Parę słów o machinimie

BLOG
538V
Pgrus | 19.01.2015, 23:41
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Pewnie jak wielu z Was, w życiu, moimi wielkimi przyjemnościami były lektury(bynajmniej szkolne), gry na kompa, oraz filmy. Wszystkie te wytwory ludzkości wpływały w znacznym stopniu na moją wyobraźnię. A jak człowiekowi roją się w głowie różne obrazki, pomysły na fabułę i postaci, to rzecz jasna, ma taki człek ochotę się wyładować. Znaleźć ujście swojej fantazji poprzez twórczość.

 Choć w moim przypadku to dosyć wygórowane słowo, faktem jest, że coś próbowałem robić. Zaczęło się od komiksu, który robiłem przez ładnych parę dni, a który był adaptacją gry taktycznej Jagged Alliance 2.5. Fabularną adaptacją. Jak sobie przypomnę te ludziki, których najbardziej rozbudowaną artystycznie częścią ciała były buźki w stylu emotikonów, to aż tęsknię za tym moim bezmyślnym, bezpardonowym optymizmem, który zakładał, że skseruję jakieś sto razy tę moją radosną twórczość i sprzedam w szkole za prawdziwe piniondze. A potem zdobędę rozgłos, po wydaniu paru innych, jakże ciekawych historii, zainteresuje się mną ktoś poważny. Niestety, po kilkudziesięciu stronach(a jakość graficzna stała na tak wysokim poziomie, że mogłem sobie pozwolić machnąć z dziesięć stron dziennie) naszedł mnie brak pomysłu, weny i ogólnie chęci do sprzedania pasjonującej historii czeskich najemników wyzwalających fikcyjną, egzotyczną krainę z rąk jakiejś wrednej baby, z twarzy przypominającej w założeniu, moją siostrę. Pewnego razu natknąłem się na czasopismo Play, dziś już nieistniejące. Na ostatniej stronie znajdował się odcinek jakiejś komiksowej historii o jakimś łosiu i ludziku, nie pamiętam z czego zrobionego. Jednak mnie zafascynowała postać drugoplanowa, mianowicie dzielnicowy Faja, który wcinał oplute hot-dogi i ganiał za gnojami "pisającymi" po listach gończych. Ukradłem postać, sądząc, że nikt się nie zorientuje, jak sprzedam prawa do ekranizacji filmu animowanego, następnie przystąpiłem do rysowania. Jakość była nieporównywalnie lepsza, a że groteskowo, i z lekka niechlujnie, to tak właśnie miało być. Fabuła była głupsza niż amerykańskie parodie filmowe, nie jestem w stanie odważyć się napisać chociaż o jej początku. W każdym razie, byłem wtedy w wieku, w którym lot w kosmos dzięki pierdzeniu wywołanym wypiciu butelki wody gazowanej wydawał się fascynującym pomysłem. No i od siebie dodałem Het-Mana, postać moja autorska, facet w zbroi, z czupryną, w pelerynie, z szabelką u boku, jak to szlachcic polski(tyle że jeszcze pryszcze mu dodałem) niczym kosmiczny Jan Sobieski walczący ze złym imperium zła.

Po narysowaniu pierwszego "aktu", znów naszło mnie zniechęcenie. Pojąłem, że trójka z plastyki nie upoważnia mnie znacząco do rysowania komiksów, to jednak było nie to. Po jakimś czasie postanowiłem za to przerzucić się na literaturę. Ale nie zacząłem od pisania opowiadań, jak to zwykle robią początkujący. Przywaliłem z grubej rury, i machnąłem sobie książkę. W założeniu, miała być ona konkurencją dla nowości rynkowej w postaci "Eragona". Co prawda, nadal uważam, że ta seria nie zasłużyła na tak wysokie uznanie, ale mimo to jest ciut lepsza od "Łowcy zła", który liczy sobie sto stron, opowiada o takim kozaczkowatym, wiedźminowatym kolesiu, który razem z cwaniaczkiem, rycerzem, chyba jeszcze jakimś magiem, a, no i ze złotym smokiem wyruszają na daleki zachód, bo coś tam się dzieje, i nie wiadomo za bardzo co. Podejrzewam, że okrzyknięto by mnie księciem polskiej fantastyki z spod znaku magii i miecza, ale po tym, jak książkę wydrukowałem, ale z kompa usunąłem, to już nie chciało mi się stu stron z powrotem skanować. Kurzy się jeszcze gdzieś na szafie, i po tylu latach, wciąż nie mam odwagi tego przeczytać.

Pewnego razu, na horyzoncie pojawiła się gra. Mało tego, z możliwością robienia filmów. Mowa o "The Movies", zapomniane dzieło Petera Molyneux. Gra dla mnie niemalże kultowa, zajmująca znaczące miejsce w rankingu tytułów "ważnych". Pomijając tryb ekonomiczny, można było samemu nakręcić własny film. Korzystać można było z gotowych szablonów, mianowicie, były nakręcone dane ujęcia, a od gracza zależało, czy w kadrze będzie tłum, czy może tylko dwie postaci, jakie będą mieć kostiumy, jakie gotowe animacje mają wykonać itp. Swobodnego trybu kamery nie było, co to, to nie. Taka opcja znajduje się bodaj w dodatku, "Stunts and effects", który przez lata leżał u mnie na półce, bo nie zorientowałem się, że wydany został tylko na Macintosha, a byłem naturalnie przekonany, ze wyjdzie na PC. Dopiero niedawno brat wynalazł jakiś tajemny sposób na odpalenie tego pod Windowsa 7, ale obadanie tego produktu zostawiłem sobie na później, bo łaskawie pozwolił się uruchomić o kilka lat za późno. Spędziłem w "The Movies" wiele godzin, montując różnorakie twory filmopodobne, jak np. "Jarosz kontra Black Morgan", "Iron Man kontra stowarzyszenie Lambda"(był jeszcze sequel, "Atak klaunów"), "Dziady, część piąta", adaptacja polskiej gry komputerowej "Franko", "Big Burger King"-to o terroryście w metrze kradnącym ludziom kanapki, "Zenek Fjolgar"-prawdziwy film o prawdziwym rednecku i jego zemście na mumiach, mafiach itp., oraz dwa filmy o przygodach Czeszka, dziada i wieśniaka z Polski, z problemami ze strunami głosowymi, który zostaje zwerbowany przez kosmitów do odnalezienie mistycznych artefaktów, mogących uleczyć problemy gastryczne gwiezdnego księcia. No nie mówcie, że nic Wam nie mówią te tytuły! W gimnazjum wszyscy cytowali te hiciory!

No dobra, ale co właściwie chodzi w tym całej historii? Otóż chodzi o to, aby dzięki tej pasjonującej historii o mojej karierze artysty, zareklamować mój kanał na Youtube, gdzie bawię się w machinimę.

Era "The Movies" się skończyła. Natknąłem się w internetach na taki magiczny programik o nazwie "Fraps". Później doszły do tego programy do montowania, edycji filmów. Ale mnie nie interesowały gameplaye. Ja chciałem robić fabuły. Wynajdywałem takie gry, które mniej lub bardziej, swoimi technicznymi możliwościami, na to pozwalały. I tak oto kręciłem w Morrowindzie(w pięć dni zrobiłem pięć odcinków serialu, nie wiem jak to możliwe), w Gothicu, choć to nigdy nie była moja ulubiona gra do kręcenia filmów, no i wreszcie, w Oblivionie. Nie rozumiem, dlaczego jest to wciąż mało popularna gra, którą można wykorzystać przy produkcji machinimy. Moim zdaniem, jest ona jedną z tych, która daje największe możliwości. Animacje, czary, swobodna kamera itp. Teraz jest dużo możliwości nagrywania machinimy lepiej, bardziej, efektowniej, trzeba tylko obadać parę programów, nabrać doświadczenia, wypracować nawyki, techniki, no i nie bać się, często mozolnego sklejania wszystkiego do kupy w montażu. Machinima to taki dziwny twór, który z jednej strony potrafi śmieszyć i wzbudzić politowanie swoją techniczną prezencją, a z drugiej, wymaga ona często sporo pracy, a znający się trochę na temacie, są bardziej wyrozumiali dla niedostatków i wszelakich wad czy niedociągnięć, film oceniają przez pryzmat, właśnie, amatorszczyzny. Tym się raczej nie da podbić internetu, ale to bardzo fajne hobby dla kogoś, kto ma jakieś tam pomysły na fabuły, różnorakie światy fantasy i chce się z kimś swoją twórczością podzielić. W tym szczególnym przypadku, udaje się czasem połączyć urok gry z magią filmu. Tylko, żebyśmy się dobrze zrozumieli, w większości jest amatorka, która czasem nie daje się obejrzeć. Ale jeżeli ktoś lubi czasem obejrzeć filmy tak złe, że aż urokliwe, bądź amatorskie, ale nie tylko dające się obejrzeć, ale i zainteresować, to warto spojrzeć na te małe poletko. Dlatego zachęcam do oglądania machinim. Na razie nie polecam kogoś konkretnego, bo ostatnio czasu nie miałem, żeby te filmy oglądać, bo pracowałem nad własną produkcją. Za jakiś czas, może zrobię listę polecanych produkcji.

A jeżeli ktoś się zainteresował tematem, to zapraszam na mój kanał na YT. Ostatnio premierę miał mój(i kumpla) najnowszy film, który w trakcie kręcenia przekształcił się w coś, co ma w założeniu nawiązywać do stylistyki exploitaition, grindhouse, z motywami a la Tarantino. Czy się udało, oceńcie sami.

Postapokaliptyczny western o bezimiennym khajiicie, który budzi się w świeżo wykopanym grobie. Cierpiąc na amnezję, dociera do okolicznego miasteczka, gdzie zostaje wynajęty do obrony mieszkańców przed bandytami, którzy mogą coś wiedzieć o jego tożsamości:

Oceń bloga:
19

Komentarze (14)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper