Mario & Luigi: Paper Jam - recenzja gry

Mario & Luigi: Paper Jam - recenzja gry

Raja | 06.12.2015, 14:31

Dawno, dawno temu Nintendo wydało na dziadku SNESie grę, która z miejsca zyskała status ponadczasowej produkcji. Super Mario RPG, bo o niej mowa, wprowadziła wąsatego hydraulika do zupełnie nowego świata gier fabularnych – i wielki pikselu, zrobiła to w świetnym stylu.  Moglibyście mnie zapytać jaki to ma związek z recenzowanym tytułem. Cóż – związek jest taki, że Paper Jam to nic innego jak spadkobierca kultowej pozycji z Super Nintendo. Z jednej strony nie dorównujący swojemu przodkowi, z drugiej odzyskujący honor stracony przy okazji Paper Mario i Dream Team Bros.

Mario i Luigi: Paper Jam Bros jest z grubsza tym samym co poznaliśmy przy okazji poprzednich odsłon na handheldy. Całość historii kręci się wokół przypadkowej inwazji na Grzybowe Królestwo, dokonanej przez osobników znanych z uniwersum papierowego Mariana. Jak już się zapewne domyśliliście, zadaniem naszych średnio rozgarniętych hydraulików będzie więc nic innego jak naprawa całego ambarasu i odesłanie swoich płaskich odpowiedników do domu. W efekcie ponownie mamy do czynienia z nieco dziwacznym „erpegiem”, wypełnionym po brzegi mechaniką oraz klimatem rodem z poprzednich odsłon. Taka odtwórczość jest zresztą bardziej zaletą niż wadą gry.

Dalsza część tekstu pod wideo

Nie da się ukryć, że niemalże cały urok Paper Jam Bros leży w niespecjalnie głębokiej historii, przetykanej głupkowatymi liniami dialogowymi oraz przerysowanymi zachowaniami bohaterów – co odbywa się jednak o wiele wdzięczniej niż w poprzednim Dream Team Bros. Oglądanie takiego lekko absurdalnego spektaklu będzie niemałą gratką dla każdego fana grzybowego uniwersum… przynajmniej w pewnej części. Zauważalnym problemem fabuły jest bowiem fakt, że cała opowieść trzyma się kurczowo swojego rdzenia i pcha nas uparcie ku zbyt przewidywalnemu zakończeniu. Dotychczas większość gier z serii Mario & Luigi rozwiązywała ten mankament to ze sporą gracją i aż szkoda, że tym razem zdecydowano się na nieco łopatologiczną prezentację historii. 

Nie oznacza to jednak, że recenzowany tytuł nie ma swoich momentów. Moim faworytem jest w tym przypadku występ duetu Bowers Junior – Paper Bowser Junior, który wywoływał za każdym ogromnego banana na mojej twarzy. Kontakt bohaterów ze swoimi dwuwymiarowymi odpowiednikami jest zresztą jednym z fajniejszych pomysłów twórców i stanowi spory plus gry. Oglądanie przerażonych trójwymiarem „płaskich” Toadów czy brawurowej ucieczki Paper Peach z klatki to coś, co powinien zobaczyć każdy szanujący się fan Nintendo. Mam nadzieję, że koncern z Kioto pokusi się kiedyś o stworzenie nawet masywniejszego crossovera, dotyczącego także marek spoza uniwersum Mariana. Wyobrażacie sobie RPG-a, w którym kierowalibyśmy jednocześnie Linkiem, wąsatym hydraulikiem i Samus? Marzenia…

Grinding, grinding everywhere

System walki w dużej mierze przypomina to, do czego mieliśmy okazję przyzwyczaić się w poprzednich odsłonach serii Mario & Luigi. Walka odbywa się więc w quasi-turowym systemie, który daje nam jednak zaskakująco sporo swobody także po zatwierdzeniu danej akcji. Przykładem jest tutaj chociażby znany z poprzednich odsłon patent z bonusem do obrażeń czy szybką ripostą na ataki adwersarzy. Kolejną nowością są także kolekcjonerskie karty, wpływające w istotny sposób na przebieg naszych starć. Do naszej dyspozycji  oddano ich maksymalnie 10 ze 120, przy czym nie mamy możliwości samodzielnego wyboru naszego zestawu i jest on losowany indywidualnie przez samą grę. Jeżeli dodamy do tego także specjalne ataki głównych herosów, otrzymujemy w efekcie bardzo dynamiczną rozgrywkę, która wprowadza całkiem świeże spojrzenie na klasyczną mechanikę walki. A przy okazji robi to w efektownym i typowo marianowym stylu – co niestety nie oznacza, że starcia są ideałem.

Znane wszystkim fanom starcia gigantów zostały kompletnie schrzanione z powodu beznadziejnej pracy kamery oraz monotonii walki. Z czasem grę dopada też typowy syndrom zmęczenia kolejnymi konfrontacjami, które wyglądają tak jak te, które toczyliśmy trzy godziny temu. Oczywiście – co chwila spotykamy nowych przeciwników, jednak oglądanie w kółko tych samych animacji i marnowanie naszego czasu na kilkuminutowe potyczki z dużą grupką identycznych stworów jest najzwyczajniej nużące. Do tego standardowi wrogowie dość szybko zamieniają się w jeden wielki festiwal grindowania.

Na ratunek przed rutyną przychodzą nam liczne subquesty, wśród których odnajdziemy min. zróżnicowane zadania, związane z Paper Toadami, wyścig z Yoshim czy łapanie Nabbita. Całość jest wybierana z domku Lakitu, dzięki czemu mamy do czynienia ze schludnym i czytelnym systemem wyboru interesujących nas zadań. Oczywiście nie muszę wspominać, że każde dodatkowe zadanie oznacza zdobycie ekstra punktów za które „dopakujemy” ekwipunek bohaterów.

Niby płasko, a głęboko

Grafika w Mario & Luigi: Paper Jam Bros to w dużej mierze standard, który oglądaliśmy już przy okazji poprzedniego Paper Mario oraz Dream Team Bros. Sprite’y postaci są świetnie animowane i do złudzenia przypominają trójwymiarowe modele – oczywiście nie licząc przybyszów z papierowego uniwersum. Trójwymiarowe otoczenie to z kolei dobra, rzemieślnicza robota. Oprawa wizualna jest więc schludna… ale odnoszę wrażenie, że jednocześnie przesadnie pastelowa i rozmyta. Na szczęście nie mogę napisać złego słowa o muzyce, która trzyma wysoki poziom poprzedniczek i zafunduje nam nawet kilka remiksów klasyków ze starszych odsłon. Tradycyjny jest tutaj także voice-acting – o ile można tak nazwać serię mruknięć, pikania czy włoskich słówek wykrzykiwanych przez duet hydraulików. Nic specjalnego, ale jednocześnie bardzo sympatycznego.

Zniżkowa tendencja gier z Marianem trwała już od jakiegoś czasu - i o ile takie Paper Mario: Sticker Star traktowałem jako wypadek przy pracy, o tyle Dream Team Bros czy Mario Tennis utwierdziły mnie w przekonaniu, że Nintendo nieopatrznie zagubiło tożsamość swojej flagowej maskotki. Tym bardziej cieszy mnie fakt, że Paper Jam Bros jest solidnym kawałkiem kodu – który nie jest pozbawiony wad, ale z drugiej strony zapewnia długie godziny wyśmienitej zabawy. Który potrafi wkurzyć i jednocześnie co chwilę czaruje gracza swoim klimatem. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że przy kolejnym Mario & Luigi (bo chyba nie mamy wątpliwości, że ciąg dalszy nastąpi, prawda?) Big N dostrzeże wszystkie pomysły, które warto rozwijać – oraz które należy wyrzucić na śmietnik historii. Tak czy inaczej –Paper Jam Bros to gra warta grzechu, zwłaszcza podczas długich zimowych wieczorów.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Mario & Luigi: Paper Jam

Atuty

  • Klimat
  • Oprawa audiowizualna
  • Wysokiej klasy humor
  • Zadania poboczne
  • Angażujący system walki

Wady

  • Końcówka gry nieco nuży
  • Zepsute walki gigantów
  • Starcia ze standardowymi przeciwnikami szybko stają się oczywistym grandem

Paper jam Bros to powrót do dobrej formy… któremu jednak nadal nieco brakuje. Niemniej warto, zwłaszcza jeżeli macie ogromną potrzebę dobrego tytułu od Nintendo na nadchodzące święta.
Graliśmy na: 3DS

cropper