MH3U vs SS

BLOG
1739V
lechu | 09.07.2013, 10:30
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Od chwili w której zagrałem w demo Soul Sacrifice obiecywałem sobie że tytułu tego nie będę porównywał do kultowego Monster Huntera. Z prostego powodu – gra mimo że należy do tego samego gatunku co produkcja żółto-niebieskich, jest diametralnie inna. I to niemal pod każdym względem. Począwszy od formy prezentacji, przez klimat na systemie gry kończąc.

Spędziwszy jednak po kilkadziesiąt godzin z SS oraz nie takim już świeżym 3DSowym Monster Hunterem (3 Ultimate) mimo woli co rusz łapałem się na tym że oba tytuły porównywałem na chyba wszelkich możliwych płaszczyznach. Tak więc koniec końców moje założenia sprzed kilkunastu tygodni poszły w piach a obie produkcje wylądowały na ringu.

 

 

Oprawa

 

Na pierwszy ogień idzie to co najbardziej rzuca się w oczy czyli grafika. Ukryć się nie da że porównanie na tym polu nie będzie uczciwe. Różnica w grafice między MH3U a SS jest mniej więcej taka jak między bebechami 3DSa i Vity. Sytuacji nie ratuje nawet fakt że MH3U to jeden z najładniejszych tytułów z jakimi miałem do czynienia na handheldzie Nintendo podczas gdy SS plasuje się gdzieś na początku drugiej ligi tytułów z PSV. I chociaż zarówno lokacje jak i przeciwnicy za sprawą designu w mojej ocenie ciekawiej prezentują się właśnie w produkcji Capcomu, tak ukryć się nie da że ogólny poziom grafiki MH3U znacznie bliższy jest temu co prezentowały sobą poprzednie odsłony cyklu na PSP. Wręcz zaryzykowałbym stwierdzenie że to wciąż ten sam silnik, po delikatnym liftingu i odpalony na nieco mocniejszym sprzęcie. Zwycięzca w tej kategorii może być tylko jeden i jest nim oczywiście gra Keiji’ego Inafune.

 

Nieco inaczej wypada kwestia udźwiękowienia, tutaj bowiem ciężar przegranej ciężko zrzucić na specyfikę hardware’u. I chociaż ani jeden ani drugi tytuł nie prezentuje jakiegoś szczególnie wygórowanego poziomu oprawy dźwiękowej, tak moje ucho bardziej skłania się ku SS. Kawałki w Soul Sacrifice są cięższe, ale w mojej ocenie ciekawsze i bardziej klimatyczne. Stonowana nastrojowa muzyka i żałosne przyśpiewki produkcji w Japan Studio zdecydowanie bardziej do mnie trafiają niż enigmatyczne pitu-pitu z Monster Huntera.

 

Klimat i fabuła

 

O ile oba te elementy są niezwykle ważne w grach z gatunku RPG, o tyle w grach aRPG ze szczególnym wskazaniem na te typu „hantingu ekszyn” zarówno klimat jak i fabuła schodzą na dalszy plan. Niemniej jednak w tego typu porównaniu wypadało by napisać coś-kolwiek więcej niż w przypadku listy obecności na zajęciach z geometrii wykreślnej więc stwierdzenie „obecny/obecna” raczej nie wystarczy.

 

Obie gry legitymują się japońskim rodowodem toteż dziwactw zabraknąć po prostu nie mogło. W prawdzie Monster Hunter powinien być dość bliski klimatom popularnego tak u nas jak i na zachodzie dark fantasy (smoki i te sprawy) jednak wizerunek nieco zaburzają typowo japońskie zagrywki pokroju pociesznych gadających kotów które na oko stanowią jakieś 50% populacji wioski w której przyjdzie nam urzędować.

 

Soul Sacrifice również czerpie z kanonu dark fantasy jednak robi to na swój pokręcony sposób. Pełno tutaj powykręcanych, zniekształconych kreatur po których widać że designerzy mocno popuścili wodze fantazji. Można wręcz odnieść wrażenie że twórcy SS aż zanadto starali się stworzyć mroczny, brudny i brutalny klimat przez co gra momentami staje się nazbyt groteskowa. I chociaż doceniam starania twórców tak w mojej ocenie trochę przedobrzyli.

 

Fabularnie ani jeden ani drugi tytuł nie zachwyca. Bo i zachwycać nie musi. O ile jednak Soul Sacrifice przynajmniej stara się opowiedzieć nam jakąś historię (dla osób mimo wszystko ceniących sobie ten aspekt na szczególną uwagę zasługuje to że każda lokacja i każdy przeciwnik ma swoje tło fabularne z którym możemy się zapoznać), tak w Monster Hunterze fabuła jest taka że równie dobrze mogło by jej w ogóle nie być.

 

System gry

 

W tej kwestii MH3U nie zaskakuje. Tytuł ten jest niczym więcej jak kolejnym rozwinięciem tego do czego przez lata zdążyli nas już przyzwyczaić twórcy serii. Gra jest swego rodzaju zlepkiem wydanych jakiś czas temu MH3 oraz MHP3rd. Zważywszy że pierwszy z wymienionych dostępny był jedynie na Wii a drugi (PSP/PS3) oficjalnie nigdy nie opuścił granic Japonii, istnieje spora szansa że większość fanów serii znajdzie tu dla siebie coś „nowego” chociaż liczba faktycznych nowości zdecydowanie nie powala.

 

Całość zabawy standardowo kręci się wokół wyżynania coraz mocniejszych kreatur tak aby z pozyskanych materiałów wytwarzać coraz to lepsze bronie i zbroje. Ilość contentu potrafi przyprawić o zawrót głowy, a różnorodność broni sprawi że nikt nie powinien ani przez chwilę narzekać na nudę. Możliwości customizacji postaci, właśnie za sprawą dobieranego ekwipunku, a co za tym idzie – zdolności i statystyk, mamy mnóstwo. Każdy z 12 dostępnych typów broni oferuje kompletnie inny styl gry więc na pewno każdy znajdzie coś dla siebie. Jedynie gracze preferujący walkę z dystansu mogą być nieco rozczarowani. Bronie palne i łuki po raz kolejny zepchnięte zostały na dalszy plan, a gra nimi nie jest tak efektywna jak walka przy użyciu broni białych.

 

Zawiedzeni mogą być również fani co bardziej klasycznych RPGów. Nasza postać sama z siebie nie podlega żadnemu rozwojowi, wszystkie zdolności nabywane są za sprawą punktów uzyskiwanych z ekwipunku i dodawanych do niego dekoracji/talizmanów, a jedyny poziom opisujący naszego bohatera to tzw. Hunter Rank będący niczym innym jak odzwierciedleniem poziomu questów jakie do tej pory zaliczyliśmy. Jeżeli ktoś miał już wcześniej styczność z serią, nie będzie zdziwiony, jednak fakt ten na uwadze powinny mieć osoby dopiero rozpoczynające swoją przygodę z produkcją Capcomu.

 

W Soul Sacrifice sprawy mają się trochę inaczej. Podstawą walki nie jest oręż a czary których na potrzeby danego questa możemy mieć przy sobie maksymalnie sześć. Magia spośród której przyjdzie nam wybierać konkretne zaklęcia, nieco na wyrost podzielona została na kilkadziesiąt kategorii. Wśród nich znajdziemy magię zarówno do walki wręcz jak i ataki dystansowe, czary leczące, wspomagające, przyzywające itd. itp. Ilość zaklęć jest ogromna, do tego każde zaklęcie może być rozwijane lub łączone z innym przez co wymienianie ich było by równie bezcelowe co próba wymienienia wszystkich dostępnych w MH broni. To co już po kilku godzinach zabawy rzuca się w oczy a przez kolejnych naście-dziesiąt wręcz razi to stosunkowo małe zróżnicowanie dostępnej magii. Większość spośród coraz to kolejnych zdobywanych czarów to po prostu mocniejsze wersje tych  wcześniej dostępnych, posiadające inny element bądź większe pole rażenia. Szkoda bo tym sposobem zastosowany system zdobywania, wykorzystania, rozwijania i tworzenia magii sprawia wrażenie jakby nie wykorzystywał drzemiącego weń potencjału. Kolejnym trochę przecenianym aspektem gry są poświęcenia których dokonujemy odpalając rytuały. Animacje są efektowne, ale efektywność tych zagrań często pozostawia trochę do życzenia. Słabo wykorzystano też reklamowany jeszcze przed premierą aspekt gry pośmiertnej. Całość sprowadza się bowiem do biegania po arenie i „macania” przeciwników lub kompanów. Z punktu widzenia poświęconego taka rozgrywka szybko staje się nudna i monotonna, z kolei z punktu widzenia drużyny żywy kompan na polu bitwy zwyczajnie jest wart więcej aniżeli martwy.

 

W kwestii rozwoju postaci SS’owi zdecydowanie bliżej tradycyjnym RPGom aniżeli konkurencyjnemu Monster Hunterowi. Wraz z kolejnymi zabitymi maszkarami zdobywamy punkty doświadczenia – odrębne za poświęconego bądź ocalonego wroga. Tym sposobem decydujemy czy nasza postać będzie szła w kierunku jasnej bądź ciemnej strony mocy. Rozwój w stronę dark zaoferuje nam większy przyrost siły magii (a więc i większe obrażenia) z kolei rozwój w stronę divine będzie skutkował większą żywotnością (wyższa defensywa) naszego bohatera. System oczywiście dopuszcza hybrydowe budowy postaci więc tak naprawdę tylko od nas zależy czy zdecydujemy się na stworzenie wywarzonego maga czy, pisząc kolokwialnie,  kompletnie olejemy np. defensywę stawiając na siłę ataku. Do tego dochodzi jeszcze kwestia tzw. pieczęci (z ang. sigil) których aktywnych możemy mieć maksymalnie pięć a które w różnoraki sposób wpływają na naszą postać zazwyczaj zwiększając statystyki bądź siłę czy odporność dla konkretnego typu magii.

 

W kwestii systemu gry stawiałbym więc na lekką przewagę Soul Sacrifice. W prawdzie Monster Hunter punktuje ogromną biblioteką contentu co niesie za sobą dużo więcej możliwości customizacji zestawów zdolności, niemniej jednak systemowo bardziej rozwiniętym i przede wszystkim – mającym więcej wspólnego z RPG jest ten z produkcji Japan Studio.

 

Gameplay

 

Pomimo że oba tytuły reprezentują ten sam typ i gatunek gier tak różnice w gameplay’u są zasadnicze.

 

Produkcja Capcomu stawia na względnie otwarty świat. Względnie ponieważ o rasowym sandboxie mowy tutaj być nie może. Lokacje jakie przyjdzie nam odwiedzać są dość okrojone i podzielone na mniejsze sekcje a przemieszczanie się między nimi odkupione musiało być loadingami. Niemniej jednak mamy wioskę która stanowi naszą bazę wypadową i w której prócz pogrzebania w inwentarzu możemy oddać się również takim zajęciom jak wizyta w kilku sklepikach, u kowala, kociej jadłodajni czy na farmie gdzie między questami przyjdzie pozyskać nam trochę dodatkowych surowców. Mamy także możliwość niezobowiązującego wyskoczenia na pobliskie wiosce tereny celem zdobycia dodatkowych punktów dla farmy, tudzież pozyskania surowców których farma nam nie zapewni. I chociaż dostępnych w grze lokacji nie ma tak dużo jak we wcześniejszym MHFU (PSP), to różnorodność miejscówek jest na tyle duża że ciężko narzekać na nudę. Do dyspozycji gracza oddane zostały także sekcje podwodne w których tak jak w MH3 przyjdzie nam toczyć walki. Niestety ten element jest chyba najbardziej nietrafionym i niedopracowanym w całej grze (co dodatkowo uprzykrza toporne operowanie kamerą na 3DSie) i prawdę mówiąc cieszę się że żółto-niebiescy zrezygnowali z niego w nadchodzącym MH4.

 

Wcześniejszy przytyk z sandboxem pod adresem MH jest o tyle zamierzony że jego kontrkandydat tak naprawdę nie oferuje nam żadnej swobody. Walki w SS odbywają się na stosunkowo małych arenach które nawet nie starają się udawać bardziej złożonych lokacji. Co gorsza, tytuł pozbawiony został jakiejkolwiek bazy wypadowej. Co prawda jest to uzasadnione z punktu widzenia fabuły (wszak fizycznie nasz bohater siedzi w klatce czekając na stracenie), niemniej jednak takie rozwiązanie zdecydowanie nie przypadło mi do gustu. Wszelkie questy podejmowane są z poziomu kart Librum które stanowi nic innego jak wymyślny rodzaj menu gry. Ponadto typy questów są mocno okrojone, gdyż tak naprawdę sprowadzają się do zabicia określonego przeciwnika (lub przeciwników) bądź rzadziej do odnalezienia określonej ilości źródeł ukrytej energii. W monster hunterze prócz zadań typowo huntingowych często musimy skupić się na poszukiwaniu i dostarczeniu konkretnego przedmiotu, niekiedy doniesieniu jakiegoś jaja czy (dosłownie) pójściu na ryby. Wprowadza to trochę różnorodności do zabawy z tym tytułem i dobrze sprawdza się jako odskocznia między kolejnymi zajadłymi bataliami. W Soul Sacrifice niestety tego zabrakło co sprawia że gra na dłużą metę robi się monotonna. A niestety w obu tytułach chcąc zdobyć określone czary/materiały jesteśmy zmuszeni niejednokrotnie wracać do tego samego zadania.

 

Gry z serii Monster Hunter słyną z niebywale długiego czasu gry. Przy dzisiejszych standardach tytuły oferujące kilkaset godzin zabawy to prawdziwe białe kruki. I w zasadzie jedyne tytuły które mogą tutaj stawać w szranki to wszelkiej maści MMO oraz prawdziwe single player’owe kobyły pokroju serii Elder Scrolls. Nie inaczej jest w przypadku omawianego MH3U, chociaż ten i tak wypada trochę słabiej od swojego poprzednika. A jak wygląda sprawa w konkurencyjnym Soul Sacrifice? Niestety, tytuł z Vity zdecydowanie nie wytrzymuje tej próby. Czas potrzebny na ukończenie gry to zaledwie plus/minus 20 godzin. W przypadku MH3U ciężko dokładnie wyrokować, ale zaliczenie wszystkich questów łącznie z G-rankiem (najwyższy poziom trudności) to zabawa na co najmniej 200 (tak, słownie: dwieście) godzin zabawy. Oczywiście SS nadrabia braki czasu gry świetnym multiplayerem, aczkolwiek i tutaj co bardziej zatwardziali gracze wymiękną uzyskując wynik na poziomie kilkudziesięciu godzin.

 

Tak drastyczna różnica jest wynikiem podejścia do tematyki huntingu. Walki w produkcji Capcomu są niezwykle długie. Standardowy czas przewidziany na zabicie jednej kreatury to 50 minut. I chociaż ciężko w to uwierzyć, tak niekiedy nawet te 50 minut okazuje się zwyczajnie za mało. Soul Sacrifice stawia na krótkie i bardzo intensywne batalie, a potyczki zajmujące więcej niż 5 minut można już uznać za długie starcia. Teoretycznie można to tłumaczyć tak że dzięki temu gra jest bardziej przystosowana do specyfiki handhelda. W praktyce każdy musi sobie odpowiedzieć sam na pytanie który model zabawy jest bliższy jego sercu i preferencjom. Ja osobiście skłaniam się ku pierwszej opcji.

 

Poziom trudności w obu pozycjach jest stosunkowo wysoki. Co prawda w mojej ocenie wszelakiej maści pomagierzy i dopalacze (której nawiasem mówiąc  z części na część coraz więcej) sprawiają że MH3U jest łatwiejszy niż poprzednie odsłony cyklu, niemniej jednak to wciąż jedna z bardziej wymagających pozycji na rynku a niedoświadczeni gracze w akcie złości/desperacji pewnie nie raz będą rzucać mięsem. Oby nie samym 3DSem. Soul Sacrifice poziomem trudności nie wiele odbiega od MH3U, a przy najtrudniejszych questach również trzeba się sporo nagimnastykować. Z pomocą przychodzi…

 

Tryb multiplayer

 

Tryb wieloosobowy to zdecydowanie najmocniejszy punkt nowego IP Vity. Tytuł pozwala na grę za pośrednictwem internetu maksymalnie 4 graczom na raz, a chętnych do zabawy od chwili premiery aż po dziś dzień nie brakuje. To właśnie w trybie multi gra rozwija skrzydła i nabiera rumieńców, przy okazji obnażając kolejną niedoskonałość wspomnianego wcześniej systemu magii. Otóż bardzo szybko okazuje się że o ile w kwestii ofensywy mamy całkiem sporą paletę dostępnych czarów, tak w kwestii supportu kompanów wcale już tak różowo nie jest. Szkoda bo osobiście wolałbym aby twórcy nawet kosztem mniejszej intensywności pojedynków większy nacisk położyli właśnie na kwestię współpracy między graczami. Tak czy inaczej SS to jak na razie najlepszy multiplayerowy tytuł dostępny na PSV. No może poza PSO2 od Segi, ale ten nadal dostępny jest jedynie w Japonii.

 

W kwestii zabawy wieloosobowej Capcom wyraźnie dał ciała. Wersja z 3DSa pozwala tylko na zabawę w trybie lokalnym, czyli nie mając na podorędziu kumpla z 3DSem i kopią gry skazani jesteśmy na zabawę w pojedynkę. Gra po sieci możliwa jest jedynie za pośrednictwem WiiU, co z kolei jest o tyleż bezsensowne że gra dostępna jest także w wersji na stacjonarkę Nintendo a więc jeżeli już ktoś ma WiiU prędzej sięgnie po jej dedykowaną wersję gry. Dużo lepsza grafika, pełnoprawne multi oraz off-tv-play sprawiają że jedynym realnym uzasadnieniem zakupu MH3U w wersji na 3DSa jest możliwość zagrania poza domem. No chyba że patrzymy przez pryzmat zasobności portfela, wówczas trzeba wziąć poprawkę na to ze zestaw WiiU+gra wyjdzie mniej więcej trzy razy tyle ile 3DS z grą.

 

Werdykt

 

Obie pozycje w swoim gatunku są świetne. Zarówno MH3U jak i SS zapewnią wiele godzin przedniej zabawy. Czy Vita dostała jednak swojego Monster Huntera?

 

W mojej ocenie nie. Japan Studio w swojej propozycji poszło w zupełnie inną stronę niż ta wytyczona przez produkcję Capcomu. Dla mnie to spora zaleta, ponieważ posiadając oba handheldy nie jestem skazany na granie w grę-kalkę. Zawiedzeni jednak mogą być gracze posiadający jedynie PSV, bo przecież nie jest tajemnicą że wielu kupując Vitę liczyło że to właśnie na niej Capcom wydawał będzie kolejne odsłony cyklu. Tymczasem w ogólnym rozrachunku, Soul Sacrifice nawet pomimo świetnego multiplayera, wypada po prostu słabiej. Mści się nie wykorzystanie potencjału drzemiącego w systemie magii, tytuł nie jest aż tak angażujący jak jego kontrkandydat a formuła rozgrywki sprawia że nie wytrzymuje próby czasu. Nie znaczy to że nie warto zagrać. Szczerze mówiąc, jeżeli ktoś posiada Vitę i lubi gry pokroju hunting action, SS jest na ten moment jedynym słusznym wyborem. Być może w niedługim czasie się to zmieni. Co prawda nadchodzący Ragnarok Odyssey Ace gry Keiji’ego Inafune z tronu raczej nie zrzuci. Ale w Japonii dostępne są już PSO2 i Toukiden, a wśród zapowiedzi majaczą takie tytuły jak God Eater 2 czy zagadkowe Freedom Wars. Ale czy któryś z powyżej wymienionych będzie w stanie zagrozić nadchodzącemu MH4? Ciężko powiedzieć. Z jednej strony Capcom zdaje się wreszcie poszedł po rozum do głowy i w najnowszej odsłonie serii zaimplementuje pełnoprawny tryb multi. Z drugiej strony, dotychczas publikowane materiały sprawiają że coraz poważniej zaczynam się obawiać o sferę oprawy, bo ta jak dotąd prezentuje się niezbyt ciekawie. Póki co to jednak śpiewka przyszłości. Dla wielu osób ważniejszą kwestią może być pytanie czy warto kupić 3DSa dla MH3U. Ja właśnie tak zrobiłem. Czy żałuje? Nie. Czy zrobiłbym to jeszcze raz? Też nie.

Oceń bloga:
1

Komentarze (2)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper