Recenzja gry: Metro: Redux

Recenzja gry: Metro: Redux

Kuba Kleszcz | 08.09.2014, 22:50

Serii o moskiewskim metrze nie można odmówić niewyeksploatowanej tematyki i świetnego klimatu, jednak ciążyła jej niczym kula u nogi zbyt toporna rozgrywka. Gracze za to lubią wracać do zaliczonych już tytułów, a twórcom zdarza się ponownie wziąć na warsztat  skończone już produkcje. I cholernie dobrze, że przydarzyło się to akurat Metro 2033 i Metro: Last Light.

Swoje nowe doświadczenie z zawartością Metro: Redux rozpoczynamy od wybrania pasującego nam stylu gry. Niezależnie czy wolisz skrupulatnie liczyć każdy nabój pakowany do magazynka (choć to nieco przesadzone), czy w twoim guście leży podnoszenie garściami z ziemi amunicji - a to w trybucie charakterom rozgrywki obu części.

Dalsza część tekstu pod wideo

Światełko w tunelu kolekcji HD

To, że obie gry prezentują wysoki poziom graficzny nie trzeba nikomu podpowiadać, po to tworzy się te reedycje. Obie produkcje śmigają w 1080p i trzymają stabilne 60 klatek na sekundę. Poprawiono też elementy cząsteczkowe, stąd na naszej masce pojawiają się krople i zabrudzenia, które co jakiś czas zetrzemy z niej ręką (rozwiązanie zaimportowane do 2033 żywcem z Last Light, ale „wait for it…”), pojawiła się także spowijająca lokacje półprzeźroczysta mgła, a efekty świetlne to prawdziwy majstersztyk. 4A Games zastosowało technikę oświetlenia, która pozwala m.in. na realistyczne odbijanie się światła od powierzchni w stopniu zależącym od ustalonych właściwości materiału, na jaki pada.

 

Liftingowi poddano także modele postaci. Dopieszczono je, by były o wiele bardziej szczegółowe, czasem pozmieniano im ubrania i doszlifowano istniejące już tekstury, natomiast w innych przypadkach zupełnie się ich pozbyto i stworzono od nowa z wykorzystaniem nowych technologii, obecnych w całym Redux. Wasze narządy słuchowe uznają produkt 4A Games za o wiele przyjaźniejszy sobie od oryginału, ponieważ warstwa audio również znalazła się na długiej (powtarzam, długiej) liście składowych, z którymi trzeba było coś zrobić. Odświeżone i bardziej złożone kreacje muzyczne potężnie przekładają się na klimat, a ten już cztery lata temu był mocną stroną cyfrowego wcielenia rosyjskiego metra.

Remont stacji od podstaw

Będziecie zachwyceni tym, jak bardzo odmęty betonowych ścian metra zmieniły się pod względem technicznym. Największą rewelacją tej warstwy Redux jest wycięcie ekranów ładowania lokacji, które występowały w 2033 wraz z postępem fabuły, a gra potrzebowała chwili, by móc nam daną miejscówkę pokazać – teraz możecie bardzo płynnie zwiedzać świat Metra, z loadingami tylko pomiędzy rozdziałami gry, nie wyskakując z tego niebywałego uniwersum - na ekrany ładowania nie zdążycie się nawet zezłościć.

 

Nie ukrywam, że przedmiotem tej recenzji jest głównie porządnie odpicowane Metro 2033, bo to właśnie w nim było najwięcej do wyklepania i połatania, a liczne usprawnienia w dużej mierze zapożyczone zostały z kolejnej odsłony serii. I w tej chwili pragnę wirtualnie uścisnąć dłonie ludzi, którzy pracowali nad , i nawoływać do pochwały takiego zachowania – odnowione dwie części Metra to nie tylko odmłodzenie gier od strony audio-wizualnej i techniczne pudrowanie noska, ale i kolosalne zmiany w archaicznej, nieco ślamazarnej rozgrywce, z którą mieliśmy się w 2010 roku nieprzyjemność kopać, oraz narracji. Tak, ukraińskiego studio wzięło na tapetę także kwestię narracji i spisali się fenomenalnie.

Było słuchać Gordona

Twórcy poświęcając chwilę cutscenkom, wpadli na interesujący, lecz doskonale znany, pomysł. Najzwyczajniej na świecie pozbyli się filmików, przenosząc je do warstwy rozgrywki, i bardzo rzadko odbierają nam nad czymkolwiek władzę (wystarczy powiedzieć, że wygląda to podobnie jak w drugim Bioshocku czy Half-Life). Przerywniki filmowe wypadały wcześniej średnio i sztywno, a dzięki temu zabiegowi grę wzbogacono o nieco więcej dynamiki i sporą dozę immersji, gdyż nie jesteśmy wyrywani z butów Artema, naszego protagonisty. Co więcej, tam gdzie niegdyś wystarczyło wcisnąć przycisk na padzie, by skorzystać z przełącznika, dźwigni lub zaworu i oglądać, jak coś dokonuje się bez naszego udziału, teraz dorobiono animacje obrazujące wykonywanie danej czynności. W tej chwili wydaje się niczym szczególnym, jednak godne politowania jest to, że brakowało czegoś tak banalnego.

Ewidentnie poprawił się także feeling broni, które jakby przez te kilka lat zyskały na sile, dzięki czemu strzelanie do zróżnicowanych mieszkańców metra – w którym mało kto umiera ze starości – sprawia należytą przyjemność. Szkoda tylko, że nic nie zrobiono ze sztuczną inteligencją NPC-ów, bo nie grzeszą oni zbytnim intelektem, zamieniając ich tym samym w zbyt łatwe cele, nawet jeżeli pojawiają się w dużych ilościach. Nie uwierzycie, z jakich opałów uda wam się przez to wykaraskać.

 

Możecie być w uniwersum Metro postacią modlącą się co wieczór nie do Boga, ale do Johna Rambo, albo żałować każdego jednego wystrzelonego pocisku i jest to kwestia osobistych preferencji, którą należy uszanować. Jednak nie zagrać w te produkcje z rosyjskim dubbingiem i polskimi napisami, to jak grać w rodzimego Wiedźmina po czesku. Niby można, ale pewnych rzeczy po prostu nie wypada robić, jak podać klientowi restauracji pasztecik z lewej strony.

W Polsce gra została wydana przez Cenegę, która do wykonania polskiej lokalizacji obu części serii wskazała warszawskie QLOC S.A. Kinowe lokalizacje tych dzieł stoją na przyzwoitym poziomie i nikomu nie powinny wadzić tak przygotowane napisy u dołu ekranu. Co ciekawe, ekipa pozwoliła sobie w wypadku Last Light na okazjonalne pozostawienie fragmentów oryginalnych wypowiedzi, nie tylko rosyjskich, i ewidentnie wychodzi to grze na dobre, dokładając kolejną cegiełkę do wspaniałego klimatu skażonej na powierzchni ziemi i trudnego życia w podziemiach Moskwy, gdzie o widoku nieba nad głową nie ma co nawet marzyć.

 

Metro: Redux to pewien kamień milowy w temacie wszystkich form odświeżania starych gier. 4A Games wykonało wspaniałą robotę nie tylko dając należytego kopa grafice i robiąc wspaniały użytek z mocy nowych konsol, ale także całkowicie zmienili charakter rozgrywki, której spokojnie starczy wam co najmniej na jakieś 20 godzin grania. Niektórych rzeczy nie udało się niestety poprawić, jak np. SI przeciwników czy kulejąca w 2033 mimika pobocznych postaci (Last Light to pod tym względem, na szczęście, zupełnie inny poziom). Od dzisiaj nie traktujcie już Metro 2033 i Metro: Last Light jako dwóch gier dobrej serii. Teraz to zgrana całość, której nie wypada nie zaliczyć na PS4 lub Xboksie One.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Metro: Redux

Atuty

  • W większości naprawione bolączki pierwowzoru
  • Klimat posępnego metra
  • Przemodelowanie rozgrywki
  • Lokalizacja
  • Niższa cena na starcie

Wady

  • Brak większych zmian w SI

To wspaniała okazja na powrót do uniwersum Metra i oddychanie zatęchłym powietrzem rosyjskich podziemi. To gra, za którą warto zapłacić nawet amunicją wojskową.

Kuba Kleszcz Strona autora
cropper