Metroid Prime: Federation Force - recenzja gry

Metroid Prime: Federation Force - recenzja gry

Kryspin Kras | 25.08.2016, 12:12

Kiedy Nintendo ogłosiło nową odsłonę Metroida, świat wstrzymał oddech. Kiedy Nintendo pokazało czym jest nowy Metroid – świat zwariował i ludzie wyszli z pochodniami i widłami na Nintendo. Czy Federation Force jest aż tak wielką abominacją trzydziestoletniej już marki? Czy może to raczej niewinny spin-off?

Na pytania zadane we wstępnie dość łatwo odpowiedzieć i odpowiem na nie już teraz, tutaj, bo to jest najważniejsze zagadnienie dla fanów serii i bez sensu, by przebijali się przez kolejne kilka akapitów by poznać ostateczny werdykt. A więc... Czy Federation Force to Metroid jakiego chcieliśmy? Krótko i dosadnie – NIE. Z punktu widzenia fana Metroida – ten tytuł nie ma żadnego elementu definiującego cały gatunek zapoczątkowany przez pierwszą wizytę Samus Aran na planecie Zebes. Nie jest też dobrą grą, ale o tym poniżej.

Dalsza część tekstu pod wideo

Metroid Prime: Federation Force opowiada nam historię, która ma miejsce wkrótce po zakończeniu Metroid Prime 3. Galaktyczna Federacja postanowiła uruchomić projekt mający na celu wyszkolenie żołnierzy do obsługi wielgachnych mechów by utrzymać porządek w galaktyce i w celu treningu wysłała mały oddział do systemu Bermuda składającego się z trzech planet – mroźnego Excelcion, industrialnej Talvanii oraz pustynnego Bionu. Naturalnie, zwykły trening przekształca się w znacznie poważniejsze zadanie, ściśle związane z kolejnym planem kosmicznych piratów. Historia gry zdecydowanie nie odgrywa tu najważniejszej roli, a ona sama jest przedstawiana w postaci krótkich tekstowych wstępów na początku misji oraz podsumowania po jej zakończeniu. 

Mechem przez świat

Choć w tle historii pojawia się znana i lubiana Samus Aran, my, jako gracz wcielamy się w jednego z wielu żołnierzy sterującym mechem. Latamy tam gdzie nam Federacja każe i robimy co do nas należy. Zapomnijcie o zwiedzaniu jednej gigantycznej mapy z mnóstwem sekretów, backtrackingu, skrótów i zablokowanych przejść. Nie znajdziecie w Federation Force niczego co niejako definiuje Metroida. Cała gra została podzielona na misje, które odblokowujemy najczęściej trójkami (po jednej na każdą planetę), jednocześnie oferując graczu delikatną swobodę w wybieraniu kolejnego celu. Zadania rozgrywane są na małych mapach a ich ukończenie zajmuje od kilku do kilkunastu minut, nigdy nie przekraczając 15-20. Zadania są zróżnicowane, praktycznie każda misja wymaga od nas czegoś innego, albo rozwiązania prostej zagadki zręcznościowo-logicznej z turlaniem kuli pociskami z naszego blastera, albo bronienie pozycji, albo zgarnięcie jakiegoś artefaktu, czy wreszcie – walka z bossami. Raz na jakiś czas zdarzy się, że zamiast tradycyjnej misji przyjdzie zmierzyć nam się z bossem i przynajmniej ci zachowują jakieś połączenie do bardziej klasycznych odsłon serii. Walki są wymagające, trzeba znaleźć sposób na przeciwnika i wykorzystywać swoje otoczenie i umiejętności.

Przed wyruszeniem na misje będziemy mogli zmodyfikować lekko naszego mecha, uzbrajając go w dostępne rodzaje amunicji, pełniące tutaj rolę dodatkowych broni, wymienić MODy tudzież zmienić skin robota. Po uzbrojeniu się, gra przerzuca nas na odpowiednią planetę by rozpocząć zadanie. Każda misja jest punktowana, nagradzane jest wykorzystywanie specjalnej amunicji, zabijanie wrogów, używanie charge shota i tak dalej, a przebijając progi punktowe zdobywamy kolejne medale do kolekcji. Medale nie służą do niczego, oprócz odblokowania dodatkowych slotów na MODy, więcej miejsca na amunicję oraz skiny dla naszego mecha. Czym są MODy? Są to moduły ulepszenia naszego mecha, wraz z progresem w grze będziemy mogli założyć do trzech takich naraz. Większość takich modułów jest jednorazowego użytku z pewnymi drobnymi wyjątkami, a dają one nam bonusy w stylu szybszego strzelania, bardziej pojemnego magazynka czy wspomagania leczenia. Choć wydają się trywialne, MOD uzdrawiający nas do pełni zdrowia przy „zgonie” niejednokrotnie uratował mi tyłek z opresji. Wspomniane moduły są poukrywane w różnych miejscach na mapie i przynajmniej tutaj czuć lekkie wspomnienie po Metroidzie, gdyż najczęściej trzeba znaleźć sposób by do MODa się dostać. 
Jako, że misje są punktowane, naturalnym jest, że możemy do nich wracać by pobijać swoje rekordy. Dodatkowo, każda misja ma jeden dodatkowy cel oraz próg czasowy do pobicia. Jeśli uda nam się wykonać bonusowe zadanie tudzież pobić rekord czasowy dostaniemy kolejny bonus do punktów. 

Mech mechowi mechem

Nie wspomniałem jeszcze słowem o najbardziej kontrowersyjnej rzeczy w Metroid Prime: Federation Force, a mianowicie – trybie multiplayer. Celowo unikałem tego tematu wcześniej, gdyż, pomimo że to tytuł skoncentrowany głównie na rozgrywce wieloosobowej – całą grę możemy przejść samotnie i szczerze? Bardziej polecam właśnie grać samemu. W multiplayerze rozgrywamy dokładnie te same misje i możemy płynnie przechodzić z singla do multi, gdyż progres obu jest łączony. Naraz możemy grać do czterech graczy, co choć potrafi ułatwić niektóre sekcje gry (np. bardziej wymagające potyczki), tak w moim przypadku – zwyczajnie frustrowało z powodu niekompetencji towarzyszy i braku jakiejkolwiek formy komunikacji głosowej. Jasne, gra ma zaimplementowany system komend pod krzyżakiem i pod osobnym menu, jednak to zdaje się praktycznie na nic, kiedy kolega z zespołu nic nie ogarnia i lata bezsensu po mapie, bezmyślnie irytując pozostałych. Dobrze, że jednego takiego delikwenta wywaliło z rozgrywki, gdyż po pierwsze – zniknął irytujący gość, a po drugie – miło, że twórcy gry przewidzieli taką sytuację i rozgrywkę możemy nadal kontynuować o jednego członka mniej. Wywalony delikwent zostaje automatycznie „przeniesiony” na swojej konsoli do singlowej wersji kampanii dokładnie w miejscu w którym został rozłączony. Nie wątpię, że rozgrywka wieloosobowa potrafi dostarczyć mnóstwo radości, ale w tym wypadku trzeba albo wyposażyć się w coś do komunikacji głosowej, bądź grać w lokalnej rozgrywce ze znajomymi.

W rozgrywce wieloosobowej każdy z graczy nabija swoje własne punkty, które liczą się do wspólnej puli wszystkich graczy, dlatego może być łatwiej niektórym w ten sposób zdobywać medale. Dodatkowo, dochodzi tutaj mały element rywalizacji, gdyż osoba z najwyższą liczbą punktów będzie miała pierwszeństwo w wyborze MODa, pośród tych, które znaleźliśmy w trakcie misji. Drugą osobą w kolejce jest ta na drugim miejscu i tak dalej, aż wyczerpie się pula MODów. 
Niestety, choć sama rozgrywka działa bezproblemowo, nawet kiedy gramy z ludźmi zza oceanu, tak muszę ponarzekać ślamazarność między misjami. Trzeba odczekać kilka/naście sekund aż naliczy punkty po misji, trzeba poczekać aż każdy wybierze MODy, trzeba poczekać aż każdy obejrzy cutscenki przed i po misji, trzeba poczekać aż każdy się uzbroi... Czekać, czekać, czekać, szlag człowieka trafia wtedy. 

W Federation Force czeka na nas również dodatkowa gra – Blast Ball, silnie inspirowana Rocket League, w której dwie drużyny po 3 mechy próbują strzelić 3 gole drużynie przeciwnej. Po każdym golu, bramka przeciwnika delikatnie się zmniejsza, utrudniając zadanie. Sama gra jest dostępna również osobno od jakiegoś czasu za darmo do pobrania z eShopu, więc jak ktoś jest zainteresowany to zachęcam do testów. Mnie osobiście nie porwała. Rozgrywka jest powolna, ślamazarna i nieemocjonująca.

Mech ślamazarny, mech niewygodny, mech nudny ale ładny

Pomijając fakt, iż każda misja jest niejako unikalna i pomysłowa, tak sama rozgrywka jest zwyczajnie nudna. Nasz robot porusza się straszliwie wolno, a samo sterowanie momentami woła o pomstę do nieba. Posiadacze zwykłego 3DSa bez CirclePad Pro będą zmuszeni do niewygodnego sterowania w stylu tank controls – przesuwanie CirclePadem w lewo/prawo przesuwa kamerę w odpowiednim kierunku, a wychylanie w przód/tył porusza robotem do przodu i tyłu. Celowanie zostało kiepsko skopiowane ze Splatoona, gdzie naciskając lewy bumper uruchamiamy akcelerometry i celujemy poruszając konsolą, co w przypadku klasycznego modelu 3DSa automatycznie zmusza nas do wyłączenia trybu 3D. Drugim trybem sterowania, dostępnym dla N3DSów lub dla klasyków z przystawką jest już bardziej tradycyjne sterowanie postacią lewym analogiem a celowanie drugim. Możemy automatycznie namierzać wrogów i poprzez wychylanie konsoli wycelować dokładnie np. w głowę pirata. Nasze roboty potrafią również skakać i przez moment latać, dodatkowo potrafią robić szybkie uniki w lewo/prawo, jednak te, zamiast do uników, częściej stosowałem do zwykłego szybszego przemieszczania się po mapie inspirując się straferunningiem z klasycznego DOOMa. 

Wspominałem wyżej o tym, że nasz mech jest zaopatrzony w blaster. Jest to jego jedyna broń, ale możemy w trakcie misji bądź przed jej rozpoczęciem zaopatrzyć w różnego rodzaju amunicję wspomagającą w stylu rakiet, super rakiet, ogniowych pocisków, elektrycznych, lodowych czy leczących. Klasycznym trybem strzelania jest pojedynczy strzał z blastera, a przytrzymanie przycisku odpowiedzialnego za strzał jest ładowanie charge shota. W trakcie walki z mnóstwem przeciwników będziemy więc najczęściej zmuszeni do szalonego naciskania prawego bumpera 3DSa w celu ciągłego strzelania blasterem i gwarantuje Wam, że po 5 minutach będziecie mieli dość i Wasz palec wskazujący będzie błagał o litość. Samo celowanie, nawet przy użyciu prawej gałki jest bardzo niewygodne i niedokładne, więc korzystanie z auto-aima będzie wręcz wymagane by jakoś sobie dawać radę.

Graficznie Metroid Prime: Federation Force daje radę. Jest to jedna z najładniejszych trójwymiarowych gier na 3DSa jednocześnie zachowując stałą płynność rozgrywki. Każda z trzech planet charakteryzuje się własnymi krajobrazami, budynkami, przeciwnikami i lokacjami. Modele postaci, choć są mocno karykaturalne i zazwyczaj ubogie w szczegóły to dają radę. Muzycznie i dźwiękowo również jest dość solidnie, czuć Metroidowe korzenie, chociaż muzyka przy wstępie i podsumowaniu misji jest zawsze ta sama i potrafi nużyć już po trzecim razie. 

To nie Metroid którego szukasz

Nigdy nie byłem wielkim fanem serii Metroid, ale specjalnie przed podejściem do recenzowania Federation Force zagrałem w Super Metroida, AM2R oraz pierwszego Prime'a by zrozumieć żale fanów. Doskonale ich rozumiem i również z nimi ubolewam nad faktem, że nowa odsłona serii nie ma wiele wspólnego z oryginałem. Najbezpieczniej byłoby uznać, że Federation Force to nieszkodliwy spinn-off, robiony na boku by udobruchać nas przed premierą pełnoprawnej nowej odsłony cyklu, jednak nawet w takiej sytuacji nie mogę powiedzieć by gra broniła się sama. Federation Force to bardzo kiepski Metroid jednocześnie będąc dość średnią grą w ogóle. Nasza postać jest dość ślamazarna, a sama rozgrywka nudna i powtarzalna. W ogóle nie odczuwa się jakiegokolwiek rozwoju postaci czy przywiązania, sterowanie jest kiepskie, multiplayer, choć jest głównym trybem gry zwyczajnie nuży i irytuje przez brak komunikacji głosowej. Z żalem więc muszę donieść, że jeśli prace nad normalnym Metroidem są zależne od przyjęcia przez rynek tej części to może być ciężko o kolejną przygodę Samus. W tym miejscu wypada mi wspomnieć o zakończeniu gry i ostatnim bossie. Jest nim [spoiler] sama Samus, z wypranym mózgiem, złapana przez piratów. Pokonanie Samus jako symboliczne zabicie serii Metroid? [/spoiler]

Jeśli chcecie dobrego Metroida – zagrajcie w AM2R albo Axiom Verge.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Metroid Prime: Federation Force

Atuty

  • Grafika
  • Muzyka
  • Różnorodność misji

Wady

  • Niewygodne sterowanie
  • Nuda pomimo różnorodności
  • Ślamazarny multiplayer
  • To nie jest Metroid!

Federation Force nie jest ani dobrym Metroidem, ani dobrą gra. Jest to zwyczajnie średnia strzelanka z niewykorzystanym potencjałem. Rozgrywka jest nudna, sterowanie niewygodne, multiplayer irytuje.
Graliśmy na: 3DS

Kryspin Kras Strona autora
cropper