Jaka była Twoja pierwsza gra? Generacyjne wspomnienia growego zgreda

Jaka była Twoja pierwsza gra? Generacyjne wspomnienia growego zgreda

Roger Żochowski | 01.01.2017, 10:00

Nie jest tajemnicą, że o sile nowych konsol świadczą przede wszystkim gry. Ale czy zastanawialiście się kiedyś, które produkcje były Waszymi pierwszymi na nowo zakupionych sprzętach? Od czego to wszystko się zaczęło?

W poniższym artykule starałem się przedstawić Wam swoją historię gracza, ale nieco inaczej niż to zwykle robimy. Każdy zakup nowego systemu do grania wiązał się rzecz jasna z nabyciem gier. Starałem się odtworzyć w pamięci, które tytuły były tymi pierwszymi na każdej z konsol. Skupiłem się tylko na tych systemach, co do których pamięć mnie raczej nie zawodzi. Oczywiście liczę na to, że w komentarzach podzielicie się również swoimi doświadczeniami. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Automaty

Z grami po raz pierwszy miałem styczność za dzieciaka i choć w domu pojawiło się ZX Spectrum nie mam zielonego pojęcia, które gry odpaliłem na nim jako pierwsze. Doskonale pamiętam za to swoje pierwsze wizyty w osiedlowym salonie gier, zwanym blaszakiem. Była to stara, zdezelowana rudera, w której śmierdziało petami i szczochem, bo na jej tyłach stali bywalcy zazwyczaj podlewali okoliczne drzewa. Do salonu pierwszy raz przyprowadził mnie tata. Nie potrzebowałem dużo czasu, by zakochać się w grze Moon Patrol. Może dlatego, że do innych automatów nie miałem szans się dopchać. Oczywiście wtedy nie wiedziałem jak się ów szpil nazywa. To był po prostu samochodzik. Tak naprawdę w grze kierowaliśmy futurystycznym czołgiem z działkami zwiedzając księżycowe tereny. Poza niszczeniem przeciwników trzeba było też uważać na przeszkody terenowe w odpowiednim momencie je przeskakując. I tak zakochałem się w grach wideo. 

Pegasus

Tutaj nie będzie większej niespodzianki. Wraz z Pegasusem dostałem w zestawie kartridż 168 in 1, który początkowo był samowystarczalny i to z nim zarwałem swoją pierwszą nockę w życiu. Chowając dwóch znajomych do szafy, by mogli wyjść gdy rodzice udadzą się na prywatkę. Contra, Mario, Tanki, Bomberman, Ubran Champion, Arkanoid, Pin Ball, Lode Runner, Donkey Kong, Duck Hunt, Ice Climber - prawdziwa kopalnia hitów, które można było kończyć wiele razy. Z kolei pierwszym kartridżem, który zakupiłem samodzielnie na bazarze były Żółwie Ninja. Dokładnie odsłona, której akcja rozpoczynała się na plaży, by po chwili przenieść się na deski surfingowe. Co-op w tej produkcji miażdżył, a sam kartridż szybko stał się prawdziwym hitem na osiedlu.  

Game Boy

Pierwszego Game Boya miałem dość krótko, bo padł ofiarą pozostawienia na słońcu na tyłach starej Skody. Pieprzona stara Skoda z zacinającymi się drzwiami i zdezelowanym zderzakiem. Po tym fakcie znienawidziłem auto ojca i cieszyłem się jak w końcu padło. Game Boya nabyłem w ramach wymiany za deskorolkę, żeby zobaczyć co to są te całe Pokémony. Okazało się, że mania zbieractwa pielęgnowana od dziecka przez różnego rodzaju komiksy, albumy z naklejkami czy karty z piłkarzami bardzo łatwo przeniosła się w moim przypadku na wirtualne poletko. Niestety śmierć sprzętu sprawiła, że nie udało mi się ukończyć gry czego bardzo żałowałem widząc, jakie okazy Poksów złapał mój przyjaciel z bloku. 

Amiga

Nie pamiętam jakie gry jako pierwsze odpaliłem na Atari i Commodore 64. Owe systemy miałem relatywnie krótko, więc nie wzbudzają one we mnie takiego sentymentu jak Amiga. Tą nabyłem z dwoma pudełkami przegrywanych dyskietek i przez kilka miesięcy czułem się jak młody bóg. W zestawie dostałem całą masę gier, o których w większości nie miałem zielonego pojęcia. Każdy z tytułów był więc swego rodzaju niespodzianką. Zmieniałem dyskietki jak szalony zagłębiając się w świat wirtualnej rozrywki i łamiąc kolejne joysticki. W ten sposób poznałem wiele gier, które po latach zostały uznane za kultowe. Wówczas jednak sam musiałem ocenić, co jest crapem, a co nie, z czasem wspomagając się lekturą Top Secret i Secret Service. Bardzo dobrze pamiętam jednak, że pierwszą grą jaką odpaliłem było Sensible Soccer. Przepadłem razem z tatą na dobre kilka dni. Było tu po prostu wszystko, czego potrzebował fan piłki nożnej. Z kolei pierwszą oryginalną grą jaką kupiłem na Amigę był polski Kajko i Kokosz. Pudełko od gry stanęło potem na zaszczytnym miejscu nieopodal szklanego barku z koniakiem.

MegaDrive

Chociaż większość graczy w naszym kraju era konsolowych 16-bitów ominęła szerokim łukiem, mi udało się wejść w posiadanie Segi MegaDrive. Niespecjalnie interesowały mnie jeszcze wówczas nazwy gier, więc przez kilka lat na Super Hang-On mówiłem po prostu "motory". Co zresztą jest też błędem, bo powinno być "motocykle". Niestety fakt, że wśród moich znajomych praktycznie nikt nie posiadał tej konsoli, a w osiedlowej wypożyczalni pomiędzy kolejnymi częściami Rambo, żółtymi kartridżami z Pegasusa i niemieckimi pornosami próżno było szukać tytułów na MegaDrive'a, gier miałem niewiele. Z czasem jeździłem pod Megasam, pierwszy w Warszawie Supermarket, na tyłach którego ludzie wymieniali się naklejkami z albumów Panini, znaczkami i właśnie kartridżami. W ten sposób wszedłem w posiadanie takich gier jak Mortal Kombat II, Sonic the Hedgehog II czy ComixZone.

PlayStation 

Konsola, który obok Amigi i Pegasusa wzbudza mój największy sentyment. Szare pudełko zakupiłem z kultowym Demo One, które wciąż mam w swojej kolekcji. Pierwszym tytułem, który odpaliłem na demówce był Crash Bandicoot. Jeden poziom dostępny na płycie przez pierwsze miesiące wymasterowałem do granic możliwości. Final Fantasy VII było zaś pierwszą grą, którą zakupiłem na oryginale. Granie bez karty pamięci okazało się niezłym cyrkiem, bo chcąc dojść jak najdalej nie spaliśmy ze znajomymi grubo ponad dobę zmieniając się, gdy ktoś chciał iść spać. Zawsze jednak coś stawało nam na drodze - a to wąż na pustyni, a to awaria prądu. Gdy demka z czasopism, gry z Net Yaroze i ciężko dostępne oryginały przestały mi wystarczać, przerobiłem konsole w celu korzystania z kopii zapasowych. Pierwszymi zakupionymi tak produkcjami były Croc i Test Drive 4. Jak dziś pamiętam liczone na milimetr skoki zielonym krokodylem i sterowanie, które wymagało nie lada wprawy. Z kolei jazda Viperem, Jaguarem XJ220 czy TVR Cerbera ulicami Tokio czy San Francisco sprawiła, że seria Test Drive przez kolejne lata była jedną z moich ulubionych. 

Dreamcast

Segę kochałem od czasów MegaDrive'a i bardzo jej kibicowałem. Po krótkim epizodzie z Saturnem, którego śmierć opłakiwałem, Dreamcast wydawał się mieć wszystko to, co powinna mieć konsola do gier. Fajny wygląd, innowacyjne rozwiązania (choćby granie po sieci), oraz rewelacyjne gry. Królowały tytuły rodem z salonów arcade. Crazy Taxi z muzyką The Offspring i szaloną jazdą po ulicach miasta jako pierwsze zakręciło się w czytniku mojego Makarona. W pamięć wryły mi się zwłaszcza komentarze rzucane przez pasażerów z kultowym "Take Me To Church".

PlayStation 2

Chyba największy zawód jeśli chodzi o premierę nowej konsoli. Po przeskoku z MegaDrve'a na pierwsze PlayStation człowiek liczył na podobną rewolucję na kolejnej generacji. Tymczasem po nabyciu Czarnuli za niemałe pieniądze (w Polsce cena była zaporowa), odpaliłem Ridge Racer V i poczułem ogromny zawód. Oprawa nie powalała, a do tego szpil potrafił ostro zwolnić. Nie wspominając o tym, że intro nie umywało się do tego z Type 4. W zestawie z konsolą zakupiłem również Tekken Tag Tournament i tu było już dużo lepiej, choć wciąż nie tak dobrze, jakbym sobie tego życzył. Pamiętam za to, że masę czasu spędziłem z kręglami wbudowanymi w pierwszego taga. To była przez wiele lat jedna z ulubionych multiplayerowych gier na domówkach. 

Xbox

Xboksa kupiłem przede wszystkim dla jednej gry - Forza Motorsport. Jeszcze w czasach, gdy twórcy gry jasno mówili, że ich inspiracją jest Gran Turismo i są wielkimi fanami serii Polyphony. Z czasem uczeń przerósł mistrza i dziś to producenci Gran Turismo powinni ruszyć na korepetycje do Turn 10 Studios. Wraz z Forzą dałem też skusić się na pierwsze Fable, które mocno działało na wyobraźnię nawet wtedy, gdy okazało się, że złotousty Piotruś trochę naściemniał. Wychowany w erze świetności gatunku jRPG odbiłem się jednak od Fable jak od ściany. Warto zauważyć, że pierwszy Xbox był idealną konsolą dla fanów wyścigów. Zagrywałem się jak dziki osioł w kolejne odsłony Project Gotham Racing czy Rallisport Challenge.  

GameCube

Tutaj nie mogło być inaczej - po zobaczeniu okładki PSX Extreme z nową Zeldą, wiedziałem, że The Wind Waker będzie systemsellerem. GameCube zachwycił mnie swoim "tosterowym" designem i fioletowym kolorem. To była konsola z krwi i kości, w starym stylu. The Legend of Zelda: Twilight Princess również zaliczyłem właśnie na GameCubie, choć patrząc obiektywnie w porównaniu z Xboksem czy PS2, na konsole Nintendo gry kupowałem sporadycznie. Moja biblioteka tytułów liczyła dokładnie 6 produkcji, a poza dwoma Zeldami znalazły się w niej takie gry jak Metal Gear Solid: Twin Snakes, Resident Evil, Super Mario Sunshine i Eternal Darkness. Metroidy i Pikminy, podobnie jak halo na Xboksie, nigdy mi nie podeszły. 

Nintendo DS

Piłka nożna towarzyszyła mi od dziecka. To znaczy momentu, w którym tata zabrał mnie w wieku 6 lat na mecz. Gdy na Polonii 1 zaczęto wyświetlać perypetie Tsubasy, całe osiedle pustoszało. Każdy chciał być Kapitanem Jastrzębiem albo Kojiro. Tego szału nie dało się po prostu zatrzymać. Gdy pojawiły się pierwsze wzmianki o Inazuma Eleven, w podobnej co Tsubasa stylistyce, modliłem się, by gra została przetłumaczona. I to właśnie dla niej zainwestowałem w DSa kupując niczym fanatyk każdą kolejną odsłonę w ciemno. Z czasem doceniłem bogatą bibliotekę tytułów DSa, a przez pewien czas wolałem nawet odpalić handhelda niż stacjonarkę. 

PlayStation Portable

PSP było jedną z tych konsol, które kupiłem nie tyle dla konkretnych gier, co ze względu na markę. Fakt, że oto dostanę zminiaturyzowaną wersję PlayStation był tutaj wystarczający. Zakochałem się w tym małym kawałku plastiku odwiedzając z koleżanką i narzeczoną imprezę PlayStation Experience w Warszawie (zdjęcie powyżej). Choć początkowo byłem nieco zawiedziony, to z czasem konsola nie rozstawała się z moją kieszenią. O dziwo pierwsza grą, którą odpaliłem i nie mogłem się oderwać było Lumines. W tytuł grała cała moja rodzina wliczając w to przyszłą narzeczoną, która wywalała mnie za drzwi, gdy odwiedzałem ją z kwiatami, ale bez PSP z Lumines. Gdy większość deweloperów opuściła statek zwany PSP, konsola przeżywała w moim przypadku drugą młodość. Ogrywałem na niej klasyki z PSXa - zarówno te, które już kiedyś ukończyłem, jak i produkcje z kupki wstydu. 

Nintendo Wii

Wii początkowo reklamowane było jako konsola dla niedzielnych graczy, więc nie do końca ufałem Nintendo. Twilight Princess miałem już ograne, więc przez jakiś czas konsola miała status "do kupienia za jakiś czas". Sprzęt Nintendo głównie więc pożyczałem, gdy do ogrania pojawiały się kolejne duże szpile pokroju Xenoblade, Super Mario Galaxy czy Legend of Zelda: Skyward Sword. A dla jakiej gry w końcu sięgnąłem po portfel? Nie uwierzycie, ale było to... No More Heroes od Goichiego Sudy, z którym miałem okazję spotkać się na kilku eventach i opowiedzieć swoją historię. Do dziś utrzymujemy prywatny kontakt, co w przypadku japońskich deweloperów jest bardzo trudne.  

Xbox 360

Nie będę ściemniał. Xbox 360 w przeciwieństwie do pierwszego Xboksa nie skradł mojego serca. Takie tytuły jak Halo, Gears of War, Crackdown czy Fable zupełnie mnie nie pociągały. System wciąż oferował świetne wyścigi, ale po prostu nie widziałem potrzeby jego zakupu. Kluczowa była zapowiedź Sakaguchiego, twórcy Final Fantasy, który oznajmił, że gry jego nowego studia dostępne w formie wyłączności właśnie na konsoli Microsoftu. W ten sposób do mojego domu wraz z pożyczonym X360 trafił Blue Dragon i Lost Odyssey. 

PlayStation 3

Po zawodzie jakim były tytuły premierowe na PS2, w przypadku kolejnego systemu Sony studziłem entuzjazm. Być może dlatego MotorStorm bardzo miło mnie zaskoczył, choć oczywiście sporo brakowało do słynnego trailera, który okazał się ściemą. Jazda na krawędzi, świetny model jazdy, praca hydrauliki i efektowne widoki sprawiły, że każdą z tras znałem praktycznie na pamięć. A potem było już Heavenly Sword, pierwsze Uncharted, Killzone 2 i nieśmiertelne Grand Theft Auto IV, które próbując splatynować przekląłem na wieki. Ale to już zupełnie inna historia. 

Konsol obecnej generacji nie będę opisywał, bo jest to dość świeży temat. Czekam jak zawsze na Wasze wspomnienia, w końcu to kawał życia i na pewno macie się czym pochwalić. 

Źródło: własne
Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper