Halo: Combat Evolved - recenzja. Władca Pierścienia

BLOG O GRZE
793V
Halo: Combat Evolved - recenzja. Władca Pierścienia
May__Day | 03.11.2021, 16:01
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Gdybym miał opisać Halo jednym zdaniem, brzmiałoby ono: "strzelasz do kosmitów i słuchasz anielskich chórów".
Czas czytania: 6 min

Tyle że to trochę tak, jakbym zapytany o to, co robi polityk, odparł: "kłamie". Odpowiedź to prawdziwa, ale nie wyczerpuje ona tematu.

Recenzja dotyczy wersji Anniversary.

 

Najpierw warto powiedzieć o samym procesie instalacji gry. Ten był równie (jeśli nie bardziej) emocjonujący, co sama rozgrywka.

Skorzystałem z Game Passa specjalnie po to, żeby zagrać w Halo. Po dopełnieniu wszystkich formalności odpaliłem więc Microsoft Store'a, znalazłem grę i dałem do pobrania.

Miałem zamiar przejść tylko pierwszą część, ale sklep uparcie chciał dościągać pozostałe pięć. Tu napotkałem pierwsze błędy. Raz komunikat stwierdził:

 

Cóż, próbowałem go zainstalować z obszaru "Pliki do pobrania i aktualizacje" razem z pięćdziesięcioma różnymi update'ami, czekającymi na zatwierdzenie od pół roku. To na tym obszarze otrzymałem komunikat powyżej.

To trochę tak, jakby pani z okienka numer 3 odesłała mnie do pani z okienka numer 3.

Niedługo potem odkryłem prawdziwą przyczynę problemu. Po prostu miałem za mało miejsca na dysku. Drań chciał ściągnąć calutką Kolekcję Master Chiefa za jednym zamachem.

Dlaczego nie mogłem pobrać tylko jednej gry z Kolekcji? Tego najwięksi mędrcy nie wiedzą.

Przeszukałem fora, aby sprawdzić, ile w ogóle potrzeba miejsca, bo cudowny sklep Microsoftu mi tego nie powiedział. W ten sposób dowiedziałem się, że warto ściągnąć aplikację Xbox, co też uczyniłem.

Apka miała mi powiedzieć, ile zajmuje Kolekcja, bo zatrważającym informacjom, jakoby było to niecałe 200 GB, nie chciałem uwierzyć. I wiecie co? Gra chciała jakieś 182 GB wolnego miejsca na dysku, inaczej w ogóle się nie zainstaluje.

Pochlipując z cicha, odinstalowałem parę gier. Usunąłem kilka wykładów, czekających na obejrzenie od marca. Czego nie mogłem skasować, przeniosłem tymczasowo na dysk C.

W skrócie: gra chciała 182 GB. Potem okazało się, że jednak 192. W opisie gry na Xboksie widnieje, że 132. Zrobiłem 200. A kiedy już się zainstaluje, jednak da się wybrać tylko jedną grę do przejścia. Wtedy zajmuje ona jakieś 20 GB.

Co ciekawe, w karcie gry na Steam jest napisane, że gra wymaga tylko 43 giga na dysku. To znaczy, że nie istnieje żadne ograniczenie techniczne wymagające ściągania całej Kolekcji.

Dla takich widoczków było warto się przeprosić z Game Passem. Chyba.

 

Microsoft Store posiada chyba wszystkie najgorsze cechy typowe dla sklepów na urządzeniach mobilnych. Myślałby kto, że po fiasku Windowsa 8 Microsoft nauczył się, że rozwiązania ze smartfonów niekoniecznie działają na pecetach.

Nawet kiedy grę ukończyłem, Store nadal nie chce ze mną współpracować. Sto razy kulturalnie każę grze się odinstalować, ona złośliwie się pobiera. Ja nie wiem. Ciekawe, czy będzie się instalować tak chętnie, kiedy skończy mi się Game Pass.

Nigdy nie miałem takich przygód na Steamie, GOG-u, Epicu, Uplayu, Originie czy nawet na PS Storze. Kiedy będę chciał kontynuować przygodę z Master Chiefem, kupię raz całą Kolekcję na Steamie, żeby mieć święty spokój.

Może dla pojedynczych produkcji sklep działa normalnie. Moim zdaniem jednak to niesamowite, jak bardzo Microsoft utrudnił instalację gier, z których Xbox przecież słynie.

Sorry za ten przydługi wstęp. Wracamy do tematu właściwego, czyli do samej gry.

Prawie jak safari. Strzelec cieszył się jak dziecko z każdego podskoku.

 

Już menu robi pozytywne pierwsze wrażenie. Opcji konfiguracji gier jest multum, z możliwością zastosowania ich do wszystkich części Kolekcji. Miłe!

Kampania zaczyna się z hukiem. Siły Przymierza (czyli obcy) atakują ludzki statek kosmiczny. Master Chief zostaje wybudzony z zamrażarki, żeby odeprzeć szturm. Nie wiemy kto, kogo, co i dlaczego. Dostajemy karabin w dłonie i instrukcje, dokąd mamy iść.

Można powiedzieć, że tak z grubsza wygląda cała gra, ale każde starcie dostarcza emocji z dwóch przyczyn. Pierwszą jest bardzo satysfakcjonujący model strzelania. Drugą - rozbudowane AI przeciwników.

Niemal nigdy nie jest tak, że przeciwnik siedzi na rzyci, a my tylko czekamy, aż się wychyli. Wrogowie cały czas są w ruchu, co skutecznie utrudnia celowanie.

Przeciwnicy biegają, atakują, rzucają granatami. Ostrzelani, szukają osłony. Kiedy zginie ich dużo, słabsze jednostki panikują, biegając z rękami w górze. Na papierze brzmi to tragicznie, ale w grze wygląda to przekomicznie.

Jeden szczególny rodzaj przeciwnika pada na ziemię po trafieniu po to, żeby wstać, kiedy tylko się odwrócimy. Sztuczna inteligencja przeciwników w Halo robi wszystko, by na "sztuczną" nie wyglądać.

Teraz całkiem serio: w takich pocztówkach można się zakochać.

 

Całość gameplayu okrasza niesamowity, arcyklimatyczny soundtrack. Jego drobnej próbki może przesłuchaliście na początku.

Podczas, gdy na ekranie dzieją się pościgi i wybuchy, w tle często rozbrzmiewają chóry i bębny. Muzyka wywołuje wtedy coś na kształt wewnętrznego spokoju, który kontrastuje z tym, co się dzieje na ekranie. Jednocześnie podkreśla on "nierealność" i "obcość" miejsca akcji.

"Nierealność" to dobre słowo, bo gra budzi żywe skojarzenia z pierwszym Unrealem. Zielone plenery, inteligentni przeciwnicy, nawet dobra muzyka oraz gameplay to cechy wspólne obu tych produkcji.

Screeny z Halo bywają łudzące, bo nie widać po nich, że grze niedługo stuknie dwudziestka. Wydawać by się mogło, że to callofduty-like, a tymczasem rozgrywce dużo bliżej do FPS-ów retro.

Nie znaczy to, że gameplay jest zły, ale warto o tym wiedzieć. Model strzelania nadal jest przyjemny, zwłaszcza jeśli mamy na podorędziu ikoniczny karabin z licznikiem amunicji oraz strzelbę.

W wielu poziomach możemy też zasiąść za sterami pojazdów, czy to prostego jeepa, czy latającego stateczku obcych. Można wtedy zwrócić uwagę na rozmiar planszy, który - choć nadal sporawy - robił zapewne większe wrażenie w erze pierwszego Xboksa.

Prawie jak w Obcym: Decydującym starciu.

 

Wiek gry ciężej ocenić w wersji Anniversary, którą wydano na X360. Mamy ostrzejsze tekstury i lepsze udźwiękowienie, ale to nie wszystko.

Remaster wprowadził też fajny bajer. Za pomocą klawisza Tab możemy przełączać się pomiędzy oryginalną a zremasterowaną wersją gry. Pozwala to bardziej docenić przeskok graficzny.

Najlepsze jest to, że wiele miejsc wygląda kompletnie inaczej w nowszej wersji, i całe szczęście. W oryginale niektóre lokacje były bardzo ciemne. W połączeniu ze specyficznym typem wrogów, z jakim wtedy walczymy, tworzy to klimat bliższy raczej horrorowi niż grze akcji. Remaster to zmienia.

Nie sądziłem też, że bohaterowie będą tak ciekawi. Mimo że Cortana jest "tylko" sztuczną inteligencją, zdarza jej się zażartować. Nie wspominając o tym, że przeprowadzi nas przez większość kampanii.

Nawet Master Chief, który z początku wyglądał na kolejnego nic niemówiącego bohatera FPS-ów, okaże czasem swój charakter. Moim zdaniem nie da się go nie lubić.

Pierwszy lot Banshee jest niezapomniany. Na obrazku lecę pionowo w górę.

 

Do pierwszego Halo momentami wkrada się nuda. Nie będę ściemniał - w paru miejscach pod koniec po prostu omijałem przeciwników, żeby przejść dalej. Do kierowania pojazdami też trzeba się przyzwyczaić.

Koniec końców wycieczka po Pierścieniu Halo była całkiem niezła. Duża w tym zasługa muzyki oraz klimatu. Słyszałem jednak głosy, jakoby rozgrywka w Halo nie zmieniła się od "jedynki" aż po Infinite. Prawda-li to? Bardzo jestem tego ciekaw.

Nagroda dla wytrwałych. (źródło)

 

Graliście w pierwsze Halo? Jak wrażenia? Dajcie znać poniżej i do następnego!

 

Ten wpis możesz przeczytać również na forum CD-Action.

Oceń bloga:
8

Jakie wpisy najbardziej lubisz czytać na tym blogu?

Recenzje i re-recenzje
18%
"Rozkminy" nt. konkretnej mechaniki gry (np. wpis o backtackingu)
18%
Wpisy o finansach, inwestowaniu oraz rozwoju osobistym
18%
Inne
18%
Pokaż wyniki Głosów: 18

Komentarze (13)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper