Playtest i wrażenia: Medal of Honor

Playtest i wrażenia: Medal of Honor

Butcher | 14.10.2010, 16:55

W dniu jutrzejszym na europejskim rynku premierę ma Medal of Honor - seria powraca po kilku latach nieobecności, w nowych realiach i nowej jakości. Czy jest to powrót udany? Zobaczcie sami w naszym playteście - tym razem zamiast jednego filmu, postanowiłem uraczyć Was aż trzema, bogato okraszając je własnymi wrażeniami.

W dniu jutrzejszym na europejskim rynku premierę ma Medal of Honor - seria powraca po kilku latach nieobecności, w nowych realiach i nowej jakości. Czy jest to powrót udany? Zobaczcie sami w naszym playteście - tym razem zamiast jednego filmu, postanowiłem uraczyć Was aż trzema, bogato okraszając je własnymi wrażeniami.xxxxx

Dalsza część tekstu pod wideo

 

W najnowszym wydawnictwie Electronic Arts palce maczały aż dwa studia deweloperskie: singla stworzyło Danger Close z LA a multiplayera DICE ze Szwecji. Podczas licznych wywiadow prowadzących do premiery, producenci wciąż powtarzali że nowy Medal of Honor to gra o żolnierzach, o jednostkach ludzkich, swoiste podziękowania i hołd dla wszystkich, ktorzy walczą w obronie swego kraju. Obawiałem się, że na ekranie mocno zalatywać to może patosem rodem z Hollywood, kłuć po oczach amerykańską flagą, nieskazitelnymi bohaterami i sztucznym tragizmem. Na szczęście pomyliłem się w każdym przypadku. Czym w takim razie jest Medal of Honor? Zgrabnie poskładanym i fabularnie trzymającym się kupy shooterem, widowiskowo i dynamicznie ukazującym, jak przesrana, mozolna i pełna niebezpieczeństw jest walka z podstępną szarańczą o nazwie Al-Kaida.

 

Po 11 latach walk w realiach II Wojny światowej, Medal of Honor przenosi nas na współczesne pola walki. Jednak co najważniejsze, czyni to we własnym, efektownym i zaskakująco świeżym stylu, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że mamy za sobą dwie części Battlefielda: Bad Company i Call of Duty: Modern Warfare i przecież niejedno już widzieliśmy. Mocne uderzenie nowy Medal zawdzięcza w dużej mierze jedności miejsca i czasu akcji, czego wiele innych FPS-ów może mu pozazdrościć. Jako swoisty precyzyjny skalpel czyli agenci specjalni z jednoski Tier 1 oraz dysponujący większą siłą uderzeniową i wsparciem powietrznym Rangersi, spędzimy dwa dni w nieprzyjaznym środowisku Afganistanu, tropiąc i wyrzynając chmary talibów. Emocji nie brakuje, a wszystko mocno trzyma się kupy dzięki odpowiednio zwartej budowie całej opowieści. Misje i postaci świetnie się ze sobą zazębiają, działania jednych są wynikiem akcji drugich, zadania przeplatają się, a koniec jednego jest często początkiem drugiego. Zobaczcie zresztą sami:

 

 

Na różnorodność rozgrywki nie sposób narzekać, gdyż nadarzy się okazja zarówno do cichych działań nocnych z noktowizorem, walk na ulicach i w budynkach, wśród ruin, wcielenia się w snajpera, jak i dramatycznego odpierania ataków Al-Kaidy w górach, wąwozach, wioskach czy nurkowania w ich mrocznych, skalnych kryjówkach. Okazjonalnie pobawimy się także w strzelca Apache'a, kierowcę quada, tudzież wskażemy cele naszym F-15 i AC-130. Pochwalić należy świetne oddanie realiów walk na obcym terenie, z podstępnymi talibami - kryją się w górach, często atakują z pozycji osadzonych wyżej, zastawiają pułapki detonowane telefonami komórkowymi. Wielokrotnie osaczają nas przyciśniętych w jakiejś dolinie, wśród skał, zbiegają się niczym mrówki, nie dbając o życie, a często biegną hordami pod lufy, wspierani przez przyczajonych cwaniaków walących z RPG. To z kolei pozwoliło pokazać, jak ważna jest precyzja i metodyczność naszych działań, osłanianie się w boju, skuteczność, celność, ale i ostrożność przy każdym kroku w nieznanym terenie. Całość okraszają świetne skrypty, nadające dynamiki zabawie i bez problemów wciągające nas w wir akcji i wydarzeń dookoła.

 

Ten Medal of Honor - jak zresztą każdy poprzedni - powstawał przy współudziale prawdziwych wojskowych doradców - tym razem profesjonalistów z ekipy Tier 1, tzw. ludzi "z przeszłością". I to widać na każdym kroku - począwszy od specjalistycznego słownictwa, poprzez zachowanie wojaków w terenie, żołnierski "dryg" i fachowość, na arsenale, wyposażeniu i wyglądzie postaci skończywszy. Genialnie podbija klimat ustawiczny kontakt radiowy między bohaterami, liczne rozmowy z bazą i wsparciem lotniczym. Poza wspomnianym fachowym słownictwem, mnóstwo tu genialnego slangu żołnierskiego, skrótów myślowych, specyficznych nazw, ale i żartów czy luźnych komentarzy sytuacji, gęsto okraszonych wulgaryzmami, co umiejętnie przekazuje nam polska lokalizacja, nie szczędząc najbardziej dosadnych zwrotów. Danger Close poszło modnym ostatnio nurtem rezygnując ze stałego HUD-a i podczas rozgrywki niewiele elementów na ekranie rozprasza naszą uwagę, nie mamy usłużnego radaru, a obrażenia sygnalizują jedynie plamy krwi przesłaniające widok. Ponieważ 90% akcji wykonujemy w towarzystwie kumpli, nie mamy też problemu z odszukaniem celów naszej wędrówki, gdyż po prostu podążamy za kompanami - inna sprawa, że jak większość FPS-ów, ten także jest liniowy do bólu i rzadko mamy szanse zboczyć z utartej ścieżki...

 

 

Owa emocjonująca i dynamiczna opowieść nękana jest niestety pewnymi wpadkami, które skutecznie wyrywają nas od czasu do czasu z misternie zbudowanego, przekonywującego świata wojny. Aby uruchomić pewne wydarzenia musimy podejść w konkretny punkt, który ustalił sobie deweloper. Nie przeskoczymy metrowego murka w dowolnym miejscu - tylko dokładnie tam, gdzie wymyślili to twórcy i gdzie robi to nasza ekipa. Animacja potrafi chrupnąć i zwolnić przy wiekszej zadymie, w testowanym kodzie trafiłem też na "dziury" w dźwięku, a checkpointy mogłyby trafiać się częściej. Pochwalić można natomiast sferę AV - co prawda eksplozje są zbyt uproszczone, ale wykonanie otoczenia, tekstury, animacje i całkiem epickie widoczki dookoła przyjemnie pieszczą nasze oczy. Dźwięk tymczasem zasługuje na własnego Oscara w branży - począwszy od mocarnych odgłosów broni i walk, a na filmowo-rockowym soundtracku skończywszy. SI naszych przeciwników wybitna nie jest, ale też nie ma zbytnio na co narzekać.

 

I szkoda tylko, ze tak krótko jest nam dane się tym wszystkim rozkoszować - możliwość ukończenia kampanii w 5 godzin pozostawi wielu z Was nas na głodzie. A wtedy nie pozostanie nic innego, jak przedłużyć sobie zabawę multiplayerem. Jego zajawkę mieliście już okazję czytać i oglądać na PPE (odsyłam Was tam po detale odnośnie map i trybów), nadmienię więc tylko, że ma on szanse skutecznie pogodzić fanów Modern Warfare i Battlefielda, oferując głównie walki w bliskich zwarciach, bez udziału pojazdów, na pomysłowo przygotowanych, efektownych i wielopoziomowych mapach. Od czasów bety DICE dokonało wielkich postępów i z przyjemnością rzucicie się w wir walk sieciowych. Co prawda na chwilę obecną zdarzają się jeszcze drobne wpadki (okazyjne lagi, przestoje), ale gra dopiero startuje, więc dajmy DICE czas na ogarnięcie tematu i zadbanie o serwery. Poniżej przegląd kilku map i trybów, jakie oferuje Medal of Honor:

 

 

Podsumowując: Medal of Honor to emocjonująca, zwarta i dynamiczna opowieść o twardych wojakach i desperackiej często walce ze współczesnym synonimem terroryzmu. Opowieść nie rzucająca może na kolana, ale stanowiąca udany powrót znanej i sprawdzonej marki w nowych realiach. Jeżeli kochacie współczesne pola bitwy w wirtualnym wydaniu, to na pewno powinniście zaliczyć ten tytuł.

 

Pełnę recenzję Medal of Honor przeczytacie w nadchodzącym, 159 numerze PSX Extreme.

Źródło: własne
Butcher Strona autora
cropper