Graliśmy w Steep - pęd wiatru i śnieg na twarzy!

Graliśmy w Steep - pęd wiatru i śnieg na twarzy!

Rozbo | 09.11.2016, 19:30

Na krótko przed premierą mieliśmy okazję wpaść do Düsseldorfu, aby wypróbować Steep. Ta gra to jeden wielki festiwal zimowych sportów ekstremalnych, taka trochę Forza Horizon, która zamienia australijskie bezdroża na alpejskie szczyty, a szybkie fury na równie szybkie narty itp. Jakie to wrażenie?

Kiedy z prędkością ponad 100 kilometrów na godzinę wbijam się głową prosto w glebę po nieudanym locie wingsuitem, słyszę przez radio beztroskie „zdarza się najlepszym”. Jasne. Zdarza się. Co zrobić? Zbieram swój mizerny tyłek ze śnieżnego stoku i rozglądam dookoła. Widok zapiera dech w piersiach. Górski masyw skrzy się w zachodzącym słońcu, na horyzoncie widać całą masę znaczników wskazujących kolejne aktywności. Może spróbuję snowboardu? Albo nart? Albo paralotni? Może tym razem nie zaliczę ostrej jak brzytwa półki skalnej albo nie wpadnę z impetem w drewnianą chatkę. W Steep takie rzeczy się zdarzają. Zdecydowanie często.

Dalsza część tekstu pod wideo

Cały świat to jedna wielka góra

Zacznijmy od tego, że grze Ubisoftu już nawet na pierwszy rzut oka daleko do tytułów pokroju SSX. Efekciarstwo przejawia się tu nie poprzez szalone i karkołomne triki (choć ich też nie brakuje), tylko poprzez skalę wirtualnego placu zabaw. Do dyspozycji dostajemy cyfrową (i nieco podkręconą) wersję Alp, w tym różne najbardziej rozpoznawalne lokacje tego łańcucha górskiego. W ramach tych terenów – niemal całkowita swoboda, ograniczona jedynie naszą wyobraźnią i kreatywnością. Tak jest. Trasy w Steep są tam, gdzie chcemy, żeby były. Jeśli widać w oddali ciekawy lej wiodący pomiędzy skałami i drzewami, zaś na horyzoncie wysoki szczyt, jest spora szansa, że prędzej czy później tam trafimy, biorąc udział w szalonym zjeździe na nartach albo dramatycznym locie wingsuitem tuż nad ziemią.

Owa swoboda organizowana jest wokół szeregu wyzwań i misji, które na mapie wyskakują jak grzyby po deszczu i udział w niektórych zależny jest tylko od naszego poziomu (który podbijamy zaliczając kolejne zadania i kamienie milowe kariery). Przejście z widoku naszej postaci w widok mapy jest płynne i pokazuje skalę w jakiej operuje gra. Wszelkie aktywności w Steep pogrupowane są wokół czterech „środków transportu” – nart, deski, wingsuita oraz paralotni. Każde działa nieco inaczej i przydaje się do innego rodzaju aktywności, zaś poza wyzwaniami, które wymagają konkretnego sprzętu, można się pomiędzy nimi dowolnie przełączać.

Nasz gameplay z hands-on, w tym wingsuit, lot paralotnią, snowboard, narty, eksploracja i... zaliczanie gleby:)

 

Niestety, jest też niemały zgrzyt, bo nawigowanie po mapie to niemniejsze wyzwanie, niż czesanie trików i salt na snowboardzie. Chcąc znaleźć coś dotyczącego np. wingsuita, muszę szperać i lawirować kursorem pomiędzy dostępnymi ikonami aktywności, mając jeszcze na uwagę obostrzenia dotyczące poziomu mojej postaci. Twórcy nie przewidzieli żadnego systemu filtrowania misji, co w połączeniu z niezbyt intuicyjnym sposobem poruszania na mapie doprowadzało do szewskiej pasji.

Kiedy jednak znajdziemy już interesujące nas wyzwanie, wystarczy wcisnąć przycisk, by błyskawicznie przenieść się w jego miejsce. To z kolei bardzo wygodne i pozwala zaoszczędzić sobie problemów z podróżowaniem po terenie (o czym za chwilę). Wtedy zaczyna się zabawa. W ruch idą narty, deski, spadochrony oraz nasze umiejętności, by skończyć na mecie z dobrym wynikiem (albo w ogóle tam dotrzeć). 

Nerwy ze stali

Steep nie jest łatwą grą, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że cała góra to jedna wielka, niemal niekończąca się trasa i wkucie wszystkich jej niuansów na pamięć graniczy z cudem. Na szczęście poszczególne wyzwania można, podobnie jak w przypadku podróżowania, bardzo łatwo powtarzać, a nawet z poziomu mapy wybierać konkretne miejsce przebytej trasy, od którego chcemy zacząć.

Misje są przeróżne – zwykłe czasówki, zaliczanie punktów kontrolnych, czesanie trików, klasyczne wyścigi z innymi (zarówno SI jak i graczami). To tylko kilka przykładów. Są też misje fabularne, które wprowadzają co nieco kontekstu do gry odnośnie samego bohatera oraz miejsca w którym się znajdujemy. Stawiają nas też przed nieco innymi wyzwaniami. W trakcie mojego hands-on przyszło mi np. podążać za innym snowboardzistą albo zaliczać w trakcie zjazdu wszelkie skalne „bramy” i szczeliny. Intensywna sprawa.

Tym bardziej intensywnie i nerwowo robi się przez sterowanie. Nie należy ono niestety to najbardziej precyzyjnych. W sytuacjach, kiedy przy zawrotnej prędkości trzeba trafić na wąską rampę albo zaliczyć okrąg odpowiadający za punkt kontrolny, jest to szczególnie istotne. Wspominałem już o tym, że Steep nie należy do najprostszych gier? Nie wiem, jak wiele zależeć będzie w finalnym produkcie po prostu od praktyki i wyrobienia odpowiednich odruchów (jak na prawdziwie skillową grę przystało). Fakt, że w trakcie wyzwań załącza się pierdząca żyłka „jeszcze jednej próby”. Wszystko po to, aby wykręcić lepszy wynik (obrazowany brązowym, srebrnym i złotym medalem) albo w ogóle dokończyć zadanie. To fajne uczucie. Z drugiej strony boję się, że to może nie wystarczyć, a Steep będzie po prostu oszukiwać graczy niedopracowanym sterowaniem.

Dodatkowe problemy stwarza klasyczna trawestacja terenu, w przypadku gdy chcemy po prostu pieszo przejść z punktu A do punktu B. Piesza wędrówka jest tu oczywiście możliwa, jednak nasz chłoptaś porusza się w śniegu tak ślamazarnie, że nie ma praktycznie sensu z tego korzystać (choć podobno za pomocą łatki ma to zostać rozwiązane). Dlatego dobrze, że twórcy zastosowali wspomniany system szybkich i łatwych podróży, który być może nie współgra z otwartą strukturą gry, ale za to pozwala skupić się na wyzwaniach.

Od ogółu do szczegółu

Ponadto pracy włożonej w tę grę nie da się nie zauważyć. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to przepiękne widoki i różnorodna fauna oraz ukształtowanie terenu (pomimo jednostajnego, zimowego krajobrazu). Łańcuch górski mieni nam się w różnych barwach oraz różnych porach dnia i nocy (które można zmieniać od ręki, za pomocą przycisku). Z bliska niektóre rzeczy nie wyglądają już tak przyjemnie, jak np. bardzo uproszczone modele drzew. Daleki jestem jednak od krytyki – skala gry w połączeniu z szalonym pędem przemierzania tego niesamowitego świata w moim odczuciu w pełni to wynagradza. Gorzej jest jednak z przeróżnymi graficznymi glitchami, np. przenikaniem obiektów, albo krótkim zamrożeniu ekranu przy przejściu z normalnego widoku do widoku mapy. Jest mało prawdopodobne, by twórcy wyeliminowali te problemy tak krótko przed premierą, więc spodziewajcie się łatki po debiucie Steep.

W grze jest jednak masa dopracowanych szczegółów, które po prostu zachwycają. Jednym z nich jest np. widok z kamerki GoPro (jednym z głównych partnerów – są inne marki kojarzące się z zimowymi sportami ekstremalnymi, takie jak Red Bull czy The North Face). Wprawdzie bajer jest totalnie niepraktyczny w trakcie jazdy, bo kamerka szaleje przy naszych akrobacjach jakby miała za chwilę oderwać się od hełmu. Jednak to w pełni zamierzony efekt. W trakcie zakulisowych rozmów, jeden z producentów wyjawił nam, że były to m.in. wytyczne GoPro, które chciało jak najbardziej realistycznego odzwierciedlenia działania ich sprzętów w ekstremalnych warunkach. I faktycznie – o ile widok z kamery GoPro raczej nie przyda się w trakcie rozgrywki, to jednak już w trakcie oglądania powtórek podbija klimat gry o 100%.

Podobnie działała na mnie oprawa dźwiękowa. Jest niesamowita i w Steep po prostu trzeba grać na wypasionych słuchawkach lub przy porządnym kinie domowym. Zaczynając od odgłosu wiatru, realistycznym „trzeszczeniu” przy wspomnianym widoku z kamerki, po świetny voice acting i zniewalającą muzę. Ta ostatnia to klasa sama w sobie – moc kilkudziesięciu różnorodnych kawałków znanych kapel, które dodatkowo (z kilkoma wyjątkami) dynamicznie dostosowują się do akcji na ekranie. Plus kolejny smaczek – muzyka przygrywa nieco stłumiona, tak jakby zagłuszał ją pęd wiatru w trakcie szaleńczych zjazdów po poszarpanym stoku. Rewelacyjna sprawa!

Czy Steep ma duszę?

Steep w tym roku w kwestii sportów ekstremalnych nie ma w zasadzie żadnej konkurencji. Czy jednak jest w stanie wprawić nas w pompowany adrenaliną amok? To zależy. Jest tu jeszcze sporo niewiadomych. Gra będzie miała multiplayera płynnie wkomponowanego w rozgrywkę, co oznacza, że na mapie będą pojawiali się inni gracze, z którymi będziemy mogli wchodzić w interakcję, grupować się w teamy oraz rywalizować. W trakcie hands-on mieliśmy tylko małą tego namiastkę w postaci jednego wyścigu. Kwestią otwartą zostaje jeszcze to, na jak długo starczy nam motywacji do zaliczania kolejnych wyzwań. Wszystko zależy od tego, jak bardzo będą one zróżnicowane. Ostatnia niewiadoma to kwestie techniczne, o których wspominałem (sterowanie, glitche, ułomności mapy). Steep jest opisywane przez twórców jako „gra z duszą”. Na pewno „góry mają we krwi”, wszak biuro Ubisoft Annecy ma wręcz okna z pięknym widokiem na Alpy, zaś większość z zespołu nie raz miała narty albo snowboard na nogach. Jeśli faktycznie ich gra ma duszę, to po premierze będzie czymś więcej niż tylko sumą swoich elementów. Trzymam kciuki!

cropper