The Legend of Zelda: Link’s Awakening - graliśmy w remake klasyka. Witamy ponownie, Linku

The Legend of Zelda: Link’s Awakening - graliśmy w remake klasyka. Witamy ponownie, Linku

Kryspin Kras | 27.08.2019, 22:00

Co to jest - śliczne, słodkie, plastelinowe i jest remakiem hitu sprzed ponad 25 lat? Oczywiście nowa-stara Zelda: Link’s Awakening na Nintendo Switch! Czy gra, pomimo ćwierci wieku na karku dalej bawi, czy może trąci już jednak myszką? 
 


Na stanowisku Nintendo na Gamescom miałem przyjemność ograć kilkunastominutowe demka kilku nadchodzących tytułów: Wiedźmina 3, nowych Pokemonów, Luigi’s Mansion 3 czy omawiany tutaj remake Link’s Awakening, który nie dość, że chyba miał najwięcej stanowisk do grania, to jeszcze najwięcej ludzi się ustawiało w małych kolejkach do zagrania. To chyba świadczy o tym, że kult Zeldy nie umiera i ludzie dalej pragną kolejnych odsłon przygód znanego i lubianego Linka. Czy warto się jarać nowym Link’s Awakening, nawet jeśli mieliście szansę ograć oryginał (lub remaster na GBC)? Ależ oczywiście! Ale tak umiarkowanie.

Dalsza część tekstu pod wideo

Demo, to w zasadzie początek gry obcięty do 15 minut rozgrywki. Na samym początku gry wita nas naprawdę ślicznie wykonane, ręcznie rysowane intro gry, a po szybkim przeklikaniu się przez menusy, budzimy się w domku Mariny i Tarina i ahoj przygodo! Już na pierwszy rzut oka widać, jak bardzo gra ewoluowała wizualnie od czasu swojej premiery na starusieńkim Game Boy’u. Greezo, deweloper gry, odpowiedzialny wcześniej chociażby za remake’i Ocarina of Time i Majora’s Mask postawił tym razem na plastikowo-plastelinowy styl, gdzie dosłownie wszystko błyszczy się i świeci jak psu jajca, a dodatkowo całość polana jest sosem tilt-shiftu gdzie wszystko nabiera jeszcze bardziej zabawkowego charakteru. Nie przeczę: ma to swój urok, Link i otoczenie naprawdę wyglądają uroczo, ale chyba po raz pierwszy grając w jakąkolwiek Zeldę musiałem przez chwilę przywyknąć do nowego stylu graficznego. 

Link’s Awakening bo pokazach na E3 zmartwił potencjalnych nabywców dość stałymi spadkami płynności rozgrywki, więc spieszę donosić, że ogrywane przeze mnie demko na Gamescomie śmigało, w zdaje się (nie mam niestety miernika klatek w oczach) płynniutkich 60 klatkach na sekundę, co nie powinno dziwić patrząc na wizualia gry. Nie jest jednak w stu procentach stabilnie, czasem chwilę po przejściu między ekranami planszy (jest tu obecne przesuwanie obrazu  znane z klasycznych Zeld) gra potrafi solidnie chrupnąć, by po chwili wrócić do płynnego działania. Nie przeszkadza to jakoś bardzo, ale potrafi wybić na chwilę z równowagi.

Sama gra, cóż - jak ktoś grał w oryginalnego Link’s Awakening to poczuje się od razu jak w domu. To w zasadzie ta sama gra, ubrana tylko w nowoczesne szaty i przypudrowana tu i ówdzie małymi zmianami. Przez te 15 minut niewiele byłem w stanie zrobić, wstyd przyznać, nie udało mi się nawet szybko dobiec do pierwszego dungeonu bo zwyczajnie już nie pamiętałem jak się do niego sprawnie dostać, ale udało mi się pozwiedzać wioskę Mabe, plażę, gdzie znajdziemy nasz miecz i pobłądzić po lesie w poszukiwaniu grzybków. To, co rzuciło mi się w oczy to fakt, że Link porusza się strasznie… wolno. Nie wiem, czy zachowali oni oryginalną prędkość postaci, zapominając, że przecież cały świat niejako urósł? Plus, niektórym może przeszkadzać fakt, że Link porusza się tylko w 8 kierunkach. Ale poza tymi dwoma szczegółami? To stary dobry Link’s Awakening - nic dodać, nic ująć. Prosta walka, bardzo przyjemna eksploracja, cała masa cameosów z innych gier Nintendo (i nie tylko!). To będzie dobra gra i zdecydowanie warto sięgnąć po ten tytuł. 

PS Chciałbym coś napisać o muzyce, dźwięku, cokolwiek, ale niestety na sali było mnóstwo ludzi, standów i innych cudactw, więc nie słyszałem absolutnie nic :( Ale zapewne jest dobrze, jak to zwykle w Zeldzie bywa.
 

Kryspin Kras Strona autora
cropper