Midway – recenzja filmu. Morze w płomieniach

Midway – recenzja filmu. Morze w płomieniach

Jędrzej Dudkiewicz | 11.11.2019, 21:00

Lubię filmy wojenne, naprawdę. Dlatego na przykład czekam na 1917 Sama Mendesa. Na Midway w reżyserii Rolanda Emmericha nie miałem jednak zbyt wielkiej ochoty, zwłaszcza po tym, jak zobaczyłem zwiastun. Mam dwie wiadomości, dobrą i złą. Dobra jest taka, że Midway jest lepsze od absolutnie fatalnego Dnia Niepodległości: Odrodzenia. Zła, że tylko trochę.

7 grudnia 1941 roku zmienił wszystko. To wtedy Japończycy przeprowadzili druzgocący atak na Pearl Harbor, czym sprawili, że Stany Zjednoczone dołączyły do II wojny światowej. Szybko okazało się, że to nie koniec problemów, a wrogie cesarstwo planuje kolejną wielką akcję. Od bitwy, która ostatecznie rozegrała się w pobliżu atolu Midway zależało bardzo dużo.

Dalsza część tekstu pod wideo

Midway – recenzja filmu. Morze w płomieniach

Midway – patos i nuda

Amerykański wywiad doskonale zdawał sobie sprawę, że po pierwsze, delikatnie rzecz ujmując, nie popisał się przed atakiem na Pearl Harbor, po drugie, bez dużego zwycięstwa potęga USA na Pacyfiku zostanie całkowicie złamana, kraj rzucony na kolana, a zachodnie wybrzeże stanie się celem ataków japońskiego lotnictwa. Dużą rolę w Midway Emmericha odgrywa więc Edwin Layton, który wraz ze współpracownikami stara się przewidzieć, gdzie może nastąpić uderzenie. Przypomnienie, jak szalenie ważny był wkład tych ludzi w zwycięstwo można zaliczyć na plus filmu. Tak samo zresztą, jak i to, że Japończycy przypominają ludzi, a nie odhumanizowane istoty i potwory. Pojawiająca się na koniec dedykacja dla zarówno amerykańskich, jak i japońskich marynarzy, którzy wzięli udział w bitwie, jest całkiem miła.

Na tym niestety kończy się większość zalet Midway. Jest to film w dużym stopniu nakręcony bardzo źle. Przede wszystkim, jakkolwiek dziwne by to nie było, jest on niesamowicie nudny. Napięcia nie ma tu żadnego, tak naprawdę nie da się poczuć stawki obserwowanych wydarzeń, a scenariusz przypomina grę komputerową sprzed wielu lat, w której po prostu są kolejne poziomy trudności do odhaczenia. Jakby tego było mało, jest to jeden z najbardziej wyrazistych przedstawicieli typowego amerykańskiego filmu wojennego. Innymi słowy patos niemal wylewa się z ekranu, czy to dzięki podniosłej muzyce, czy też straszliwie drewnianym i irytującym dialogom. Naprawdę trudno jest coś takiego wytrzymać, tym bardziej, że przecież nie jest tak, iż nie da się nakręcić poruszającego, emocjonującego filmu wojennego (jednym z ostatnich idealnych przykładów jest wszak Dunkierka Nolana).

Midway – tekturowe postacie, niezłe bitwy

Sporym problemem są również bohaterowie. A raczej to, że w zasadzie nie bardzo jest powód, by komukolwiek tu kibicować, gdyż przewijające się przez ekran postacie są tak tekturowe, że ledwo przypominają ludzi. Było dla mnie naprawdę wielkim – i bardzo niemiłym zaskoczeniem – że tylu niezłych, albo dobrych aktorów zostało poprowadzonych tak bardzo źle. W zasadzie wyróżnić można ewentualnie Woody’ego Harrelsona i Patricka Wilsona, którzy bardzo się starają, ale niezbyt im wychodzi. Cała reszta, na czele z zawadiackim i w pogardzie mającym śmierć Edem Skreinem jest niesamowicie wprost drewniana i deklamuje swoje kwestie w taki sposób, że aż uszy bolą.

Pomyśleć by więc można, że największą zaletą Midway będą bitwy. Owszem, są one całkiem niezłe. O ile nie przeszkadzają Wam generalnie słabe efekty specjalne. Okrutnie widać, że wszystko to zostało wykreowane w komputerze, przez co – a to grzech niewybaczalny – trudno wziąć te starcia na poważnie. Ot, ktoś strzela, coś wybucha, ktoś ginie. Nie ma powodu, by się tym jakkolwiek przejmować. Chyba nie o to chodziło w filmie, który miał przybliżyć widzom wielką bitwę morską, która w dużym stopniu zmieniła sytuację w wojnie na Pacyfiku.

Źródło: własne

Atuty

  • Powiedzmy, że niezłe bitwy;
  • Japończycy to też ludzie;
  • Przypomnienie o tym, jak ważne były działania wywiadowcze dla końcowego sukcesu

Wady

  • Mnóstwo patosu i nudy;
  • Drewniane postacie, drewniane aktorstwo;
  • Okropne dialogi;
  • Mnóstwo CGI

Midway Rolanda Emmericha to typowy amerykański film wojenny: pełen patosu, wybuchów i niczego więcej.

4,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper