Miesiąc grozy #1 - styczeń 2017

BLOG
1441V
Miesiąc grozy #1 - styczeń 2017
underluk | 31.01.2017, 19:53
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Przy okazji podsumowania 2016 roku pod kątem horroru, które było moim pierwszym blogowym wpisem tutaj, Ojciec-gracz zaproponował w komentarzu bym pisał o grozie co miesiąc. Mam nadzieję, że nie tylko on będzie to czytał, ale jakby co, to jego wina ;). Zobaczmy, co strasznego przyniósł styczeń. 

FILM

Bornless Ones wyraźnie inspirowany jest "Martwym złem", choć i echa "Domu w głębi lasu" da się wyczuć. Tak przynajmniej wynika ze zwiastuna.

Emily, jej dotknięty porażeniem mózgowym brat i grupka ich znajomych, spędzają noc w nowym domku pierwszej z nich. Szybko odkrywają wewnątrz dziwne symbole, ale ich usunięcie okaże się złym pomysłem. Wkrótce po kolei zostaną opanowani przez złe duchy i rozpocznie się walka o przetrwanie.

Amerykańska premiera zapowiedziana jest na 10 lutego. Nie wiem czy film trafi do polskiej dystrybucji. 


The Bye Bye Man swoją światową premierę miał 13 stycznia. Czy i kiedy zobaczymy go u nas? Nie wiadomo. 

Wisconsin lata dziewięćdziesiąte. Trzech studentów postanawia przenieść się do starego domu poza kampusem, gdzie nieświadomie wyzwolą tytułowego The Bye Bye Mana. Bohaterowie rozpoczynają walkę o ocalenie własnego życia, oraz życia znajomych. 


Jesienią tego roku, powinniśmy doczekać się filmu o Slender Manie. Reżyserem projektu został Sylvain White. 


Premiera Rings, czyli najnowszej odsłony serii Krąg zapowiedziana jest na 3 lutego a film dorobił się nowego zwiastuna. 

Acja filmu osadzona będzie trzynaście lat po drugim filmie. Nowi bohaterowie przekonają się ile jest prawdy w przeklętym nagraniu i stawią czoła wychodzącej ze studni (i ekranów) dziewczynce. 


20 stycznia swoją światową premierę miał oparty na faktach horror The Axe Murders of Villisca. Niestety nie wiadomo nic o Polskiej dystrybucji. 

Jest to historia trójki nastolatków, którzy postanawiają spędzić noc w jednym z najbardziej nawiedzonych domów w Ameryce. W znajdującej się w Iowa Villisce. Jak to się skończy? Możemy się domyślać. 


Swoją polską premierę miał film Autopsja Jane Doe. Po recenzjach można wnioskować, że obraz godny jest uwagi. 

Prawda jest jak śmierć. Nie ma przed nią ucieczki. Znakomicie przyjęty przez krytyków film o tym, jak wiara w potęgę rozumu kapituluje przed tym, co nadprzyrodzone. Horror reżysera kultowego „Łowcy troli”. Na odludziu znaleziono ciało pięknej dziewczyny. Wszystko wskazuje na to, że ofiara nie zmarła śmiercią naturalną. Dwaj patolodzy sądowi – ojciec i syn – muszą w ciągu jednej nocy ustalić przyczynę zgonu. To najlepsi specjaliści w mieście, pokładający bezgraniczną wiarę w siłę ludzkiego rozumu. Pracują metodycznie i spokojnie, odrzucając tropy, których nie da się wyjaśnić naukowo. Wkrótce jednak zmuszeni będą zweryfikować wszystkie swoje przekonania. Gdy zaczną pojmować sens prawdy, na której trop wpadli, będzie już za późno na odwrót. A nic z czym się dotąd zetknęli nie przygotowało ich na konfrontację z tak niepojętym koszmarem. [za cinema-city.pl]


Wydaje się, że wreszcie coś drgnęło w kwestii realizacji horroru "Smakosz 3", na który czekamy już zdecydowanie zbyt długo.

Portal Bloody-Disgusting poinformował, że Victor Salva skompletował już obsadę i powoli planuje początek zdjęć. W roli tytułowego potwora ponownie zobaczymy Jonathana Brecka. W obsadzie znaleźli się m.in.: Brandon Smith i Gina Phillips. 

Akcja trzeciej odsłony serii rozgrywać się będzie ostatniego dnia żerowania polującego na smakowite ludzkie kąski Smakosza. Przeszkodzić mu w tym postara się agent Tubbs i prawdopodobnie ocalała z pierwszej części Trish. 


Ukazał się zwiastun nieźle zapowiadającego się RAW

W rodzinie Justine tradycją jest, że zdobywa się dyplom lekarza weterynarii. Nasza bohaterka, zadeklarowana wegetarianka, idzie w ślady starszych swego rodu i wstępuje na uczelnię, która zrobi z niej weterynarza. Jednak w kampusie nie wszystko wygląda tak jak powinno. 

Choć opis fabuły nie wyróżnia się czymś szczególnym, to zwiastun robi wrażenie. Sam film prezentowany był na festiwalu w Toronto, gdzie ludzie podobno mdleli podczas seansu, a w Cannes zdobył nagrodę FIPRESCI. 

Światowa premiera zapowiedziana jest na 10 marca.


Postrach nocy ("Fright Night") był jednym z fajniejszych horrorów o wampirach z lat '80. Tom Holland zapowiedział trzecią część filmu.

Reżyser odpowiada tylko za pierwszy film. By ten mógł wejść do kin, sprzedał prawa firmie Sony przez co utracił kontrolę nad swoim dziełem. W latach '80 powstał jeszcze Postrach nocy 2, a w 2011 remake zatytułowany po prostu Postrach nocy i jego kontynuacja w 2013 nazwana Postrach nocy 2: Nowa krew

Za dwa lata jednak, Tom Holland odzyska prawa do marki i już teraz zapowiada realizację "Fright Night 3", który będzie kontynuacją pierwszego filmu. Zanim jednak będziemy mogli wybrać się do kina, na rynek trafi książka o przygodach Charleya i Amy. Czy na nasz polski też? Nic na razie o tym nie wiadomo. 

Ja w każdym razie czekam na nowy film, bo nie ukrywam, darzę pierwszą cześć dużym sentymentem, a i dwójka i remake przypadły mi do gustu.


Choć mówiło się, że powstanie remake "Wstrząsów" to najnowsze wieści o serii donoszą o pracach nad Tremors 6.

Co z remakiem w takim razie? Nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że Michael Gross ujawnił na Facebooku początek zdjęć do "Tremors 6". Te mają ruszyć już w przyszłym tygodniu i podobnie ja do piątki, realizowane będą w RPA. 

Reżyseruje ponownie Don Michael Paul, a na ekranie pojawi się ponownie Jamie Kennedy. Obaj panowie zaangażowani byli w prace nad "Tremors 5: Bloodlines", co sugeruje, że szósta odsłona będzie powiązana z tamtym filmem. 

Szczegóły produkcji trzymane są na razie w tajemnicy.


Koreański Lament niedawno przetoczył się przez kina, a amerykanie zapowiedzieli już, że chcą mieć własną wersję tej historii. 


Swego czasu Ridley Scott przyblokował prace nad filmem Obcy 5, a teraz Neil Blomkamp, który miał horror reżyserować, zdradził, że nie wierzy w powstanie tego projektu.

Swego czasu (w sierpniu 2015) The Hollywood Reporter informował, że produkcja piątego obcego będzie mogła się rozpocząć dopiero, gdy Ridley Scott wejdzie na plan kontynuacji Prometusza. Chodziło zapewne o to, by oba filmy nie trafiły do kin zbyt blisko siebie. W końcu mamy tutaj do czynienia z tym samym uniwersum. 

Teraz dowiadujemy się, że 20th Century Fox wycofało wsparcie dla projektu Blomkampa, choć nikt oficjalnie nie mówi, że Obcy 5 został skreślony. Sam reżyser powiedział jednak, że szanse na jego powstanie są bardzo małe. 

Szkoda. 


Swoją premierę miał Resident Evil: Ostatni rozdział i... delikatnie pisząc, został rozjechany przez krytykę. Choć znaleźli się i tacy, którzy uznali go za najlepszy film z serii od kilku lat. 


Nowa Piła (Saw: Legacy) jest już w postprodukcji, data premiery ustalona, czas więc budować pomalutku hype i ujawnić pierwsze nazwiska z obsady.

I tak oto dowiedzieliśmy się, że pierwszymi potencjalnymi ofiarami Jigsawa są: Laura Vandervoort i Hannah Anderson. 

Saw: Legacy będzie pierwszym filmem z serii po siedmioletniej przerwie. Reżyserują bracia Peter i Michael Spierig. Amerykańska premiera filmu zaplanowana jest na 27 października.


Ukazał się polski zwiastun horroru Ataku krwiożerczych donatów.


Trwa właśnie nabór aktorów, którzy wcielą się w bohaterów nowego Piątku 13ego. Na podstawie ogłoszeń można wywnioskować co nieco o samym filmie.

I tak okazuje się, że poszukiwani są m.in. identyczni bliźniacy w wieku 12 lat. To oni mają wcielić się rolę młodego Jasona Voorheesa. Jednym z wymagań jest ekspresyjna twarz, bo ich rola będzie niema. 

Fabuła trzymana jest w tajemnicy, ale nowy film ma opowiedzieć o narodzinach legendy zamaskowanego mordercy. 

Zdjęcia ruszają 19 marca i potrwają do 4 maja. Reżyseruje Breck Eisner. Scenariusz napisał Aaron Guzikowski.


W Hollywood obsadzają właśnie role do horroru Cult of Chucky. Do ekipy dołączyła właśnie Grace Lynn Kung, a my zobaczmy czym będzie film.

Cult of Chucky jest kontynuacją Klątwy laleczki Chucky i siódmą częścią cyklu horrorów. Jego akcja rozgrywa się cztery lata po wydarzeniach z szóstego filmu. Nica Pierce (Fiona Dourif) spędziła ten czas w zakładzie psychiatrycznym przekonana, że to ona zabiła swoją rodzinę. Pewnego dnia jej terapeuta wprowadza nowe narzędzie – lalkę, którą Nica zna aż nazbyt dobrze. Wkrótce w zakładzie psychiatrycznym zaczynają ginąć ludzie. Nica zaś po raz pierwszy poddaje w wątpliwość swoje przekonanie o tym, że jest niezrównoważona psychicznie. [za filmweb.pl]

Bohaterka zyskuje też niespodziewanego sojusznika. To Andy Barcley (Alex Vincent), nemezis Chucky'ego z oryginalnego filmu. Jednak na jego drodze staje sama Narzeczona Chucky'ego (Jennifer Tilly), która nie cofnie się przed niczym, byle ratować swoją ukochaną diaboliczną laleczkę... [za filmweb.pl] 

Reżyseruje twórca serii czyli Don Mancini, a głosu zabójczej laleczce użyczy niezastąpiony Brad Dourif. 


Jeśli lubicie festiwale filmowe, to w lutym i marcu będzie można wybrać się do kin na interesująco zapowiadający się FEST MAKABRA, na którym do obejrzenia będą: Zombie express, Lament, Bodom, Amerykański burger, Klątwa Śpiącej Królewny, Atak krwiożerczych donatów, Pod mroczną górą. 

Po szczegóły, zajawki fabuły i zwiastuny odsyłam na bramygrozy.pl

 

LITERATURA, KOMIKS, INTERNET

Tomasz MordumX Siwiec pracuje obecnie nad horrorem zatytułowanym Pełzająca śmierć, który w pierwszej połowie roku wyjdzie pod skrzydłami wydawnictwa Phantom Books Horror. Autor tak napisał o swojej książce na facebooku: 

Jeszcze chyba żadna książka, którą pisałem nie wywoływała u mnie tak pozytywnych emocji. Nie ukrywam, że źródłem inspiracji jest tutaj Guy N. Smith, a w szczególności jego dzieło zat: "Odraza". "Odraza" jest moją ulubioną książką Smith'a i chyba najbardziej zgnojoną propozycją w sieci. To oczywiście jest dla mnie niejako dodatkowym wyzwaniem, ale zrozumcie, kiedy znowu poczułem klimat starych cmentarzy, oślizgłego robactwa, pożeranych żywcem ludzi i kompletnie wyuzdanego seksu, poczułem się, tak jak "wtedy". To były piękne czasy i mam nadzieję, że odświeżę(ymy) tamte dobre wspomnienia. Ten świetny - horror klasy "B". Tak więc, czekamy do kwietnia.


Wydawnictwo Zysk i spółka wydało książkę W Górach Szaleństwa i inne opowieści, będącą zbiorem opowiadań H.P. Lovecrafta. 


Wydawnictwo Vesper zapowiedziało wznowienie klasyka zatytułowanego Frankenstein, czyli współczesny Prometeusz. Książka doczeka się twardej oprawy i będzie ilustrowana grafikami Lynda Warda. Dokładna premiera nie została ujawniona, ale myślę, że w lutym książka powinna być już w sprzedaży. 


W styczniu ukazał się 25 tom komiksu Żywe Trupy.

Świat, jaki znaliśmy, już nie istnieje. Nie ma władzy. Nie ma supermarketów. Nie ma telewizji. Za to są STWORY. Ciągle głodne, bezustannie polujące na ludzi i zwierzęta. Poruszają się dzięki dziwnej namiastce życia, choć tak naprawdę są martwe. ŻYWE TRUPY. W świecie opanowanym przez śmierć nie wystarczy rozpamiętywanie utraconych dni. Musimy walczyć, by kiedyś móc rozpocząć nowe życie.

Komiks zawiera zeszyty #145-150.


Wystartował serwis lubiegroze.pl

Założeniem serwisu jest promować literaturę grozy (z naciskiem na polską - chociaż nie wykluczamy grozy w ogóle), pojawiać się będą na nim newsy, felietony i recenzje. 

Chętnie dodamy też do naszych baz danych zarówno autorów gatunku, jak i działaczy - ludzi, którzy tworzą inicjatywy promujące gatunek grozy. Chcielibyśmy, aby każdy czytelnik mógł na naszej stronie znaleźć wyczerpujące informacje o autorach, inicjatywach, wydawcach i czasopismach - książkach przede wszystkim. 


W lutym wydawnictwo Papierowy Księżyc wznowi ilustrowane wydanie książki Siedem minut po północy. 


Wydawnictwo Dom Horroru sypnęło zapowiedziami. Już niedługo pod ich skrzydłami ukarze się zbiór opowiadań Ofiarologiia Karoliny Kaczkowskiej i Tomasza Czarnego. Syndrom Riddocha to pierwszy tom cyklu Lepszego świata nie będzie, za którym stoi Sylwia Błach. Ukażą się też książki zagranicznych autorów. Na pewno coś Johna Eversona i Wratha Jamesa White'a. Mało? No to dorzućmy Edwarda Lee i jego inspirowany Lovecraftem Innswich Horror. 

Zapowiada się naprawdę grubo. Szczegółowiej opisane jest to na bramygrozy.pl

 

GRY

School Girl Zombie Hunter nie będzie raczej jakimś objawieniem, ale masakra zombie skąpo ubranymi laskami na pewno znajdzie swoich zwolenników. Premiera w Japoniii zapowiedziana była na 12 stycznia. 


Na  3 lutego zapowiedziano premierę Husk, pecetowego horroru, za którym stoją rodzimi deweloperzy ze studia UndeadScout.

W Husk gracze trafią do pięknego, amerykańskiego miasteczka, ale nie będą to spokojne i miły odwiedziny. Główny bohater – Matthew Palmer – przeżył katastrofę kolejową i stara się odnaleźć swoją rodzinę. Nie jest to łatwa sprawa, bo Shivercliff to bardzo przerażające miejsce, w którym czyha prawdziwe zło. Protagonista podczas swojej przygody wielokrotnie sięgnie po broń i będzie mierzyć się z przerażającymi istotami. [za ppe.pl] 


Swoją premierę miał Resident Evil 7 i Capcomowi chyba w końcu się udało. Gra zbiera bardzo dobre recenzje, a i gracze wydają się usatysfakcjonowani. Japoński deweloper zapowiedział już pakiet DLC, z którego pierwszy jest już dostępny. 


"Observer" zapowiada się na cyberpunkowy horror, którego akcja będzie osadzona w Krakowie pod koniec XXI wieku. Ludzkość została zdziesiątkowana przez wojnę i tajemnicze nanophage. Wszędzie czuć obojętność, a mieszkańcy nie stronią od narkotyków, wirtualnej rzeczywistości i neuronowych implantów. Świat jest dodatkowo niszczony przez kryzys gospodarczy, a wszystkie „niedoróbki” są chowane za pomocą futurystycznych hologramów lub na dobrze zabezpieczonych serwerach.

Za grą stoi krakowskie studio Bloober Team, które dało nam niedawno całkiem niezłe Layers of Fear.


Ukazał się nowy gameplay z Friday the 13th: The Game. Model Jasona znany z szóstego filmu "Jason żyje" i muzyka Misfits w tle... robią klimat. 


Ciekawie zapowiadający się horror Perception zmierzał tylko na PC, ale na blogu Playstation pojawił się wpis sugerujący, że i posiadacze konsoli Sony będą mogli się nim cieszyć.

Gra intryguje bo jej bohaterką jest niewidoma Cassie Thornton, a świat przedstawiony w produkcji wizualizowany jest na podstawie ruchu laską, wszelkich dźwięków i stuknięć. Nieźle jest to zobrazowane na poniższym zwiastunie. 

Nad grą pracują ludzie maczający wcześniej swoje palce m.in. w BioShocku, a teraz znaleźli zatrudnienie w Deep End Games. "Perception" wyda Feardemic, czyli wydawca wywodzący się z krakowskiego studia Bloober Team. 

Zagramy jeszcze w tym roku. 


Bandai Namco ujawniło datę premiery Little Nightmares. Zagramy 28 kwietnia.


Call of Cthulhu na nowym zwiastunie.

O fabule na razie wiadomo tylko tyle, że w grze wcielimy się w Edwarda Pierce'a, weterana wojennego, który w Bostonie prowadzi agencję detektywistyczną. Jego nowa sprawa, wyjaśnienie śmierci pewnej kobiety, zaprowadzi go do Darkwater, gdzie świat rzeczywisty graniczy z iluzją, a koszmar dopiero się zaczyna. 

Zagramy jeszcze w tym roku na PCPS4 i XOne

 

RECENZJE

FILM

Duma i uprzedzenie, i zombie

Zombie. Zombie wszędzie. Przynajmniej można odnieść takie wrażenie. Ostatnimi czasy żywe trupy pałętają się gdzie tylko mogą. Nawet w melodramatach bo takim gatunkiem jest “Duma i uprzedzenie”, która w 2016 roku wzbogaciła się o zombie. Produkcja filmu “Duma i uprzedzenie i zombie” trwała dosyć długo, ale w końcu projekt dotarł do szczęśliwego końca i możemy sprawdzić efekt.

A ten nie wypada najgorzej. Świat opanowuje epidemia zombie, ale ludzie jakoś sobie z nią radzą. Jasne, od czasu do czasu wybucha nowe ognisko zarazy, więc trzeba je stłumić. W tym wszystkim poznajemy pięć sióstr, które doskonale radzą sobie z żywymi trupami, a że są w wieku kiedy wypadałoby wyjść za mąż, ich matka stara się je do tego przymusić. Jedna z nich wpada w oko bogatemu sąsiadowi, a druga oziębłemu na pierwszy rzut oka, jego przyjacielowi, panu Darcy’emu. W tle mamy XVIII-wieczny Londyn opanowany przez zombie. 

Moja żona twierdzi, że twórcy w miarę trzymali się literackiego oryginału. Bądź którejś z jego ekranizacji. Pozostaje mi jej wierzyć, bo sam tej historii nie znam, ale główne wątki zostały podobno zachowane. Miłość się rozwija, duma rośnie, a uprzedzenie komplikuje nieco sprawy. Melodramat pełną gębą.

Pozostają jeszcze te zombie. Ich oczywiście nie ma w powieści Jane Austen, ale w sumie całkiem nieźle wpisują się w krajobraz. I tylko albo aż tyle. Pan Darcy bardzo sprawnie sobie z nimi radzi, ale i nasze bohaterki doskonale wiedzą jak z nimi walczyć. Charakteryzacja żywych trupów jest w porządku i w kilku ujęciach potrafi cieszyć oko. Nie ma jednak co ukrywać, że zombie nie grają tutaj większej roli niż zwykły element tła. Ot, są taką delikatną odskocznią od głównych wątków i urozmaicają bądź wypaczają znającym oryginał historię. 

Sama fabuła wpisuje się w alternatywne historie typu “Abraham Lincoln: łowca wampirów”, gdzie ma być łatwo, lekko i przyjemnie. No i w miarę efekciarsko. I tak jest. Film ogląda się przyjemnie. Sceny walki są szybkie, a wątki miłosne rozwijają się w odpowiednim tempie. I te ostatnie nawet mi jakoś nie przeszkadzały, więc chyba nie jest najgorzej. Technicznie jest poprawnie. Aktorsko przyjemnie. A i uśmiechnąć się czasem można bo poczucie humoru nie jest twórcom obce. 

Duma i uprzedzenie i zombie” to taki film, który można spokojnie obejrzeć z dziewczyną. Jest efektowny, ale nieszczególnie straszny. Da się wytrwać przed ekranem, a druga połówka nawet jeśli nie lubi horrorów będzie miała przystojnych dżentelmenów i wątki romansowe. Wilk syty i owca cała? Nie do końca. Fani grozy nie do końca będą usatysfakcjonowani, a miłośniczkom romansów te zombiaki mogą jednak przeszkadzać. Albo akceptujecie taką konwencję albo nie. Ja w sumie nie żałuję seansu, choć poza tytułem dużo z filmu nie zapamiętam. W sumie, do obejrzenia. 

6/10

 

Cierń

Nie wiem, ale jakoś lubię horrory, w których jakaś istota, wirus, czy inne paskudztwo przejmuje kontrolę nad ciałem swojego nosiciela. Często przy tym zmieniając jego fizjonomię od razu, albo dopiero po wykryciu lub ujawnieniu jej istnienia. Jeśli przyszło teraz komuś do głowy “Coś” to muszę przytaknąć. Ale nie o wiekopomnym dziele Carpentera będę tutaj pisał, a innym filmie, w którym występuje podobny motyw. 

Ścigany przez policję przestępca wraz ze swoją dziewczyną, próbują przedostać się za granicę USA. Niestety ich samochód się psuje, więc postanawiają jakiś uprowadzić. Trafiają na przypadkową parę, a plan się udaje, choć nie bez drobnych komplikacji. Po drodzę musza zatrzymać się na stacji benzynowej, która wydaje się opuszczona. Do czasu aż nie znajdą obsługującego ją gościa, który raczej nie jest już sobą i prosi by skrócić jego męki. A koszmar dopiero się rozpoczyna. 

Cierń” bo taki tytuł nosi recenzowany obraz, nie jest może filmem wybitnym, ale może się podobać. Tytułowy kolec to dość przerażająca… istota? W sumie nie jest do końca wyjaśnione czym ów cierń jest, ale efekt zarażenia się nim jest dość makabryczny. Ciało żywiciela obrastają liczne kolce, nie ważne czy ten jeszcze żyje czy już nie, które potrafią łączyć się także z innymi organizmami w jeden, koszmarny twór. Zresztą żywicielem nie musi być od razu jakiś człowiek czy zwierzę. Wystarczy nawet odcięta dłoń. Gdy zdrowa osoba ulegnie infekcji, poprzez np. ukłucie się w palec, z czasem traci panowanie nad zarażoną kończyną. Ręka zaczyna żyć własnym życiem, co dla jej właściciela może być bolesnym doświadczeniem. Co zresztą jest doskonale ukazane w filmie. 

Niewielka liczba aktorów, pewien konflikt między bohaterami i odosobniona miejscówka, pozbawiona możliwości kontaktu z kimś, kto mógłby przybyć z pomocą, buduje niezłą atmosferę zaszczucia. Szczególnie, że akcja dzieje się w nocy. Poczucie osaczenia wzmaga wróg czający się poza budynkiem stacji, co sprawia, że bohaterowie są w zasadzie uwięzieni. I choć mogłoby się wydawać, że takie umiejscowienie fabuły nie daje twórcom dużego pola popisu, to jednak doskonale wykorzystali oni dostępne im środki. Nudy nie czuć nawet przez chwilę, a losy bohaterów ogląda się cały czas z zainteresowaniem. 

Aktorsko nie ma tu jakichś szaleństw, ale nic nie przeszkadza w oglądaniu wydarzeń na ekranie. Efekty specjalne zdradzają niski budżet produkcji, ale nie jest z tym jakoś bardzo źle. Szczególnie, że kamera kiedy ma ukazać wroga, porusza się bardzo chaotycznie, kadry są rwane i szarpane, co z jednej strony pozwala ukryć niedoskonałości w wyglądzie potwora, a z drugiej całkiem skutecznie wzmaga napięcie. Fabuła nie jest szczególnie skomplikowana, ale pozostawia wiele pytań bez odpowiedzi. W tym najważniejsze. Czym jest tytułowy cierń? Skąd się wziął?

Jak już wcześniej wspomniałem. Nie jest to film idealny, ale ma w sobie to coś, co przykuwa do ekranu i zostaje w pamięci na dłużej. Mi się podobało i z chęcią obejrzałbym jakąś kontynuację, która dostarczyłaby jakichś odpowiedzi na wcześniej postawione pytania. Warto sprawdzić czy i Wam przypadnie do gustu. 
 

7/10


LITERATURA

Dom z liści

”Dom z liści” to książka, która, gdy ją pierwszy raz trzymałem w ręce, trochę mnie przestraszyła. I nie chodzi tylko o jej gabaryty, ale i te prawie osiemset stron wrażenie na pewno robi. Szczególnie, że twarda oprawa tylko podkreśla jej rozmiar. Chodzi bardziej o zawartość. Zresztą wystarczy szybkie przekartkowanie tej pozycji by zrozumieć, że mamy tutaj do czynienia z nieco niecodzienną formą. Różne kroje czcionek, różne ich rozmiary, a nawet różnorakie ich ułożenie. Niektóre strony zapisane w kilku kierunkach. Na innych zapisana tylko połowa przestrzenie, dwa zdania lub jedno słowo. Niekiedy to wszystko wymieszane razem. Czy kryje się za tym jakiś sens?

Jak najbardziej. Podam dwa przykłady, które nie zdradzą wiele z fabuły, ale nieźle obrazują o co chodzi z ułożeniem treści. Pierwszy. Wystrzał z broni. Jego opis prześlizguje się po kilku stronach tylko jednym zdaniem, położonym na tej samej wysokości. Niczym pocisk lecący swoją trajektorią. Drugi. Bohater rozświetla ciemność błyskiem flasha. obrazuje to tekst po środku strony ściśnięty w małym prostokącie, który oblewa biel kartki. W końcu w świetle lampy błyskowej nie zauważymy zbyt wiele, a wzrok zdążymy skupić tylko na konkretnym miejscu. Jak np. na tym tekście. I wiecie co? Ma to sens. Zabawa układem stron, rozmieszczeniem na nich treści, zmianą wielkości czy rodzaju czcionki sprawia, że powieść czyta się inaczej. Czy ciekawiej? Ja uważam, że tak, choć zapewne znajdą się też tacy, którzy uznają to za wadę. Za coś, co wybija ich z rytmu. I będą mieli trochę racji, ale mi to nie przeszkadzało. Za to jak najbardziej bawiło. Zresztą zabawna była też moja pierwsza myśl na widok książki - do tramwaju to się nie nadaje. I wierzcie mi. Do środków zbiorowej komunikacji się nie nadaje. Raz, że duże i ciężkie. Dwa, że lektura niekiedy wymaga obrócenia książki bokiem bądź do góry nogami przez co łatwą ją w takim otoczeniu upuścić. 

Ale, ale. Napisałem już dwa akapity, a nie zająknąłem się jeszcze słowem o fabule. Z tą nie do końca jest tak prosto. Rdzeń tej historii to z pozoru zwyczajny dom i rodzina, która się do niego wprowadza. Pewnego dnia w budynku pojawia się dodatkowy pokój, a potem tajemniczy, mroczny korytarz. Żeby było ciekawiej, z zewnątrz budynku nie ma żadnych zmian, a takie widać być powinno. Jakby tego było mało, to wymiary wewnętrzne domu, są większe od tych zewnętrznych. 

Niby proste, ale nie do końca. Otóż fabułę poznajemy w formie analizy filmu, a właściwie kilku filmów, które zostały w tym domu nakręcone, a za które odpowiada znany reżyser, który niefortunnie w nim zamieszkał. Kto dokonuje tej analizy? Niewidomy jegomość, który umiera na pierwszej stronie książki, a jego notatki wzbogacone mnóstwem wywodów, wątków pobocznych i cytatów z nieskończonej liczby źródeł, wpadają w ręce pewnego imprezowego jegomościa. I ten ostatni wzbogaca jeszcze całość swoją historią, codziennymi przygodami, miłostkami i anegdotkami. Te wszystkie warstwy są ze sobą przemieszane stanowiąc zagadkę samą w sobie. 

W efekcie dostajemy książkę, którą pokochacie, albo znienawidzicie. W tym wypadku nie wyobrażam sobie stanów pośrednich. Jedyną możliwością jest kompletna zerojedynkowość. Albo, dacie się uwieść temu literackiemu chaosowi wzbogaconego szaloną formą przedstawionej treści, albo zamkniecie książkę po pierwszym rozdziale i już do niej nie wrócicie. 

Ja może się nie zakochałem, ale lektura mnie porwała i w wielu momentach zachwyciła. Byłem ciekaw, co kryje się w mrocznym korytarzu, jaką przyjmie formę za kilka stron i na co natknie się ekspedycja, która wyruszy na jego zbadanie. To tam kryje się cała groza, która przez kamery przenika do świata po drugiej stronie ekranu, wpływając na życie widza. To nie tylko horror, ale także niezła gra psychologiczna. Cała ta nadbudowa, wyjaśnianie zjawisk, z którymi za chwile będziemy mieli do czynienia, sięganie do mitów i tak dalej, pomaga w zrozumieniu wydarzeń, które później się rozegrają. Weźmy takie echo. Czas poświęcony na zrozumienie jego działania, zasad fizyki pozwalającej za pomocą odbicia się dźwięku określić rozmiar przestrzeni w jakiej do tego odbicia doszło, kilkanaście stron później pozwoli lepiej zrozumieć zasady panujące w tajemniczym pomieszczeniu. A właściwe brak tych zasad. Świetnie podkreśla to grozę, która wynika z zanurzenia się w świat, w którym fizyka przestaje mieć znaczenie. Przynajmniej fizyka i jej zasady znane w znanym nam świecie. Tam, w ciemności, rzeczywistość rządzi się własnymi prawami. 

O ile sama historia i opis wydarzeń dziejących się w domu, wciąga i intryguje, tak te wszystkie analizy i wtrącenia bohatera zbierającego te informacje, o których wspomniałem wyżej mogą męczyć. I to chyba one są tutaj największym wyzwaniem. Po prostu trzeba je zaakceptować i przez nie przebrnąć. 

Dom z liści” to nie jest łatwa lektura. To książka, która potrafi przemielić i pokonać czytelnika, ale jeśli podejmiecie walkę może się okazać, że to tomiszcze jest niezłą przygodą. Świetnie kreowana groza, jest trochę szarpana przez wszystkie wtrącane opisy i analizy przedstawionych wydarzeń, ale ma to swój urok, który albo się spodoba albo nie. Mi się podobało i polecam spróbować.

8/10

 

Dreszcze

“Dreszcze” to wynik konkursu literackiego na opowiadanie w klimatach grozy, którego laureaci mogą zobaczyć swoje teksty wydane w formie książki. I fajnie. Zobaczmy, czy lektura przyprawia o ciarki na plecach. 

Zanim nadejdą śniegi” Piotr Dudek
Alaska, zamieć i bohater w pułapce. Jego samochód utknął na przewróconym pniu, a jedyną nadzieją jest nadciągająca pomoc. Dobry tekst na otwarcie, charakteryzujący się lodowatą atmosferą, takimi sobie dialogami i przewrotnym zakończeniem. 

Koszmary” Emil Gieras
Co nawiedza dziecięcy pokój gdy dziecko śpi? Czasami koszmary. Niebezpieczne istoty wyłaniające się z mroku w złych zamiarach. Same straszydła fajne i pomysł też niczego sobie. Gorzej z wykonaniem, ale mimo nietrafionych metafor i braku jakiegoś połączenia samych koszmarów z pewnym sierocińcem, porządna dawka grozy.

Szczurowisko” Bartłomiej Grubich
Korporacja i masowe w niej zwolnienia. I nietypowy sposób ograniczenia kosztów. Niewiele tu grozy, za to więcej sensacji. 

We mnie” Artur Jastrzębowski
Diet cud jest całe mnóstwo. Ale ta jedna jest zadziwiająco skuteczna. Gorzej z efektami jej działania. Pewna kobieta ma wrażenie, że coś w niej żyje, ale jej lekarz nie potwierdza jej obaw. Do czasu. Trochę przewidywalne, ale całkiem sprawnie napisane. Przeszkadza niestety kiepska bohaterka. 

Oliś” Jacek Kalinowski
Opiekunka do dziecka, na rozmowie z klientką, dochodzi do wniosku, że nie chce takiego zadania. Nie dość, że rodzicielka jest dziwna i ma bezsensowne wymagania, to jeszcze dzieciak nie zachowuje się normalnie. Tekst napisany chyba pod kątem zakończenia. To jest całkiem niezłe, ale połowa z tego, co dzieje się wcześniej, męczy. 

Życie jak sen” Grzegorz Kałużny
Króciutka historia pewnej przepowiedni. Czy się sprawdzi? Jeśli zechcecie, zobaczycie sami, ale opowiadanie choć dosyć standardowe, czyta się lekko. 

Introligator z doliny płaczu” Grzegorz Kopiec
W pewnym mieście pojawia się introligator, który zachwyca swoimi pracami. Doskonałe technika, wykonanie i materiały. No właśnie, tylko skąd te materiały? Rozpoczęcie tej historii od serii zaginionych kobiet, zdradza trochę za dużo z dalszych wydarzeń, ale na szczęście autor był w stanie zakończyć całość z przytupem i trochę mniej przewidywalnie, niż to by się początkowo wydawało. 

Życie jest niczym, wieczność jest wszystkim” Marta Krajewska
Medium nie może nawiązać kontaktu z duchem. Jej klient ujawnia nowe fakty, które mogą świadczyć, że problemem nie jest spadek formy bohaterki. Całość taka sobie. Czyta się dobrze, ale nic tu nie zaskakuje. 

Trzech panów z jedną nogą” Piotr Skurzyński
Historia pewnej nogi, którą poznajemy od końca (fabułę, nie nogę). Odwrócenie fabuły wyszło fajnie, a czarny humor sprawia, że lektura opowiadania odpręża, choć tematyka najłatwiejsza nie jest. Jeden z fajniejszych tekstów w zbiorze. 

Deratyzacja” Katja Tomczyk
Opowieść o dziennikarzu, który szuka seryjnego mordercy. Przestępca zabił kilka kobiet, po czym zapadł się pod ziemię i nigdy więcej się nie pojawił. Nasz bohater tropi go do kilku lat i czyżby wreszcie wpadł na konkretny ślad? Nieźle napisane z całkiem niezłymi bohaterami. Niestety zakończenie zawodzi na całej linii. 

Trzy Szklanki” Kinga Bągard
Jak mamy zakon i jego młode adeptki, które nie zawsze trafiły tam z własnej woli to raczej wiadomo czego się spodziewać. Dreszcze może i są, ale nie mają nic wspólnego z grozą. 

Martwym ludziom brak tchu” Istvan Vizvary
Polak w Szwecji wyziębiony trafia do szpitala, gdzie tłumaczowi i policjantowi opowiada historię o dziewczynce, która znalazła się z nim w śnieżnej zawiei. Krótkie, szybkie i dobrze się czyta. Równie szybko się zapomina. 

Pokój ich cieniom” Joanna Rybka
Bezdomny podąża śladem pewnej kobiety. Takie ma hobby. Śledzi nocą niewiasty by je nastraszyć. Tym razem, akcja rozwinie się trochę inaczej niż się tego spodziewał. Całość to standard, który czytaliście już milion razy. 

Powiedz mi, jak bardzo cenisz swoje życie?” Kosma Woźniarski
Czasami goście potrafią zmienić nasze życie. Ten szczególnie. Kiedy nieco zaniedbany grafik wpuści do swojego domu nieznajomego gościa, coś w jego dotychczasowej egzystencji się zmieni. Nawet fajne, ale pretekst pod jakim tajemniczy jegomość odwiedza swoją ofiarę mocno naciągany. 

Głód” Anna Grzanek
Bohater śni ciągle jeden koszmar, a w jego mieszkaniu zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Jedynie mieszkająca w tym samym bloku wróżka, zdaje się coś wiedzieć, ale kto by jej tam słuchał. Poprawne opowiadanie, ale brakuje mu wyrazistego zakończenia i czegoś, co zrobiłoby większe wrażenie. 

Dwadzieścia lat później” Katarzyna Rupiewicz
Trzy obdarzone nadprzyrodzonymi mocami bohaterki i tajemnica pewnego sierocińca. I dziennikarz, który chciałby się dowiedzieć czegoś o wypadku z przeszłości. Różne charakterem kobiety, których los potoczył się w różnych kierunkach i wspólna przeszłość. Nie jest to złe opowiadanie, ale brakuje mu jakiegoś pazura. 

Podano do stołu” Martyna Walerowicz
Do pewnego hotelu przychodzi para prosząc o pokój. Ona jest pijana. On wyraźnie nie przypadł do gustu recepcjoniście, który początkowo odmawia im wynajmu twierdząc, że nie ma miejsca, ale po konfrontacji z szefem, ulega. Na swoją zgubę. Moje ulubione opowiadanie w tym zbiorze. Ciekawe, brutalne i z fajnym antagonistą. Jeśli mielibyście przeczytać jeden tekst z tej książki, niech to będzie ten.

Wiara czyni cuda” Anna Szumacher
Kilkuletni chłopiec zauważa, że między jego rodzicami narasta konflikt. Bardzo mocno modli się o jego rozwiązanie. Zakończenie mocno nijakie, rozegrane za szybko i w sumie nie wiadomo o co chodzi. Zresztą motyw zdrady też nie rozwiązany. Zdradza, nie zdradza? Wątek z bajkami na plus. 

Zabawa w chowanego” Jakub Rykowski
Chłopiec bawi się z kolegami w chowanego, ale po zabawie nie wraca do domu. Wiele osób go widziało, ale nikt nie wie gdzie jest. Na osiedlu pojawia się piesek, którego zauważa jego siostra. Niby ok, ale zakończenie tak bez sensu, że wydaje się wyrwane zupełnie z innej opowieści. A szkoda. Trzeba by albo zmienić finał, albo powiązać go jakoś z wcześniejszymi wydarzeniami. Albo ja po prostu tego nie ogarnąłem. 

Dreszcze” to całkiem solidna antologia i jak to ze zbiorami opowiadań zazwyczaj bywa, każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Szczególnie, że nie było tutaj narzuconej z góry tematyki, a co za tym idzie, tematy poruszane przez autorów są najróżniejsze. I poziom literacki też jest różny, ale umówmy się, że wszystkie da się przeczytać bez wielkiego bólu. Moim faworytem jest zdecydowanie “Podano do stołu” Martyny Walerowicz. Zmienił bym tam tylko bohatera, bo ten obecny jest trochę zbyt roztrzęsiony, ale i taki w sumie daje radę. Poza tym najbardziej podobały mi się strachy w “Koszmarach”, zimowe widoki w “Zanim nadejdą śniegi” i czarny humor u “Trzech panów z jedną nogą”. “Introligator z doliny płaczu” też w sumie był niezły. Pozostałe opowiadania zazwyczaj są ok, ale albo zawodziły zakończeniem albo coś mi w nich nie pasowało. Tak czy siak, “Dreszcze” spokojnie można sprawdzić. Na kartach książki kryje się kilka opowieści, którym warto poświęcić nieco uwagi.

6/10

 

Tunel

Czasami bywa tak, że tytuł nie będący dosłownym tłumaczeniem oryginalnego, który niekiedy bywa dosyć radosną twórczością tłumacza, wypada lepiej, a nawet wnosi coś więcej względem zagranicznej nazwy. Ale tylko czasami. Tym razem tak nie jest. Angielskie słówko “worm”, ciężko jest przetłumaczyć jako “Tunel”, ale to nie oznacza, że się nie da, co zresztą potwierdziło wydawnictwo Phantom Press w przypadku recenzowanej książki. I niby nic w tym dziwnego. W końcu jestem przyzwyczajony do swobodnych interpretacji tytułów, ale w tym przypadku mi to przeszkadzało, ponieważ widząc taki, a nie inny tytuł i taką, a nie inną grafikę na okładce, spodziewałem się także konkretnej, nie ukrywam, powiązanej z tym wszystkim treści. Tymczasem coś, co przyciąga nasz wzrok na półce w książce jest tylko drobnym, nie mającym większego znaczenia epizodem. Pominę już fakt, że okładka kojarzyła mi się bardziej z górnikami niż z kanalizacją, ale niech im już będzie. 

Tak więc zapomnijcie o tej okładce, żeby niepotrzebnie się nie sugerować. “Tunel” to historia pewnego detektywa, staczającego się detektywa, któremu wpada sprawa zbadania śmierci pewnej modelki. Po małym skandalu nikt nie zostaje skazany, ale siostra zmarłej ma swoje podejrzenia i uważa, że za tamtą śmierć odpowiada opiekujący się jej siostrą lekarz. Nasz bohater podejmuje to wyzwanie, mimo nie najlepszych przeczuć. A co było przyczyną śmierci? Żerujący w organizmie ofiary robak. I nie jest to jedyna śmierć spowodowana pasożytem. 

Mamy tutaj historię głównie kryminalną, z lekkim zabarwieniem grozy. Takiego lekko niesmacznego horroru opartego na kilku scenach z mniejszymi bądź większymi robakami, pasożytującymi w ciele ofiar. Całość niestety jest dosyć prosta. Część kryminalna jest w głównej mierze przewidywalna i ogólnie zawodzi. Natomiast momenty, które miały straszyć, sprawdzają się jeszcze gorzej. Czasami miałem wrażenie, że niektóre sceny wrzucone są ot tak, dla zapełnienia miejsca. Bez nich, fabuła nic by nie straciła. Za to objętość książki jak najbardziej. Dorzućcie do tego sztampowych bohaterów i mało angażującą akcję. 

Średniak? Nawet trochę mniej. 

Na szczęście książka nie jest długa, a czyta się ją w miarę płynnie i szybko. Jako czytadło na zabicie nudy “Tunel” powinien się sprawdzić. Nie jest to wymagająca lektura i nie angażuje jakoś specjalnie, więc jak nie ma nic lepszego pod ręką, to nie ma co gardzić. Lepsze to niż nic.

4/10


GRY

Layers of fear

Bloober Team to krakowska firma, która stoi za zaskakująco dobrze przyjętym horrorem “Layers of fear”. I słusznie zresztą, bo gra jest warta sprawdzenia. A co w tym takiego zaskakującego? Otóż pierwsze projekty za jakim stała rodzima ekipa to "A-men" i “Brawl” - multiplayerowy tytuł, który po premierze okazał się… niegrywalny. Potem studio co prawda poskładało go do kupy, ale niesmak pozostał, a i sam finalny produkt delikatnie pisząc, nie porywał.

Gdzieś w tych ramach czasowych zostało rozwiązane doświadczone studio Reality Pump, które również mieściło się w Krakowie i wielu utalentowanych twórców trafiło pod strzechy Bloober Team. I to widać. I chyba w tym należy upatrywać tak dużego skoku jakościowego, którego najlepszym efektem jest właśnie “Layers of fear”. Gra, w której wcielamy się w postać malarza, który powraca do swojego domu by dokończyć pewien obraz. Zanim to jednak nastąpi, musimy odnaleźć sześć składników, które sprawią, że ukończone dzieło będzie wyjątkowe. Zdradzę tylko, że wspomniane składniki są dosyć makabryczne. 

Choć miejscem akcji jest dom bohatera, to zapomnijcie o jakiejkolwiek mapie i konkretnym planie budynku. Owszem, taki można sobie narysować w głowie, ale tylko na początku, zanim trafimy do pracowni i zaczniemy szukać, że tak się wyrażę, narzędzi pracy. Potem rozpoczyna się festiwal pokoi, które zwiedzamy jeden po drugim, rzadko odwiedzając raz już widziane. Całość przypomina koszmar, lub rojenia chorego umysłu i w tym kryje się siła tej produkcji. Poszczególne pomieszczenia często zmieniają się wraz naszymi ruchami. Wychodząc przez drzwi, którymi weszliśmy z korytarza do danego pokoju, nie wychodzimy już do tego korytarza. Obrazy na ścianach ulegają przekształceniu, pomieszczenia się zmieniają, a za niektórymi drzwiami czai się przerażający duch. Ta cała surrealistyczna wędrówka ma swój urok i jest mocnym punktem produkcji. Każdy pokój to nowe wyzwanie. Jednocześnie podczas wędrówki odnajdujemy skrawki historii w postaci wycinków z gazet, zdjęć, listów czy przedmiotów, z którymi wiążą się konkretne wspomnienia. Nie jest to wesoła historia, ale jej odkrywanie wciąga i z każdym nowym fragmentem staje się kompletniejsza. 

W tym wszystkim nie brakuje solidnej dawki grozy. Sama wędrówka bohatera przypomina senny koszmar, a co za tym idzie, nigdy nie wiemy czego się spodziewać. Tu spadnie obraz, tam w ścianie bije namalowane serce. Z półek sypią się książki, a pokój dziecięcy zmienia się w oszałamiającą projekcję przerażających wizji, wzmocnioną jeżącą włos na głowie rymowanką. Co jak co, ale sposobów straszenia jest tutaj bez liku i chwała za to twórcom. Jakby tego było mało, raz wykorzystany sposób się nie powtarza. Przez całe trzy, cztery godziny rozgrywki, cały czas straszenie jesteśmy czymś innym.

No właśnie. Długość rozgrywki to jest ten element, na który można trochę narzekać. Te wspomniane trzy, cztery godzinki to takie spokojne granie z otwieraniem każdej szafki i zaglądaniem w każdy kąt. Natomiast gdy nie skupiamy się na sprawach pobocznych i wiemy co i gdzie zrobić, wystarczy jakaś godzinka i tytuł pęknie. Przy czym powtórne przechodzenie gry nie zaskakuje niczym nowym. Rozgrywka jest liniowa, więc nie dostarcza żadnych nowych doznań. Może poza jakimiś drobiazgami, które przeoczyło się za pierwszym razem. A no i z każdym kolejnym przejściem tytułu, pewne momenty zaczynają coraz bardziej irytować. Wynika to ze wspomnianej już liniowości rozgrywki i braku możliwości pominięcia niektórych animacji. 

Pewnie zadajesz sobie teraz pytanie, po co wogóle grać drugi raz. Otóż “Layers of fear” posiada trzy zakończenia. Droga do nich zależy od czynności, które zrobimy lub nie zrobimy oraz przedmiotów, które znajdziemy lub ich nie znajdziemy podczas gry. Same endingi różnią się dość diametralnie od siebie i warto jest poznać. Oczywiście można je też obejrzeć na youtube… jak kto woli. 

W grze przydałoby się więcej zagadek. Kilka się trafia, ale raz, że jest ich niewiele, a dwa, że nie stanowią większego wyzwania. No i brak konsekwencji śmierci. Jest kilka momentów, w których możemy zginąć, ale nic z tego nie wynika. Znaczy wpływają one na zakończenie, które zobaczymy na końcu gry, ale gdy przechodzi się tytuł po raz pierwszy, śmierć naszego protagonisty nie ma właściwie żadnego znaczenia. Ot, obudzimy się pokój dalej i tyle. 

Podsumowując. “Layers of fear” nie jest tytułem idealnym, ale jak najbardziej wartym zagrania. Fajnie straszy, nie nudzi bo i czasu dużo nie zabiera, opowiada konkretną historię i zwyczajnie miło się w to gra. A i ten krótki czas rozgrywki wcale nie musi być wadą. Jeśli jeszcze nie graliście. Polecam.

8/10

 

Layers of Fear: Inheritance

Rzadko gram w dodatki do gier, ale w tym przypadku się skusiłem. “Layers of fear” był na tyle dobrą produkcją, że postanowiłem sprawdzić także pierwsze DLC do niej. Oto jak wypada ono w moje ocenie. 

W “Inheritance” wcielamy się w córkę malarza znanego z podstawowej wersji gry, która po latach wraca do znanego nam już domostwa by zmierzyć się ze swymi wspomnieniami i lepiej zrozumieć, co stało się z jej rodzicami. A szczególnie, co stało się z jej ojcem by na końcu mu przebaczyć lub wręcz przeciwnie.

Tak, tym razem mamy dwa zakończenia. Dobre i złe, a na to, które zobaczymy na końcu wpływ mają dokonane przez gracza wybory. 

Bloober Team trzeba przyznać, że nie poszli na łatwiznę i dodatek utrzymany jest w innym klimacie niż podstawka. Stara się też straszyć w nieco odmienny sposób. Jasne, nadal wędrujemy z pokoju do pokoju i obserwujemy zachodzące w nich zmiany, ale pomysł został nie tylko rozwinięty, ale wzbogacony także o nowe elementy. Tym razem przyjdzie nam szukać elementów układanki, podążać za zabawkowym kotkiem rozświetlającym mrok, czy zmierzyć się ze wspomnieniami o ojcu, w przypadku których możemy podporządkować się jego życzeniom lub zrobić mu na złość. Dokonane wybory wpływają na wygląd lokacji, a także w pewnym stopniu na opowiadaną historię. Dlatego też warto ukończyć rozszerzenie dwa razy. W lokacjach zmienia się także perspektywa, z której oglądamy wydarzenia. W końcu przypominamy sobie wydarzenia obserwowane z punktu widzenia dziecka, to i świat jaki widzimy wydaje się wyolbrzymiony. Wysokie krzesła, potężne drzwi i inne elementy otoczenia budują całkiem niezłą atmosferę. Ale do takiego punktu widzenia trzeba się trochę przyzwyczaić. 

Niestety sama rozgrywka odbywa się wolniej, przez co momentami wkrada się trochę nudy, która doskwierała mi szczególnie podczas drugiego przechodzenia “Inheritance”. No i sama długość zabawy nie rozpieszcza, ale w przypadku DLC te 1,5 godzinki jest do przełknięcia. Ponarzekać jeszcze można na momentami zbyt ciemne lokacje, szczególnie że niekiedy są one spowite delikatną mgiełką, która jeszcze bardziej utrudnia widoczność. 

Mimo wszystko fajnie, że ekipie stojącej za tym dodatkiem chciało się spróbować czegoś innego i zamiast zaserwować nam więcej tego samego, podążyli nieco trudniejszą ścieżką i pokusili się o nieco odmienną zabawę, rozbudowując to, co znamy z podstawki. Tutaj należy się im plus. Efekt końcowy jest przyzwoity, ale nie ukrywam, że bawiłem się gorzej niż przy “Layers of fear”. Zabawa jest wolniejsza i mniej straszna, jednak ma też swoje momenty. Po prostu nacisk został położony na coś innego. Trochę inne doznane, które warto sprawdzić.

6/10


KOMIKS

Outcast: Opętanie #1

Kirkman. To nazwisko fanom komiksowego horroru oraz wielbicielom opowieści o zombie nie powinno być obce. Jego właściciel odpowiedzialny jest za rysunkową serię “The Walking Dead”, a także maczał palce w serialowej ekranizacji, która stała się swego rodzaju popkulturowym wydarzeniem. Ale ile można pisać o żywych trupach. Kirkmanowi też chyba się znudziło i zmienił temat na opętanie. I tak oto powstała seria “Outcast: Opętanie”, która dzięki wydawnictwu Mucha Comics trafiło na nasz rynek. 

Pierwszy tom to zbiór zeszytów #1-6 oryginalnego wydania. Kyle Barnes zostaje poproszony przez miejscowe pastora by odwiedził chłopca, który wydaje się być opętany. Nasz bohater nie jest przekonany do tego pomysłu, ale ulega namowom duchownego, który zdaje się mocno wierzyć w to, że jego obecność może pomóc. Wkrótce dowiemy się, że Kyle miał już wcześniej do czynienia z piekielnymi siłami oraz obdarzony jest pewnymi zdolnościami, które nie tylko pozwalają mu wykryć opanowanych przez złe duchy, ale także pomóc w walce z nimi. 

Nie do końca wierzący w swoje nadzwyczajne umiejętności bohater, z czasem zaczyna nabierać wiary w siebie. Autorom nieźle udało ukazać się stopniową przemianę bohatera, który zaczyna inaczej patrzeć na wydarzenia ze swojej przeszłości. Zachodzi w nim pewna przemiana, która zapewne zaowocuje w kolejnych zeszytach, w których kontynuowane będą rozpoczęte wątki. 

Pierwszy tom skupia się na przedstawieniu czytelnikowi bohatera, kilku postaci pobocznych i tych stojących po przeciwnej stronie barykady. Czuć, że coś się tutaj kroi, a Kyle znajdzie się w tego centrum. A jest bohaterem całkiem sympatyczny. Trochę takim rozlazłym, ale dającym się lubić. Podobnie jak pastor, który wydaje się dobrym człowiekiem lubiącym wieczorami pograć w pokera z grupką znajomych. Za to antagonista od razu wydaje się podejrzany. I bardzo dobrze. Przynajmniej od razu wiadomo kto jest kim. O ile oczywiście później coś się nie zmieni. 

Za rysunki odpowiada Paul Azaceta i do jego stylu trzeba się przyzwyczaić. Kreski wydają się nieco niechlujne, a kadry nie porywają szczegółowością, ale całkiem nieźle pasują do tej opowieści. Ciężko jest się tutaj czymś zachwycać, ale trzeba artyście oddać, że świetnie oddaje uczucia bohaterów i ciężko jest coś zarzucić kadrowaniu. W połączeniu z lekko wyblakłą kolorystyką i dość ubogą paletą barw, sprawia to całkiem niezłe wrażenie i ma swój charakterystyczny klimat. 

Mi pierwszy tom “Outcast: Opętanie” podobał się i narobił apetytu na więcej. Jestem ciekaw jak dalej potoczy się ta historia i czym twórcy nas zaskoczą. A, że zwrotów akcji nie zabraknie jestem pewien. W końcu Robert Kirkman jest marką samą w sobie i raczej można na niego liczyć. Co też czynię i czekam na ciąg dalszy.

8/10

 

Jak widać, działo się. 

Mam nadzieję, że się podobało i każdy znalazł coś dla siebie. 

Wszystkich, którzy chcą być na bieżąco z tym co się dzieje w horrorze, zapraszam na bramygrozy.pl. Tam wrzucam świeżutkie wieści ze świata grozy. Zapraszam.

Oceń bloga:
13

Komentarze (9)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper