Terminator: Mroczne Przeznaczenie - recenzja filmu. Ludzkość wciąż popełnia te same błędy

Terminator: Mroczne Przeznaczenie - recenzja filmu. Ludzkość wciąż popełnia te same błędy

Piotrek Kamiński | 04.11.2019, 21:00

W przyszłości maszyny kierowane przez sztuczną inteligencję próbują wybić resztki rodzaju ludzkiego. Kiedy wszystko wydaje się już stracone, powstaje ruch oporu, którego przywódca daje ludziom szansę. Maszyny wysyłają więc w przeszłość Terminatora, który pozbędzie się lidera zanim ten stanie się dla nich groźny. W odpowiedzi, ludzie wysyłają kogoś, kto ma go bronić.

Tak, z grubsza, prezentuje się Terminator: Mroczne Przeznaczenie. Co? Myślałeś, że przypominam o czym była jedynka? Albo dwójka? Niestety, ale tytuł recenzji nie odnosi się jedynie do wydarzeń w filmie. Po raz kolejny dostaliśmy z grubsza tę samą historię - jakby nakręcenie filmu o Terminatorze ZAWSZE musiało opierać się na podróżach w czasie i próbach zabicia kogoś, kto nie wie za co w ogóle ma przerąbane. Jedynie Terminator: Ocalenie próbował zrobić coś nowego, ale też niezbyt mu to wyszło. Może dla nas po prostu nie ma już ratunku?

Dalsza część tekstu pod wideo

Terminator: Mroczne Przeznaczenie - recenzja filmu. Ludzkość wciąż popełnia te same błędy

Terminator: Mroczne Przeznaczenie - recenzja filmu. Ludzkość wciąż popełnia te same błędy

Terminator: Mroczne Przeznaczenie - błąd w Matrixie

Dani Ramos jest zwykłą dziewczyną. Mieszka z tatą i marzącym o karierze w przemyśle muzycznym bratem, pracuje w fabryce samochodów, jest przyjacielska, ale też nie da sobie w kaszę dmuchać. Jej życie zmienia się o 180 stopni, kiedy pewnego dnia do jej pracy przychodzi człowiek, który z własnej ręki potrafi zrobić pistolet i próbuje ją zabić. Na szczęście w mniej więcej tej samej chwili znajduje ją też Grace - poprawiony technologicznie człowiek (coś jak Adam Jensen w Deus Exie), którego zadaniem jest uratowanie jej życia. Po drodze natkną się na Sarę Conor, Arnolda Schwarzeneggera i co najmniej kilka ton różnego rodzaju broni. Mroczne Przeznaczenie nie jest subtelnym filmem. Gdyby je zliczyć, podejrzewam, że okazałoby się, że średnio co dwie minuty obserwujemy na ekranie kolejną eksplozję. Wszystko tu wybucha. Nie zdziwiłbym się nawet gdyby beczki z wodą zaczęły płonąć. Kamera szaleje, ciała latają na wszystkie strony, a tuż za nimi fucki wydobywające się z ust bohaterów. Tim Miller nie szczypał się w ugrzecznianie czegokolwiek - skoro może być kategoria R, to niech będzie. O dziwo, większość scen akcji ogląda się bardzo dobrze. Kamera pozwala obejrzeć pracę kaskaderów całkiem komfortowo, choć kłamałbym, gdybym powiedział, że sceny walki mogą pochwalić się ujęciami dłuższymi, niż dwie sekundy. To znaczy, zakładam, że obserwowałem kaskaderów, a nie komputerowe twory, bo efekty specjalne stoją na na tyle wysokim poziomie, że rzadko kiedy byłem w stanie powiedzieć, że na sto procent oglądam teraz animację komputerową. Co by o nowym Terminatorze nie mówić, jego scenom akcji ciężko odmówić tego przysłowiowego pier&olnięcia.

Nie do końca rozumiem skąd bierze się tak mocny hejt na ten film. Jasne, całość jest tak wtórna, jak to tylko możliwe, ale to nie czyni z niej jeszcze złego filmu. Już na pierwszy rzut oka widać, że producenci zapatrzyli się sukcesem siódmego epizodu Gwiezdnych Wojen. Tu również mamy do czynienia z kontynuacją, która pod wieloma względami najzwyczajniej w świecie kopiuje fabułę poprzednich filmów. Nie mówię, że to dobrze, ale z drugiej strony to też trochę za mało żeby powiedzieć, że mamy do czynienia z zupełnym niewypałem. Fabuła zazwyczaj trzyma się kupy, efekty specjalne robią pozytywne wrażenie, - choć wątpię, aby ktoś podniecał się nimi za 30 lat, jak wciąż ma to miejsce w przypadku dwójki - całość wiąże elegancko sensowne zakończenie.

Terminator: Mroczne Przeznaczenie - proroczy tytuł

To co, jedynym co nie gra w nowym Terminatorze jest jego wtórność? Oczywiście, że nie. Ona po prostu najbardziej boli. Lecz prócz niej, w filmie można przyczepić się do dosłownie dziesiątek różnych drobnych nieścisłości, które dla fana marki będą od razu oczywiste i, które w większości przypadków mówią za dużo na temat fabuły filmu, więc pozwolę sobie nie wchodzić w szczegóły. Wspomnę jedynie o dwóch sprawach. Pierwszą jest ogólna miałkość nowych postaci. Kiedy zaczynałem pisać ten tekst, wydawało mi się, że główna bohaterka ma na imię Dina, a nie Dani. Jej twarz już zaczyna ulatywać mi z pamięci, a przecież film oglądałem uważnie. Nawet Sara Connor stała się najzwyczajniej w świecie nudna. Jasne, była prawdopodobnie największym badassem w całym filmie, ale jej charakter odleciał przez to gdzieś daleko w kosmos. Jedynie Mackenzie Davis wypada naprawdę interesująco i łatwo z nią sympatyzować (pomyśleć, że w zwaistunach to ona była moim największym problemem). Druga sprawa to Arnold i to, co zrobili z nim scenarzyści. Cała sala wyła ze śmiechu, kiedy tylko Arnie był na ekranie. Teraz przypomnij sobie jego postać z pierwszych dwóch filmów. To nie powinno było tak wyglądać. Nowy Terminator (Gabriel Luna) robi niezłe wrażenie, mimo, że zasadniczo jest tylko pierwszymi dwoma modelami połączonymi w jeden twór - czyli pasuje do reszty filmu - ale jego zachowanie dyktuje nie logika, a potrzeby scenariusza. Niby potrafi zmaterializować w dłoni pistolet, ale zazwyczaj biegnie w kierunku Dani, aby dać tym dobrym odpowiednio dużo czasu na powstrzymanie go. Szlachtuje statystów i kaskaderów na lewo i prawo, a Sarze Connor co najwyżej wyjeżdża z podbródkowym. Słabe to. Nie lubię, kiedy scenarzyści robią ze mnie debila.

Terminator: Mroczne Przeznaczenie - recenzja filmu. Ludzkość wciąż popełnia te same błędy

Pierwsze dwa Terminatory to klasyka kina, która broni się po dziś dzień. Jedynka była ciekawym, pomysłowym techno-thrillerem, miejscami zahaczając wręcz o horror. Przy drugiej części Cameron zrobił to samo, co wcześniej sprawdziło się już przy drugiej części obcego - wziął relatywnie stonowany oryginał i wstrzyknął mu śmiertelną dawkę końskich sterydów. Efekt był bombowy, ale później pacjent po prostu wziął i zdechł. Nowy Terminator próbuje bawić się w doktora Frankensteina, łącząc działające wcześniej elementy i próbując sklecić z nich coś, co pożyje dłużej, niż dwie minuty. Wiemy, jak skończyło się to w tamtej historii, nie trudno domyślić się jak skończy się tutaj. Mroczne Przeznaczenie jest wtórne, przesadnie bombastyczne, pełne dziur logicznych i za pięć lat nikt nie będzie o nim pamiętał, ale kiedy z głośników popłynęło ikoniczne "tutum tum tudum" serce na chwilę zabiło mocniej. Szkoda, że tylko na chwilę.

Atuty

  • Dobre efekty
  • Dobra ścieżka dźwiękowa
  • Grace 
  • Całkiem zabawny... 

Wady

  • ...tyle, że raczej nie powinien
  • Wtórny do bólu 
  • Mrowie logicznych niedociągnięć
  • Większość postaci zupełnie nie ciekawa

Terminator: Mroczne Przeznaczenie byłby świetnym filmem... Gdyby pierwsze dwie części nie istniały. 

5,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper