Czy Snake dobrze skończył? Rozmyślenia i spekulacje na temat MGS V.

BLOG
820V
Czy Snake dobrze skończył? Rozmyślenia i spekulacje na temat MGS V.
SolidSnakePL | 04.08.2016, 13:06
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

"Miałem sen..." - szczerze mówiąc kilka dni temu miałem sen o tym jak powinna zakończyć się piąta część MGS-a. Od razu po przebudzeniu zapamiętałem jak najwięcej mogłem, a resztę dni spędziłem na spekulacjach oraz przemyśleniach na temat serii MGS. Moje wypociny możecie odnaleźć poniżej, proszę być jednak uważnym, gdyż są to po prostu moje opinie, a nie Bibilia oraz dlatego, że może się pojawić wiele SPOILERÓW odnośnie ZAKOŃCZENIA MGS V. Zapraszam.

Walka podświadomości ze świadomością.

Nie przyszedłem tutaj prowadzić naukowych wywodów, ani pouczać kogoś o roli podświadomości u człowieka. Ponoć podświadomość ludzka skrywa odpowiedzi na pytania, które człowiek albo boi się skonfrontować "na trzeźwo" albo na te, które zostają ostatecznie gdzieś zagrzebane w umyśle człowieka w oczekiwaniu na "lepsze czasy". Tak czy inaczej to co mi się przyśniło oraz to do czego doszedłem w mych spekulacjach tliło się w moim mózgu od czasu aż zobaczyłem te "prawdziwe" zakończenie MGS-a 5. Co mnie w nim bolało?

 

Najpierw kilka słów o MGS V

Zacznijmy od tego, że scenariusz najnowszego dzieła Konami (bo niestety nazwiska Kojimy chyba nie mają mieć tam według nich miejsca) pozostawia wiele do życzenia. Snake, nie jest sobą, prawdziwy Snake zawsze miał dużo dialogów, wypowiedzi, własnego charakteru i był pełen charyzmy. Podobnie Ocelot - zawsze grający największego dziwaka, psychola i wariata w serii,  w tej części został zamieniony w postać tutorialową, taką której jedynym celem jest praktycznie mówienie "wciśnij X żeby zrobić coś tam". A na dodatek Kaz, z dziwnego kolesia, z pewną głębią charakteru i wspólnika Big Bossa, stał się kolesiem mówiącym tylko "revenge", "vengeance" i ogólnie chcącego wszystkich zrobić w ch*ja (co mnie akurat śmieszyło). Do tego Metal Gear zawsze słynął z budowania, może nie perfekcyjnych, ale za to dobrze napisanych postaci kobiecych, jak The Boss, EVA czy też Naomi. Czymże jest w takim razie Quiet? Bo dla mnie niczym innym tylko sex-zabawką mającą wzbudzić kontrowersję. Wiem, że jej nagość oraz bycie cicho (a może Chico? :D ) jest "wytłumaczone" no ależ proszę, bez przesady. O panu z gołą czachą już może najlepiej zapomnieć, bo nie umywa się on do żadnego ze złoczyńców z tej serii (nawet Gene z Portable OPS miał lepsze motywy i bardziej złowieszcze plany niż on), a zamiast chociaż wynagrodzić swój brak siebie w grze jakimś dobrym starciem, umiera w 10 sekund. Ogólny wątek fabularny też nigdzie nie zmierza, szczególnie po tym jak ginie SkullFace, składa się on z randomowych sytuacji nie prowadzących nigdzie, pseduo-fajnie wygladajacych sytuacji (jedyne co mnie ruszyło to salutujący Bossowi żołnierze, gdy ten musiał ich zabić) oraz leniwego i nie na miejscu twista wrzuconego pod koniec. 
Tak bardzo jak kocham te najnajpierwsze gry z serii MG (tak Metal Gear, nie MGS) to uważam, że fani aż tak bardzo nie zabijali się żeby ktoś je wytłumaczył. Były to gry na automaty, gdzie fabuła składała sięz dwóch zdań, a Big Boss wyglądał jak Sean Connery. Nawet jeśli to serio musiało być to tak zrobione? Nie uważam by powrót z żywych Big Bossa w MG2 musiał być wytłumaczony tym, że w jedynce zginął jego sobowtór. Powrót do życia to jedno z mniej niewiarygodnych zjawisk w Naszej kochanej serii, przykładami może być choćby Liquid Snake przejmujący władzę nad Ocelotem w MGS2 lub ten totalnie nonsensowny wątek, gdzie Meryl żeni się z kolesiem turbo-biegunką. Ostatnią moją skargą jest oszukiwanie fanów, co jest w stylu Kojimy. Naprawdę czekałem na OSTATECZNE (ta, jasne) wyjaśnienie tego jak Big Boss stał się tym "złym", mimo tego, że Peace Walker i Portable OPS już bardzo dobrze to zrobiły (cholera, nawet MGS 3 już to idealnie zrobił...), a zamiast tego dostałem wprowadzenie Venoma, który nagle miał być mną? I doceniać to że 25 lat już My wszyscy podążamy za tą serią? Bitch please. Jak chcę być doceniony to idę do mamy na obiad. Jak chciałbym żeby zrobiono o mnie grę to pewnie, jeśli w ogóle zostałaby zrobiona, raczej nie sprzedawałaby się dobrze i nie biłaby rekordów popularności. Kojima myślał może, że wywinie numer z czasów MGS 2, i że MGS V, podobnie jak 2, otrzyma tę opóźnioną chwałę, ale nie wydaje mi się by to miało nastąpić.



Ciąg dalszy wypocin...

Nie zrozumcie mnie źle, jestem fanem serii MGS, w samym MGS 5 mam przegranych 100h+ i nie uważam by to była zła gra, ona ma po prostu złą fabułę. To teraz przejdźmy do moich spekulacji, czy zdołałbym przewyższyć geniusz Kojimy z moim wymyślonym i wyśnionym zakończeniem? Wątpię. Ale piąta część miała wiele wyjaśnić dla fanów, a nie być mega twistem twistu fabularnego sprzed 20 lat, nie musiał być to kolejny MGS, gdzie twist goni za twistem, to miała być taka swoista linka magika, gdy jak ją pociągniesz to wszystkie pętelki na jej początku i końcu się rozwiązują i którą można potem schować ze spokojem do szafy, mając w duszy uczucie spełnienia z rozwiązania 25 letniego nawarstwienia nieścisłości i niedomówień fabularnych.
Osobiście uważałem, że ten wątek z tym, że jest sobowtór BB to troszkę leniwe wyjście. Dla mnie lepszym zakończeniem byłoby pokazanie po prostu jak BB powoli "odwala". Bardzo dobre podwaliny pod to podłożył wątek z przynoszeniem zdjęć Paz, który sami się przekonajcie jak się skończył. Narastająca psychoza BB oraz jego paranoja i hipokryzja (choćby ukrywanie prawdziwego stanu jego broni nuklearnych przed "ONZ" w GZ) w końcu mogły go pokonać, podobnie jak Majora Zero. Osobiście spodziewałem się jakiegoś ultraparanoicznego zachowania, gdzie BB opuszcza Diamond Dogs, pózniej Outer Heaven, po to żeby infiltrować Patriotów od środka oraz by prowadzić przykrywkę dla jakiegoś szykowanego zamachu stanu (wiem, że wymagałoby to trochę retconu, ale każda kolejna część MGS retconuje poprzednią, więc...) co potem skutkowałoby wysłaniem Solida Snake'a do Outer Heaven w MG1. Podobnie, przez całą grę myślałem, że Sutherland gra Snake'a tylko dlatego, że w pewnym momencie pojawi się Solid, grany przez Hayter'a. Wiem, że jestem naiwny, ale dla mnie byłoby to piękne zamknięcie scenariusza (ewentualnie możliwość pokonania Big Bossa jako Solid Snake w zremasterowanym pojedynku z nim z MG1, jako ostatnia misja w MGSV). Uznałem, że pokazanie jak Outer Heaven funkcjonuje pod nieobecność BB, jego infiltracja i praca w Fox-Hound, młody Solid Snake (niestety młody Liquid nie spełnił moich oczekwiań, może wycięta misja mogłaby to naprawić), pokazanie ostatecznego poróżnienia między Ocelotem, a Millerem prowadzącego do tego, że jeden trenuje Liquida i mu pomaga, a drugi Solida lub pojawienie się w końcu Majora Zero (nie w postaci taśm!!!) i jakiejś jego konfrontacji z BB (ponownie w postaci filmiku, a nie taśm!!).  Poza tym w roli kobiecej w tej części bardziej widziałem Sniper Wolf, aniżeli Quiet. Myślałem, że będzie pokazane jak "Saladin" ją wyzwolił, dlaczego go tak podziwiała i to jak ich współpraca się zacieśniła. Spodziewałem się również jakiegoś krótkiego rzutu okiem na to, jak władza Patriotów odcisnęła się na ludziach z tamtej epoki oraz pokazanie przejścia władzy z rąk Zero do rąk SI (czy też AI jak kto tam woli). Mimo wielu nawiązań do roku "1984" Orwella i "Diamond Dogs' Bowiego, wciąż czułem niedosyt kontekstu, uważałem że ten wątek infiltracji, kultu jednostki w postaci BB oraz zakulisowych, Machiavellicznych manipulacji Zero mógł zostać lepiej pociągnięty. Jakieś ukazanie wielkiej parady na cześć "powrotu" Big Bossa do łask Patriotów, widok cieszących się ludzi i Big Bossa pogrążonego w smutku (podobnie jak pod koniec MGS3), będącego świadomym, że ludzie przed nim nie wiedzą, że czekają ich lata niewoli i prania mózgu aż do czasu ich uwolnienia przez Solida. Nie wiedzą, że czczą notabene zwykłego mordercę, kukiełkę rządów z czasów MGS3. Nie wiedzą, że podobnie jak ludzie w "1984" Orwella, ich wróg ciągle jest zmieniany; najpierw Ruskie, potem The Boss, potem Big Boss, a teraz nagle znowu ten sam BB, wróg, ma być on ikoną heroizmu, a domniemane zamachy z San Hyeronimo zostaną zapomniane w mgnieniu oka? 



Na sam koniec

Wiem, że moje myśli mogą się wydawać chaotyczne, ale jeśli ktoś ogarnia fabułę MGSa to nie powinien mieć problemu z ich zrozumieniem. Osobiście uważam, że MGS V był dziełem niepotrzebnym. Osobiście spodziewałem się bardziej emocjonalnego, pełnego złych omenów oraz "klejącego" wszystkie wydarzenia dzieła. Gdzieś słyszałem, że każdy MGS jest swoim własnym "brakującym ogniwem", bo bez MGS 5 i tak dobrze byśmy wiedzieli co się stało z Big Bossem. Bez Peace Walkera i Portable OPS również, już trójka nam wszystko pokazała i dała wszelkie motywy do "bycia złym'' Big Bossa. I tak można w kółko. MGS 5 tylko podzielił fanów, pokazał im jaki ta gra mogłaby mieć potencjał i zniknął. Jeżeli zamierzeniem Kojimy/Konami było wywołanie w nas tytułowego "Fantomowego Bólu'' to przynajmniej w moim przypadku mu się udało. Same moje spekulacje już mnie podjarały a ich wyobrażenie sobie na Fox Engine doprowadziło do mnie u ślinotoku, dlatego aż boli mnie na myśl, że potencjał Kojimy z czasów MGS3 i Peace Walkera nie został w pełni wykorzystany tu, gdyż wiem, że pewnie to co on by wymyślił zrównałoby moje teorie z ziemią i zasadziło na nich lilije. Dziękuję wszystkim za przeczytanie moich wypocin, trzeba było wylać swoje żale i przemyślenia na temat MGS-a, w końcu nazwa użytkownika zobowiązuje. Nie mogę się doczekać by usłyszeć Wasze spekulacje odnośnie tego, jak mogłaby się skończyć piątka  lub co chielibyście widzieć w kolejnym Metal Gearze (oczywiście rozważam tutaj sytuację, w której Konami zatrudni przyzwoitego reżysera + scenarzystę i nie wypuści tej gry na automat Pachinko). 

P.S - z góry przepraszam za wszystkie literówki.
~SolidSnakePL

Oceń bloga:
12

Komentarze (12)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper