Recenzja gry: Zaginięcie Ethana Cartera (PS4)

Recenzja gry: Zaginięcie Ethana Cartera (PS4)

Roger Żochowski | 18.07.2015, 19:58

Bardzo sporadycznie gram na pececie. Powyższe wyznanie zapewne nie przysporzy mi fanów, ale muszę wspomnieć, że w zeszłym roku kilka razy się przełamałem. Zmusiło mnie do tego choćby wydanie Ethana Cartera, który po odpaleniu zauroczył mnie z miejsca klimatem. Teraz najnowsza produkcja Adriana Chmielarza trafiła na PS4 i jest to zdecydowanie jedna z najciekawszych premier tego lata.  

Już na wstępie należy zaznaczyć, że wersja na PS4 przeskoczyła z Unreal Engine 3 na "czwórkę" (PC dostanie odpowiedni patch). I to widać. Otoczenie prezentuje się wciąż fenomenalnie, ale jest bardziej szczegółowe. Bogata roślinność, niesamowite pejzaże, design budynków - technika przenoszenia do gry zdjęć lokacji i obiektów wciąż zachwyca, a na UE4 nabiera jeszcze większych rumieńców. Kocham wycieczki w nieznane i praktycznie co roku zaliczam wspinaczkę na największe górskie szczyty w Europie. Odkrywanie kolejnych terenów w Ethanie zmusza do zatrzymania się i podziwiania zapierających dech w piersiach widoków. Dokładnie tak, jak w rzeczywistości. Nie pamiętam już, aby w jakiejś grze byle pagórek z kilkoma choinkami na krzyż wywoływał u mnie tak silne emocje. Stacja kolejowa, tama wodna, stare opuszczone domostwa, katedra, jaskinia, torowisko z wagonami - niby zwykłe miejsca, a skąpane w blasku słońca sprawiają wrażenie magicznych. Problemem w wersji na PS4 są niestety spadki animacji. Może nie jakieś drastyczne, ale widać wyraźnie, że tytuł ma problemy z utrzymaniem stałej liczby klatek. Podczas poruszania kamerą i w zależności od lokacji animacja lata pomiędzy 30 i 60 klatkami, choć rzadko kiedy spada poniżej dolnej granicy. Nie wiem czy nie byłoby lepiej, gdyby po prostu wymuszono stałe 30fpsów.  

Dalsza część tekstu pod wideo

Jeśli miałbym jeszcze na coś ponarzekać, to wspomniałbym o zamkniętych pomieszczeniach, w projektowaniu których autorom zabrakło finezji. Tak jakby cała para poszła w design świata zewnętrznego. Najsłabiej w tym wszystkim wyglądają modele postaci. Negatywne wrażenia potęguje dodatkowo niedopracowany lipsynch (polecam mimo wszystko angielską wersję gry). Podczas scenek przerywnikowych aż prosi się o lepszą mimikę twarzy czy bardziej wyraziste nakreślenie emocji bohaterów. Warto jednak pamiętać, że Ethana stworzyło niezależne studio, które nie miało takich możliwości jak rynkowi potentaci. Biorąc na to poprawkę produkcja "Astronautów" wygląda po prostu fantastycznie i przyznaję się bez bicia, że nie spodziewałem się aż tak wysokiego poziomu oprawy na konsolach. Na słowo uznania zasługuje też muzyka budująca atmosferę tajemnicy nie gorzej niż hipnotyczne dźwięki z pierwszego sezonu True Detective. Nie natrafiłem też praktycznie na żadne bugi. Może dlatego, że dostępny na premierę patch zajmuje ponad 4GB - prawie tyle co sama gra. Względem pecetowej wersji poprawiono też system zapisywania stanu gry. Teraz wszelkie nasze poczynania zapisywane są na bieżącodzięki czemu nie musimy się już obawiać, że po wyjściu z gry coś utracimy.    

Głęboka woda

Bardzo cenię sobie to, że Ethan nie pieści się z graczem. W czasach samograjów i tytułów prowadzących nas za rączkę, produkcja Adriana Chmielarza jest istną perełką, w której nie uświadczycie samouczka, mapy terenu czy inwentarza. Deweloper po prostu nie traktuje nas jak debili. Widzi w graczach dojrzałego odbiorcę, którego wrzuca od razu na głęboką wodę. W grze wcielamy się w rolę Paula Prospero, prywatnego detektywa o nadprzyrodzonych mocach, który przybywa do Red Creek Valley, aby odnaleźć tytułowego Ethana. Praktycznie zaraz po wyjściu z tajemniczego tunelu nasz protagonista trafia na pierwsze zwłoki. W dodatku pozbawione nóg.  A to dopiero początek układanki. Astronauci opowiadają nam historię napakowaną wątkami rodem z powieści Lovecrafta, czasem tak absurdalnymi, że ciężko uwierzyć w to, co widzimy na ekranie. Jeśli lubicie odkrywać niejednoznaczne, kryminalistyczne opowieści przyprawione szczyptą surrealizmu, to Ethan Was zachwyci. 

[ciekawostka]

Musicie jednak wiedzieć, że produkcję Adriana Chmielarza smakuje się powoli, w sennym, melancholijnym wręcz tempie. To nie jest tytuł, w którym pędzimy na złamanie karku. Oczywiście deweloper dał nam taką możliwość, ale wówczas ominiemy bardzo dużo i trudniej będzie zrozumieć, co tu się do cholery stało. Odniosłem wrażenie, że w porównaniu z wersją pecetową nieco lepiej oznaczono interaktywne elementy otoczenia, dzięki czemu trudniej coś przeoczyć. Pamiętajcie jednak, że to w dalszym ciągu tytuł nieliniowy, nienarzucający kolejności rozwiązywania zagadek. Przez to wciąż możemy przegapić wiele kluczowych dla rozumienia fabuły informacji. Nie muszę dodawać, że radość czerpana z poznawania scenariusza, będzie wówczas o wiele mniejsza? 

Kolekcjoner faktów

A jak wygląda w ogóle rozgrywka w Ethanie? Większość czasu spędzamy na eksploracji, czytaniu notatek, słuchaniu "narratora" i podziwianiu euforycznych widoków. Świat gry nie jest duży, ale wystarczająco wielki, by poczuć się jakbyśmy odkrywali nieznaną nam krainę. Rzeczywistą i namacalną, a jednocześnie na swój sposób baśniową. Transcendentalny klimat unosi się w powietrzu podrzucając nam kolejne elementy układanki. Co jakiś czas podejmujemy się rozwikłania zagadek brutalnych mordów, co związane jest ze zbieraniem dowodów i odtwarzania przebiegu zdarzeń z przeszłości. Gdy już mamy odpowiednią ilość śladów (te zazwyczaj znajdziemy niedaleko miejsca zbrodni) musimy chronologicznie poukładać scenki, co pozwoli nam ujawnić scenę morderstwa. Podczas retrospekcji kolorystyka zmienia się na błękitną, co akcentuje obcowanie ze światem duchowym. Trochę zawiódł mnie fakt, że jeśli nie jesteśmy w stanie skojarzyć faktów, to metodą prób i błędów możemy bardzo szybko dojść do finalnej konkluzji. Im dalej w las tym ustalenie przebiegu zdarzeń kolejnych zabójstw staje banalnie proste, czego kompletnie nie rozumiem. Przecież zaznajomiony z mechaniką gracz powinien potykać się o coraz większe kłody? Fajnie, że w grze znajdziemy kilka zagadek, które zachwycają pomysłowością i skomplikowaniem, jednak spora część powiela znane klisze i nie sprawia większej trudności. Trochę zabrakło mi tu wyzwania. W przeciągu całej gry praktycznie ani razu się nie zaciąłem, na co wpływ ma też fakt, że za popełnione błędy nie czeka na nas żadna kara. 

Jeśli jesteście typem gracza, który przelicza godziny spędzone z grą na jej wartość sklepową, to Ethan zapewne nie spełni Waszych oczekiwań. To produkcja, którą bez większych problemów ukończycie w jeden wieczór. Mi zajęło to pięć godzin z odkryciem wszystkiego na 100%. Cholernie wciągających i zapadających w pamięć godzin. Obcowanie z Carterem porównałbym do smakowania luksusowej whisky typu single cask, która leżakowała wystarczająco długo w beczce z białego, amerykańskiego dębu. Delektujesz się smakiem i aromatem, podziwiasz kolor, bez pospiechu nalewasz trunek z luksusowej karafki zaprojektowanej przez francuskiego jubilera. Tak - to gra na jeden raz, której wymasterowanie nie jest specjalnie trudne (nie ma platyny). Pod koniec za pomocą fast-travel możemy przenieść się w każdy odwiedzony wcześniej fragment odkrywając wszelkie sekrety oraz zapiski. Nie kolekcjonujemy tu znajdziek, kolekcjonujemy fakty, próbując ułożyć wszystko w logiczną całość. W przypadku produkcji, których treść jest wartością samą w sobie, nie widzę sensu w wyliczaniu ilości godzin przypadających na wydane złotówki. Oczywiście w granicach zdrowego rozsądku, co w przypadku konieczności wydania 79 złotych na Ethana zdaje się w nich łapać. Gdybym myślał inaczej, nie doceniłbym rewelacyjnego ICO, cudownego Hearts of Darkness czy pamiętnych indyków z Limbo na czele.   

Czas refleksji

Ethan to gra krótka - zgadza się - dla wielu zapewne zbyt krótka, ale dysponująca atutami, które pozwalają ten fakt zepchnąć w cień. Tu wbrew pozorom warto zaglądać w każdy kąt, chłonąc wiedzę na temat fabuły, która jest wielowymiarowa. Ethan podejmuje tematy ważne, unikając przy tym banału. Trochę szkoda, że nie pokuszono się o lepsze przedstawienie sylwetek bohaterów, ale i bez tego fabuła pozostawia spore pole do kombinowania i własnej interpretacji. Zmuszając nas do refleksji długo po zobaczeniu napisów końcowych. Takie gry pamięta się latami. 

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Zaginięcie Ethana Cartera

Atuty

  • Niesamowita oprawa audio-wizualna
  • Świetny, wielowymiarowy scenariusz
  • Senna i tajemnicza atmosfera
  • Nieliniowość i dojrzałe podejście do graczy
  • Nawiązania do litertury

Wady

  • Zbyt proste śledztwa i zagadki
  • Lipsync i modele postaci
  • Zwolnienia animacji
  • Za mało wyraziste postacie

Sycąca, kryminalna opowieść z drugim dnem dla wszystkich fanów gier z artystycznym posmakiem. Poza wariującą animacją konwersja na konsole przebiegła bezboleśnie.
Graliśmy na: PS4

Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper