PSN Digital Showcase: Czym jest What Remains of Edith Finch?

PSN Digital Showcase: Czym jest What Remains of Edith Finch?

SoQ | 27.02.2016, 18:53

Na tytułowe pytanie nadal nie do końca znam odpowiedź, chociaż podczas imprezy w Londynie miałem okazję pograć w najnowszą grę autorów The Unfinished Swan. Z pewnością mogę powiedzieć tyle - to jedna z najdziwniejszych... wróć. To najdziwniejsza produkcja z jaką miałem do czynienia w ostatnich latach.

Deweloperzy ze studia Giant Sparrow mówią, że tworzą nie do końca gry, a interaktywne "eksperymenty". I rzeczywiście - jeśli dziwnym wydawało ci się Zaginięcie Ethana Cartera lub Everybody's Gone to the Rapure, to musisz zweryfikować pojęcie "dziwności" w grach. Bo What Remains of Edith Finch wynosi je na zupełnie nowy poziom. I najlepiej ów poziom "dziwności" chyba oddadzą moje wrażenia z sesji jak leci.

Dalsza część tekstu pod wideo

Rozgrywkę obserwujemy w ujęciu FPP. Złapałem za pada i poruszałem się czymś chodzącym po gałęziach. Po dźwięku towarzyszącego kolejnym krokom dzwoneczka wywnioskowałem, że oto jestem kotkiem hasającym do drzewie. Mogłem zeskoczyć na werandę, wejść na stół, ale nigdzie dalej odejść się nie dało. Gdy skoczyłem na gałąź na której siedział kanarek, ekran zrobił się biały, a chwilę później kontrolowałem latającego nad zamglonymi polami i lasem orła. Narrację całości rozpoczął też dziecięcy głos mówiący o gnębiącym go głodzie, a wypowiadanie przezeń kwestie były wyświetlane na ekranie w formie napisów. Jako orzeł musiałem polować na pomykające między drzewami i krzakami króliki - odpowiednio zniżyć lot i we właściwym momencie złapać ofiarę w szpony. Po każdej zdobyczy dziecko mówiło o najadaniu się i tym, że kolejny królik był tak duży iż ledwo zmieścił się w jego żołądku. "Akcji" towarzyszyła melancholijna muzyka i kiedy pomyślałem iż dalej chyba nie może mnie spotkać nic dziwniejszego, dziecko wypaliło: potem byłem rekinem... 

I za moment kontrolowałem wierzgającego się na ziemi drapieżnika. Rybie cielsko podrygiwało podczas wciskania spustu, co można było uznać za nieudolne skakanie. "Trochę jak bardziej abstrakcyjny Symulator Kozy" - pomyślałem, a moim zadaniem było doskoczyć" do zbiornika wodnego. Tam zająłem się bardziej właściwym rekinowi zajęciem - polowaniem na zwiewającą foczkę. Po każdym z trzech ugryzień foka, którą momentami ciężko było wypatrzeć w mętnej wodzie, krwawiła coraz obficiej. Z kolei dziecko kontynuowało niepokojący monolog wspominając o tym iż krew wydziela niezwykle silną woń, która przyciągała ją do zdobyczy, ale to i tak nie pozwoliło mu odpowiednio się najeść. Później rekin wylądował na łodzi i zmienił w mackę. Pełzając po pokładzie pożerałem napotkanych pasażerów, natomiast gdy skonsumowałem sternika, zostałem przeniesiony do dziecięcego pokoju i po wejściu pod łóżko gra przybrała bardziej tradycyjne oblicze.

Potem dowiedziałem się iż zwierzęce metamorfozy to wspomnienia Molly - jednej z członkini 
nawiedzonej rodziny Finch, której losy poznamy w czasie zabawy. Z łóżka wstałem już jako tytułowa Edith czyli jedyna osoba z rodu pozostała przy życiu. Pozostali umierali regularnie, a gra podzielona jest na krótkie historie, stanowiące wspomnienie ostatniego dnia żywota każdego z przodków. Poruszając się po owym domu, położonym w Waszyngtonie, odwiedzamy kolejne pomieszczenia i piętra. Każde z nich to jedna generacja z życia rodziny mającej niecodzienną tradycję. Po zgonie danej osoby zamykano jej sypialnię na cztery spusty, tworząc swoiste miejsce pamięci zmarłego, a kolejne pokolenie rodziny musiał dobudowywać do domostwa piętro, na którym samo mieszkało. Na poznanie kolejnych zakręconych opowiadań nie starczyło mi niestety już czasu, ale produkcją, po której widać inspiracje powieściami grozy autorstwa Howarda Phillipsa Lovcrafta czy twórczością Neila Gaimana (komiks Sandman), poczułem się zaintrygowany. Jeśli lubicie podobne klimaty, i nie stronicie od growych eksperymentów, to pamiętajcie o What Remains of Edith Finch.

cropper