Pokkén Tournament - recenzja gry

Pokkén Tournament - recenzja gry

Igor Chrzanowski | 28.03.2016, 15:30

Najlepszym być naprawdę chcę
Jak nigdy dotąd nikt
Zdać muszę ważny test
Wyszkolić wszystkie z nich
Kraj przemierzę wzdłuż i wszerz
Znajdę w sobie moc
Świat pokémonów zrozumieć chcę
odnajdę wszystkie bo...

Gdy usłyszałem, że twórcy jednej z najważniejszych serii mordoklepek w historii jaką jest Tekken, zabierają się za stworzenie gry o pokémonach, które mających jeszcze większe znaczenie dla naszej branży, popadłem w niesamowity zachwyt i hype.

Dalsza część tekstu pod wideo

Odpowiedzialny za Turniej Żelaznej Pięści Katsuhiro Harada, postanowił spróbować swoich sił w czymś nowym, próbując przy tym wprowadzić świeżość zarówno do uniwersum kieszonkowych stworków, jak i gatunku bijatyk jako całości. Tak oto powstał pomysł na stworzenie Pokken Tournament.

W grze trafiamy do regionu Ferrum, gdzie w czterech stosownych ligach walczą ze sobą lokalni trenerzy pokémon. Jednakże spokojne zawody zakłóca co jakiś czas nieznany przybysz przypominający mroczną wersję Mewtwo, który wysysa z Ziemi tak zwaną Gaia Power, umożliwiającą zawodnikom kontakt ze swoimi pupilami podczas bitwy. Jak zwykle, to my musimy ocalić świat.

Ale jak to już w bijatykach bywa, historia jest jedynie pretekstem do rozpoczęcia serii emocjonujących walk. Dużym plusem programu jest to, że całe menu, zostało przedstawione w postaci mapki i miast, do których należy się udać aby rozpocząć dany tryb zabawy. Tak więc w Techne City będziemy mogli poćwiczyć i poznać podstawowe zasady mechaniki rozgrywki, w Tellur Town stoczymy pojedynki „Single Player”, na Wyspie Selen pobijemy się z kolegą siedzącym obok, w Neos City wejdziemy w starcia internetowe, zaś na Stadionie Ferrum czekać na nas będą Ligi.

W Starym Ferrum mamy też swoją siedzibę, w której to możemy zmienić ustawienia gry, wygląd naszego awatara, dobrać turniejowego pokémona, a nawet zmienić łaszki naszej kompance o imieniu Nia.

Niestety już przy pierwszej potyczce Pokken Tournament ujawnia jedną ze swoich dwóch wad – śmiesznie małą liczbę grywalnych zawodników, których na start jest 14, zaś docelowo tylko 16. W kanonie mamy ponad 700 stworków, a oni rzucili się tylko kilkunastoma. Dość ciekawy, a na pewno świeży w gatunku, jest system walki, łączący to co ma najlepszego Tekken z mechanikami takich produkcji jak na przykład Naruto.

Zanim wkroczymy na arenę, musimy oczywiście wybrać swojego wojaka. W składzie mamy takie tuzy jak Pikachu, Charizarda, czy też Gengara, po nowsze dziwadełka pokroju Chandelure. Następnie przechodzimy do ekranu tak zwanych supportów, których jest aż 15 par. Wspomagający milusińscy zostali podzieleni na trzy klasy – ofensywna, defensywna i buffująca. Jak się można domyślić dwójki są łączone, tak aby urozmaicić wachlarz opcji taktycznych, a dodatkowo czas ładowania się pasków ich aktywacji różni się w zależności od ruchu i jego mocy, jaki wykona dany pokémon.

Aby tego było mało, do wyboru mamy jeszcze kilka wariantów „dopingu”, jaki stosuje podczas walki Nia. Jej zadanie jest proste – w czasie trwania rundy jest zarówno jej komentatorem jak i informatorem o stanie wszystkich wskaźników, zaś w 10 sekundowych przerwach pomiędzy nimi, wspiera nas, co ma z kolei przełożenie na przykład na wypełnienie pasków supportów.

Nareszcie możemy przystąpić do boju! Jak już wspomniałem, system został skonstruowany tak, aby połączyć najlepsze elementy dwóch podgatunków bijatyk i złączyć je w jedną perfekcyjną hybrydę. Zespół Katsuhiro Harady zaimplementował w grze dwie fazy bitewne – 3D (Field Phase) gdzie możemy biegać po całej arenie i 2D (Duel Phase), w której to bijemy się podobnie jak w Tekkenie w jednej linii. Ważne jest to, że pomiędzy fazami przenosimy się bardzo dynamicznie, jedynie za pomocą paru określonych ciosów, które aktywują przejście.

Ma to również ogromne znaczenie dla mechaniki walki. W części otwartej mamy dostęp do innego wachlarza uderzeń, niż w starciach bezpośrednich. Na dodatek nasze ataki będą miały wtedy różną moc i właściwości. Na przykład gdy wejdziemy w Duel łatwiej przepchniemy wroga w kierunku ściany i go tam zatrzymamy, jednak gdy pobijemy go zbyt intensywnie, ten zostanie od niej odbity i wyląduje na środku pola, a walka przejdzie w Field Phase.

Dzięki doświadczeniu deweloperów, całość została skonstruowana tak, aby niemożliwym stało się nieuczciwe zagrywanie tylko jednym, zbyt potężnym typem uderzeń. Jest tak dlatego, że system działa na zasadzie gry w kamień-papier-nożyce. Do dyspozycji mamy trzy rodzaje ciosów: normalny (N), kontratak (K) i łapanie (Ł), zaś tak zwana metoda Trójkąta Ataków opiera się o następujący schemat: N bije Ł, Ł bije K, a K bije N. Ponadto nawet podczas trzymania blokady nie możemy czuć się w pełni bezpiecznie, ponieważ tradycyjnie możemy zostać złapani, a do tego nasza tarcza ma ograniczoną wytrzymałość. Aby tego było mało, to mocniejsze ataki mimo wszystko potrafią nas zranić – jednakże nigdy nie mogą nas wtedy dobić.

Dobrą metodą na wybicie rywala z rytmu jest także odparcie jego ataku kontrą, po czym jej natychmiastowe anulowanie i przeprowadzenie innego rodzaju natarcia. Kluczową rolę dla każdej walki mają tak zwane Synergy Bursty, czyli aktywowane po wypełnieniu się odpowiedniego paska mega ewolucje (bądź w przypadku tych pokémonów, które ich nie mają, zwykłe wściekłe formy) dzięki którym nasz wojak staje się X razy potężniejszy.

Wtedy to dopóki jego siła się nie wyczerpie, może uruchomić sekwencję super ataku. Aby takowy ruch specjalny się powiódł musimy naraz wcisnąć triggery L i R, by postać wykonała cios inicjujący animację. Jeśli chybi, „to po ptokach”, lecz gdy trafi, to jedną taką akcją zbije przeciwnikowi nawet i ponad 200 punktów zdrowia. Ważne jest tu także to, że całość może zostać zablokowana zwykłą tarczą, więc musimy dobrze przemyśleć swoje działanie.

Nieco mniej istotne, choć wciąż potrafiące przesądzić o wyniku starcia są pokémony wspomagające. Te jak już pisałem wybieramy je przed walką. Przed rozpoczęciem się każdej z rund decydujemy, który z dwóch wybrańców pójdzie z nami w bój. Wtedy to musimy odczekać odpowiednią ilość czasu, aby jego pasek się wypełnił, po czym możemy przyzwać go na pole bitwy aby nas obronił, dopakował mocą, uleczył, a nawet zaatakował wroga. Niestety, nie rozumiem trochę czemu wiele z tych supportów nie stało się postaciami grywalnymi, skoro mają taki potencjał. Rozumiem, że Magikarp to się na arenę nie nadaje, ale na przykład taki Cubone jest idealny.

Po odbytym pojedynku nasz pupil otrzymuje określoną ilość punktów doświadczenia, dzięki czemu może podnieść swoje umiejętności aż do 100 poziomu. Przy wbijaniu następnego Skill Levelu możemy rozdać jedno oczko do jednej z czterech statystyk – ataku, obrony, paska Synergy oraz strategii.

Jeśli lubicie grać przez Internet, będziecie równie zachwyceni, co typowi singlowcy, bowiem gra przewiduje dla nas dwa tryby zabawy online. Na luźno, bez rankingów i dla przyjemności oraz starcia rankingowe, w których pniemy się w górę od rangi E5 do A1. Co miesiąc będą również prezentowane aktualne, osobne, tabelki graczy, którzy uzbierali najwięcej punktów i zwycięstw. Dodatkowo matchmaking – nawet 3 godziny po oficjalnej premierze w eShopie – trwał mniej niż 3 sekundy. Trzy króciutkie sekundy. Tak to się robi konkurencjo!

Jak na porządną bijatykę przystało, w Pokken Tournament znajdziemy także wiele ciekawie zaprojektowanych plansz. Ba, rzekłbym nawet, że wykonano je mistrzowsko, ponieważ są genialnym ukłonem w stronę fanów. Dosłownie każda z aren jest na tyle unikalna i na tyle wypełniona małymi dekoracjami stworzonymi z pokémonów, że samo ich obserwowanie i poznawanie sprawia równie dużo frajdy, co skopanie rywali wściekłym Pikachu.

Gdzieś w oddali widać rollercoasterowy wózek w kształcie Caterpie, w innym miejscu stoi Jigglypuff, na wejściowym szyldzie na arenę siedzi stadko Pidgey, w stajni wzniośle prezentuje się ognisty Rapidash, w Dojo stoją Mokujiny, zaś w domu strachów Pikachu bawi się z grupką Pichu. Każdy taki dojrzany smaczek daje masę radości. Gdy ogrywałem Pokkéna z kolegą lokalnie, specjalnie najpierw zamiast się tłuc, to oglądaliśmy całą arenę.

Za zarabiane podczas swojej przygody pieniądze, w specjalnym sklepiku w „Moim Mieście”, możemy modyfikować wygląd swojego awatara. Zmienimy mu tam imię (darmo), fryzurę, główny strój, dodatki, słuchawkę AR, anime-otoczkę, a nawet znaki szczególne twarzy, takie jak na przykład piegi. Tutaj też wkracza standardowa już dla gier Nintendo zabawa z Amiibo, lecz niestety z racji, że jestem totalnym biedakiem i posiadam tylko jedno, opiszę wam to w skrócie. Otóż każdą figurkę jaką posiadamy, możemy raz dziennie przyłożyć do padleta, dzięki czemu będziemy otrzymywać unikatowe bonusy, przedmioty, tytuły, a nawet pokézłoto. W moim przypadku Marian przekazał mi gwiazdkowe tatuaże na twarz oraz kilka paczek forsy.

[ciekawostka]

Graficznie tytuł jest naprawdę świetny. Niektórych mogą trochę kłuć w oczy nieco rozmyte tekstury pokémonów oraz mało wyraziste elementy tła, lecz w ferworze walki to wszystko nie ma znaczenia. Liczy się stałe 60 klatek na sekundę (30 w grze lokalnej, bo konsola generuje dwa osobne obrazy) oraz przepiękna kolorystyka i design. Na wielką pochwałę zasługują również animacje, które zostały zrealizowane bardzo pieczołowicie i są tak dobre, że siedząc przed telewizorem ma się wrażenie jakby się oglądało film, a nie grę na sprzęcie o mocy rodem z poprzedniej generacji.

Muzycznie Pokkén daje radę. Wszystkie melodie są klimatyczne, pasują do danej scenerii i wprowadzają odpowiednią atmosferę, co jest miłą odmianą w stosunku do bezbarwnych pseudoutworów z TTT2. Jeśli zaś chodzi o błędy, to w sumie nie doświadczyłem absolutnie żadnych! Jedynymi dwiema wadami gry są: wspomniana już śmiesznie mała ilość grywalnych zawodników (oby w przyszłości dano więcej) oraz trochę zbyt mała „spektakularność” kampanii.

Bardzo brakowało mi chociażby tego, aby stworzony przeze mnie awatar z okrzykiem na ustach wyrzucał na arenę pokéballa. Zaś przy „ceremonii” wygrania danej Ligi, która jest ukazana jedynie obrazkiem z TOP 3 trenerów, nie było żadnej celebracji – cieszyłbym się nawet z Pikachu wskakującego na jakiś pucharek, a tu nic.

Pokkén Tournament jest zdecydowanie pozycją obowiązkową dla każdego fana Pokémonów, gatunku bijatyk oraz posiadacza stacjonarnej konsolki Nintendo. A dla tych, co zwlekają z jej kupnem jest także idealnym pretekstem do rzucenia w Japończyków pieniędzmi, na które tak bardzo zasługują. Pika Pika!

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Pokken Tournament

Atuty

  • Świé​żość w gatunku - fazy
  • Świé​tny balans rozgrywki
  • "Trójkąt Ataków"
  • Projé​kty aré​n
  • Pokémony wspomagającé
  • Pé​rfé​kcyjna struktura sié​ciowa
  • Poté​ncjał drzé​miący w marcé​

Wady

  • Za mało grywalnych pokémonów
  • Kampanii fabularnéj brakujé​ trochę bogatszé​j otoczki

Gdy wyzwanie rzuci los Z odwagą stań i walcz! To co ci odebrał ktoś odzyskasz jeśliś chwat Ze mną chodź już nadszedł czas nikt nierówny nam Już zwycięstwa czujesz smak to zawsze był nasz plan Brać i grać! Pika Pika!
Graliśmy na: Wii U

Igor Chrzanowski Strona autora
Z grami związany jest praktycznie od czwartego roku życia, a jego sercem władają głównie konsole. Na PPE od listopada 2013 roku, a obecnie pracuje również jako game designer.
cropper