Vietcong

BLOG
1620V
Vietcong
Maciej2801 | 07.01.2016, 21:08
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.
Vietcong to pierwszoosobowa strzelanina osadzona w realiach wojny w Wietnamie. Gra jest efektem wspólnej pracy studiów Pterodon Games oraz Illusion Softworks znanego m.in. z serii taktycznych FPS-ów - Hidden and Dangerous. 

Fabuła

Jest rok 1967, wojna z komunistami w Wietnamie trwa w najlepsze. Nasz bohater, sierżant sił specjalnych Steven Hawkins zostaje przeniesiony do bazy Nui Pek. Jak dowiadujemy się z interaktywnego intra, powodem dla którego zostaliśmy przeniesieni, jest śmierć poprzedniego dowódcy oddziału Fist Alpha, nad którym Steve obejmie dowodzenie. Zaraz po przybyciu do bazy możemy trochę pozwiedzać nasz nowy dom. Rzeczona baza to niezbyt skomplikowany system okopów, kilka bunkrów oraz tu i ówdzie jakaś wieża strażnicza. Opadu szczęki to nie powoduje, ale to w końcu nie park rozrywki. 
Kiedy uznamy, że dosyć zwiedzania, czas zameldować się u dowódcy. Ten po krótkiej przemowie odprowadza nas do naszego baraku. Po rozgoszczeniu się warto odwiedzić strzelnicę. Na strzelnicy możemy potrenować nasze umiejętności strzeleckie oraz przetestować poszczególne rodzaje uzbrojenia. Gdy pobierzemy ekwipunek oraz amunicję możemy wyruszyć na naszą pierwszą misję. Warto dodać, że dla mniej wprawnych w FPS-ach graczy program oferuje bardzo przystępny tutorial. Podczas trwania samouczka nauczymy się sterować naszą postacią oraz korzystać z poszczególnych rodzajów broni. Wyjadacze mogą go sobie odpuścić, aczkolwiek warto poświęcić kilka minut dla samych wrzasków instruktora prowadzącego szkolenie. Wspomniany instruktor budzi uzasadnione skojarzenie z panem, którego oglądaliśmy w Kubrickowskim Full Metal Jacket. 

Nasz Platoon - SI jest takie se

W niemal każdej misji towarzyszą nam koledzy z oddziału. Czasami jest to cały oddział, a czasami tylko wybrani jego członkowie. W skład naszego zespołu wchodzi pięciu żołnierzy. Każdy z wojaków specjalizuje się w innej dziedzinie. I tak mamy skośnookiego przewodnika, medyka, mizernego posturą operatora radiowego, osiłka dźwigającego drużynowy ckm oraz czarnoskórego sapera. 
Przewodnik, który jest tubylcem świetnie zna teren, odnajduje tropy przeciwników, oraz pomaga przełamać barierę językową podczas rozmów z mieszkańcami wiosek. Co do medyka chyba nikt nie ma wątpliwości na czym polega jego rola w oddziale. Operator radiowy umożliwia nam kontakt z bazą oraz możliwość skorzystania ze wsparcia artylerii (niestety obydwie te funkcje dostępne są tylko w momentach przewidzianych przez autorów).

 

Zadaniem wielkoluda z cekaemem jest po prostu strzelanie, natomiast saper podkłada ładunki wybuchowe oraz uzupełnia nadwątlone zapasy amunicji. 
Naszym podwładnym za pomocą prostego menu możemy wydawać rozkazy, każdemu z osobna lub całej drużynie. Niestety z ich wykonaniem przez kolegów z oddziału bywa różnie, a to za sprawą średnich skryptów odpowiedzialnych za SI. Zdarza się, że nie mogąc ominąć przeszkody terenowej postać gubi się i zaczyna zabawnie podskakiwać. Wygląda to dość komicznie, ale nie wpływa pozytywnie na realizm oraz ogólne wrażenie. 
Również z zachowaniem podczas walki bywa różnie. Koledzy z oddziału stanowią dość często tzw. "zapychacze ekranu". Zdarza im się posłać do piachu kilku komunistów, ale z reguły wynik całego starcia spoczywa na naszych barkach. Szwankująca SI doprowadza czasami do irytujących sytuacji, kiedy to jeden z naszych pcha się prosto pod lufy karabinów przeciwnika. Wydawałoby się, że co z tego skoro i tak są mało skuteczni w walce. Niestety śmierć któregokolwiek z kompanów ma przykrą konsekwencję w postaci przegranej misji. Tak, więc oprócz odwalania całej czarnej roboty, musimy dodatkowo robić za niańkę. 
Gracza obserwującego to momentami durne zachowanie wirtualnych amerykańskich żołnierzy z pewnością nachodzi pewna dość zabawna refleksja. Refleksja, w której wyraźnie maluje mu się relacja pomiędzy tym, co widzi na ekranie a rzeczywistym wynikiem konfliktu wietnamskiego. 

Znajdźki z ciał poległych żołnierzy Vc super smaczekod medali po listy od matek, żon.

Misje czyli najlepszy punkt gry

Zadania, które postawili nam twórcy są mocniejszą stroną gry. Są one z grubsza bardzo zróżnicowane. Tak, więc przyjdzie nam wziąć udział w patrolach, akcjach dywersyjnych, szturmowaniu wrogich pozycji, wysadzaniu w powietrze wrogich instalacji, oswabadzaniu jeńców czy też obronie własnych linii. Dla mnie osobiście absolutnym rodzynkiem była misja, w której nasz oddział w towarzystwie mocno przetrzebionego garnizonu broni stacji radiowej na wzgórzu przed zmasowanym atakiem przeciwnika. Misja zaczyna się na pokładzie śmigłowca, gdzie jako operator pokładowego karabinu maszynowego przerzedzamy szeregi kolejnej fali szturmujących wzgórze przeciwników. Potem jest tylko lepiej, w deszczu i w błocie, pod ciężkim obstrzałem odpieramy kolejne ataki przeciwników, którzy są dosłownie wszędzie. Wystarczy chwila nieuwagi, aby wróg przedarł się przez prowizoryczne linie obrony i zdobył wzgórze. Innym zapadającym w pamięć momentem jest przeczesywanie, metr po metrze, systemu podziemnych i niesłychanie ciasnych tuneli. 
Lokacje, w które przyjdzie nam zwiedzić są różnorodne. Wioski, pola ryżowe, doliny, koryta rzek, bazy sprzymierzonych oraz znak rozpoznawczy konfliktu wietnamskiego - dżungla. Zdarza się, że niektóre z lokacji odwiedzamy ponownie. Sporadycznie pojawiają się pojazdy, ale nasza rola z reguły ogranicza się wtedy do bycia pasażerem lub strzelcem pokładowym. Wyjątkiem jest misja, w której przez kilka minut możemy poszaleć jeepem. 


Wracając jednak do kwestii dżungli. Myślę, że każdy po grze symulującej wojnę, której lwia część odbywała się w dzikiej głuszy oczekuje na prawdę starannego wykonania tego elementu otoczenia. Niestety tutaj Vietcong zawodzi oczekiwania na całej linii. Możemy zapomnieć o swobodnym zwiedzaniu leśnej gęstwiny. Każdy obszar leśny, który przyjdzie nam odwiedzić jest starannie wyznaczonym przez twórców torem. Jeśli nawet uda nam się zboczyć trochę z głównej drogi to znak, że twórcy tak chcieli, ponieważ z reguły w tych "odnogach" znajdują się jakieś poboczne cele misji. O dalszej eksploracji nie ma co marzyć. Upartych skutecznie powstrzyma przed tym paskudny rozpaćkany bitmapowy gąszcz nie do przebycia lub skały. Panowie takie zabiegi stosowało się w latach 90-tych, a my mamy XXI wiek. Praktycznie przez całą grę jesteśmy prowadzeni za rączkę. 
Kiedy zbliżymy się do jakiegoś krzaczka, który nie najgorzej wyglądał z daleka przeżyjemy szok. Pikseloza aż bije po oczach i nie pomaga tu nawet zmiana rozdzielczości na wyższą. Co do samej jeszcze dżungli to w niektórych misjach możemy się natknąć pułapki, z reguły kiepsko ukryte, ale co tam, liczą się chęci. Wydawałoby się również, że miejsce takie jak dżungla powinno tętnić życiem. Nic bardziej mylnego, jedynymi formami życia jesteśmy my i nasi wrogowie. Czasami tylko po przed oczyma przeleci nam jakiś bit mapowy motylek lub poskacze sobie pojedyncza żaba. W dżungli również nietrudno o takie miejsca jak strumienie, sadzawki czy też mokradła.

To wszystko w Vietcongu jest, ale podobnie stoi na średnim wykonaniu. Woda zachowuje się nienaturalnie, próżno tu mówić o jakimkolwiek realiźmie. Jedyną rekcją lustra wody na bodźce zewnętrzne jest strzał w jej powierzchnię ewentualnie eksplozja granatu - na tym koniec. Kiedy poruszamy się po wodzie nie widać żadnej reakcji. Sama woda wygląda również nie ciekawie, mamy tu do czynienia z reguły z czymś w rodzaju animowanej (lub nie w przypadku zamkniętych akwenów) tekstury nałożonej na podłoże. 
Już w czasie swojej premiery Vietcong nie zwalał z nóg od strony graficznej. Modele postaci wyglądają nie najgorzej, są nawet dość szczegółowe. Ale mamy tu ponownie kwestię animowanych tekstur aniżeli obiektów trójwymiarowych.  Doczepię się również ilości dostępnych modeli. Ich liczba jest zatrważająco mała. Wyglądem różnią się tylko postacie centralne w grze, reszta to istny atak klonów. Zastanawiam się, w jakim stopniu twórcy przy tworzeniu modeli sugerowali się żartem z okresu wojny wietnamskiej, który mówił - "Nie ważne ilu zabijesz, i tak wszyscy wyglądają tak samo". 

Piekło Wietnamu

Jak na grę wojenną przystało sporą część rozgrywki spędzimy na pacyfikowaniu partyzantów oraz żołnierzy Armii Północnego Wietnamu. Sama walka jest dość przyjemnie zrealizowana. Jak na potyczki w dżungli przystało, starcia przebiegają bardzo chaotycznie. Przeciwnicy starają się wykorzystać ukształtowanie terenu (czasami do ostatniej chwili pozostają niezauważeni), zdarza się, że próbują nas okrążyć i wziąć w krzyżowy ogień, rzucają granatami itd. Jednak podobnie jak w przypadku naszych kolegów z oddziału ich skrypty odpowiedzialne za SI dość często miewają chwile słabości. 
Zdarzyło mi się widzieć scenę, w której wróg opuszcza bezpieczny okop a następnie ślimaczym tempem "szturmuje" nasze pozycje w pojedynkę. Inną ciekawą akcją był szaleńczy atak żołnierza Wietkongu a następnie zatrzymanie się jakieś 3 metry od mojej postaci i przeładowanie broni. Tego typu "rewelacje" nie są odosobnionymi przypadkami. Za pierwszym czy drugim razem to nawet bawi, ale w grze aspirującej do miana symulatora pola walki nie powinno mieć to miejsca. 

Braki w inteligencji - w opozycji do naszych kompanów - przeciwnicy nadrabiają celnością. Nawet na normalnym poziomie trudności raczej można zapomnieć o frontalnym ataku, ponieważ z reguły dwa góra trzy trafienia lub krótka seria zatrzymują nas na stałe. Próbkę tego, co potrafią nasi przeciwnicy otrzymujemy już w pierwszej misji, kiedy zostajemy zaatakowani przez wrogiego snajpera na otwartej przestrzeni. 
System obrażeń został tu całkiem ciekawie zrealizowany. Mamy pasek zdrowia, po otrzymaniu obrażeń jego stan zmniejsza się, co nie powinno być dla nikogo zaskoczeniem. Ciekawostką jest to, co staje się po interwencji medyka lub samodzielnym opatrzeniu rany. Kiedy rana zostanie opatrzona stan paska zostaje tylko częściowo zregenerowany. Mam tutaj na myśli fakt, że do końca misji nie uda się już podreperować stanu zdrowia do maksymalnego poziomu. Z każdym kolejnym postrzałem przestrzeń paska, której nie da się zregenerować jest coraz większa. Daje to o sobie szczególnie znać na wyższych poziomach trudności. Według mnie to bardzo ciekawe rozwiązanie zmuszające gracza przede wszystkim do przemyślanego zachowania oraz korzystania z naturalnych osłon. 
Paradoksalnie jak na grę o jednym z najbardziej brutalnych konfliktów XX wieku, Vietcong jest grą wyjątkowo bezkrwawą. Posoki jest tyle co kot napłakał. Ponadto nie widać miejsc, w które trafiliśmy przeciwnika. Również o widoku fruwających w powietrzu kończyn możemy zapomnieć. Nawet bezpośrednie trafienie z granatnika nie powoduje żadnego widocznego uszkodzenia ciała. Pisząc o walce nie można zapomnieć o uzbrojeniu. 

Tam naprawde są żółtki

Broń czyli orgazm kazdego dana militariów

Arsenał, który oddano nam do dyspozycji jest doprawdy imponujący. Każda ze stron dysponuje kilkunastoma modelami broni. Mamy tu noże, pistolety, pistolety maszynowe, strzelby, karabiny wyborowe, karabiny szturmowe, snajperki, ciężkie karabiny, granatniki oraz materiały wybuchowe. Sporo tego prawda? Powiem więcej, tutaj nie sprawdza się zasad ilości nad jakością. Broni jest dużo i z każdej sztuki strzela się wyśmienicie. 
Modele poszczególnych zabawek zostały bardzo wiernie odwzorowane wizualnie. Mamy tutaj praktycznie wszystkie narzędzia używane podczas wojny. Po stronie amerykańskiej znajdziemy słynne M-16, pistolet maszynowy Thompson, ciężkie M-60 nazywane przez amerykańskich pieszczotliwie "świnią" czy też kultowy pistolet Colt 1911. Strona przeciwna korzysta głównie z broni produkcji radzieckiej. Nie mogło zabraknąć nieśmiertelnego AK-47, doskonałego karabinu SVD Dragunov, czy legendarnej "pepeszy". 


Każda z broni ma swoje parametry jak zasięg, siła rażenia, rozrzut itd. Dostępne są również alternatywne tryby strzelania. Z reguły ogranicza się to do przejścia z trybu strzelania serią do oddawania pojedynczych strzałów, co poprawia celność. Na celność ma również wpływ pozycja, z jakiej prowadzimy ogień. Strzelając w biegu marne nasze szanse na trafienie kogokolwiek. Z kolei klęcząc lub leżąc ograniczamy lub praktycznie całkowicie eliminujemy drżenie rąk. Ciekawym rozwiązaniem jest również przypisane odpowiednim klawiszom opcji odpowiedzialnej za wychylenie się zza osłony, oddania kilku strzałów i ponownego ukrycia. Co do samego celowania tutaj również mamy dwie możliwości. Możemy skorzystać z graficznego celownika, który jest częścią HUD. Ten tryb prowadzenia ognia nie jest specjalnie efektywny, sprawdza się tylko na bardzo bliską odległość, kiedy nie mamy czasu użyć drugiego trybu. Alternatywnym trybem celowania jest korzystanie z przyrządów celowniczych broni. W tym trybie nasze strzały są o wiele celniejsze, ale nie ma takich historii, żeby ustrzelić z pistoletu maszynowego przeciwnika oddalonego o kilkadziesiąt metrów od nas. 


Taki stan rzeczy ściśle wiąże się z wyborem broni, którą zabierzemy na akcję. Albowiem nasz wojak nie jest typem Rambo, który dźwiga na sobie cała zbrojownię i zapas amunicji do niej. Na każdą misję możemy wybrać tylko jedną sztukę broni długiej oraz jedną sztukę broni krótkiej. Standardowo w wyposażeniu są nóż, granaty oraz morfina. Zapas amunicji, który możemy ze sobą zabrać również jest dość ograniczony, więc w początkowych misjach należy strzelać z rozwagą. Oczywiście, jeśli skończy nam się amunicja nic nie stoi na przeszkodzie, aby wyrzucić bezużyteczną broń i chwycić za tą, która przed chwilą była w rękach martwego już przeciwnika. 
Ilość dostępnych w zbrojowni zabawek powiększa się wraz z postępami w grze. Ten aspekt został dobrze przemyślany. Nie ma takiej sytuacji, kiedy najlepsze giwery zostają nam oddane do użytku na jedną lub dwie misje przed zakończeniem gry. Słowo "najlepsze" jest tutaj pojęciem względnym, gdyż tak naprawdę wybór broni w dużej mierze jest ograniczony typem misji. O tym, czego możemy się spodziewać z reguły informują nas raporty, które otrzymujemy przed każdym zadaniem. 

Zmiana trybu ognia w M16A1

Dźwięk 
 
Warstwa dźwiękowa jest kolejną mocną stroną Vietcongu. Pozostając jeszcze na chwile w temacie broni należy dodać, że nie tylko świetnie się z niej strzela. Dźwięki wystrzałów brzmią doskonale, seria z kałasznikowa niemal rozrywa bębenki w uszach. Można poczuć siłę argumentów trzymanych w dłoniach. Odgłosy wystrzałów są tak charakterystyczne, że po kilku misjach nie widząc przeciwnika po dźwiękach strzałów zorientujemy się jak jest uzbrojony. Efekty otoczenia również stoją na przyzwoitym poziomie. Po za tym możemy posłuchać rozmów naszych podwładnych a także nawoływania tubylców i przeciwników w ich ojczystym języku. 
Ponad to podczas pobytu w bazie pomiędzy misjami możemy posłuchać obozowego radio węzła. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby wejść do własnego bunkra i włączyć stojące na biurku radio. A tu kryje się miła niespodzianka, ponieważ w radiu możemy posłuchać samych przebojów z lat 60-tych, m.in. Jimmiego Hendrixa. Już w menu gry jesteśmy witani wpadającym w ucho gitarowym utworem. 

W grze możemy usłyszeć następujące utwory:

  1. Deep Purple – "Hey Joe"
  2. The Living Dead – "Vinyl Girl"
  3. The Bobby Lomax Journey – "Firestone Eyes"
  4. Francis Collins featuring the Memphis Horns – "Soul Lovin'"
  5. The Fur Seeds – "Hey!"
  6. The Jack Knifes – "Break on Free"
  7. Cave and the Brothers of Love featuring the Memphis Horns – "Everybody Diggin'"
  8. Northfield Shack – "Girls Won't Say My Name"
  9. The Outsiders – "You Don't Know"
  10. Cosmic Roulette – "Days of Fire"
  11. Davis – "Sun Sets Fine"
  12. The Stooges – "I Wanna Be Your Dog"
  13. The Groupies – "Primitive"
  14. Standells – "Riot On Sunset Strip"
  15. The Domes of Silence – "Selfless"
  16. The Domes of Silence – "Utopia"
Iggy Pop - "I Wanna Be Your Dog
 
Multiplayer czyli byliśmy żołnierzami
 
Oprócz trybu dla pojedynczego gracza, Vietcong oferuje bardzo przyzwoity tryb gry dla wielu graczy. Formułą przypomina on połączenie Counter Strike oraz Enemy Territory. Do dyspozycji oddano kilka trybów zmagań, w tym klasyczne tryby "każdy na każdego", tryb walk drużynowych czy też nieśmiertelne podkradanie flagi przeciwnika. 
Podobnie jak w Enemy Territory jest tutaj podział na klasy żołnierzy. Do dyspozycji mamy żołnierza, operatora radiowego, inżyniera, snajpera, operatora broni ciężkiej, skauta czy też medyka. Każda z klas dysponuje dostępem do różnego rodzaju uzbrojenia oraz umiejętności. Operator radiowy może wzywać artylerię, inżynier rozdaje amunicję oraz konstruuje pułapki, medyk leczy rannych kolegów z oddziału. Skóra żywcem zdarta ze wspomnianego wyżej ET, ale czy to źle? Jeśli naśladować, to tylko najlepszych. 
Różnicą jest tutaj mniejszy stopień kooperacji pomiędzy graczami. W Enemy Territory była ona niezbędna, aby osiągnąć cel misji. Tutaj została ona odsunięta na nieco dalszy plan, aczkolwiek współpraca pomiędzy graczami ułatwia grę no i przede wszystkim stwarza klimat działań wojennych. Ze względu na sposób poruszania się postaci potyczki wyglądają bardziej realnie. W Enemy Territory miały one nieco arcade'owy charakter, gdyż gracze wzorem Quake czy Unreala skakali i strafe'owali jak szaleni. Tutaj takie zachowanie nie ma racji bytu. 
Jeśli zmęczą nas potyczki w kampanii dla pojedynczego gracza oraz te toczone w sieci, możemy skorzystać z opcji "Instant Action". Wybieramy stronę, po której chcemy walczyć, broń i jazda. Instant action ograniczają się tylko i wyłącznie do zatłuczenia wszystkich przeciwników na planszy. Dobra rzecz jeśli szukamy rozrywki na kilka minut. 
 
 
Tym materiałem chciałbym również zapoczątkować blog o grach dziejących sie w wojnie w Wietnami w które warto zagrać. Max będzie ich z 5 wraz z Vietcongiem. Bo reszta to straszne gnioty.
Oceń bloga:
15

Komentarze (14)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper