Kieszonkowe stworki w prawdziwym świecie - fenomen Pokemon GO

Kieszonkowe stworki w prawdziwym świecie - fenomen Pokemon GO

Mateusz Gołąb | 15.07.2016, 17:00

Pokemon GO to, bez żadnych wątpliwości, ogromny hit. Kieszonkowe stworki można lubić lub nie, ale trudno nie przyznać, ze firmie Niantic udało się stworzyć prawdziwy kulturowy fenomen.

Pewnego dnia obudziliśmy się nagle w erze Pokemonów. Cały świat oszalał na punkcie kieszonkowych stworków . Dzieci biegają po ulicach wpatrzone w telefony, by „złapać je wszystkie”, co czasem prowadzi do bardzo dziwnych i niezręcznych sytuacji. Oczywiście sukces tej produkcji był nieunikniony. Głównie za sprawą ogromnej siły marki. Nie spodziewaliśmy się chyba jednak, że temat eksploduje aż na tak ogromną skalę.

Dalsza część tekstu pod wideo

Pokemon GO to praktycznie szkielet innej gry studia Niantic, na który narzucono szaty dostarczone przez Nintendo. Ingress, czyli pierwowzór tego tytułu, zadebiutował oficjalnie po kilku fazach testowych w 2013 roku w przypadku systemów Android. Kilka miesięcy później do zabawy dołączyli posiadacze telefonów Apple. Zabawa polega, w wielkim skrócie, na rywalizacji pomiędzy zespołami o dominację nad portalami, które pojawiają się na całej planecie. Są nimi zwykle różnego rodzaju atrakcyjne turystycznie lub ważne dla miast punkty. Ingress ma swoją bazę wiernych fanów, którzy z radością biegają po mieście do dziś. Gra w kilka lat od pojawienia się w cyfrowych sklepach nie stała się hitem na tak ogromną skalę jak Pokemony, które swój gigantyczny sukces osiągnęły w zaledwie tydzień.

Niantic wchodząc we współpracę z The Pokemon Company trafiło na żyłę złota. System opracowany na potrzeby ich poprzedniej produkcji jest obudowany jedną z najciekawszych i najbardziej angażujących mechanik rozszerzonej rzeczywistości. Gra potrzebowała tylko czegoś, co mogłoby sprawić, że stanie się atrakcyjna dla ogółu społeczeństwa. Pokemony są właśnie czymś takim. Kieszonkowe Potwory znane są niemal w każdym zakątku świata i mają już swoje stale miejsce w popkulturze. Praktycznie nie ma osoby, która nie słyszałaby w swoim życiu nazwy tej marki. Nie było lepszego wyboru.

Fakt, aktualnie w Pokemon GO, nie ma zbyt wiele do roboty. Ot, chodzimy po mieście, zbieramy stworki i walczymy o Gymy, które stoją w miejscu dawnych portali. To jest bardzo podstawowa i okrojona wersja Ingressu. Twórcy już pracują nie tylko nad łatkami, ale również nad dodatkową zawartością i funkcjami, które sprawią, że miłośnicy przenośnych gier o kieszonkowych stworkach poczują się jak ryby w wodzie. Mowa tu o, wymianie Pokemonów, rozszerzonej użyteczności PokeStopów etc.

Źródło zdjęcia : The Verge

Najciekawszy jest chyba fakt, że nawet ta bardzo podstawowa wersja programu mocno chwyciła graczy, którzy nie mieli wcześniej styczności z Pokemonami. Myślę, że głównie jest to zasługa ogromnej mobilności programu. Komórkę ma każdy, bawić się można wszędzie. Poza tym rzeczywistość rozszerzona jest nadal zupełną nowością, która kompletnie nie zadomowiła się w codziennym życiu. To intryguje i przyciąga. Stąd też Roger wychodzi na spacer z narzeczoną, która zaciąga go, żeby poszli w miejsce z rzadkimi Pokemonami. Z tego samego powodu moje druga połówka nagle wysyła wiadomość, że złapała w pociągu stworka. Dlatego też nagle masa moich znajomych umawia się grupowo, by wieczorami rzucać Pokeballami. Nowatorstwo w uroczej ramce w połączeniu z łatwą dostępnością to dobry wabik. Wieloletnich miłośników nie trzeba przekonywać.

Szaleństwo trwa i nie wydaje się, żeby miało wyhamować. Bloomberg potwierdza w swoim raporcie, że gra już teraz ma więcej aktywnych użytkowników niż SnapChat i What’s App. Nie mówiąc już o tym, że aplikacja znajduje się na szczycie najczęściej pobieranych programów, a nawet nie jest jeszcze oficjalnie dostępna na całym świecie. Wielu potencjalnych użytkowników czeka, bo nie ma czasu na kombinowanie z plikami i kontami.

Niektórzy zaczynają nawet upatrywać w zabawie potencjał na biznes. Młoda Ivy, która chciała łapać dla innych graczy stworki za pieniądze i trenować już posiadane, musiała niestety usunąć swoje ogłoszenie z Craigslist. Inni użytkownicy zwrócili jej uwagę, że regulamin użytkowania Pokemon GO zabrania tego typu działalności. Złamanie zakazu może skutkować nawet banem. Inaczej ma się sprawa ze sklepami. Jeden z użytkowników Reddita zdradził, że pizzeria, w której pracuje jest PokeStopem. Zakupił on przynętę na Pokemony, którą postawił w sklepie, co przyciągnęło masę klienteli. Napisał o tym biznesowy serwis Inc.com. Autor tekstu podpowiada także jak można wykorzystać popularność Pokemon GO, aby zwiększyć przychody swojego sklepu. Biorąc pod uwagę ostatnie plotki o partnerstwie z McDonalds, istnieje możliwość, że pojawi się również oficjalna droga, by czerpać korzyści finansowe z aplikacji.

Gra autorstwa Niantic zaczyna jawić się, niczym swojego rodzaju fenomen kulturowy. Piszę się o niej wszędzie i aż strach otworzyć lodówkę. Tym bardziej, że materiały związane z tym tytułem nie pojawiają się tylko na serwisach faktycznie związanych z grami. O Pokemon GO mówi się nawet w mediach głównego nurtu. Trudno jednak nie korzystać z okazji. Tym bardziej, że dochodzi do sytuacji groteskowych. Mam tu na myśli nawet takie przypadki jak znalezienie zwłok przez młodą dziewczynę, czy też namierzanie grających przez złodziei.

Gorzej, że wskoczyć na ten pociąg chcą również tabloidy, które zmyślają Pokemonowe historyjki po to, by przyciągnąć do siebie odbiorcę i złapać na ten jeden kliczek. Niestety nie ustrzeżemy się przed tym w obliczu zjawiska o tak szerokiej skali, które wciągnęło do zabawy ludzi w różnym wieku, o różnej narodowości i przekonaniach.

Najlepsze jest w tym wszystkim to, że akcje Nintendo wystrzeliły w górę, a firma sama w sobie nie przyłożyła do tematu nawet palca. The Pokemon Company jest kompletnie niezależnym oddziałem. Nie wiem, czy zwróciliście uwagę, że panuje totalna marketingowa cisza na temat produkcji mobilnych wypuszczanych przez tę firmę. Nintendo promuje gry, które mają pojawić się na ich konsole – nową Zeldę oraz Pokemon Sun/Moon. Nic dziwnego, bo zależy im jednak na sprzedaży produkcji na 3DSa, czemu mówienie o darmowej produkcji mogłoby zaszkodzić. Nie zmienia to jednak faktu, że część kasy zarobionej na grze wpływa na konto Nintendo. Nie jest to wiele, bo większą częścią kwoty dzielą się po równo Apple / Google (zależnie od platformy), Niantic oraz The Pokemon Company. Patrząc na notowania giełdowe był to jednak wystarczający zastrzyk dla Wielkiego N.

Oczywiście po wstępnym boomie, liczba użytkowników Pokemon GO z pewnością nieco spadnie. Jeżeli jednak ekipie z Niantic uda się odpowiednio dopracować mechanikę i dostarczą graczom więcej ciekawej zawartości (walki z innymi graczami!), to praktycznie ma przed sobą kurę znoszącą złote jaja, która ma szanse pożyć wiele długich lat. Google zapewne ociera teraz łzy chusteczką, gdy pomyśli, że wraz z restrukturyzacją wypchnęło ojców gry Ingress ze swoich szeregów.

Źródło: własne
Mateusz Gołąb Strona autora
cropper