Księżniczka i subiektywny alfabet kieszonkowych stworków

BLOG
1518V
Księżniczka i subiektywny alfabet kieszonkowych stworków
Princess Nue | 31.01.2016, 03:10
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.
Vitam, zdrastvuje.

Nintendo ze względu na swój wiek w branży ma od pewnego czasu dość wesołą specyficzność. Ma mianowicie, dość często, jakieś okrągłe jubileusze swojego sprzętu i tytułów – chociażby w tamtym roku rocznice miały takie marki jak Mario, Fire Emblem, czy F-Zero. Ten rok nie należy do biedniejszych, bo Zelda, Metroid czy Kid Icarus. Plus pewien niepozorny tytuł o zbieraniu stworków w okrągłe kuleczki. Pocket Monster. Pokemon.

Do serii mam całkiem spory sentyment, który co jakiś czas przypomina mi o sobie i dostukuje o zainteresowanie. Tym razem wypadło dwudziestolecie serii, więc i jest okazja na wpis. Przed wami luźny (aka chaotycznie artystycznie niechronologiczny) zbitek myśli, rozważań, opinii i ciekawostek związanych z moją przygodą z kieszonkowymi stworkami trwającą od około trzynastu lat.

 

A jak Arceus 

Lubię, gdy gra ma bogate i ciekawe lore, niekoniecznie rzucające się na gracza podczas fabuły. Z tego powodu przyjemnie mi się czyta o TESach (witam witam), mimo średniej jakości wątku głównego. Genialnie mi się eksploruje jakieś zakamarki Tyrii w Guild Warsie 1 i 2, nie goniąc za standardowym hajpem na coraz to więcej kasy i lepszego gearu jak na zwyczajowe podejście do mmo przystało. No i często lubię poczytać o tych wszystkich mitycznych stworach i wydarzeniach, które gdzieś są tam skryte za eventami w Pokemonach.

Arceus jest chyba najweselszym z nich wszystkich. Do czasów czwartej generacji zdążyło się pojawić od groma legendarnych i mitycznych pokemonów. Czy to będącymi opiekunami nieba/morza/ziemi, czy to leśnymi duszkami i kosmitami, czy to zbitkiem DNA wszelkich poków. Ewentualnie klonem tej zbitki. Wokół nich były opisywane legendy i rytuały, mocno inspirowane rzeczywistością, ale brakowało czegoś jeszcze. Stwórcy, opium dla mas, siły wyższej, deus, "typowy finałowy przeciwnik w grze jrpg".

Inaczej o Arceusie imo nie można powiedzieć. Robi sobie przysłowiowych Toudich z mocą kontroli czasu, przestrzeni i antymaterii, następnie przekazuje odczucia i wiedzę mieszkańcom błękitnego globu, a później od czasu do czasu bawi się w pomaganie ludzkości. Lub przeprowadza sąd ostateczny, jak ktoś mu zbytnio fiknie. No i posiada chyba najlepszą cutscenkę w całym pokemoniastym uniwersum, dat’s symbolic lvl of jrpg.

Kwestie tego, że daje się złapać przypadkowemu nastolatkowi pomijam. Bóstwa mają różne zabawy.

B jak BaneBulbasaur 

Pierwszy na liście i jeden ze starterów pierwszej generacji.

Z jednej strony zawsze mam ciągoty do grania ognistymi starterami (najlepszy design, zwykle najlepiej sobie radzą przez większość gry), ale i do niektórych reprezentantów innych żywiołów mam spory sentyment. Bulbik należy właśnie do tej grupy - można powiedzieć, że to właśnie ten stworek był moją pierwszą figurką związaną z growojapońskim światkiem. I to jeszcze w czasach, gdy nie zaliczałem się do wesołej grupy wielbicieli mongoloidalnych opowieści erotycznych, handlujcie z tym.

Bulbasaur to też jawne skojarzenie z Bulbapedią. Co by nie mówić o fanowskich stronach, to pokemoniaste wiki dobrze trzyma się od tych ponad jedenastu lat, dostarczając całkiem sensownych informacji o kieszonkowych stworkach i ich świecie.

C jak "chyba jesteś jakimś ciepluchem" Cynthia

Pokegirls to bardzo wesoły temat, zważając na te dwadzieścia lat marki. Gym leaderki, randomowe trenerki, poboczne npcki, championki, a do tego masa postaci ze spin-offów. No nawet Detektyw Pikachu ma słabość do pięknych pań, więc grzechu w tym brak. Moją osobistą faworytką jest Elesa z Black/White, ale nie można odmówić Cynthii bycia jedną z najbardziej charakterystycznych postaci ingame. Aktywna pomoc (i stalkowanie) pewnego utalentowanego trenera w Sinnoh, obijanie się na plażach Unovy, branie udziału w światowych mistrzostwach i szukanie rozwiązania dla pewnych antycznych tajemnic uniwersum. W porównaniu taka Diantha z XY, bawi się głównie w karierę aktorską i do momentu zapukania do Pokemon League wykazuje raczej nikłe zainteresowanie. Oh well.

D jak Diancie

Czyli mój pierwszy zdobyty mityczny pokemon w życiu. Do czasów 3DSowych sytuacja z eventowymi pokemonami w naszym kraju była raczej…mocno taka sobie. Obecność Nintendo u nas była jaka była i coś może jeszcze w większych miastach (Warszawa głównie?) się działo, ale mniejsze miasta - nope, niet. Teraz może też w kwestii eventów nie jest wybitnie lepiej, ale od dsowych generacji wielkie N zaczęło korzystać z dobrodziejstw internetu, a i sami fani mają prościej się wymienić z kimś z drugiego końca globu.

Co do samej Diancii, to jest całkiem fajna w kwestiach bitewnych. No i designersko to jawne picie do wiadomej magicznej dziewoi z japońskiej animacji, co też u mnie plusuje. [qb intensified].

E jak ewolucja 

Najbardziej wyczekiwana chwila przez wielu graczy, gdzie mały stworek po przekroczeniu magicznej bariery zdobytego doświadczenia, nagle stanie się bardziej przypakowany. Ma to niby swoje koszta jako takie (więcej expa potrzebnego do następnego poziomu), ale kto by się przejmował takimi szczegółami. Bądź co bądź, mamy przed sobą perspektywę klepania wszystkiego po kolei Charizardem w jego smoczej postawie, masywnym Emboarem czy ninja Greninją. Czysta radocha, much fun.

W najnowszych odsłonach serii, postanowiło się pobawić w ściąganie od pewnej innej ">zbieracko-stworkowej marki i  wesoło wprowadziło megaewolucję do XY. Nie jest to pierwsza zabawa przy liniach rozwoju (formy i fuzje pozdrawiają) i raczej przywitałem ją ciepło pod względem samego gameplayu. Trochę by można narzekać na designerskie kwestie tych form i stawianie na więcej ostrz i dłużej, ale niektóre projekty są dość wesołe. Chociażby PC MASTERRACEswag lord Ampharos.

F jak Fly

Tradycyjny przedstawiciel HMów (Hidden Machine), który chociażby obok Surfa czy Cuta, pojawia się zawsze w pokach. Wygoda i uciążliwość związana z nimi to temat na długie rozważania, patrząc po kolejnych odsłonach serii. Mało powiedzieć, że przy moich pierwszych pokach (aka Goldach), większość stworków czyniła za przechowalnię jakiegoś konkretnego ruchu potrzebnego do użycia w jakimś upierdliwym miejscu. Bez ładu i składu coś miało Fly, Kingler bodajże latał z Cutem, a główny Feraligatr z Surfem. Bo robił relatywnie sensowny dmg przy moim ówczesnym wygrindowaniu tego osobnika i tłuczeniu nim wszystkiego co się rusza i dycha.

Przy późniejszych odsłonach i podejściach już stosowałem sławetny sposób z HM Slavem. Ot jeden nieszczęśnik, wiecznie pokrzywdzony przez los i wykorzystywany przez rasę ludzkich panów. Jedno ciągle zajęte miejsce jest upierdliwe i nie ma co tego faktu ukrywać, acz i twórcy chyba ten fakt powoli zauważają. Chociażby przez jedną z nielicznych naprawdę nieskazitelnie udanych rzeczy w ORASie czyli Soar. Oprócz naturalnego uczucia luksusu+10 za realne latanie po przestworzach Hoenn, pozwala również zwolnić jednego poka z wiecznego posiadania Fly w swoich ruchach na poczet osobnego itemu w ekwipunku. Imo bardzo dobrze i czekam na podobne ruchy co do kolejnych HMów.

G jak Gamefreak

Banda, która cały czas od wydania swojej najbardziej profitowej gry, pozostaje we względnej niezależności od samego Nintendo. I która pewne standardy ma troszeczkę inne od dużego N. Do czego przyzwyczaiły typowe 1st party studia giganta z Kyoto - zwykle pełne wykorzystanie konsoli, piękna strona wizualna mimo średnich bebechów i działanie tiptop. Dynamiczny i 1080/60fps Mario Kart 8, baśniowy Kid Icarus Uprising, ogromny i piękny świat Xenoblade, czy 3DSowa wersja Smashów. Istne cud miód malina. Tymczasem twórcy poków chyba przy każdej generacji swojej flagowej serii lubują się w technicznych babolach i mocno średniej optymalizacji. Ślamazarny silnik walki z czwartej generacji sporo mi uprzykrzał przełażenie Platinum. Zaś najnowsze części, XY i ORAS kulturalnie mają spadki fpsów. Podczas walk z wyłączonym 3D, wystarczą jakieś skrzydełka z efektami lub trochę więcej stworków. Fix this already.

Z drugiej kabany, to GF raczej nie opuści handheldów z głównymi odsłonami swojej flagowej serii. Takie były założenia podczas jej powstania, kieszonkowe stwory zobowiązują do głównej platformy. Czy tak by było przy 1st party od samego N? Czy tradycyjna "core" część poków z całym swoim rpgowym bagażem wydana na stacjonarce, pomogłaby np.: Gamecubowi lub Wju? Tego nie wie nikt.

H jak Hyperdimension Neptunia lub Hoopa

 Jak już wspomniałem – lubię babranie się w lore wszelakich uniwersów. Poki generacji IV wyniosły na wierzch istnienie postaci o boskiej mocy oraz jego aspektów, które jako takie są uważane za źródło znanego wszechświata. Black/White i sequele skupiły się bardziej na fabule (o tym potem) i swoją mitologię umiejscowiły raczej w bardziej przyziemnych sferach. Nothing groundbreaking.

[SPOILERY do ORAS]

Przy okazji pierwszego w pełni trójwymiarowego silnika głównych poków, powstaje para remaków Hoenn (Confirmed), czyli części z Gameboya Advance. Pomijając babole i każualowość ORAS, w kwestii lore dorzuca całkiem wesoły epizod Delta – wprowadzając przy okazji oficjalne istnienie multiwersum. Niczym tesowe CHIM  (witam witam) stanowi proste wyjaśnienie sytuacji dlaczego w poprzednich odsłonach nie było megaewolucji,  dlaczego Hoenn GBA =/= Hoenn 3DS, jaka wojna sprzed 3 tysiącleci i skąd pojawiła się masa legendarnych Pokemonów w jednym regionie. I parę innych wesołych rzeczy. Nie jest to jakiś wybitnie nowy zabieg dla gier, ot najbliższy przykład z platform Nintendo to Zelda i jej linie czasowe, ale zawsze trochę niektórych fanów uspokoi i da im zabawy. Mi przy okazji też, mimo że sama fabuła epizodu Delta przez pewne postacie była mocno średnia.

[KONIEC SPOILERÓW]

I jak internet 

Memeje, zgorszenie i bezeceństwa, ale i parę wesołych rzeczy spotkało pokemonową markę na szerokich połaciach światowej sieci. Masa fanowskiej twórczości rozciągająca się od fanartów, przez creepypasty i memeje, do całkiem fajnych klonów i inicjatyw. Tam gdzie core gry trochę zbyt mocno się każualizują za sprawą exp share, fani bawią się w utrudnianie sobie rozgrywki z pomocą zasad nuzlockowych (chociażby permadeath) i opowiadanie swoich historii na forach czy webcomicsach. Dalej mamy wesołe speedruny, z AGDQ na czele i poznawaniem miliarda bugów potrzebnych do przejścia początkowych odsłon w parę minut. No i chyba najważniejsze w ostatnich latach – Twitch plays Pokemon. Inicjatywa dziwaczna i chaotyczna, ale z drugiej kabany diabelnie udana i popularna, sprawiając nagły wzrost zainteresowania kieszonkowymi stworkami bez żadnej nowej premierowej gry. Wystarczył Lord Helix, memeje, demokracja i chaos.

Plus samo Nintendo zaczęło korzystać z dobrodziejstw światowej sieci – jak przy wspomnianej dystrybucji mitycznych poków, czy przy wesołych bonusach o których wspomnę troszeczkę później.

No i obowiązkowo pOkEM0nIa$t4 stylistyka pisania na gadu gadu, kiedyś może zapomnę.

J jak Jigglypuff

Ta wesoła śpiewająca kuleczka pojawiła się w Smash Brosach już od samego początku tej fajnej nawalankowej serii razem z Pikachu, cementując raczej mocno więź stworków z tworem Sakuraia. Od odsłony na N64 do najnowsze na 3DSa i Wju, gra dostawała masę zawartości związanej z pokami – plansze, muzykę, zawodników, system Pokeballi. To przy Brawlu sporo na sławie zyskał Lucario, podobnie Greninja przy SSB4 krótko po premierze w normalnej grze. Do tego masa świetnych aranżacji muzycznych, dodając im jeszcze bardziej konkretnego ()powera. Mein gusta.

Tylko ciągle słony jestem, że przez Pokemon Co, amiibosy związane z tym uniwersum nie posłużą do innych gier niż Smash.

K jak kreskówka

Przyznaję na wejście, że sławetne anime/bajkę z Ashem w roli głównej raczej mnie ominęło. Nie miałem podówczas stałego dostępu do Polsatu, najlepsze odcinki Kiepskich mogłem obejrzeć dopiero po latach, a wnerwami z Miodowych lat się jakoś nie mogę ewidentnie ekscytować jak niektórzy znajomi. Za to oglądałem RTL7 masowo, a czasami nawet RTL 2wei na satelicie, handlujcie z tym. Ukryta opcja niemiecka confirmed.

Nie ma co jednak oszukiwać. Bez kreskówki z fajtłapowatym trenerem, który masywny przegryw ma w krwi – nie doszłoby do takiego światowego sukcesu, jakim była Pokemania. Polska na początku tysiąclecia należała w konsolowym świecie do "rynków gorszego sortu" i sama gra nie miałaby takiej siły przebicia. Inna rozmowa się zaczyna, gdy pojawia się kreskówka w masowym medium, który trafia do mocno szerszego grona. Za tym pojawiły się zabawki, różne szajsy w śmieciowym żarciu (le happy tazo collector face), wszelakiego rodzaju towary oblepione pokami, a same stworki i ich nazwa przenika do masowego odbiorcy. W gorszym czy lepszym skojarzeniu – ale tam jest i zostaje.

W kwestiach jakościowych raczej kreskówki nie oceniam, bo po prostu nie oglądałem. Chociaż trochę dziwne, że zamiast normalnego trenera, dali jakiegoś wampira który przedłuża swoją młodość wysysając krew z kolejnych młodych dziewic na kolejnych kontynentach, które odwiedza. Ale to Japonia, kto ich tam wie co oni mają w głowie.

L jak legendy 

O mitycznych pokach już trochę było przy Diancii, mitologia też trochę ruszona, więc czas na stworki typu spotykane z "niespotykanych". Osobiście moimi faworytami jest Ho-oh, główna smocza para 5 generacji oraz Xerneas z X – z różnych powodów, acz każdy z tych poków ma całkiem wesołego powera w swojej dziedzinie.

Ogólnie przez te dwadzieścia lat namnożyło się legendarnych poków i samo ich pojmowanie jako takie spowszedniało w porównaniu do pierwszych dwóch generacji. Ówczesny szpan na mieście z powodu posiadania konkretnego legendarnego ptaka czy bestii to było mimo wszystko coś. Czym jednak nowsza część, tym większe natężenie, a ORAS przebił już wszystko z wesołym spamowaniem portalami wypchanymi toną legend. Ot urok czasów, gdzie limitowana czy deluxe edycja jest jedną z pięciu opcji do wyboru, a zawiera to co normalne podstawowe wydanie piętnaście lat temu.

M jak muzyka

Zwykle jak jest mowa o jakiejś kultowej serii czy grze, to nie można pominąć muzyki. Tak jest i przy pokach, gdzie nawet radosne plumkanie z Gameboya jest rozpoznawalne od pierwszych nutek. Czy mówimy o rześkim motywie ">pierwszej trasy, czy o intensywnym rytmie przy bitwie z ">gym leaderem, czy nawet ten creepypasta factor w postaci podkładu od ">Lavender Town. A następne generacje nie były w tej kwestii gorsze – na moje gusta najbardziej przypadły kawałki z B/W i B/W2. ">Pełne żywych i energicznych rytmów, ale i czasami dobrze oddające ">charaktery poszczególnych postaci i ">wagę wydarzeń wolniejszymi nutami. Oslo, Route 10, jeden z najpiękniejszych motywów w grach (z pewnym piciem do Mother 3, ale ciii).

N jak N 

Jeśli chodzi o fabułę poszczególnych gier z kieszonkowej serii to można ją skrócić do "młody trener, zła grupa, legendarny pokemon". Zwykle na więcej ambicji nie starczy, postacie mają swoje kwestie i jasne zadanie w jednym miejscu rozgrywki, po czym dostają zakaz ruszania się. Oczywiście byli rywale, ale to taki dobry wyjątek wobec reguły. Giovanni czy Oak raczej są rozpoznawalni ze wzlędu na swoje animcowe persony, niż growe występy w paru miejscach. Dobrym wyznacznikiem jakichś sensownych prób zmian stała się III i IV generacja. Cynthia pomagająca protagoniście, plot wplątujący legendarne Pokemony w większym stopniu niż "gdzieś sobie są" i nawet całkiem sensownie umiejscowiony antagonista.

Moją ulubioną częścią w kwestiach fabularnych jest pierwsza odsłona piątej generacji, czyli Black/White. Powód prosty - wreszcie pojawiła się opowieść, gdzie oprócz mnie jako "trenera" pojawia się gama innych postaci, które wraz z biegiem czasu zmieniają się i rozwijają. W porównaniu do normalnych rpgów to ciągle względna przepaść w złożoności, ale przy B/W został poczyniony konkretny i poprawny ruch by to poprawić. Miło było mieć poboczne postacie ze swoimi problemami, liderów poszczególnych gymów którzy pomagają aktywnie przy rozwiązywaniu problemu, mistrza ligi z kryzysem wieku średniego i antagonistę który krył się trochę lepiej niż zwykle. No i wisienka na torcie, czyli N – przeciwnik i rywal, który wreszcie ma odpowiednio nakreślone tło i powody swoich działań. Spotykamy co go rusz w fabule, poznajemy jego ideały i dążenia, próbując kolejnymi walkami przekonać go do swoich racji. Gdzieś w trakcie jednak dowiadujemy się też wielu rzeczy o nim. O stosunku do kieszonkowych stworków, o niecodziennych więziach z nimi, o jego przeszłości. Wyraźna i konkretna postać, która była potrzebna temu uniwersum.

Jeśli chodzi jeszcze o kwestie fabularne jako takie, to dalej pojawia się timeskip i powrót N (oraz masy innych postaci) w sequelach, co też trochę dało do wglądu w rozwój postaci i wyniki naszych działań w B/W. Z kolei szósta generacja to lekki regres – XY lubi pędzić z fabułą i pewne rzeczy (Megasy, wątek antycznej wojny i muh hyperweapon) wprowadza dość mocno po łebkach. I przy okazji mocno średnio w kwestiach charakterów postaci. Z drugiej kabany jest całkiem fajny dodatkowy scenariusz ze sprawą detektywistyczną, która pokazuje, że całkowicie opowieściowych zakusów nie stracili. Co przyszłość w tej kwestii przyniesie to się obaczy.

O jak online

Osobiście nie miałem okazji odpalać internetowych trybów na DSie, więc moje pierwsze doświadczenia z pokami i multiplayerem to X na 3DSa. Jakie to dobre. Ogólnie sieciowe tryby to głównie przyjemne rozwinięcie pomysłów ciągnących się od oryginalnych części, czyli wymiana (le happy merchant) i bitwy, ale też dodanie różnych wesołych interakcji związanej z przyjaciółmi i kompletnie przypadkowymi ludźmi. Możliwość znalezienia dodatkowych poków na specjalnym terenie ze względu na konkretnych przyjaciół, dostawanie i dawanie (rozwijających się) bonusów, losowe wymiany stworków z losowymi ludźmi, itemy do Pokemon Amie itd. Gra do niczego nie zmusza przy okazji, można wszystko przejść bez tego, ale wesoła ilość bonusów cieszy.

Jak już jesteśmy przy sieci to i o tłuczkach gracz przeciw gracz słowem rzeknę z perspektywy swojej. Lamię niesamowicie, o czym krótko napomknąłem wcześniej. Nie ma w tym nic niesamowitego, zważając na brak mojego zainteresowania całą zabawą w breeding, szukanie idealnych statów i ruchów dla swoich stworków. Ma to swój czar, głębie i taktykę (+relatywną stałą metę, która się osadza jakiś czas po premierze) , ale trochę brakuje czegoś na modłę lig, stopni czy tierów. By można sobie ponoobić razem z innymi noobami, zamiast jakiegoś Azjaty z toną godzin na koncie.

P jak Pokemony

Co jednak jak nie Pokemony? Na pierwszy ogień oczywiście pójdzie oczywistość, czyli ">Shin Megami Tensei. Jakże polubili tę serię ludzie, jako obiekt do wytykania młodym graczom, że przed Pokami były podobne gry. Trochę w tym racji jest, gdy patrzy się przymkniętym okiem – ugadywanie się z demonami i dodawanie ich do drużyny, zamiast normalnego ubijania. Z otwartym okiem jednak dochodzi mocno mocno większy poziom trudności, tematyka, jakość fabuły i długo by wymieniać. Za to na fali Pokemanii powstało Shin Megami Tensei: Devil Children, żeby sprzedać demony i młodszej klienteli.

Sam z SMT miałem póki co kontakt względnie pośredni (bo Persony i chwila grania w SMT 4 i Soul Hackers), ale mam cichą nadzieję, że to się wkrótce zmieni. Ale nawet w Personach pewne wesołe podobieństwa widać, więc całkiem sensowny argument.

Z trochę bliższych rzeczy klimatycznie to ostatnimi czasy popularny w nipponlandzie (i ciągle niedostępny u nas) Youkai Watch, sporo ludzi lubi dorzucać do tego Ni No Kuni z pięknym Ghibli światem,  gdzieś tam w oddali majaczą Dragon Quest Monster, Fossil Fighters czy Medabotsy. Do tego tony przeglądarkowego i mobilnego szajsu, jak pewien tytuł o łajbach. Każda gra ze swoim mykiem i uniwersum, ale trochę w linii zamysłu zbierania, trenowania i walki.

No i są jeszcze Digimony, które jako takie chyba nie jadą na tym samym identycznie koncepcie (albo fani cyfrowych potworów się do tego nie przyznają?), ale gdzieś zawsze mam w głowie ich pojawienie się gdzieś z boku obok Pokemanii na świecie. Nigdy bliżej nie poznałem, ale gdzieś tam zawsze były. Może nie z taką popularnością, ale swoją drogę rozwoju znalazły i dalej ciągną.

Q jak Q ◣

Tak Q z trójkątem, czyli jeden z dziesiątów glitchy, które wesoło sobie siedzą w pierwszej generacji poków. Może nie tak znany jak Missingno., czy sławetne tile glitche wykorzystywane przy speedrunach, ale daje kolejny przykład na zabugowanie początkowych odsłon kieszonkowych stworków. Oczywiście, tu można bronić ekipę Satoshiego Tajiry, że brak doświadczenia, finansów i tym podobne sprawy, ale z drugiej kabany warto sobie o tym fakcie przypomnieć przed powrotem oryginalnych części na 3DSowe Virtual Console i ściągnąć różowe nostalgia gogle.

Chociaż na Mew glitch się pewnie nikt nie obrazi. Tylko proszę nie mieszać w to żadnej ciężarówki.

R jak Raichu 

Chyba najbardziej pokrzywdzona, przez ustrój kapitalistyczny, jednostka na tym Błękitnym Globie, gdzie dla wielu pieniądze oznaczają więcej, niż lata wylanego potu i krwi. Jakże bowiem inaczej nazwać faworyzowanie młodszej odnogi ewolucyjnej Raichu, niż jawną niesprawiedliwością ukartowaną przez układ i reakcyjny reżim.

Gdzie się tylko da, to ewoluuję swojego Raichu. Ty też to rób, nie bierz przykładu z pierdoły który niczego poważnego nie wygrał. Pokaż honor prawdziwego trenera.

S jak spin-off

Moja znajomość z pobocznymi produkcjami w pokeversum pojawiła się dość szybko, bo przy pierwszym obgrywaniu Goldów bodajże. Wtedy to u kumpla, graliśmy w parę osób w którąś odsłonę Pokemon Stadium z N64. Trójwymiarowe wszystko z modelami stworów na czele, dynamizm walk, ogólne podniecenie narastające i tak dalej.

Dalsze moje przygody z pobocznymi tworami ze stworkowego świata raczej nie są bogate. Wszelakie rzeczy na konsole stacjonarne N mnie ominęły, bo żadnej stacjonarki od N nie miałem. Przy handheldach tego szajsu pojawiło się tony i, gdy teoretycznie bardziej miałem dostęp, zwykle zwracałem uwagę tylko na większe tytuły z głównej serii. A trochę interesujących (bardziej lub mniej) tytułów spinoffowych się na dużych i małych konsolach pojawiło. Wspomniane Stadiumy, czyli wesołe mięso w postaci walk poków na stacjonarkach. Colloseum i XD, które zbliżały się do rpgowych korzeni serii i ogólnopojętego zbieractwa. Pokemon Mystery Dungeon, który bardziej rozpromował rogalikową markę Mystery Dungeon niż normalne odsłony tej serii. Conquest, który chyba najbardziej mnie interesuje, łączący cechy strategiczne Nobunaga Ambition (+wesołym designem postaci) ze stworkami. Rangery, Rumble, wyścigi, masę puzzle game, TEKKEN, gra przygodowa, szynowa strzelanka, tony szajsu z elektryczną wiewiórką, gry mobilne czy zbliżający się "cinematic experience" Detektyw Pikachu i gra mobilna z geolokacją. Z pewnością na nudę nie można narzekać i jeśli ktoś lubi jakiś gatunek, to coś z Pokemonami dla siebie znajdzie. Czy tego chce, czy nie.

T jak trener 

Trochę już się bohaterów i bohaterek przez stworkowe uniwersum przewaliło, ale ze względu na konstrukcje fabuły i całej zabawy raczej ciężko mi uznać któregoś za szczególnie charakterystycznego. Niby to my decydujemy czy naciśniemy "Yes" czy "No", ale praktycznie sprowadza się do pchania fabuły lub czekaniu. Co zatem z growych lore jako takich wiemy? Gdzieś tam niby jest Red jako przemiana z protagonisty na epickiego last bossa, ale realistycznie patrząc to nastolatek który po wygraniu jednej ligi włazi na górę i bawi się w samotnego mnicha i samodoskonalenie ciała i ducha, urywając więzi społeczne z resztą świata. Ot mi happy end. Weselej jest trochę z Touyą i Touko (lub Hilbert i Hilda jak kto woli) z B/W, bo tutaj główna postać wyrusza z czasem w podróż w dalekie strony. Stare kontakty też ucinając, ale jednak prędzej znajdzie nowe w normalnej wyprawie niż siedzeniu na górze. Może jakiegoś młodego i utalentowanego trenera, któremu da pierwszego poka? Któż wie. Los reszty po właściwych sobie grach – z grubsza nieznany.

Jeśli chodzi więc o preferencje, to głównie zatrzymują się na estetycznych i tutaj XY wygrywa mocarnie w przedbiegach u mnie. Ktoś po siedemnastu latach wpadł na pomysł, żeby dać graczom możliwość kustomizacji własnej postaci pod względem wyglądu i ubioru, coś co daje idealną szansę na zwiększenie imersji w grze (lub ładniejszą postać). Kocham tworzyć prawdziwie swoją postać w takich grach jak TESy, czy MMO, więc powitałem tę opcję z otwartymi łapami.

A później w ORASie zabrali ją, bo ubieranie ciuszków to przywilej FrancjiKalos i HOENN Confirmed nie dostało. Ale miejmy nadzieję, że wróci przy okazji następnych gier. Maybe.

U jak uniwersum 

Lub Unova, bo tym razem bez gadania o lore, acz o regionach. Jeśli miałbym wskazać swoje ulubione miejscówki to mocno pokazywałbym na pokemonowej mapie w kierunkach Johto i Unovy. Pierwsze z dość banalnego powodu, bo stworzone proste i logiczne, bez zbędnych udziwnień z powodu sprzętu na jakim chodziły. Sporo jest też tutaj nakierowania na tradycyjną Japonię – z największym naciskiem na Ho-ohową legendę i budynki z nią związaną. Z kolei Unova, która też pod względem technicznym mnie raczej nie wnerwiała, ma sporo ciekawych krajobrazów i myk który skutecznie je jeszcze uatrakcyjnia. Pory roku i wpływ na wygląd oraz możliwość przejścia przy pomniejszych drogach. Niektórym mogło to uprzykrzać życie, ale mi się podobało mocno.

V jak Volcanion.

Czyli, na dzień dzisiejszy, ostatni pokemon na liście.

O designie poków chwilę napomknąłem przy megaewolucjach i ich dość częstej zabawy w dużą ilość wszelakich ostrzy i kolców w kwestiach podkreślenia ich "mega" odczucia. Ogólnie sama kwestia designu coraz to nowych stworów, to jeden z ulubionych tematów nostalgistów i tych na czasie. Wejście sławetnego argumentu "po pierwszej generacji to już nic ciekawie nie wyglądało" stało się jawnym znakiem na znaczne powiększenie komentarzy pod danym wpisem. Moje osobiste zdanie – każda generacja ma swoje dziwadła, każda ma swoje ciekawe projekty. Z pewnością mocniej teraz jest kładziony nacisk na odmienność od typowego inwentarza gospodarczego składającego się z koni, psów, myszy, ptaków, żółwia i paru smoków na rzecz trochę bardziej fantazyjnego wyglądu. Nie jest to w niczym złe, bo raczej nikt nie potrzebuje kolejnego (6 czy 7?) elektrycznego szczura do kolekcji. Bądź co bądź, w dalszym ciągu ogólną i ostateczną opiekę nad designem stworków (mimo współpracowników), cały czas sprawuje ten sam człowiek od początku aka Ken Sugimori. 

Oczywiście, nie przeczę, są śmieciowe designy w nowych generacjach. Literalnie.

W jak wady 

Bugi, niedopracowanie techniczne, przestarzałość silnika, zła optymalizacja, średnia fabuła, brak wyższych poziomów trudności na starcie dla solowego gracza, dziwne decyzje co do fajnych rozwiązań, upierdliwości ingame, słaby post-game. No i pewnie ocenzurują Pokemon Amie w następnej odsłonie, bo ocenzurowali głaskanie w Fire Emblem.

X jak XL

W takiej wersji nabyłem swojego 3DSa w celu, a jakże, obgrania Pokemonów X. Nie zawiodłem się na tym zakupie, bo dostałem masę inszych gier do wyboru, które zdążyły się już spokojnie ulokować i stworzyć wielki i ogromny backlog. Ale o tym przy moim poprzednim wpisie poczytać, a do poków wracając – 3DS to w tej chwili prawie najlepsza maszyna do poznania kolejnych generacji i remaków poków. Części z DSa i 3DSa, dwie pary remakowe i nadchodzące wielkimi krokami ponowne wydanie pierwszych poków z Gameboya na wirtualnym sklepie Nintendo.

Y jak Yellow

Czyli o jednym z najfajniejszych myków dwóch osłon w postaci wymienionego właśnie tytułu i Heartgolda/Soulsilvera. Tak, chodzi o szwędającego się za nami pokemona, który robi różniaste rzeczy podczas interakcji z nim, oraz przyjemnie wygląda. Przy Yellow byłem względnie neutralny ze względu na neutralną opinię o kreskówce, ale HG/SS to już inna para kaloszy. Ustawienie swojego faworyta, lub co lepsze legendy i paradowanie przed npcami jak gdyby nigdy nic. Swag.

Z jak Zygarde i Pokemon Z

Inaczej podsumować się nie da, niż o wspomnieniu o wyczekiwanej następnej części serii. Niczego nie wiadomo stuprocentowo, ale wszelakie znaki na niebie i ziemi, wskazują na powrót do Kalos w postaci trzeciej wersji lub sequelów skoncentrowanych na wężowatej legendzie i jej nowych formach. I tak średnio co miesiąc (czyt.: w okolicach momentu wydawania pewnego drukowanego periodyku specjalizującego się w stworkach) następuje na poszczególnych skupiskach pokefanów podnoszenie hajpu i dość szybkie opadanie po "nic się nie stało". Nie pomaga w tym zmiana podtytułu serialu animowanego na uwzględnienie Z-ki, nie pomaga ujawnienie ostatniej legendy szóstej generacji, nie pomaga wielka quasirobo forma Zygardy i, co najważniejsze, cisza ze strony Gamefreak i Nintendo. Osobiście nie zdziwię się, jak 27 lutego (czyli dzień dwudziestolecia) zostanie coś ogłoszone. Nie zmartwię się jednak, gdy zapowiedź nie będzie tym czego gracze tradycyjnych poków oczekują.

W następne lata bowiem, marka wchodzi na kolejny, chyba najważniejszy obecnie rynek. Mobilny, ogólnie pojęty smartfonowy. Shuffle raczej okazał się sukcesem w tej kwestii, a mocno promowany GO może znowu zainteresować ludzi, którzy mniej kręcą się przy grach i dedykowanym sprzęcie. Wystarczy zwyczajny smartfon, odpowiednia appka i voile – pojawia się klient, który za darmo grając, może zainteresować się mikrotranzakcjami, gadżetami, czy kreskówką. Hajs się zgadza.

Czy to oznacza koniec normalnych odsłon? Wątpliwe, raczej pojawią się nowe interakcje między handheldowym NXem i smartfonową aplikacją, dając dodatkowe bonusy i możliwości wcześniej zarezerwowane np. dla takiego Pokewalkera. Bonusy bez których da się żyć, bo tak było przy poprzednich tytułach. Cztery spin-offowe gry i rerelease oryginałów głównej serii, też dobrze świadczy o widokach na przyszłość dla fanów konsolowego grania w Poki.

Sam osobiście czekam na ewentualną Zetkę, lub kolejny 3DSowy lub NXowy tytuł z głównej serii. Psioczyłem po Alpha Sapphire, ale nawet ta część zaraziła mnie tym niezdrowym bakcylem łapania i trenowania stworków. Bakcylem, żeby być the very best. Like no one ever was…

Jasonem Paigem nie jestem, więc poprzestanę na tym. Chociaż jeszcze napomnę ">wersja Janusza Radka z polsatowego tłumaczenia była mocno lepsza niż oryginał. Over.

Dziękuje za uwagę i do kolejnego przeczytania.

Oceń bloga:
12

Komentarze (8)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper