Recenzja gry: NiGHTS into Dreams HD

Recenzja gry: NiGHTS into Dreams HD

Michał Włodarczyk | 02.01.2013, 17:45

NiGHTS into Dreams to bardzo pechowa produkcja. Przygody sympatycznego obojnaka z kalesonami na głowie ukazały się w 1996 roku na ledwo żywą wówczas Segę Saturn. Mimo że konsola „niebieskich” zdecydowanie przegrywała z Nintendo 64, a pierwsza Plejstacja wręcz zmiotła ją z powierzchni ziemi, branżowi recenzenci oraz fani entuzjastycznie przyjęli nową grę ojców Sonica.

Niestety dla NiGHTS, w tym samym roku na maszynce Sony zadebiutował wsparty potężną kampanią marketingową Crash Bandicoot, a wraz z premierą systemu Big N - rewolucyjny Super Mario 64. Sega postanowiła przypomnieć nam o swoim szesnastoletnim klasyku, ale czy w czasach panowania Call of Duty ktokolwiek zwróci na niego uwagę?

Fabuła, w platformówkach najczęściej traktowana w kategoriach marginalnych, ma tutaj duże znacznie. W niedalekiej przyszłości dwoje dzieci z miasta Twin Seeds, Elliot Edwards oraz Claris Sinclair, notują same porażki. Elliot lubi grać w koszykówkę, ale przegrywa w konfrontacji ze starszymi dziećmi, natomiast Claris chciałaby śpiewać na scenie, jednak zdaniem nauczycieli nie ma talentu i odpowiednich umiejętności. Następnej nocy obojgu śnią się koszmary, w których powracają obrazy z wydarzeń, które miały miejsce za dnia. Trafiają do Nightopii i uwalniają istotę zwaną Night, która opowiada im o krainie słów i planie Wizemana, który pragnie przejąć kontrolę nad całą Nightopią, a w ostatecznością nad światem realnym. Trójka bohaterów udaje się w podróż, mającą na celu powstrzymanie złoczyńcy.

Dalsza część tekstu pod wideo


Brzmi jak standardowy pretekst do rozpoczęcia skakania po platformach, uwierzcie mi jednak, że historyjka niepozbawiona jest głębi, w dodatku jest mocno zintegrowana z rozgrywką właściwą. NiGHTS funduje dzieciom psychodeliczną wycieczkę po własnej podświadomości, wliczając w to upływający do końca snu czas (symbolizowany przez wielki, groźnie wyglądający budzik) czy bossów będących materializacją ukrytych lęków bohaterów. Pomysłodawca i producent gry, Yuji Naka, z pasją czytał prace Carla Gustava Junga, efekty czego możemy zobaczyć podczas obcowania z produkcją Sonic Team. No właśnie, jak się w to gra po szesnastu wiosnach? Już teraz odpowiem, że zaskakująco dobrze.

Rozgrywka w NiGHTS to osobliwe połączenie platformówki 2D z trójwymiarem, przy czym słowo „platformówka” nie oddaje dokładnie tego, jak wygląda zabawa. Twórcy zaserwowali nam siedem różniących się tematycznie światów, z których każdy składa się z czterech etapów. Na początku przejmujemy kontrolę nad jednym z dzieci, a już po chwili ciśniemy stworkiem o imieniu Night. Poruszamy się tylko w jednym kierunku (Skąd wiedzieliście, że w prawo?), zaliczając okazjonalne skoki w 3D, np. podczas jazdy kolejką górską. W praktyce akcja dzieje się w jednej płaszczyźnie, ale nietypowy efekt „rynny” powoduje wrażenie, iż działamy w trzech wymiarach. Zabawa polega na nieustannej walce z czasem, którą wygrać możemy tylko wtedy, gdy na pojedynczym odcinku zbierzemy 20 niebieskich kryształów, przy pomocy których zniszczymy koszmar. Bohater dysponuje dość ubogim zestawem ruchów (świderek w przód oraz efektowna pętelka), mimo to steruje się nim bardzo przyjemnie.


Na końcu każdego z siedmiu światów czeka nas oczywiście walka z bossem. Szefowie to wyższa szkoła jazdy, a jednocześnie jeden z najmocniejszych punktów gry. Japończycy wykazali się ogromną pomysłowością, dzięki czemu zakapiory całkowicie różnią się od siebie, a pojedynki z nimi odbywają się na różnych zasadach. Raz będzie to ogromna ryba, którą należy wyrzucić z „akwarium”, przyjdzie nam obić szalonego kocura... podpalającego myszy, a innym razem na naszej drodze stanie gruba baba, którą należy odpowiednio zmiękczyć, uderzając nią o kruche ściany. Starcia z większymi przeciwnikami zostały rewelacyjnie pomyślane i choćby dla nich warto się z NiGHTS zapoznać. Dorzucając do tego bonusowy, świąteczny level, całość można ukończyć w nieco ponad cztery godziny. Jeśli jednak chcemy poprawić nasze wyniki na planszach, a następnie pochwalić się nimi na sieciowej tablicy rekordów, wówczas trzeba poświęcić grze znacznie więcej czasu.

NiGHTS into Dreams nie jest odświeżoną wersją Saturnowej edycji, lecz wydanego w 2008 roku na PlayStation 2 remake’u (tylko w Japonii). Mamy więc podbitą rozdziałkę, obraz w formacie 16:9, ranking sieciowy oraz zestaw trofeów / osiągnięć. Odświeżone NiGHTS zawiera też wszystkie dostępne wcześniej bonusy, takie jak wywiad z Yuji Naką, możliwość odsłuchania przepięknej ścieżki dźwiękowej (z utworem „Dreams Dreams” na czele) z poziomu menu oraz Saturn Mode, czyli oryginalną wersję klasyka niebieskich. Niestety mimo HD w tytule, graficznie tytuł nie powala. Wprawdzie kiedy wcielmy się w Night, widoczki w 2,5D są niczego sobie, tak podczas chwil spędzonych w skórze Elliota lub Clairs w oczy kują rozmyte tekstury i grubo ciosane obiekty. Z drugiej strony ciężko oczekiwać wizualnych fajerwerków od gry, która ma już na karku 16 lat, w dodatku wiele rekompensuje design  przeciwników i miejscówek.

Podobnie jak przed szesnastoma laty, również dziś ma dużego pecha. Platformówki nie sprzedają już systemów, rynkiem rządzą FPS-y i inne shootery, poza tym w dystrybucji cyfrowej można znaleźć dziesiątki lepiej wyglądających pozycji. Ale wiecie co? Mimo tego i tak powinniście dać produkcji Sonic Team szansę. Interesujący świat, piękna muzyka oraz kozacki design są zaledwie wisienką na torcie, jaką jest diablo grywalna, staroszkolna platformówka.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry NiGHTS into Dreams HD

Atuty

  • grywalność
  • design postaci i świata gry
  • ścieżka dźwiękowa
  • wysokie replaybility

Wady

  • niedzisiejsza grafika
  • momenty, w których przejmujemy kontrolę nad dziećmi
  • brak wprowadzenia

Oldskulowa platformówka w HD. Kotlet trochę zimny, ale bardzo smaczny.

Michał Włodarczyk Strona autora
cropper