano im nieco inne znaczenie. Walki arenowe zostały tu wykorzystane do sieciowego trybu PvP, którego brakowało poprzednim odsłonom serii SAO, zaś BP są tu drugą walutą służącą do rozwoju postaci i zdobywa się ich całkiem sporo.

Jak zauważycie na screenach, każda plansza ALO pokryta jest jakimiś dziwnymi, niepasującymi do nordyckiej stylistyki budowlami – te pochodzą bezpośrednio z AW i stanowią bardzo ciekawe urozmaicenie krajobrazów, które to deweloperzy mimo prymitywnej jak na dzisiejsze standardy grafiki, bardzo fajnie wykorzystali do budowy atmosfery. Większość z nich skrywa jakieś skrzynie z przedmiotami, dodatkowych przeciwników, a nawet wejścia do lochów. A te również nie są aż takie złe, na jakie wyglądają.

Pomimo naprawdę słabej jakości tekstur i dosyć klockowato-korytarzowej konstrukcji, mają niekiedy dobry pomysł na siebie – czasem trzeba będzie skakać po portalach, czasem rozwiązywać zagadkę z logotypami i kryształami, a niekiedy po prostu uciekać przed zbyt silnymi wrogami do punktów bezpieczeństwa. Po pokonaniu takowego, możemy do niego wrócić i w formie „Extra Questu” zawalczyć z jego bossem raz jeszcze. Do listy zadań pobocznych dodać należy misje zlecane od napotkanych przyjaciół – wiele z nich wymaga zmiany prowadzonej postaci, a także zlecenia z tablicy znajdującej się w miasteczku. Te opierają się na standardowej zasadzie „zabij X tego” i „zbierz Y tamtego”.

Moim zdaniem najlepszym aspektem Accel World vs. Sword Art Online, jest jej muzyka. Kawałki są bardzo klimatycznie dobrane, podkreślają atmosferę danej lokacji bądź też sytuacji, a do tego zapadają w pamięć. Zwłaszcza skoczny utwór z kafejki. Niestety bardzo zawiedzeni będą tu fani wszelkiego rodzaju randkowania i spędzania czasu na „zaprzyjaźnianiu się” z innymi postaciami. Tutaj ten element całkowicie wycięto, a szkoda, bo w Hollow Fragment był już całkiem fajnie zrealizowany i twórcy mogliby pokusić się o jego rozwinięcie.

Jak już wspomniałem, od strony wizualnej ta gra jest po prostu tragiczna. Rozumiem, że podyktowane jest to przymusem wydania także na PS Vitę, ale moim zdaniem, Bandai Namco mogłoby z serią wyjść już z ery piksela łupanego. Po prostu wstyd. A jeszcze bardziej mogą się schować za to, że całość bardzo często zalicza spadki płynności.

Tytułem końca należałoby zadać sobie pytanie „dla kogo jest ten tytuł i komu mogę go polecić?”. I tutaj mam prawdziwą zagwozdkę. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że gra ma niesamowicie mnóstwo zmarnowanego potencjału. Jako miłośnika dzieł Kawahary boli mnie to, że z czegoś, co mogło być bardzo fajnym prezentem dla fanów jego twórczości, zrobiono żałosny baner reklamowy dla zapomnianego przez cały świat i samego autora Accel World. Boli mnie także to, że seria tym samym zaliczyła regres i pod pewnymi aspektami jest biedniejsza nawet od pierwszej części znanej z PSP, a następnie z PS Vity.

Czy zatem jest to gra dla fanów? Raczej nie, chociaż na upartego można za pół ceny. Czy jest to gra w ogóle dla fanów jRPG-ów? Też raczej nie, ponieważ w ostatnim czasie zadebiutowało mnóstwo innych, znacznie lepszych pozycji, które oferują więcej ciekawych patentów i są bardziej rozbudowane pod względem rozgrywki. Prawda jest niestety taka, że wydawca kazał wypluć taki bubel, byleby hajs się zgadzał, a marka Accel World wróciła do świadomości potencjalnych klientów. Jednakże mimo wszystko, można się przy tym w miarę dobrze bawić – lecz głównie w sesjach po góra 2 godziny. Dłuższe już po prostu męczą.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Accel World VS. Sword Art Online

Atuty

  • Mnóstwo postaci
  • Połączenie światów SAO i AW
  • Muzyka
  • Rozgrywka bywa przyjemna

Wady

  • Denna fabuła
  • Tragiczna grafika
  • To gra, czy spot reklamowy?

Zarówno Accel World jak i Sword Art Online skrywają w sobie fantastyczne wartości i pomysły. Szkoda, że zamiast fajnej gry, dostaliśmy słabą reklamę, gdyż Accel World zasługuje na lepsze traktowanie. Tylko dla najwierniejszych fanów!
Graliśmy na: PS4

Igor Chrzanowski Strona autora
Z grami związany jest praktycznie od czwartego roku życia, a jego sercem władają głównie konsole. Na PPE od listopada 2013 roku, a obecnie pracuje również jako game designer.
cropper