Recenzja gry: Divinity: Original Sin Enhanced Edition

Recenzja gry: Divinity: Original Sin Enhanced Edition

Wojciech Gruszczyk | 04.11.2015, 14:02

Wystarczy kilkanaście pierwszych minut, by zadecydować, czy chcecie spędzić w świecie wykreowanym przez Larian Studios kolejne dziesiątki godzin. Twórcy na samym początku serwują nam esencję swojej pozycji, którą później doświadczamy przez kilka kolejnych wieczorów. Ja łaknąłem takiej produkcji od dawna, więc z szerokim uśmiechem na ustach przywitałem odpicowaną wersję Divinity: Original Sin. Bez zbędnych udziwnień, z kilkoma potrzebnymi nowościami i wszystkimi klasycznymi przyjemnościami. 

Na Kickstarterze możecie w zasadzie każdego dnia znaleźć setki ciekawych projektów, które nigdy nie zostaną zrealizowane. Dlaczego niektórzy twórcy z taką łatwością zbierają gotówkę, a inni odbijają się od crowdfundingu na dobre? Larian Studios jest w moim odczuciu idealnym przykładem dewelopera, którego przedstawiciele znają się nie tylko na tworzeniu gier, ale potrafią zrozumieć typowego Kowalskiego. Belgowie nie rozpoczęli akcji z pustymi rękoma, studio wcześniej uzyskało niezbędną gotówkę na przygotowanie tytułu, a Kickstarter pomógł im wyłącznie zrealizować dodatkowe cele. W tej sytuacji gracze wiedzieli, że twórcy już mają odpowiednie zaplecze, a my możemy tylko pomóc w rozwoju ciekawego projektu. Właśnie dlatego Larian zebrało ponad 944 tysiące dolarów, uzyskało gotówkę na 5 celów i w spokoju mogło rozbudowywać swoje dzieło. Gra na komputerach osobistych zebrała sporo pozytywnych opinii, więc ekipa dość prędko zapowiedziała wersję na konsole, aby po chwili wspomnieć o przygotowaniu kontynuacji. Czy to może się nie udać? Po spędzeniu w tym świecie kolejnych godzin jestem przekonany, że akurat ten zespół zasługuje na nasze pieniądze w 129%... Ale zacznijmy od początku.

Dalsza część tekstu pod wideo

Klasyka, klasyka, klasyka... To lubię!

Nie można ukryć, że Divinity: Original Sin to klasyczny RPG, który od początku prezentuje uroki swojego gatunku. Twórcy zdecydowali się na błogi rzut izometryczny, a na konsolach pozycję kamery kontrolujemy za pomocą prawego analoga. Lewy służy poruszaniu się po lokacji i choć nie jest to standardowy początek recenzji, to już teraz wspomnę, że Belgowie nie zawiedli i oferują przyjemną rozgrywkę na kontrolerze. Poszczególne klawisze służą za wybieranie umiejętności, wykonywanie poleceń, z łatwością wskakujemy do ekwipunku, przeglądamy zadania, czy po prostu rozdzielamy punkty umiejętności. Jest łatwo, przyjemnie i szybko, ale niestety nie idealnie. Autorzy nie do końca dopracowali celowanie i często możecie dotknąć zły przedmiot, przez przypadek ukraść coś ze stołu lub zaatakować złego przeciwnika... Trzeba dobrze opanować namierzanie obiektów, bo możemy dość boleśnie przekonać się o konsekwencji kliknięcia w nieodpowiednie miejsce.

Wracając jednak do przyjętego wzorca gatunku, Grzech Pierworodny ukazuje piękno „klasyki” na każdym rogu. W grze od początku kontrolujemy dwójkę bohaterów, a dokładniej „Łowców Źródła”, których dzisiaj nazywalibyśmy po prostu glinami z wielkimi (magicznymi) spluwami. Zespół na początku opowieści został wysłany do małego miasteczka Cyseal, by rozwiązać tajemnicę zabójstwa i jak to w błogich RPG-ach przystało, już na początku jesteśmy świadkami wielkiej intrygi, musimy ratować cały świat i tylko od nas zależy los milionów małych kotków. Twórcy nie bawią się w długie podchody, wielogodzinne samouczki, a rzucają graczom pod nogi misję ratowania świata i... Zostawiają śmiałków z rękami w nocnikach. Jak w typowym, klasycznym RPG-u, Divinity: Original Sin nie łapie za rączkę i nie prowadzi przez cały świat pełen przyjaznych różowych jednorożców. Tutaj musimy sami wpaść na rozwiązanie problemu, poszukać klucza lub wpaść na pomysł i rzucić w drzwi fireballem. Muszę jednak zaznaczyć, że w Enhanced Edition jest łatwiej... Twórcy wysłuchali narzekań mniej doświadczonych graczy i wrzucili na mapę sporo znaczników, które ułatwiają przeszukiwanie lokacji i znajdowanie odpowiedniej drogi do celu. Nadal nie jest ekstremalnie łatwo, ale na szczęście nie jest już zbyt hardcorowo... A w podstawce nawet najtwardsi fani gatunku mogli czuć się zagubieni. Jest to w moim odczuciu zmiana na plus, ale jednocześnie pragnę zaznaczyć, że miłośnicy samobiczowania mogą wypróbować nowe dostępne poziomy trudności, na których między innymi spotkamy nowych, trudniejszych przeciwników,  znane bestie posiadają nowe sztuczki, a wisienką na torcie jest tylko jeden zapis w trybie „honor”.

Kapłan z wielką pałą? Czy rycerz z małym siu...

Tak jak wspomniałem kilka słów wcześniej, w Divinity: Original Sin od początku kontrolujemy dwóch bohaterów, do których w późniejszym terminie mogą dołączyć kolejne persony. Na wstępie zostajemy przez Belgów rozpieszczeni przyjemnym kreatorem herosów, ale tym za co najbardziej cenię ten tytuł, jest wielka swoboda w rozwijaniu wojaków. Niezależnie czy na początku wybierzemy klasę kleryka, wiedźmy, wojownika, rycerza, czy też maga – w kolejnych godzinach i tak zadecydujemy o liniach życia naszych śmiałków, dostosujemy im zdolności oraz wybierzemy profesję. Oczywiście, że pierwsze wybory są ważne i w znaczny sposób wpływają na początkowe zmagania, ale w tej produkcji to gracze są kowalami swojego losu... Wspominając o kowalstwie, na pewno warto dodać, że Larian Studios nie oszczędzało w przypadku craftingu i oddaje w łapy graczy „czystą księgę”. Podczas przemierzania lokacji wpadamy na książki lub notatki, w których znajdujemy recepty na różne smakołyki lub przedmioty. Tutaj nie dostajemy informacji podanych na tacy – większość elementów musimy odkrywać na własną rękę miksując zdobyte minerały. Tworzenie jest wymagające, ale równocześnie bardzo satysfakcjonujące, bo wpadając przez przypadek na szczątkowe informacje o mocarnym mieczu możemy stworzyć sobie kawał przyjemnego i potrzebnego oręża... Jednym problem jest tutaj na pewno ekwipunek, który po kilku godzinach jest dosłownie obładowany najróżniejszymi śmieciami, a nawet katalogowanie nie pomaga. Jest tego zdecydowanie za dużo, a bieganie po zakładkach powinno zostać rozwiązane dużo lepiej.

Wracając jeszcze na chwilkę do samych bohaterów - twórcy nie przez przypadek zaoferowali na starcie dwie postacie. Gra wspiera kooperację w Sieci, a wersja na konsole została dodatkowo upiększona kanapową współpracą. Słowo „upiększona” ma tutaj wydźwięk bardzo dosadny, bo nic nie sprawia w dzisiejszych czasach takiej przyjemności jak zaproszenie do domu kumpla z ośmiopakiem, dwa kontrolery i przemierzanie krain podczas wykonywania zadań. Rozgrywka sprawdza się fenomenalnie i jest świetnie przygotowana. Każdy z zawodników kontroluje swoją postać i ewentualnych pomocników, w momencie wybrania innych dróg ekran zostaje płynnie podzielony na dwa i nawet nie jesteśmy specjalnie zmuszani do ciągłego wykonywania tych samych misji – ja bez problemu walczyłem, gdy mój znajomy przeszukiwał w tym czasie grobowce oddalone o kilka kroków.

Sama walka to oczywiście turowa przyjemność z pełną paletą zalet oraz wad przyjętego rozwiązania. Zmagania polegają na odpowiednim wykorzystaniu dostępnych punktów akcji, a każdy krok lub zdolność kosztują. To standard, ale deweloperzy w tym przypadku urozmaicili zmagania o wykorzystanie elementów otoczenia... Dla przykładu  – gdy wrogowie stoją w wodzie najlepiej rzucić w nich elektrycznym czarem, który wzmocni efekt... Ale z drugiej strony musimy uważać, w którym miejscu stoimy przy korzystaniu z mocarnych ognistych zdolności, bo przez przypadek możemy podpalić znajomego... Takich zależności jest naprawdę wiele, a to w ciekawy sposób urozmaica pojedynki. Jednym powracającym w tym temacie problemem jest długie rozgrywanie rund przez rywali... Na początku nie zauważycie niedogodności, ale przy późniejszych starciach z wielką chmarą przeciwników można zasnąć z kontrolerem w dłoni. Twórcy sprytnie wykorzystują klasyczne rozwiązania i dodają do nich nowe, ubarwiające każdą walkę perełki. Nowe elementy potrafią przykuć do ekranu, ale jest to również bez wątpienia zasługa swobodnego kreowania bohaterów. Larian oferuje system, w którym od początku do końca my tworzymy taktyki, my wybieramy zdolności i my mamy wpływ na ostateczny rezultat pojedynków. Jest to po prostu wyśmienite.

Porozmawiajmy o towarzyszu, bo to jest piękne

Jak na klasycznego RPG-a przystało, Grzech Pierworodny pozwala przegadać godziny. Przemierzając lokacje natrafiamy na bohaterów niezależnych, którzy mogą dosłownie zamęczyć swoimi historiami i ciekawostkami. Gra jest obładowana świetnym humorem, więc często natrafiamy na zabawne dialogi, a autorzy wielokrotnie odwołują się do popkultury.  Nasi kompani sprzeczają się ze sobą w ważnych kwestiach, a dzięki licznym rozmowom budujemy relację będąc jednocześnie świadkami kreowania ról w zespole – jeden od zabijania, inny od rozmówek ze zwierzakami? Dokładnie! Jest to bardzo fajne, bo zachęca do podróżowania i zatapiania się w liczne zadania poboczne. Interesującym zagadnieniem w przypadku sporów dyskusyjnych jest mini-gra w papier-kamień-nożyce, dzięki której rozstrzygamy wiele istotnych i trudnych wątków. Świat jest duży, obładowany postaciami i licznymi dialogami, a w Enhanced Edition dodatkowo wszystkie kwestie zostały nagrane! Czapki z głów przed deweloperami, że postanowili nadszarpnąć swój budżet i wrzucili do nowej wersji tak znaczącą i pewnie kosztowną innowację.Warto na pewno dodać, że autorzy w odpicowanej wersji nie zapomnieli o nowych zadaniach pobocznych oraz kolejnym złomie do zbierania...

Muszę przy tym zaznaczyć, że pod względem grafiki trudno tutaj znaleźć wiele znaczących zmian. Od premiery na komputerach osobistych minęło zaledwie kilkanaście miesięcy i choć autorzy podobno odpicowali większość lokacji, to jednak największą zmianę obserwujemy w przypadku zdolności, które prezentują się teraz zdecydowanie lepiej. Czary nabrały dodatkowej mocy i wyglądają efektownie. Oczywiście oprawa nie zawodzi, bo gra wygląda świetnie, a ten kolorowy świat fantasy idealnie komponuje się z przygotowanym soundtrackiem. Muzyka wylewa się z głośników i umila każdą godzinę biegania po lokacjach.

[ciekawostka]

Dla takich produkcji warto grać

Divinity: Original Sin Enhanced Edition to produkcja obowiązkowa dla fanów gatunku. Ich pewnie specjalnie zachęcać nie trzeba, ale Belgowie wykonali kawał fenomenalnej roboty i taką twórczość trzeba nagradzać. Ciekawa historia, rozbudowany system kreowania bohaterów, klasyczne starcia z nutką nowoczesności, kanapowa kooperacja na wysokim poziomie, bogaty i pełen dialogów świat obładowany humorem... Ze względu na fundamenty, otrzymujemy jednego z najlepszych klasycznych RPG-ów ostatnich lat i bez wątpienia przy takich tytułach nie trudno się zatracić. Może i nie jest idealnie, ale szybko zapomnicie o niedociągnięciach i będziecie czerpać garściami z tego wyjątkowego uniwersum... A po zakończeniu jednym głosem powiecie „chcę więcej” i będziecie wyczekiwać najmniejszych informacji o kontynuacji... Tak jak ja.  

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Divinity: Original Sin Enhanced Edition

Atuty

  • Interesująca, wielowątkowa historia
  • Bogaty świat pełen treści
  • Dialogi, rozmowy, sprzeczki
  • Walka to klasyka w nowym wydaniu
  • To my decydujemy o rozwoju bohaterów
  • Bohaterowie przemówili
  • Oprawa audiowizualna na najwyższym poziomie
  • Kooperacja na podzielonym ekranie!

Wady

  • Problemy z celowaniem
  • W ekwipunku trudno się połapać
  • Długie rundy przeciwników

Kawał klasycznego RPG-a w najlepszym wydaniu. Z historią, rozgrywką i treściami na najwyższym poziomie. W takie tytuły trzeba grać i czerpać garściami ze wszystkich aspektów produkcji!
Graliśmy na: PS4

Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper