Cuphead~!

BLOG O GRZE
1877V
Cuphead~!
Rankin | 18.10.2017, 18:15
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

WELL CUPHEAD HERE AND HIS PAL MUGMAN
THEY LIKE TO ROLL THE DICE
BY CHANCE THEY CAME UPON THE DEVIL'S GAME
AND GOSH THEY PAID THE PRICE
PAID THE PRICE...

Animacja od wielu, wielu dekad spędzona jest do getta zwanego "dla dzieci". Winić za to należy kilka elementów, przede wszystkim utworzony w latach trzydziestych amerykański Hays Code, który mocno ograniczał rzeczy które można było ukazać i nałożył gatunkowi ekstremalnie sztywne ramy, tak sztywne, że mógł w nich przetrwać tylko ultra bezpieczny Disney i dopiero kilkadziesiąt lat później Flintstones (i kolejne kilkadziesiąt - The Simpsons) zdołali nieco zrzucić stygmę dziecinady uciekając w stronę nadal nieofensywnych sitcomów. W Polsce w ogóle animacja na dobre dopiero po wojnie się pojawiła i jako od początku dokładnie podporządkowana komunistycznej władzy, składa się wyłącznie z bolków i innych reksiów. Za sprawą takiego stanu rzeczy niewielu już tylko wie jak bardzo poryte były pierwsze lata animacji i jak bardzo nie dla dzieci były ówczesne twory, twory które nigdy nie leciały w dobranockach, a zaczynały jako przerywniki między "normalnymi" filmami w kinach, albo w ogóle coś tworzonego ot tak, od dorosłych dla dorosłych. W burzliwych początkach gatunku szczególnie surrealne dzieła wychodziły od braci Fleischer (zazwyczaj wymieniana jest dwójka, choć bogiem a prawdą cała grupa Fleischerów razem przy tym robiła), którzy notabene stworzyli też pierwszą animowaną seksbombę - Betty Boop (którą później Hays swoim kodeksem skutecznie wysterylizował). Mimo pewnej siermiężności i technicznej prymitywności (Fleischerowie musieli utworzyć wiele po dziś używanych technik i trików!) krótkie formy animowane były na tyle, cóż, dobre, że nawet dziś, 80 lat później, mają swoich fanów.


WANNA BE A MEMBER? WANNA BE A MEMBER?

Do wspomnianych fanów twórczości braci Fleischer należą niewątpliwie bracia Chad i Jared Moldenhauer, kanadyjski duet, który kilka lat temu postanowił za wszelką cenę wypuścić grę o tytule Cuphead - trybut poświęcony szalonej animacji dawnych lat, a także grom ich młodości, takim jak chociażby Contra czy Gunstar Heroes. Postanowienie było na tyle mocne, a pasja braci tak wielka, że dla realizacji marzenia zaciągnęli kredyty hipoteczne, gdy fundusze zaczęły się wyczerpywać, ubili deal z Microsoftem, a potem zaciągnęli kolejne kredyty zastawione własnymi domami. Krótko mówiąc - postawili wszystko na jedną kartę, na grę która pozornie była anachroniczna pod każdym względem. Ryzyko jednak opłaciło się i w ciągu zaledwie dwóch tygodni Cuphead sprzedał się w nakładzie ponad miliona kopii!


LITERALLY CHAD

Co sprawiło że Cuphead został takim hitem? Na pewno niemało uczyniła oprawa - gra wygląda absolutnie cudownie - wszystko w tej grze zostało ręcznie narysowane i ręcznie animowane w 24 klatkach na sekundę (sama gra chodzi w 60 klatkach, dla płynności) w tym bardzo specyficznym, mocno surrealnym stylu Fleischerów, tła malowane albo - zgodnie z rzeczywistymi technikami! - wykorzystujące rzeczywiste obiekty. Animacja jest na tyle szalona, że dotarcie do kolejnej, zazwyczaj radykalnie odmiennej fazy bossa i zobaczenie co teraz będzie się działo było nagrodą samą w sobie. Ot, jeden ze sławniejszych przykładów, boss Wally Warbles, zaczyna jako ptak dosłownie noszący zegar (zegar z kukułką czy kukułka z zegarem?), potem walczy się z jego synem posiadającym moce psychiczne, a potem Wally wraca na noszach trzymanych przez dwa inne ptaki i m.in. atakuje własnym sercem wylatującym przez dziób. To po prostu trzeba zobaczyć na żywo! Ponadto wszystko oprawione dobrze wpasowaną jazzową muzyką wykonywaną przez prawdziwy jazz band albo orkiestrę. Oczywiście jest też śpiewana czołówka, no a King Dice ma własny, wpadający w ucho villain song.


Hello Nurse!

Dobra, ale nawet najładniejsza oprawa nic nie pomoże gdy sama gra jest bardziej polerowaną kupą niż czystym geldem. Jak pod tym względem prezentuje się Cuphead? Na czym w ogóle polega?

Wedle pierwotnego zamiaru twórców gra jest przede wszystkim boss rushem - innymi słowy, bossowie są planszami samymi w sobie, a walki z każdym z nich zajmą też dłuższą chwilę. Każdy boss posiada kilka form, które będą aktywowane w miarę zbijania HP, a każda kompletnie zmieni formy ataków, wprowadzi nowe niespodzianki, urozmaicenia i "urozmaicenia". Większość wrogów jest zwalczana "na piechotę", ale też niejeden raz przyjdzie wsiąść do małego samolociku uzbrojonego w działko i bomby i powalczyć w powietrzu. Mimo, że bossów jest koło 20, rozłożonych na trzech "wyspach", każdy z nich jest unikatowy i nie ma niczego co by się powtarzało, ba, niejedna akcja kompletnie zaskoczy swoją czystą, szaloną kreatywnością. Później autorzy dodali też "klasyczne" plansze chodzone, których celem jest przebycie pełnych niebezpieczeństw lokacji, a których główną atrakcją są rozrzucone złote monety, które pozwolą kupić nowe moce dla bohatera typu więcej HP albo alternatywne bronie.


ślub jak codzień

Sam protagonista (albo protagoniści, jest możliwy lokalny co-op) nie jest też taki bezbronny, jak można by się spodziewać po człekokształtnym, ceramicznym kubku bliżej nieokreślonej cieczy (prawdopodobnie bimber). Przede wszystkim posiada broń strzelaną "z palca" - do wyboru jest kilka różnych "giwer" o różnej skuteczności i zastosowaniu, oprócz zwykłego "pistoletu" jest m.in. spread shot, pociski namierzane i charge shot; naraz Cuphead może mieć ubrane dwie z nich i przełączać się między nimi naciśnięciem przycisku. Poza tym, oprócz normalnego biegania i skakania, Cuphead może również parować ataki: naciśnięcie skoku w odpowiednim momencie zaneguje dowolny zabarwiony różowo atak, podbije protagonistę wyżej i zwiększy wskaźnik mocy o jedną "kartę". Parowanie jest kluczową mechaniką gry, pozwoli dostać się w trudno dostępne miejsca, unikać ciosów, a także szybko ładować specjale. Specjale zresztą występują w dwóch gatunkach - potężny, wykonywany gdy gracz uzbiera 5 "kart" (parowaniem lub zwykłymi atakami), a także nieco słabsze, zabierające tylko jedną kartę i zależące od aktualnie aktywnej broni.


???

Muszę pochwalić sam design gry - mimo mnogości bossów poziom trudności praktycznie zawsze jest ustawiony akurat w sam raz - zawsze trzeba uważać i nigdy nie jest łatwo, ale zarazem każda śmierć oznacza pewne postępy, poznany nowy atak wroga, zajście kawałek dalej, opanowanie nowego patentu. Sam nigdy nie czułem się zniechęcony trudnością gry, raczej zmotywowany do kolejnej próby i kolejnego podejścia, tym bardziej że ponowne podejście do danego bossa to kwestia dosłownie sekund. Sterowanie jest ustawione dobrze, postać reaguje szybko i naturalnie, a i z parowaniem szybko się oswoiłem - po prostu zero uwag w tej kwestii. Dodatkową motywacją do lepszego opanowania bossów są przyznawane oceny, biorące pod uwagę liczbę wykonanych parowań, HP, naładowanie wskaźnika mocy, oraz czas, w jakim ubito bossa.


a kolega Djimmi the Djinni trzepie dywan

Krótko mówiąc, nie powinno nikogo dziwić, że Cuphead odniósł taki sukces - cuda oprawy graficznej wspiera świetnie dopasowany poziom trudności i na tyle apetyczne mechaniki, że nic, tylko grać i podziwiać jedną z najlepszych strzelanek ostatniej dekady!


" target="_blank">he's Mr. King Dice, he's the gamest in the land!

Oceń bloga:
28

Komentarze (24)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper