Kto zepsuł nam hobby? 1/3

BLOG
449V
noobkiller | 21.03.2017, 01:49
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Gry video to dla wielu jeden z lepszych sposobów spędzania wolnego czasu, zacieśniania więzi, wszechstronnego rozwoju,
a także długi kawał historii pełen radości, niespodzianek, zaskoczenia oraz... rozczarowania?
Gdybym to pisał dwie generacje wcześniej, z pewnością nie dopisałbym tego ostatniego.
Zmiany są nieodłącznym elementem postępującego czasu... jednak czy zawsze są one korzystne?

Wstęp

Był rok 2001. Młody noobkiller znajdował się wówczas wewnątrz placówki jednego z sieciowych supermarketów,
które już wtedy dosyć szybko zdobywały niemałą popularność. 
Przypadkowo czy nie, tego już sam nie pamięta, trafił na segment z grami video, gdzie
szczególną - nie tylko jego - uwagę zwróciła pewna czarnula. Nie była ona jednak człowiekiem, a bardziej czymś na wzór maszyny spełniającej marzenia. I choć to konkurencyjny sprzęt, o zupełnie innej barwie, nosił taką nazwę, nikt nie mógł oderwać wzroku właśnie od niej. Nasz młody bohater od dziecka był wielbicielem grania, a ostatnim jego sprzętem, który posiadał, była szara myszka, która zaskakująco i niepostrzeżenie odwróciła jego hobby do góry nogami. Wspomniana wcześniej czarnula jest jej następczynią, a przy okazji - od momentu zobaczenia jej, jej możliwości oraz dostępnych na nią tytułów -  obiektem jego młodzieńczego pożądania i niepohamowanych pragnień.

Świat w jego głowie zawirował. Ten realny zaś postępował, a razem z nim gry.
Coś, co wcześniej wydawało się perfekcyjne, zostało ulepszone i wydane w jeszcze lepszej formie.
Wydawać by się mogło, że jest idealnie. Że nie może być już ani lepiej, ani gorzej.
Nie był świadomy jednak, co go czeka w przyszłości... oraz tego, że tylko z tym pierwszym miał rację.

 


Kto zepsuł nam hobby?

7 generacja konsol wniosła diametralne zmiany. Jest pewnego rodzaju punktem kulminacyjnym i momentem zwrotnym świata gamingu. Do czasu trwania poprzedniej wszystko zdawało się piąć niesamowicie szybko na szczyt, a w następnej, niestety, zaczęło lecieć po równi pochyłej w dół. Za sprawą nie do końca zrozumiałych (z punktu widzenia rozsądku i logiki) decyzji dokonały się cuda tragedie, dzięki którym od razu na usta ciśnie się zdanie w stylu "co tu się, k****, od********?!". 

I nie ma co się temu dziwić. Wszak nastąpiła ogromna rewolucja... szkoda tylko, że tak tragiczna w skutkach.
Sprzęty, które z założenia powstały po to, by przywrócić równowagę mocy pozwolić ludziom zaoszczędzić pieniądze, stały się tym, z czym miały walczyć - pieniądzożernymi automatami do grania.

I tak kręci się ta spirala absurdu wokół rozczarowania oraz pytań "jak i dlaczego?" oraz "kto jest temu winny?".

Let it R.I.P!


 

 

Microsoft, Sony, Nintendo

Często mówi się, że najciemniej jest pod latarnią, a jeszcze częściej okazuje się to prawdą.
Wielkie problemy zaczynają się już u źródeł - u wielkich korporacji, które wcześniej dostarczały nam wielkiej rozrywki. A teraz?

Microsoft wydał Xboxa 360, następcę konkurującego z czarnulką Xboxa. Konsola ta szybko zyskała popularność i zaskarbiła sobie serca niemałej rzeszy graczy - zarówno posiadaczy poprzednich konsol z zielonym X, jak i właścicieli wspomnianej wcześniej PS2. Zbawca, na którego czekali gracze w końcu nadszedł, ja jednak, jako ortodoksyjny Żyd fan PlayStation, nie uznałem go za swojego mesjasza i wiernie czekałem na moment nadejścia tego, w którego wierzyłem. Start w odpowiednim czasie i ogrom przemyślanych rozwiązań zapewniły jej bardzo korzystną pozycję na rynku. Zdawać by się mogło, sielanka? 

Niestety nie, bo parę rzeczy tu nie zagrało. Usługa sieciowa Xbox Live oferowała nową jakość, poszerzając możliwości konsoli i dając użytkownikom łączność ze światem oraz z innymi grającymi, ale został przy tym wprowadzony element, którego konsekwencje odbiją się na przyszłości grania. ABONAMENT. Nie zrozumcie mnie źle - płacenie za korzystanie z usług online i granie po sieci to żaden majątek, jednak nie rozumiem dlaczego trzeba robić to na konsolach, a na PC już nie. Najpierw wprowadził to MS, ale oczywistym był fakt, że działanie tego rozwiązania było ogromnym krokiem do tego, by w przyszłości zarówno Sony i Nintendo wzięło z tego przykład i poszło tym tropem. I jak widać, było to tylko kwestią czasu.

(Pewnym jest, że gdyby nie oni, to inni też by to kiedyś wprowadzili... no właśnie... kiedyś. Moim zdaniem MS zrobił to zbyt wcześnie. Przynajmniej o generację.)

 

Sony przy wydaniu swojej konsoli, grubszej młodszej siostry ponętnej i atrakcyjnej czarnulki, w przeciwieństwie
do konkurencji, popełniło masę błędów. Odbiło się to sporym echem po internecie, co wcale nie sprzyjało potencjalnej przyszłości sprzętu. Fora internetowe i komentarze na stronach internetowych o grach roiły się od podśmiechujek i hejtów na wyczekiwany przeze mnie kawał plastiku. Ja jednak nie przejmowałem się dręczeniem i dzielnie wyczekiwałem wymarzonego przez siebie momentu. W końcu stało się! Zaporowa cena i wszelkie inne przeszkody nie były dla mnie... przeszkodą. Spełniłem swoje marzenie i w końcu mogłem wnieść ją na rękach przez próg drzwi swojego domu. Była ciut cięższa od poprzedniczki i... niestety na początku nie potrafiła mnie jakoś szczególnie zaciekawić... Wiecie jak jest, czasem początki nie są wcale takie łatwe jak mogłoby się wydawać. I podobnie było w tym przypadku. Trochę czasu mineło, nim naprawdę zaczeliśmy się lubić i zacząłem dotykać jej częściej niż tylko raz w miesiącu. Jej leżenie i czekanie jednak przyniosło oczekiwane skutki i faktycznie bawiłem się z nią równie dobrze jak z poprzednią. Dysponowała podobnymi możliwościami jak jej główna smuklejsza konkurentka, a nie brała za to żadnych pieniędzy. Cud, miód i orzeszki! Co nie?

Yyy... no nie. Jak każda, niestety też miała swoje nie-takie-drobne grzeszki. Pierwszym z nich był
romans z Kratosem, który wcześniej odwiedził także jej starszą siostrę, a także kuzynkę Portable. Tak, ten sam Kratos, i to cztery razy! Myślę, że dało to początek nowej modzie - która trwa do teraz, a nawet jest jeszcze bardziej eksploatowana teraz niż wtedy - na odgrzewanie kotletów i podawanie ich w nowej, ciut ładniejszej panierce (chociaż nie zawsze!). Drugim grzechem nieco odchudzonej już młodszej czarnulki był fetysz na bilety. Jednorazowe kody pozwalające na zabawę publiczną TYLKO RAZ. Kto już raz skorzystał i był "używany", niestety nie mógł już sobie tak pohulać, chyba, że kupił nowy bilet. To z kolei zapoczątkowało kolejną durną modę - szczególnie kochaną przez EA - na online passy. Na szczęście się z tego wycofano.

 

Nintendo wydało swój żart konsolę nawet nie wiem kiedy, gdyż jeśli chodzi o nasz kraj, to przez długi czas był
zaniedbywany przez japońskich ojców włoskiego hydraulika mówiącego po angielsku. Toster jednak poszedł swoją drogą i nie wziął udziału w wyścigu po 'szybiej, mocniej, bardziej, więcej'. Mocną stroną wielkiego N jest ich... przeszłość. Nie oszukujmy się, hity z legendarnego NESa i SNESa są wręcz... legendarne. I zostało to wykorzystane w bardzo nieprzyjemny sposób, o czym - co dziwne - jakoś rzadko się wspomina. Gry z Virtual Console potrafią połechtać sentyment i doprowadzić do szczytu... frustracji.

Chyba nie tylko ja nie jestem w stanie zrozumieć horrendalnie wysokich cen za gry z paru poprzednich epok. Okej, ale jaki to ma wpływ na resztę świata gier video? Myślę, że dosyć ogromny, widząc jak ceny klasyków z PS1 na PS3 poszły w pewnym czasie w górę oraz jak wycenione są zremasterowane klasyki z PS2 na PS4. Good fuckin' job, Nintendo. Srsly.

Pasmo złych decyzji podjętych przez w/w nie-taką-świętą trójcę, dające jeszcze gorszy przykład innym podmiotom branży, to tylko mały fragment obecnego chaosu.

Przyjrzyjmy się dalszej liście winowajców...


Koniec części 1/3, niebawem będą następne!

Oceń bloga:
11

Komentarze (19)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper