PaRappa the Rapper Remastered - recenzja gry

PaRappa the Rapper Remastered - recenzja gry

Roger Żochowski | 11.04.2017, 10:35

Nie tyka się legendy! Zwłaszcza jeśli zamierza się odwalić taką fuszerkę jak w przypadku remastera Parappa the Rapper. Sentyment wciąż nie pozwala przejść obok tytułu obojętnie, ale słynny rapujący pieseł został potraktowany jak bezdomny kundel. 

Gdy usłyszałem, że jeden z najbardziej znanych przedstawicieli gier rytmicznych z Szaraka trafi na PS4 byłem wniebowzięty. Parappa the Rapper to gra mojego dzieciństwa, którą najpierw katowałem na czarnym demie młócąc do znudzenia rap Mistrza Cebuli, a następnie masterowałem wszystkie utwory w pełnej wersji gry. Słynny rapujący pies to jedna z ikon pierwszego PlayStation i z tego choćby powodu należało potraktować materiał źródłowy z szacunkiem.

Dalsza część tekstu pod wideo

Kick! Punch! It's all in the mind

Jeśli jakimś cudem ktoś nie zna marki to spieszę z wyjaśnieniem, bo na przestrzeni 20 lat gra praktycznie nic się nie zmieniła. Tytuł opowiada losy humanoidalnych zwierzaków i roślinek, które żyją sobie w równie zwariowanym mieście i przeżywają kolejne perypetie. Tytułowy Parappa to pies zakochany w niejakiej Sunny, który na kolejnych poziomach stara się zdobyć jej serce konkurując z bogatym i przystojnym amantem oraz borykając się z różnymi przyziemnymi sprawami. Jak choćby rozwolnieniem, które dopadnie go w najmniej oczekiwanym momencie. Karykaturalny styl graficzny wciąż potrafi wywołać uśmiech na naszych twarzach. 

Zasady gry są proste jak wypas owiec. Na każdym z sześciu poziomów musimy powtarzać kwestie wokalne i trafiać w rytm wciskając odpowiednie przyciski pojawiające się na ekranie. Od tego jak nam idzie ocena naszego rapu idzie w górę lub dół. Żeby jednak osiągnąć najwyższą notę (Cool), trzeba nie tylko trafiać w odpowiednie guziki, ale też improwizować, czyli pokusić się w odpowiednich momentach o freestyle. Gdy zaś mylimy słowa, albo gubimy rytm nota spada na 4-stopniowej skali do Awful i zanim się obejrzymy musimy zaczynać kawałek od nowa. To jakby nie patrzeć protoplasta gier rytmicznych, choć patrząc na dokonania w tym gatunku dziś wygląda trochę ubogo. Momentami jest też trudno, a nawet bardzo trudno, co niestety nie zawsze jest zasługą gry, o czym za chwilę. 

Jak wspomniałem tytuł na każdym kroku tryska absurdalnym humorem. Na kolejnych poziomach Parappa rapując uczy się jeździć samochodem, sprzedawać rzeczy na targu czy gotować. Za każdym razem towarzyszy nam zwariowany trener, który rapuje we własnym niepowtarzalnym stylu. Choćby atakujący słowami jak karabin maszynowy łoś będący egzaminatorem na prawo jazdy czy jaszczurka rastafarianin sprawiająca wrażenie, jakby nigdy nie rozstawała się z blantem. Klimat lat 90. momentami daje nam solidnego plaskacza. Utwory wciąż wpadają w ucho i są po prostu genialne. Problem w tym, że autorzy remastera nie pokusili się o dodanie choćby jednego kawałka. Pomijam opcję add-on (wprowadzoną już bodajże na PSP), gdzie można odblokowywać nowe podkłady muzyczne, choć sam rap się nie zmienia. Ba, nie dodano nowych trybów, postaci, czegoś, co zachęciłoby osoby mające w małym palcu oryginał do zainwestowania w grę jeszcze raz. Tym samym cała produkcja składa się z sześciu poziomów, które pękają w niecałą godzinę. Potem możemy powtarzać już zaliczone plansze pobijając rekordy, próbując zdobyć noty Cool i zapisując powtórki z najbardziej udanych występów, ale to wciąż mało.

Remaster tylko z nazwy?

Zmian jest więc niewiele, ale nie to jest najgorsze w odświeżonych przygodach Parappy. Autorzy byli tak leniwi, że wszystkie scenki pojawiające się w grze zostały żywcem przeniesione z pierwszego PlayStation i wyświetlane są w niskiej rozdzielczości na mniejszym ekranie. To co na kineskopie wyglądało fajnie, na LCD woła o pomstę do samego Kratosa. Płaskie postacie w połączeniu z niewyraźną oprawą wypadają koszmarnie. Co więcej w grze dokucza nam straszny lag. Już w oryginale był on odczuwalny, ale na telewizorach LCD problem jest przeogromny. Jeśli w naszych odbiornikach input lag nie jest imponujący gra może wręcz stać się niegrywalna (nie dodano żadnej opcji kalibracji), gdyż w komendy będziemy musieli trafiać na ślepo, albo ucząc się wyczuwać opóźnienie. Nic tak nie frustruje jak fakt, że robisz coś dobrze, a przez partactwo dewelopera zaczynasz zabawę ciągle od nowa. Poziom, w którym gotujemy z kurczakiem to przez laga istny masochizm, przez który przebrnąłem z marną satysfakcją wciskając przyciski jak popadnie i mając w poważaniu rytmikę. Pomóc mogą różne ułatwiacze dodane do remastera, które ustawimy w przedpotopowym i niezmienionym praktycznie menu, po którym poruszamy się jak po labiryncie. Jak choćby opcję dodania wibracji do naszego rapu (Feel the beat), czy lepszy i ułatwiający trafianie w przyciski wskaźnik rytmu (See the beat). Jest też opcja Easy Mode dla lamerów, gdzie jednak możemy spróbować sił tylko w trzech z sześciu kawałków. 

Co trzeba pochwalić to fakt, że grafika na kolejnych poziomach dzięki rozdzielczośc FULL HD i i lepszym teksturom wygląda naprawdę fajnie. Rapujące, soczysto-kolorowe postacie ogląda się z ogromną przyjemnością, a masa zabawnych sytuacji wzbudza salwy śmiechu tak u grającego jak i osób obserwujących jego poczynania. Oczywiście jeśli weźmiemy pod uwagę prostą koncepcję łączącą grafikę 3D z 2D i bardzo kreskówkowy styl, który nie ocieka detalami i już w czasach Szaraka nie wyciskał z konsoli ósmych soków. Chwilami jednak zapominałem o niechlujstwie autorów remastera przenosząc się wspomnieniami do ery Szaraka. Po wyłączeniu konsoli nuciłem pod nosem kolejne utwory co tylko świadczy o ich ponadczasowości. Ba, w opcjach można sobie nawet zmienić ekran na 4:3 jak w starych kineskopach, choć przydałby się do tego też odpowiedni filtr. 

Na koniec mały paradoks. Choć gołym okiem widać, że jest to remaster stworzony po linii najmniejszego oporu, próbuję zaliczyć każdy kawałek na Cool bawiąc się przy tym przednio i przyjmując na klatę nawet irytującego laga. Zawartość Parappy przypomina dobrego indyka - nie imponuje, ale ma w sobie jakiś magnes, który przyciąga do ekranu. A może to ten cholerny sentyment? Może brakuje mi gier rytmicznych, zwariowanego PSXowego klimatu? A może mimo upływu lat to po prostu wciąż fajna gra? Chyba wszystko po trochu. Ale za spartolenie remastera powinno się kogoś wykastrować. Tak dla przykładu. 

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry PaRappa the Rapper Remastered

Atuty

  • Ścieżka dźwiękowa wciąż rządzi
  • Postacie trenerów
  • Humor i nostalgiczny klimat
  • Plansze wyglądają dobrze na PS4

Wady

  • Okropne cut-scenki
  • Archaiczne menu
  • Problemy z opóźnieniami
  • Praktycznie brak nowości

Kiepski remaster wciąż bardzo fajnej gry. Utwory i trenerzy ryją beret, ale lag i lenistwo twórców odbierają sporo przyjemności z zabawy.
Graliśmy na: PS4

Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper