Piątkowa GROmada #20

BLOG
1468V
Piątkowa GROmada #20
REALista | 10.02.2017, 00:21
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.
Jubileuszową GROmadę, zaczynamy mocnym uderzeniem. Dzisiaj moim gościem jest znany Youtuber.

Witamy w jubileuszowej dwudziestej GROmadzie. Zawsze zapraszaliśmy użytkowników PPE, ale stwierdziłem, że nie możemy się ograniczać tylko do naszego serwisu. Warto ściągnąć ludzi niezwiązanych bezpośrednio z portalem, ale związanych z grami. I tak oto powstał pomysł, aby zaprosić osobę z Polskiego Youtuba.

Gościem w dzisiejszej GROmadzie jest: NRGeek. Oddajmy mu głos.

Z tego miejsca chciałbym też podziękować Personowi, którego pomoc w zaproszeniu gościa okazała się bezcenna.


NRGeek

                Gdy dostałem propozycję napisania felietonu dla GROmady, pomyślałem, czemu nie, choć lepiej czuję się opowiadając przed kamerą niż pisząc. Następnie podrapałem się w moją bujną czuprynę i zapytałem siebie „ok, ale o czym mam napisać?” Jako, że w większości jesteście na bieżąco z nowymi grami, pisanie o tytułach w które już pewnie ograliście nie ma sensu, ale co z grami o których nigdy nie słyszeliście, takimi wiecie, z szalonych lat dziewięćdziesiątych, z pomysłami „od czapy”.

                Dziś rynek gier niezależnych sprzyja powstawaniu tytułów które są dziwaczne „Shower with your dad”, „Tree symulator” czy „I am Bread” to pierwsze lepsze tytuły z przebogatej biblioteki Steam. Kiedyś gier niezależnych było o wiele mniej, brakowało narzędzi, jak i potencjalnego sukcesu, stąd dziwaczne tytuły pojawiały się jako gry AAA, często będąc przyczyną bankructwa firmy, która włożyła w nie swoje paluchy. Ale po kolei

                Lata 90-te, na niemieckojęzycznej Vivie śmiga Scooter, Dr. Alban i przeróżnej maści boysbandy. To czas gdy Michael Jackson jest już biały i nagrywa hit za hitem. Na dworze młodzież (w tym ja) śmigają w kolorowych dresach z kreszu. W domach królują C-64, Amigii, Pegasusy i gdzieniegdzie PC. W roku 1993 na rynek zostaje wydany pierwszy CD-rom firmy Mitsumi. Nagle dyskietka o pojemności 1.44MB staje się przestarzałym, antycznym śmieciem gdy przyrównać ją do kolosalnej pojemności pierwszych płyt CD – 650MB. Przed developerami otwiera się nowa furtka, która wcześniej była zamknięta z powodu ograniczeń pojemności nośników. Pamiętajmy, że to era przed Playstation i grafiką 3D. Czym zapełnić srebrny krążek? Czego oczekują gracze? Oczekują filmów, masy filmów na płycie z aktorami, dźwiękiem, chcą aby wreszcie gry stanęły do wyrównanej walki z telewizją i kinem. Tak też się staje, pierwsze gry z wytwórni American Laser Games to celowniczki gdzie 100% gry to film w którym strzelamy do bandytów na dzikim zachodzie, kosmicznych piratów czy gangsterów. Karuzela interactive movie zaczyna się rozkręcać, a „spece” branżowi wieszczą rychły upadek kina na rzecz filmów interaktywnych gdzie sam wybierasz co będzie dalej. Tej z dzisiejszej perspektywy śmiesznej tezie ulegają także aktorzy Hollywood, którzy często, aby nie przegapić swojej szansy biorą udział w lepszych lub gorszych grach – Tim Curry, Christopher Walken, John Rhys-Davies, Tia Carrere, ale przyciąga to też aktorów których gwiazdy już dawno wyblakły Mark Hamill, Margot Kidder, James Earl Jones (głos Vadera).

W 1994 roku zostaje wydana gra Slam City z niezwykle popularnym w tamtym czasie koszykarzem Scottie Pippenem który wraz z Michaelem Jordanem prowadzili zespół Chicago Bulls do kolejnych zwycięstw.

Nie było w tym nic dziwnego gry sportowe wychodziły od zawsze, ale Slam City łączył grę sportową z interactive movie w jedno przedziwne widowisko. Wcielaliśmy się koszykarza który brał udział w meczach jeden na jeden. Przed nami rozgrywał się film z aktorami, na niego był nałożony nasz bohater który paralitycznymi ruchami próbował odebrać piłkę. Gra była dość trudna bo w sumie nie do końca było wiadomo co w danej chwili zrobić, bądź kiedy wstrzelić się jakim paralitycznym ruchem w odgrywający film aby odebrać piłkę i w konsekwencji zaliczyć rzut. Wisienką na torcie był ostatni mecz gdzie musieliśmy ograć samego Pippena, tytuł dość szybko został zapomniany i dziś chyba mało kto w ogóle kojarzy że coś takiego było, grę można było przejść w godzinę co przy dzisiejszym marudzeniu że tytuły są krótkie wywołuje  uśmiech politowania. Ciekawostka jest to, że studio o jakże oryginalnej nazwie Digital-Pictures ,które spłodziło ten tytuł później próbowało w ten sam sposób stworzyć bijatykę, ale była to niestety przedostatnia gra tego studia, może to i lepiej.

W 1994 roku firma Rocket Science Games wpadła na pomysł stworzenia gry która by była symulatorem kosmicznego pociągu i ubrać to w szaty interactive movie, tak,  to nie mogło się udać. Powstała gra o idiotycznym tytule Loadstar – The Legend of Tully Bodine.

Gra łączyła celowniczek na szynach (dosłownie) z historią opowiadaną za pomocą filmów z aktorami. Gracz wcielał się w Tully Bodine’a  gościa o aparycji pierwszego lepszego menela, który zobowiązuje się przewieźć pewien ładunek za sporą ilość kasiory. Naszym celem w tej strzelance na szynach jest niespodzianka… jazda po szynach, tak aby nie spowodować wypadku, oraz abyś za bardzo się nie nudził strzelanie do stateczków policji. Jeśli kiedyś jechałeś pociągiem i gapiłeś się w szybę przez dłuższy czas to wiesz, że to niezwykle zajmujące i interesujące doświadczenie. Loadstar idealnie je oddaje, z tym że o ile w pociągu krajobraz się zmienia, tutaj właściwie składa się z nieskończonej ilości tych samych elementów. Ta karuzela radości kończy się po ok. godzinie czasu gdy to Tully Bodine odlatuje swoim pociągiem w kosmos ku lepszemu życiu, na koniec gra odgraża się że możliwy jest sequel, całe szczęście firma nie dała rady, może przywaliły ja dolary które przywozili ciężarówkami za wydanie tego  świetnego tytułu, czy może poczuli się spełnieni po stworzeniu tak znamienitej gry, kto wie?

Okej piszę o typowych gniotach, ale co z grami ambitnymi bo przecież takie też wychodziły, prawda? A, jakże. W 1996 roku tego samego tygodnia co premiera gry Quake wychodzi na światło dzienne Azrael’s Tear stworzone przez Intelligent Games.

Nazwa firmy akurat bardzo adekwatna do poziomu zagadek w grze. W Azrael’s Tear wcielamy się w archeologa przyszłości który w 2012 roku… zaraz to chyba już teraz w przeszłości, hm. No więc, archeologa który bada tajemniczą jaskinię gdzieś w Szkocji. Powodem tego zadania jest plotka jakoby miał się tam znajdować święty greal. Początkowo gra była tworzona na zasadzie prerenderowanych sekwencji i statycznych obrazków jak w Myst, ale z czasem postanowiono przenieść ją w pełne 3D (podobnie jak Quake). Problemem było to, że wtedy nie było komputera na świecie który ogarnąłby grę chociaż w tych 30 ramkach. Ba, przy każdej zmianie komputera na nowszy zawsze sprawdzam czy w Azrael’s Tear można już grać. Mamy rok 2017 i nadal nie można, ale może za 20 lat? Kto wie? Gra korzystała z widoku pierwszoosobowego, poruszaliśmy się po bogatych w detale ale dość nieczytelnych lokacjach. Na naszej drodze stały zagadki jak i atakujące nas dinozaury.  Gra była wściekle trudna i topiła zwoje mózgowe w błyskawicznym tempie, zdecydowanie do dziś to pierwsza liga pod kątem zagadek. Mało komu udało się ją ukończyć, bo oprócz zagadek była walka ze sterowaniem, wrogami i własną słabością, a wszystko to w spektakularnych 10-12 klatkach na sekundę. Niemniej chcę w nią zagrać do dziś, czekam aż powstaną hiperkomputery oparte na grafenie podobno na nich Azrael Tear śmiga w 25 fpsach choć często dropuje klatki.

Na chwilę cofnijmy się do końca lat 80-tych a wiedzcie, że warto. Były to czasy gdy na video hulały kultowe dziś filmy kina kopanego – Amerykanski Ninja, Tysiąc oczu ninjy, Cyber Ninja, Czarny Ninja, Ninja Shoguna, Lady ninja. Tak, przełom lat 80 i 90 opanowały ninje, przeróżne,  czarne, żółte, białe, czerwone. Wszystkie kolory tęczy. Jednak ten japoński zabójca w filmach mało miał wspólnego z wojownikami z okresu Edo. Oczywiście, że branża rozrywki podjęła temat, powstała masa dobrych gier o ninja – Last ninja, Ninja Gaiden, czy po prostu Ninja. Ale w 1998 roku powstał tytuł o nieoczekiwanym tytule Ninja Scooter Simulator.

Tak, próbowano do „symulatora” jazdy na hulajnodze dorobić mitologię ninja. Zasadniczo była to typowa gra w której jechaliśmy w prawą stronę omijając przeszkody i skacząc na hopkach, ale jechaliśmy na hulajnodze, a kierowcą był ninja… w bejsbolówce założonej tył na przód… i czarnych okularach… i krótkich gaciach. Prawdopodobnie nazwa ninja została dodana w ostatniej chwili bo było to bardziej cool i na czasie. Natomiast ciekawie wypadła okładka tejże produkcji. Na której niebieski ninja w groźnej pozie trzyma swój miecz i stoi na hulajnodze, a w tle przyglądają mu się dwie czaszki i szary ninja. Epickość. Był jeszcze Ninja Golf ale to może kiedy indziej.

Wróćmy do lat 90-tych. Gry które miały reklamować jakiś produkt są znane nie od dziś. Kto pamięta Cool Spot reklamujące napój 7up, PepsiMana czy bardziej swojski Splinter Cell Chaos Theory gdzie reklamował się odsmradzacz Axe. Ze swoją grą postanowiła wyjść firma Colgate producent pasty do zębów. Gra została nazwana Colgate i była sympatyczną platformówką gdzie poruszaliśmy się po bliżej nieokreślonej jamie gębowej i jako biały ząb strzelaliśmy z pasty (oczywiście Colgate) do szwendających się tu i tam zarazków.

Pomysł nie był zły, tylko dość niefortunnie wybrano głównego bohatera, biały ząb, który porusza się na tle innych zębów. Czyj to ząb? Komu wypadł i dlaczego wypadł? Może od używania Colgate? Dziś takie rozmyślania dopadają nas gdy spojrzymy na tą dość zabawną grę, ale w latach 90-tych nikt się nad tym nie zastanawiał. Nawet to, że reklama bezlitośnie biła po oczach nikomu nie przeszkadzała.

Ostatnim tytułem będzie wydane 1996 roku Spycraft The Great Game.

Wybrałem ją z powodu, że jest to jedyna taka gra na rynku, a przy okazji przylgnęła do niej ciekawa teoria spiskowa. Spycraft jest grą szpiegowską w postaci filmu interaktywnego. O ile większość interactive movie starała się być poważna co kiepsko wychodziło. O tyle Spycraft jest poważny od samego początku do końca. Do gry zaproszono dwóch specjalistów od działań szpiegowskich. William Colby były dyrektor CIA oraz Oleg Kalugin były major KGB. Oprócz wystąpienia w grze, dawali konkretne wytyczne i rady odnośnie działania agencji wywiadowczych. Gracz wcielał się w agenta CIA który dostał zadanie wyśledzenia mordercy kandydata na prezydenta Rosji. Do wykonania misji mogliśmy używać przeróżnych gadżetów i o ile gra wydaje się być czymś pokroju Mission Impossible o tyle dostęp do gadżetów był dość prawdopodobny. A więc szukaliśmy po trajektorii kuli miejsca skąd padł strzał, preparowaliśmy zdjęcia czy używając prostego edytora dźwięku tworzyliśmy fałszywą rozmowę telefoniczną. Mało tego jeśli miałeś dostęp do internetu gra w czasie rzeczywistym wysyłała Ci wiadomości drogą mailową. Sam tytuł do dziś robi wrażenie choć technologie tam użyte wydają się dziś dość staroświeckie, ciężko pozbyć się myśli że tak właśnie działał wywiad. I tutaj narodziła się ciekawa teoria. William Colby został znaleziony martwy parę tygodni po premierze gry. Choć oficjalny powód śmierci to atak serca, pojawiły się tezy, że Colby za dużo powiedział i pokazał autorom gry, a w konsekwencji zdradził tajemnice państwowe. Czy tak było? Kto wie? Spyraft do dziś zostaje całkowicie unikalnym tytułem choć mocno archaicznym.

Wspomniane gry to wierzchołek góry lodowej. Produkcji które miały zaciekawić, zszokować pomysłem było na pęczki, a wierzcie mi spotykam się z takimi grami na co dzień. Takie gry wychodziły części dlatego, że były to czasy pionierskie, gdy nie do końca jeszcze wiedziano co się przyjmie, a co nie, było miejsce na eksperymenty. Dziś gry obliczone są na zysk, powielanie znanych pomysłów, produkcje taśmowe, nie oferują nic ponad to co już doskonale znasz. Nietuzinkowy pomysł czy nowatorskie wykorzystanie technologii jest niebezpieczne, choć dla takich właśnie pomysłów narodziła się gałąź gier Indii, które co rusz zaskakują świetnymi pomysłami na mechanikę. Jest tam miejsce na symulatory drzew i kamieni. W latach 90-tych wszystko mieszało się w jednym kotle. Nikt nie wiedział co okaże się sukcesem, a co okaże się przysłowiowym gwoździem do trumny developera.


Polecam wszystkim zajrzenie na kanał NRGeeka na Youtubie


Dziękujemy gościowi za zabranie głosu w jubileuszowej GROmadzie i zapraszamy do przeczytania następnej jak zawsze w piątek za tydzień.

Przeczuwasz, że w piątek będzie grubo? Chcesz napisać coś do następnej GROmady albo nawet ją poprowadzić?
Pisz, pisz, pisz! Tu chodzi przede wszystkim o dobrą zabawę!

Oceń bloga:
51

Komentarze (71)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper