LocoRoco Remastered - recenzja gry

LocoRoco Remastered - recenzja gry

Michał Włodarczyk | 15.05.2017, 22:07

Gdy podczas PlayStation Experience 2016 Sony sypało zapowiedziami gier jak z rękawa, oczy wszystkich skierowane były na The Last of Us: Part II czy Uncharted: The Lost Legacy. Mało kto zwrócił uwagę na fakt, że japoński gigant przygotował coś także dla sentymentalnych fanów PSP, ogłaszając remastery perełek z tego systemu. Jedną z nich było LocoRoco.

Zarówno PS Vita, jak i PlayStation Portable w starciach z 3DS-em i DS-em zdecydowanie przegrały, jednakże nie można powiedzieć, iż przenośne systemy Sony nie oferowały ciekawych gier na wyłączność, jakością zaskakująco zbliżonych do produkcji z konsol stacjonarnych. Wystarczy przypomnieć, że posiadacze PS2 oraz PS3 mogli wypróbować wiele mocnych tytułów z pierwszego handhelda Sony, takich jak GTA: Vice City Stories, Silent Hill: Origins, MotorStorm: Arctic Edge, dylogię Syphon Filter, MGS: Peace Walker, dyptyk God of War czy Final Fantasy: Type-0. Nowe odsłony dużych serii to jednak nie wszystko, co do zaoferowania miała rzeczona przenośka. Japońscy deweloperzy regularnie dostarczali solidne kawałki unikatowego kodu, a w pamięci posiadaczy tego sprzętu szczególnie mocno zapisały się małe perełki pokroju Lumines, Patapon czy LocoRoco. W grudniu 2016 Shu Yoshida podał do wiadomości, że dwie ostatnie ukażą się na PlayStation 4. Zremasterowana edycja LocoRoco należy już do graczy.

Dalsza część tekstu pod wideo

W drużynie siła!

"Czym w ogóle jest to kolorowe dziadostwo?" - pomyślał sobie zapewne niejeden z Was. LocoRoco to osobliwa platformówka 2D, która ukazała się na PSP w 2006 roku. Wersja Remastered jest dokładnie tę samą grą, co jedenastoletni oryginał, nie różniąc się od niego nawet pojedynczym levelem. Tytuł rzecz jasna przystosowano do możliwości PS4, jednak w warstwie użytkowej to - jak sugeruje podtytuł - prosty remaster. Czy oznacza to, iż rozgrywka trąci już myszką? Bynajmniej. Produkcja Japan Studio była unikatowym doświadczeniem w dniu premiery i w 2017 roku nic się pod tym względem nie zmieniło. Elementami, które mocno odróżniają japońską produkcję od innych platformerów, są przede wszystkim wizja artystyczna oraz sterowanie. Do manipulowania światem gry i postacią służą zaledwie trzy przyciski - za pomocą R1 i L1 przechylamy planetę, na której rozgrywa się akcja, trzymając oba spusty skaczemy bohaterem, zaś pod "kółkiem" przypisano podział LocoRoco na mniejsze wersje (od dwóch do dwudziestu). Brzmi prosto i tak jest w istocie, dzięki czemu z produkcją tokijskiego studio bawić może się zarówno doświadczony gracz, jak i jego babcia, która nigdy wcześniej nie trzymała w dłoniach pada. Słowa "przystępność" i "natychmiastowość" najlepiej charakteryzują rozgrywkę w LocoRoco, czerpiącą zarówno z konwencji dwumymiarowego platformera, jak i gry rytmicznej. Zaliczenie wątku fabularnego do robota na ok. sześć godzin, ale wyciśnięcie z tej pozycji wszystkich soków może zająć nawet trzy razy więcej czasu.

Autorzy przygotowali pięć światów, gdzie na każdy składa się osiem różnych tematycznie leveli. Naszym zadaniem za każdym razem jest dotarcie do końca planszy przynajmniej jednym LocoRoco. Nasi bohaterowie (później pojawiają się w innych kolorach) posiadają zdolność podziału komórek, dzięki czemu mogą dzielić się nawet na dwudziestu "siebie". Duży, galaretowaty stworek potrafi kruszyć ściany, efektywniej eliminować adwersarzy i szybciej się ślizgać, z kolei mniejsze "gluty" zdolne są przeciskać się przez wąskie szczeliny, jak również wyżej skakać. Poziomy zostały tak zaprojektowane, by żonglować umiejętnościami postaci, choć szkoda, że wszystkie karty producent wykłada na stół już w dwóch pierwszych levelach, w związku z czym do samego końca zabawa przebiega tak samo. Jeśli dodamy do tego informację, że ukończenie jednego etapu zajmuje od dwóch do siedmiu minut, staje się jasne, iż grę zaprojektowano z myślą o urządzeniu przenośnym, gdzie rozgrywka, choć powtarzalna, podczas krótkich sesji zwykle nie nuży. Kolejne poziomy zasypano znajdźkami (owoce pozwalające zwiększać masę postaci, owady), sekretami (czekające na ratunek ludki MuiMui) czy przedmiotami potrzebnymi przy rozbudowie domku dla LocoRoco (kwestia zupełnie opcjonalna). Na najbardziej wytrwałych czeka również opcja przechodzenia zaliczonych plansz na czas, jednak tutaj okazuje się, że mechanika gry nieszczególnie dobrze pasuje do żyłowania wyników (fizyka świata, element przypadkowości). W menu głównym znajduje się również prosta minigra w stylu UFO-Catcher, gdze za pomocą metalowego uchwytu wyławiamy różne LocoRoco z "koszyka". Atrakcji jest zatem naprawdę wiele.

Mała gra na dużym ekranie

Nie da się ukryć, że zarówno recenzowaną produkcję, jak i nadchodzące Patapon przenieść na duży ekran było stosunkowo łatwo, gdyż oryginalna wizja artystyczna i rysowana oprawa skutecznie te gry "zakonserwowały". Efekt jest taki, że na LocoRoco Remastered patrzy się z przyjemnością, pomimo faktu, iż platformą docelową było PSP. Standardowy model PlayStation 4 wyświetla grę w 1080p i sześćdziesięciu klatkach na sekundę, z kolei posiadacze Pro oraz stosownych telewizorów otrzymają obraz w natywnej rozdzielczości 4K. Dźwięk przystosowano do współczesnych odbiorników, dodano wibracje w DualShocku 4, gra otrzymała także wszystkie funkcje dedykowane tytułom z PS4, tj. Share Play, Remote Play oraz obsługę trofeów, z platynowym pucharkiem włącznie. Jedynym felerem są króciutkie wstawki pomiędzy kolejnymi światami - widać, iż przeniesiono jest żywcem z konsoli przenośnej i nie zachwycają jakością. Szkoda, że producent nie zaimplementował żadnych dodatków. Rozumiem, iż w przypadku prostego remastera nie chciano ingerować w kod gry, ale brak wywiadów z twórcami, starych zwiastunów czy choćby galerii z grafikami koncepcyjnymi już trudniej wytłumaczyć. Jako że bohaterowie śpiewają i rozmawiają w fikcyjnym dialekcie, problem bariery językowej praktycznie nie istnieje, jednak brak polskich napisów w menusach wskazuje, że całe wydawnictwo jest dla wydawcy bardziej formą fanserwisu niż okazją do sporego zarobku.

I tak właśnie sugeruję podchodzić do tej propozycji. Jako do odkurzonego na prośbę fanów handheldowego klasyka, do dziś broniącego się lekką rozgrywką i oryginalnym art-style'm. Dobrze odgrzany kotlet, idealny w przerwie między kolejnymi rozbudowanymi i "technicznymi" tytułami, takimi jak Nioh czy NieR: Automata.

PS. LocoRoco Remastered ukaże się w wersji pudełkowej 22 czerwca, ale tylko w Japonii.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry LocoRoco Remastered

Atuty

  • Oryginalna rozgrywka
  • Dla pań i panów, starszych i młodszych
  • Sporo atrakcji dla fanów masterowania
  • Art-style, poprawiona oprawa
  • Ścieżka dźwiękowa

Wady

  • Mimo wszystko - prosty port z PSP
  • Brak jakichkolwiek dodatków
  • Wstawki w niskiej rozdzielczości

Solidny remaster małego hitu z PSP. Po jedenastu latach od premiery wciąż warto zagrać, tym razem na PlayStation 4.
Graliśmy na: PS4

Michał Włodarczyk Strona autora
cropper