Jak and Daxter: The Last Frontier

Recenzja
3119V
redakcja | 15.03.2010, 15:22

Z wielką ulgą przyjąłem fakt, że w przypadku serii J&D historia nie zatoczyła koła. Naughty Dog płodząc rewelacyjne pierwsze trzy części Crash Bandicoot i finalnie wyścigi gokartowe sprzedało licencje.

xxxxx

Dalsza część tekstu pod wideo

Kreując nową markę developer nie odszedł od schematu: 3 platformówki i jeden racer (ciekawe, kiedy Uncharted Racing?:), aczkolwiek pod „opiekuńczymi” skrzydłami Sony rozwija się ona dalej. Tylko czy aby na pewno jest to rozwój, czy też zwykłe odcinanie kuponów? Gdy dodam, że legendarni twórcy nie brali udziału w tworzeniu owej gry, lecz ekipa z High Impact Games, bezwstydny uśmieszek zapewne zniknął ci z twarzy. Nie tylko Tobie powiadam, nie tylko Tobie.

Świat przepełnia zła energia Dark Eco, znana również z poprzednich odsłon (to za mało powiedziane, w końcu, dlaczego Daxter jest „tchórzofretką”?). Pozostałe formy Eco są na tyle rzadkie, że wykształciły się frakcje piratów napadające statki w ich poszukiwaniu. Tyle, że są to statki szybujące w przestworzach, co jak żywo przypomina dreamcastowe Skies of Arcadia. Tak rozpoczyna się kolejna przygoda dynamicznego duetu, który wraz z Kierą zostaje zaatakowany przez Phoenix’a. Jest to herszt piratów, który wydaje się, że oprócz szpanerskiej bródki, wydarł Jakowi jaja (tak, główny bohater jest niestety bezpłciowy). Odgrywa on również dość ważną rolę w historii, lecz pozostaje NPC-em.
W dość wczesnej fazie gry, stajemy ramie w ramie z korsarzami przeciwko złemu imperium, a Phoenix „pozwala” nam kierować swoim okrętem, co sprowadza się wyłącznie do wyboru miejsca zakotwiczenia (5 możliwych obszarów).

NASTAŁO NOWE

Rozgrywka w Zaginionej Granicy sprowadza się zasadniczo do dwóch elementów – klasycznej pieszej eksploracji oraz wywijaniu beczek w przestworzach samolotami (5 dostępnych maszyn odkrywanych wraz z postępami w grze). Model lotu jest całkiem rajcowny, aeroplany różnią się zarówno wizualnie, gabarytowo jak i „statystycznie”, co wpływa na ich zachowanie w powietrzu. Dzierżąc manetkę wybranego statku, wykonujemy do bólu schematyczne zadania, czyli zestrzelenie latającego po planszy plugastwa albo zniszczenie wybranego obiektu stacjonarnego. W tej kwestii developer nie popisał się kreatywnością.
Wracając do części platformowej. Blondas zyskał nowe umiejętności. Potrafi rzucić wolno lewitującą kulę (Eco Amplifier) po zestrzeleniu, której powstaje wybuch, dobry na dużą ilość otaczających przeciwników. Kolejną nowością jest korzystanie z mocy innych energii Eco: czerwonej, żółtej, zielonej, niebieskiej (dokładniej o tym później). Jak został pozbawiony kucania, a co za tym idzie wysokiego oraz dalekiego skoku. Nie może on również przemienić się w Dark Jaka, mimo iż – paradoksalnie – zaczął robić to w intrze. W swoje mroczne alter-ego zmienia się za to Daxter! Poziomy z jego udziałem są przedstawione z wysoko zawieszonej kamery a la MGS i wymuszają użycia szarych komórek (a to dobre). Dark Daxter nie potrafi nawet skakać, jedynie bije, rzuca, „tornaduje” napotkane pająki i inne insekty, przy okazji kierując wiązki energii do otworzenia kolejnych obszarów. Kolejny słaby element gry, całe szczęści policzalny na palcach jednej ręki. Ufff!

RPG & DAXTER

Zaintrygował Cię powyższy nagłówek? W The Last Frontier można ulepszać bardzo wiele rzeczy, na skalę niespotykaną w skali serii. Po pierwsze – samoloty. Każda maszyna ma różną ilość slotów na broń ofensywną i „inne wspomagacie” (np. zwiększające maksymalną prędkość, dodające ilość możliwych napraw). Masz wolny slot? To zakup dodatkowe działo laserowe, bądź rakiety samonaprowadzające różnego typu. Wybór jest dość duży, a do tego każdą broń można upgrade’ować w pięciostopniowej skali, zwiększając siłę rażenia, ilość amunicji, czy też prędkość w przypadku dopalacza. Ekwipunek nie jest na stałe przyklejony do maszyny i w przypadku przesiadki na lepszy model możesz zabrać dopakowane zabawki. Bardzo dobre rozwiązanie.
Po drugie – umiejętności, Jaka. Z zabitych przeciwników otrzymujesz „walutę” – Dark Eco – którą Kiera przemienia, w cztery wspomniane już przeze mnie kolorowe odmiany. Każda ma inne właściwości: czerwona odpowiada głównie za zadawane obrażenia, zielona za energię życiową itd. Jednocześnie Jak posiada moce Eco, które może wykorzystać bezpośrednio w trakcie przygody: wykonuje bardzo wysokie rakietowe skoki, tworzy kryształowe kładki pozwalające przejść nad przepaściami, potrafi również spowolnić czas (z tego robi się już zbyt oklepany numer)! Owe moce można oczywiście ulepszać u Kiery, po czym zyskują one, nowe, najczęściej ofensywne właściwości. Na deser zostały oczywiście tradycyjne spluwy w czterech wariantach, które – jakże by inaczej – można ulepszać. „Troszkę” się tego nazbierało, prawda?
   

OGRANICZONY MISZ-MASZ

Z powyższego możesz – drogi czytelniku wywnioskować, iż nowy „Dżek” potrafi „dużo” i „różnorodnie”, czyli zachowuje trend narzucony od pamiętnej drugiej części. Jest to prawdą, przy czym pasuje tu jak ulał powiedzenie – co za dużo to i świnia nie zje. Żeby było śmieszniej fraza „za dużo” nie odnosi się do długości gry, która pęka poniżej 10 godzin! Co z tego, że jest do dyspozycji wiele mocy Eco i wybuchowa kulka, skoro dużo miodniej grało się po przemianie raz na jakiś czas w Dark Jaka. Co z tego, że mogę mieć superszybkie samoloty, jak obszar w którym się nimi poruszam jest żenująco ograniczony. Technicznie gra jest słaba. Małe pole widzenia podczas podniebnych batalii, brak otwartych przestrzeni w sekcjach „na nogach”, oraz ubogiej jakości teksturki. Nie za ciekawie to mało powiedziane, bardziej pasuje określenie „chlew”. Sama architektura poziomów jest dość prosta, bardzo brakuje większej ilości ruchomych elementów, nie można im za to odmówić klimatu. Gdy wylądowałem w pierwszym mieście, pomyślałem, że może to być nowe Heaven City. Na nadziei, co prawda się skończyło (ot, kilka ulic na krzyż), ale design domków, duża ilość napotkanych postaci lekko mnie zauroczyła. Inny z poziomów – Piracka Zatoka – jeszcze lepiej wkomponowuje się w serie! Jednak ogólnie widać, że jest to zaledwie konwersja z PSP, z pewnością nie wykorzystująca mocarnego silnika autorstwa Naughty Dog.
Strona audio jest w normie, podłożone głosy postaci może nie są specjalnie charyzmatyczne, ale na pewno nie przeszkadzają. Nie testowałem wersji z polskim dubbingiem, wiec nie jestem w stanie powiedzieć, czy Czarek Pazura poradził sobie, wcielając się w postać Daxtera.

 

OSTATNIA GRANICA PRZYZWOITOŚCI
    
Z pewnością nie można powiedzieć, że seria Jak & Daxter sięgnęła dna, ale zdecydowanie obniżyła loty. Nowy developer miał kilka pomysłów, lecz zapomniał, że ilość nie zawsze idzie w parze z jakością. Widać, że chciał zróżnicować gameplay, poprzez wymuszenie korzystania z nowych umiejętności w trakcie przygody, niestety wyszedł z tego mały bazar. Jak stracił jakby tożsamość. Nie wiadomo czy jest bohaterem platformówki (skoki, kręcioły), strzelaniny (spluwy), czy RPG (moce). Czy warto sięgnąć po ten tytuł? Jeżeli masz ksywkę Daxter, to nawet nie musze Ciebie przekonywać, ponieważ już go przeszedłeś:). Ja osobiście czuje się rozczarowany. Jak & Daxter z pewnością powinni powrócić na podium platformerów 3D. Nie stanie się tak, póki ojcowie serii – Naughty Dog – nie wezmą się za nią, na PS3 oczywiście. Życzę sobie i Wam, żeby tak się stało, najszybciej jak to możliwe. [Konrad „Kyo” Wrona]



ZALETY

Mimo wszystko samoloty

Niektóre etapy

Przyzwoity gameplay



WADY

Grafika i animacja

Ubogie środowisko

Kiepskie Eco moce

Czas gry

OCENA: 5+

Źródło: własne

Komentarze (113)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper