TOP 10 największych branżowych ściem

TOP 10 największych branżowych ściem

Bartosz Dawidowski | 06.01.2017, 21:07

Sean Murray wg wielu osób prześcignął ostatnio samego Petera Molyneuxa w kalibrze sprzedawanych graczom kłamstw. Wszystko w związku z wielkim rozczarowaniem, którym okazało się No Man's Sky. Nasza ukochana branża ma jednak znacznie dłuższą niechlubną tradycję karmienia konsumentów ściemą, blagą i półprawdami.

Bujdy na resorach pojawiają się w branży od wielu lat - szczególnie w fazie budowania hype'u. Później okazuje się nagle, że prezentowany w pierwszych trailerach "gameplay" był tylko prototypem i że konieczny jest downgrade. Czasem także swoją cegiełkę do takich fałszywych informacji dokładają wielcy producenci i wydawcy. Poniżej najbardziej spektakularne przykłady naginania prawdy w branży.

Dalsza część tekstu pod wideo

10. Gwiezdny Kinect

W trakcie demonstracji Kinect Star Wars podczas E3 2011 na scenie okazało się, że postać widoczna na ekranie nie reaguje dokładnie na ruchy pracownika Microsoft Studios, który podrygiwał przed publicznością. Wirtualny bohater wyprzedzał czasem ruchy "gracza", co stanowiło potwierdzenie, że całe "demo" w ogóle nie jest gameplayem i że odbywająca się na scenie prezentacja to rodzaj marketingowej ściemy. Później wielokrotnie okazywało się niestety, że z jakością śledzenia ruchów przez Kinecta wcale nie jest tak różowo, jak zapowiadał początkowo producent.

9. 120 fps w grach na PS3

Przedstawiciele Sony zwykle uważnie dobierają słowa, ale czasem nawet najlepszym zdarzają się wpadki. Taką drobną gafę zaliczył w 2005 roku sam Ken Kutaragi, który w wywiadach przekonywał, że dzięki mocy procesora Cell nie będzie żadnym problemem osiągnięcie 120 fps w grach na PS3. Jedyną przeszkodą miały być w teorii telewizory, które ni były jeszcze przystosowane do takiej prędkości odświeżania obrazu.  Oczywiście wiemy dokładnie, że te zapewnienia można włożyć między bajki. PS3 miało poważne problemy z generowaniem 60 fps (większość gier działała w 30 fps).

8. Ekskluzywny status Dead Rising 3

Przypadków gdy pozorne exclusive'y przestawały być w zaskakująco szybkim tempie exclusive'ami mógłbym tutaj mnożyć. Capcom i Dead Rising 3 to jednak wyjątkowy przykład wprowadzania graczy w błąd bez zmrużenia oka. Przedstawiciele firmy jeszcze na gamescom 2013 wypowiadali pamiętne słowa; "to z całą pewnością nie jest czasowy exclusive; to gra xboksowa w pełnym wymiarze. Widzimy sporo takich historii w Internecie. Dead Rising 3 na pewno nie wyjdzie na PS4 i PC”. Zaledwie 6 miesięcy później swoją wersję gry mogli odpalać pecetowcy…

7. Modyfikowane screeny z FFXIII

Przed premierą Final Fantasy XIII zrobiło się głośno o tym, że wersja gry na PS3 będzie oferować lepszą jakość grafiki, niż edycja na X360. Powiedzmy sobie szczerze - fani konsoli Sony nie mogli przeżyć faktu, że Square Enix zmieniło zdanie w trakcie produkcji i zdecydowało się postawić na równoczesną premierę na obu platformach. Kilka miesięcy przed premierą, rzekomo by uciąć spekulacje, Sony opublikowało screenshot porównawczy, rzekomo przedstawiający wersję gry na X360 i PS3. Okazało się jednak, że to dokładnie ten sam obrazek przedstawiający jedną wersję gry, w którym pracownik firmy po prostu podmienił dosyć nieudolnie elementy interfejsu gry, tak by wytworzyć złudzenie, że grafika w obu edycjach jest identyczna. Square Enix próbowało się tłumaczyć z tej ściemy, twierdząc, że ktoś pomylił materiały graficzne i opublikował grafiki z wczesnej fazy, ale chyba nikt nie kupił takiego wyjaśnienia.

6. Downgrade Watch Dogs

W trakcie E3 2012 grafika oferowana przez Watch Dogs mogła powodować spontaniczne opadanie żuchwy. Można było się oczywiście spodziewać, że demonstrowana jako gameplay oprawa pochodzi z high-endowego PC. Jakie było jednak zdziwienie graczy, kiedy w momencie premiery okazało się, że Watch Dogs prezentuje się jak ubogi krewny tej demonstracji pochodzący z mongolskiego z wygwizdowa. I to nie tylko na konsolach, ale również na najdroższych komputerach. Na szczęście po głośnych narzekaniach graczy z tego powodu Ubisoft stonował w ostatnim czasie swoje zapędy do "retuszowania" materiałów promocyjnych z gier.

5. Zakręcone EA

Jedną z większych bujd na resorach w historii branży zaserwowało graczom… EA. W 2011 roku mogło wydawać się, ze robimy wspaniały "deal", zamawiając Battlefield 3 w wersji na PS3. EA obiecało bowiem z niespotykaną szczodrością, że będzie dodawać gratisowo do kupionych kopii tej strzelaniny świetne Battlefield 1943. Bez żadnych dodatkowych opłat i na tym samym dysku (na co rzekomo miał pozwalać przepastny rozmiar dysku blu-ray). To był piękny gest. Chwaliło się nim nie raz samo Sony, promując PS3. Okazało się, że zbyt piękny, by był prawdziwy. Kiedy doszło do premiery Battlefield 3 skuszeni takim interesem gracze z bólem odkryli, że w pudełkach nie ma obiecanego Battlefield 1943 - ani na płycie, ani na w formie cyfrowego kodu do pobrania. EA bez żadnych przeprosin czy wyjaśnień zmieniło swoją wersję, twierdząc, że zakupione gry w wersji na PS3 uprawniają tylko do możliwości zakupu dodatków cyfrowych tydzień przed właścicielami X360.

Takich jaj w branży nie było dawno. Szkoda tylko, że do śmiechu nie było graczom, którzy dali się skusić na taką lewą ofertę. Tysiące osób zabrało się do działania, zwracając się do kancelarii prawnych o pomoc. EA ugięło się w końcu po wytoczeniu im zbiorowego procesu i udostępniło po prawie 2 miesiącach od daty premiery w ramach ugody obiecaną strzelaninę bez dodatkowych opłat. Po co jednak było zwodzić wcześniej klientów?

4. DRM w Xbox One

Restrykcyjny system zabezpieczeń DRM był zapowiadany przez wiele miesięcy przez Microsoft. Major Nelson stwierdził nawet, że firma nie może po prostu zrezygnować z systemu DRM "ot tak sobie" i że system jest wbudowany w strukturę konsoli. Okazało się jednak, że pod naporem krytyki gigant z Redmond wycofał się ze swoich zapewnień. Podobnie zresztą jak z historią dotyczącą Kinecta. Microsoft twierdził, że korzystanie z tego właściwie porzuconego dziś hardware'u nie spowoduje spowolnienia nowej konsoli. Później dowiedzieliśmy się, że deweloperzy mają jednak do dyspozycji więcej zasobów, kiedy nie muszą przejmować się wydzielaniem procesów służących do obsługi Kinecta.

3. Aliens: Colonial Marines

Aż dziw bierze, że tak uzdolniona grupa autorów jak Gearbox Software zafundowała nam tak wielką ściemę. Niestety czasu się już nie odwróci i przypadek Aliens: Colonial Marines zawsze będzie ciążył nad twórcami wspaniałego Borderlands. Z pewnością duży udział w tej bladze miał udział sam wydawca (Sega). O co właściwie chodziło? O to, że Aliens: Colonial Marines w ogóle nie przypominało w finalnej wersji materiałów promocyjnych z 2011 roku (nie tylko pod względem graficznym, ale również gameplayowym). Wcale nie dziwi fakt, że gracze wytoczyli Sedze pozew zbiorowy w tej sprawie.

2. Piotruś Kłamczuszek

Peter Molyneux to znany w branży bajkopisarz. Na tyle znany, że dorobił się w prasie (m.in. w PSX Extreme) przydomka, niczym dawni monarchowie: "Kłamczuszek". Jeśli ktoś uzyje tego słowa, od razu wiadomo o kogo chodzi, bez dodawania nawet imienia tego weterana gamedevu. Czym Molyneux zasłużył sobie na takie miano? Przede wszystkim opowiadaniem niestworzonych historii przed premierą pierwszego Fable, w 2004 roku. Peter roztaczał bowiem niesamowite wizje: że gracz zasadzi drzewo, które w trakcie gry będzie rosło do potężnych rozmiarów, że będziemy mogli płodzić potomków i śledzić ich poczynania i że kampania singleplayer będzie tak rozległa, że prześledzimy w niej cały żywot głównego bohatera. Te atrakcje nie pojawiły się w pełnej wersji gry, a Molyneux później tłumaczył się nieudolnie, że takie motywy pojawiały się tylko w fazie planowania.

Molyneux nie wyciągnął lekcji ze swoich pierwszych zdemaskowanych kłamstw. Kolejnym odsłonom Fable również towarzyszyły niestworzone historie, a chyba największa palma odbiła Peterowi przy okazji zapowiedzi Project Milo. Niesamowita sztuczna inteligencja małego chłopca, która miała wg Molyneuxa zrewolucjonizować branżę okazała się finalnie tylko… demem technicznym dla Kinecta, które nigdy nie zostało opublikowane.

1. Kosmiczne jaja Seana Murraya

Oj, odleciał nam Sean Murray przy okazji akcji promocyjnej No Man's Sky. Odleciał w kosmos. Gość opuszcza chyba właśnie granice Drogi Mlecznej, bo kontakt z nim jest prawie niemożliwy (złotousty deweloper po premierze zniknął z mediów społecznościowych). Czym Murray tak podpadł graczom? Przede wszystkim obiecywaniem masy funkcji, których próżno szukać w NMS. Autor kilka razy zapewniał, że teoretycznie możliwe jest spotkanie innych graczy w zwiedzanym uniwersum (co okazało się nieprawdą), że ludzie do końca zabawy będą odkrywać nieprzebraną różnorodność planet i zamieszkujących je stworów (w rzeczywistości prawdziwych wariantów planet jest może z tuzin). Dotarcie do centrum galaktyki miało zapewniać również ogromną satysfakcję, a rozbudowane interakcje z ufokami miały być fascynujące, a wyszło… jak wyszło. Zbyt prosto i schematycznie.

Bartosz Dawidowski Strona autora
Dla PPE pisze nieprzerwanie od momentu założenia portalu w 2010 roku. Przygodę z interaktywną rozrywką zaczynał od gier na kasetach magnetofonowych, by później zapałać miłością do Amigi i PlayStation. Wciąż tęskni za złotą erą najlepszych japońskich RPG-ów z lat 90. Fan strategii, gier oferujących symulacyjne elementy i bogatą immersję. Miłośnik lotnictwa w każdej postaci.
cropper