Recenzja gry: Massive Chalice

Recenzja gry: Massive Chalice

Mateusz Gołąb | 06.07.2015, 18:46

Nie tak dawno recenzowałem świetne Broken Age, które przypomniało mi jak bardzo kocham gatunek klasycznych przygodówek. A pamiętacie w ogóle, że Double Fine prowadziło jednocześnie drugą zbiórkę na Kickstarterze? Na początku byłem sceptyczny do dwóch, takich projektów jednocześnie. Czy Massive Chalice okazało się porażką, czy jednak studio nie zawiodło swoich darczyńców?

Choć dziwnym może się wydawać, że ekipa z Timem Schaferem na czele zabrała się za stworzenie turowej strategii, to jednak nie jest ich jedyna odskocznia od point & clicków. W końcu zespół ma na swoim koncie całą masę dziwacznych tytułów z j-RPG-iem i eksploracyjną grą o matrioszkach włącznie. Nie jest to jednak byle jaka strategia, lecz minimalistyczny klon XCOM-a, który pomimo pewnej skromności w stosunku do swojego starszego brata, potrafi zaskoczyć graczy ciekawymi rozwiązaniami. Nie zapominajmy również o poczuciu humoru. Tylko Schafer potrafi bardzo zręcznie dowcipkować sobie na temat śmierci, głodu i zarazy panującej w królestwie.

Dalsza część tekstu pod wideo

Wcielmy się we władcę pewnej krainy, w której czasy pokoju przeminęły niestety bezpowrotnie. Na obrzeżach zaczyna pojawiać się tajemnicza zaraza zwana „Cadence”, a roślinkowate potworki napadają na poddane nam prowincje. W sali tronowej stoi natomiast olbrzymi kielich, który mówi… i do tego posiada dwie osobowości – męską oraz żeńską. Niestety zostaliśmy jego wybrańcami i dzięki temu otrzymaliśmy dar długowieczności, ale jako że wiąże się on z potęgą kielicha, to nie możemy ruszyć tyłka z naszego tronu. Naszym głównym zadaniem jest odpieranie ataków wroga przez najbliższe kilkaset lat do momentu, kiedy to magiczne naczynie osiągnie pełnię mocy i zmiecie plagę z powierzchni królestwa.

Jeżeli graliście w jakiegokolwiek XCOM-a to podstawy zabawy ogarniecie w mig. Przed nami rozciąga się mapa strategiczna podzielona na kilka prowincji. W każdej z nich możemy zbudować warownię, gildię mędrców albo tzw. tygiel (crucible) do trenowania naszych żołdaków. W odróżnieniu od pierwowzoru, główną mechaniką w Massive Chalice jest upływ czasu. W zamkach obsadzamy bohaterów i następnie aranżujemy małżeństwa, by za parę lat narodził nam się młody wojownik będący mieszanką najlepszych cech i umiejętności rodziców. Do gildii wysyłamy tych najbardziej inteligentnych poddanych. Dzięki ich staraniom przyspieszymy czas potrzebny nam na wynajdowanie nowych rzeczy. Piszę rzeczy, ponieważ ciężko to nazwać technologiami. Odkryć musimy natomiast praktycznie wszystko. Począwszy od najprostszych przedmiotów leczniczych, a na zbrojach skończywszy.

Jak już wspominałem, najważniejszy w grze jest czas. Bieg miesięcy możemy przyspieszać a pomocą strzałki, a na linii chronoglicznej położonej u góry ekranu przeglądamy wydarzenia, jakie miały miejsce w królestwie. Wiele rzeczy ciężko jest przewidzieć, bo są wypadkową ogromnej liczby czynników. Jeden z naszych żołdaków może być chociażby podatny na choroby serca, a w konsekwencji po prostu umrzeć któregoś roku i lepiej żebyśmy mieli kogoś na zastępstwo, bo inaczej nasze struktury zostaną mocno naruszone. Massive Chalice to po części gra o budowaniu pewnej sprawnie działającej machiny obronnej, której trybiki należy regularnie wymieniać, czyścić i rozbudowywać. Brzmi to niezwykle brutalnie, ale nowa produkcja Double Fine to zręczna satyra na wojnę, w trakcie której istnienie pojedynczej jednostki przestaje właściwie mieć znaczenie. Nawet tytułowy Kielich nie szczędzi sobie ironicznych komentarzy przy okazji kolejnego zgonu.

Jeżeli algorytmy gry nie dawały nam wystarczająco w kość, to od czasu do czasu musimy także zmierzyć się ze zdarzeniami losowymi. A to wybucha epidemia, a to zaginęło jakieś dziecko porwane przez potwory. W takich sytuacjach musimy podjąć odpowiednią decyzję. Wyborów jest kilka i każdy ma swoje plusy i minusy wpływając zarówno na dostępne nam zasoby, jak i zadowolenie mieszkańców.

[ciekawostka]

Bohaterowie, którzy słuchają naszych rozkazów podzieleni są na trzy główne klasy. Trochę mało jeżeli mam być szczery, ale z drugiej strony możemy je także krzyżować, co daje kilka ciekawych wariacji. Alchemicy walczą w zwarciu lekką bronią, a poza tym potrafią rzucać na odległość wybuchowymi fiolkami. Caberjack to potężni wojacy z taranami w łapach, a Hunterzy, jak można się domyślić, strzelają z łuku. Raz na jakiś czas kraina zostaje zaatakowana i to z dwóch miejsc jednocześnie. Wtedy wysyłamy naszą drużynę wypadową na akcję i co ciekawe, uratować możemy tylko jedną lokację. Dlatego trzeba działać z głową. Jeżeli trzykrotnie nie odeprzemy najazdu na konkretną prowincję, to zostaje ona bezpowrotnie zatopiona. 

Niezwykle ważne jest, aby w naszej ekipie zawsze znajdował się chociażby jeden przedstawiciel każdej z głównych klas postaci. Wiąże się to oczywiście ze słabościami konkretnych rodzajów przeciwników. Parę razy zdarzyło mi się, że mój oddział został zmieniony z powierzchni ziemi z powodu źle dobranego składu. Każdy z bohaterów dysponuje dwoma punktami ruchu – oba możemy zużyć na przemieszczenie się, albo jeden na ruch, a drugi na atak, obronę lub użycie specjalnej umiejętności. Postacie biorące udział w bitwach otrzymują doświadczenie i zwiększają swoje poziomy. Wysyłając ich do walki należy pamiętać o tym, że nieubłaganie zbliża się starość, bo być może lepiej pozwolić danemu wojownikowi na spokojną starość u boku drugiej połówki, aby spłodzić godne potomstwo. Niezwykle istotne są również indywidualne cechy bohaterów. Przykładowo, jeżeli ktoś lubi sobie zapić, to może później trafić na pole walki na kacu, co skutecznie obniży jego statystyki.

To, co zawodzi w Massive Chalice to skala. Gra jest mała, map jest niewiele, a rodzajami przeciwników również nie obrodziło. Co prawda rozgrywka jest wyjątkowo fajna i skonstruowana tak, że praktycznie każdy scenariusz układa nam się kompletnie inaczej, jednak produkcji Double Fine brakuje pod wieloma względami artystycznej różnorodności. Ileż można bić się na tych samych planszach z dokładnie tymi samymi wrogami. Twórcy pomyśleli za to o masochistycznych graczach i wprowadzili tryb IRON, w którym gra zamienia się w swojego rodzaju taktycznego roguelike’a z możliwością permanentnej śmierci.


Bardzo spodobała mi się oprawa graficzna, która celnie trafia w moje sentymenty. Generalnie całe Massive Chalice wygląda, jakby zbudowane było z małej liczby poligonów z nałożonymi jednokolorowymi teksturami, niczym pierwsze trójwymiarowe gry a’la Alone in the Dark i Ecstatica. Dzięki temu produkcja Double Fine prezentuje się bardzo oryginalnie, choć jednocześnie może nie przypaść do gustu graczom, którzy nie noszą tych sentymentów w sercu. Muzycznie trudno tutaj coś zarzucić. Jest patetycznie, jest epicko i da się odczuć, że bierzemy udział w wielkich rzeczach próbując ostatkiem sił uratować krainę przed zagładą.

Massive Chalice do fajna gra, która z pewnością stanowi bardzo miły zapychacz czasu dla graczy oczekujących na premierę drugiego XCOM-a. Jestem pewien, że nowy tytuł od Double Fine mocno wkręci zagorzałych fanów gatunku, którzy szukają nowych, interesujących rozwiązań. Nie spodziewajcie się tylko czegoś wielkiego. Ta gra to bardzo dobra i całkiem wykwintna przystawka przed głównym daniem.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Massive Chalice

Atuty

  • Nowatorskie pomysły
  • Oprawa audiowizualna
  • Mechanika upływającego czasu
  • Dosyć wymagająca
  • Duże "replayability"

Wady

  • Mimo wszystko jest to uproszczony klon XCOM-a
  • Monotonne projekty
  • Mogłaby być większa i bardziej zróżnicowana

Trochę szkoda mi nazywać ten tytuł "przystawką przed XCOM-em". Niestety, choć Massive Chalice jest świetne pod względem mechaniki i pomysłowości, to pod wieloma względami oferuje stosunkowo małą różnorodność. Może jakieś DLC?
Graliśmy na: PC

Mateusz Gołąb Strona autora
cropper