Recenzja gry: Ultra Street Fighter IV (PS4)

Recenzja gry: Ultra Street Fighter IV (PS4)

Mateusz Gołąb | 04.06.2015, 18:59

Mimo tego, że jest to po raz setny odgrzewany kotlet, to jako fan serii, bardzo cieszyłem się na premierę kolejnego Street Fightera. Zwłaszcza, że konwersja na PS4 mogłaby być dla mnie zachętą na utonięcie w tej produkcji na dobre... znowu. Tak bardzo żałuję, że czekałem. Tak bardzo.

Dla przypomnienia – Ultra Street Fighter IV to definitywnie ostateczna wersja czwartej części Ulicznego Wojownika. Wbrew pozorom, poza uratowaniem kilku assetów z zamordowanego przez Capcom crossovera Street Fighter X Tekken, gra wprowadzała do rozgrywki sporo świeżości za sprawą zupełnie nowych mechanizmów. Nie będę jednak zagłębiał się w szczegóły, ponieważ zrobił to już Wojtek w dniu premiery oryginału i wszystko możecie wyczytać z jego recenzji. Chciałbym za to opowiedzieć wam, jak prezentuje się sama konwersja na konsolę nowej generacji. Zacznimy zatem od wszystkich nowości przygotowanych ekskluzywnie dla posiadaczy PlayStation 4. W końcu trzeba jakoś graczy zachęcić do ponownego kupna tej samej gry. Udało mi się zebrać je wszystkie do kupy na jednym obrazku:
 
Dalsza część tekstu pod wideo
 
Tak. Nowości jest zero. W grze znajdziemy parę dodatkowych kostiumów, które od dłuższego czasu leżą już na PSN-ie. To trochę mało, jak na wyciąganie z kieszeni graczy dodatkowych pieniędzy. Przynajmniej kosztuje o połowę taniej, ale nadal. Jeżeli ktoś ma grę w swojej bibliotece na PS3, to ostatni, co powinien zrobić, to kupowanie jej ponownie na kolejną generację. Zwłaszcza biorąc pod uwagę płatną usługę sieciową.

Przykra starość weterana

No dobrze, a co z samą rozgryką? Genernie Ultra Street Fighter IV w wersji na PS4 nadaje się do śmietnika. Serio! Zacznijmy jednak po kolei, od tego co pierwsze rzuca się w oczy, czyli grafiki. Jak zapewne potraficie sobie wyobrazić, rozciąganie tekstur do wyższej rozdzielczości niż ta, pod którą zostały stworzone nigdy nie wychodzi dobrze. Stąd też na dwuwymiarowych elementach, takich jak obrazki rang, pojawiają się wyraźne artefakty. Tekstury na postaciach i elementach tła wyglądają w niektórych miejscach na mocno rozmazane. Nie wspominając już o tym, że jest to prawdopodobnie jedna z najgorzej wyglądających gier na nowej generacji konsol. Przenoszenie gry z 2008 roku, bez wprowadzania jakichkolwiek poprawek, nie jest najlepszym pomysłem. Trójwymiarowa grafika starzeje się wyjątkowo szybko. Sony w informacji prasowej chwali stałe 60 klatek na sekundę. Nie ma czym. Oryginał również miał tyle, bo to standard dla bijatyk.
 
To prawdopodobnie miał być grunt zrobiony pod premierę Street Fightera V. Nie warto było jednak oszczędzać i robić konwersji po kosztach
No ale to przecież stary, dobry Street Fighter IV, prawda? Nie. Godzina zabawy wystarczy, aby doświadczyć na własnej skórze, jak wiele rzeczy poszło tu nie tak. Zacząłem szukać przyczyny, bo nie spodziewałbym się, że to Capcom tak mocno skaszanił Ulicznego Wojownika. No i miałem rację. Za konwersję odpowiedzialna była ekipa Other Ocean – ci sami, którzy dostarczyli nam fatalne Mortal Kombat Arcade Kollection? Pamiętacie jeszcze tamtą abominację? W dniu premiery aż wrzało w całym internecie od niezadowolonych klientów.
 
Skoro już wiedziałem, kto stworzył port, to absolutnie przestało mnie dziwić, że gra spowalnia z menu i okazjonalnie zacina się pomiędzy ekranami. Wybranie odpowiedniej opcji, a następnie postaci trwa tak długo, że zanim rozpoczęła się walka, to już byłem znudzony. Potem też nie było lepiej. Na szczęści spadki animacji są okazjonalne i mają miejsce tylko przed lub po walce. Gorzej, że gra reklamowana jest mniejszym input lagiem, gdy w rzeczywistości jest większy. Pożegnajcie się z wypracowanymi combosami. Na moje oko, pomiędzy naciśnięciem klawisza, a reakcją postaci na ekranie musimy zaczekać jakieś 3-4 klatki. I to podczas zabawy offline, co generalnie jest tragedią.

Duży margines błędu

Im dłużej gramy, tym więcej kwiatków wychodzi na wierzch. Zwykle są one mocno losowe i ciężko wyczuć, kiedy zobaczymy dany bug w akcji. Okazjonalnie znikają wystrzelone projectile, zacinają się animacje postaci albo wojownicy zaczynają migać z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu. Takich drobiazgów, które w ogólnym rozrachunku czynią Ultra Street Fighter IV na PS4 niegrywalnym jest cała masa. Wisienką na torcie było odkrycie przeze mnie, że gdy na planszy z parkingiem wybierzemy dwóch Dudleyów, to gracz numer 2 podczas skoku lub kucania będzie wydawał dźwięk uderzanego samochodu z rundy bonusowej. To niepojęte, jak takie rzeczy można w ogóle przepuścić do sprzedaży.
 
To przykre, że tak potraktowano grę, która praktycznie podniosła z kolan cały gatunek
Tryb online ledwo zipie. Zepsuto jeden z najlepszych kodów sieciowych w historii bijatyk. Połączenie z kimkolwiek graniczy z cudem. Trafiają się też bzdury, takie jak niewyświetlające się nazwy graczy. Domyślny input lag w połączeniu z lagiem sieciowym skutecznie zniechęca do korzystania z multplayera.

Łatka do recenzji

Recenzja powstała przed pojawieniem się w sieci patcha. Wraz z nim poprawiono parę drobnych bugów pokroju znikających pocisków albo zacinającego się menu. Niestety nadal nie jest idealnie i wiele rzeczy utrudnia normalną rozgrywkę. Ze względu na brak pudełkowej wersji gry, podbijam ocenę o jeden punkcik za szybką łatkę. Skoro mamy do czynienia z cyfrą, to nikt nie zostanie w przyszłości na lodzie z zepsutą grą na płycie.
 
Jednak mimo wszystko – nie warto. Chcecie zagrać w SFIV? Kupcie którąkolwiek z edycji na poprzednią generację konsol. To doskonała gra i nie warto psuć sobie zabawy tak bardzo skopanym portem.
Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Ultra Street Fighter IV

Atuty

  • To nadal świetny Ultra Street Fighter IV

Wady

  • To zepsuty Ultra Street Fighter IV
  • Grafika się mocno zestarzała
  • Mnóstwo mniejszych i poważnych błędów graficznych i mechanicznych
  • Tryb sieciowy ledwo zipie

To niesamowite, jak bardzo można zepsuć konwersję, gdy odda się ją w ręce kiepskiego dewelopera. Szkoda tylko, że trafiło na tak dobrą grę, jaką jest Ultra Street Fighter IV. Trzymajcie się poprzedniej generacji.

Mateusz Gołąb Strona autora
cropper