W co gracie w weekend? #218

BLOG
1213V
W co gracie w weekend? #218
squaresofter | 08.09.2017, 00:06
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Witajcie. Moim dzisiejszym gościem jest MarBarRasta, który specjalnie dla nas napisał o The Last of Us Remastered. Natomiast ja mam na tapecie następujące tytuły: Uncharted 4, Xenoblade Chronicles X, The Legend of Heroes: Trails of Cold Steel, Skyrim oraz Fear Effect 2. Zapraszam wszystkich zainteresowanych do lektury, słuchania muzyki i do komentarzy.
[Wpis zawiera spoilery.]

Cześć!


Tym razem mam zaszczyt napisać Wam w co gram w weekend z tej strony barykady. Czy mam tremę? Nie, przecież i tak nikt tego nie przeczyta. Przynajmniej tak głosi plotka ;-) Mam to szczęście w nieszczęściu, że od początku tego roku mam cały czas weekend i mogę poświęcać swojej pasji więcej czasu niż kiedykolwiek mogłem sobie wymarzyć. Co mnie interesowało z wydanych już gier w tym roku, to ograłem i w oczekiwaniu na interesujące mnie premiery, coraz częściej wracam ponownie do gier kiedyś ogranych i bawię się znakomicie.


The Last of Us Remastered (PS4, Naughty Dog, 2014r.)
Od tygodnia gram w The Last of Us Remastered na PS4, który wygląda przepięknie. Mimo tego, że premiera miała miejsce w 2013r. na PS3, to dalej potrafi zawstydzić wiele gier wydawanych obecnie. Lecz nie nad grafiką chciałem się tu rozpływać (bo choć lubię tą z najwyższej półki, do czego przyzwyczaiły mnie tytuły ekskluzywne Sony) a o zawartości gry w grze, fabule i miodności. 

Trochę ciężko pisać o grze, o której wszystko zostało powiedziane, którą wiele osób ograło i ma o niej swoje wyrobione zdanie. Powiem tak, takiego pocisku emocjonalnego dawno nie dostałem. Kiedy cztery lata temu grałem w tą grę, to albo za szybko przez nią przeleciałem, albo nie byłem jeszcze gotowy na nią, albo niedojrzały emocjonalnie. Pewnie wszystkiego po trochu. Relacje między Joelem i Ellie to majstersztyk. Od początkowej niechęci ku sobie do końcowej przyjaźni, opieki, troski i ojcowskiej miłości. Te wszystkie doznania, nabierają na sile dzięki świadomości, że Joel traci córkę na początku gry. Mistrzowsko wplątane podczas rozgrywki dialogi i budowanie relacji między naszymi bohaterami potęgują klimat i dzięki temu zżywamy się z nimi jak z mało którymi postaciami w grach. Są bardzo autentyczne. Kiedy trzeba ponure, kiedy trzeba sypią żartami. Podczas swojej długiej podróży napotykamy wiele osób. Z każdą z nich przez jakiś czas podróżujemy dalej. Żadna z tych postaci nie jest dodana na siłę. Są one wyraziste i doskonale odgrywają swoją rolę. Mają jedną wspólną cechę, każda chce za wszelką cenę przetrwać jak najdłużej w tym ogarniętym epidemią świecie. Fenomenalny polski dubbing. Nieustająca akcja od pierwszej do ostatniej minuty gry, klimat, fabuła, różnorodność lokacji i nastrojowa muzyka, w moim mniemaniu czynią ten tytuł arcydziełem w grach video. 

Gra mnie wciągnęła jak bagno, jak Dziki Gon ;-) Skończyłem ją w środę około piątej nad ranem (nie mogłem się oderwać, chociaż o pierwszej mówiłem sobie "jeszcze tylko pół godziny, skończysz jutro..."). Tego samego dnia o piętnastej zacząłem NG+. Czad, lubię tak zatracić się w jakiejś grze bez opamiętania. Teraz skupiam się na znajdźkach. Nie ukrywam, że liczyłem na to, że wpadnie jakieś trofeum z nimi związane za pierwsze przejście, bo lizałem ściany jak pies ...wiecie co. Niestety kilku zabrakło. Teraz jak dobrze pójdzie to wpadnie kilka trofków. Na platynę raczej nie będę się porywał, raz że multi, dwa tryb trudności "Przetrwanie" i "Przetrwanie +". Aż tyle cierpliwości nie mam, ale postaram się z tej wybitnej gry wyciągnąć jak najwięcej. Grę najlepiej zacząć na wysokim poziomie trudności. Niższe są mało wymagające i nie stanowią żadnego wyzwania. Na wysokim poziomie, załatwienie po cichu każdego szwędacza czy klikacza sprawia frajdę. Na NG+ gra choć w pewnym sensie powinna być trudniejsza, to dzięki rozwiniętej postaci z pierwszego przejścia tak trudno nie jest. Jednak o stylu kamikaze możemy zapomnieć w każdej praktycznie lokacji. Pozostawanie w ukryciu i ciche eliminowanie zarażonych to podstawa sukcesu.

Mam nadzieję, że Was zaraziłem do ponownego przejścia tej gry. Gra zasługuję na to, żeby wycisnąć z niej maksymalnie jak najwięcej i mimo tego, że wiemy jak się skończy to przy każdym kolejnym przejściu bawimy się przy niej jeszcze lepiej. Jeśli jest jeszcze ktoś, kto nie grał w The Last of Us, niech czym prędzej to nadrobi, bo gra jest warta każdej złotówki i każdej poświęconej jej minuty. 


Squaresofter dzięki za zaproszenie. Napisać w tym kultowym blogu parę zdań od siebie to super sprawa i wiele dla mnie znaczy.


Udanego weekendu wszystkim!

MarBarRasta


Uncharted 4: Kres Złodzieja (PS4, Naughty Dog, 2016r.)

Miałem przejść Uncharted 4 drugi raz przed wrześniem a jestem dopiero w połowie. Nie mówię, że gra mi się nie podoba, bo piracki klimat ostatniej gry Naughty Dog naprawdę trafia w moje gusta, ale chcąc przejść dwadzieścia innych gier naraz z czegoś trzeba zrezygnować albo chociaż ograniczyć. Wiecie jednak jak to jest, niby nie potrafię znaleźć wiele czasu na raz ukończoną wcześniej grę, ale wystarczy dać mi trochę popływać łódką wokół pewnej rajskiej pirackiej wyspy, przeczytać jakąś ponurą historię o tym, jak dawni piraci załatwiali sprawy ze swoimi niesubordynowanymi podwładnymi i nagle wraca mi ochota na dalsze podróżowanie z braćmi Drake. Cała ta bujna roślinność, wszędobylskie palmy, góry, wieże, zatopione statki oraz pobliskie jaskinie robią na mnie mocne wrażenie. Jest na czym oko zawiesić, nawet pomimo tego, że gram w Kres Złodzieja w trybie celshading, który celowo rozmywa niektóre tekstury wykonane przez twórców z pełną pieczołowitością.

Spróbuję włączyć tą grę w ten weekend, choć jest to teraz niezwykle trudne, wziąwszy pod uwagę fakt, w jakie dwa molochy wpakowałem się z własnej woli. Przejdźmy do nich, bo już od kilku dni chcę się z Wami podzielić wrażeniami z tych gier.  


Xenoblade Chronicles X (WiiU, Monolith Soft, 2015r.)

Nie miałem zamiaru grać w Xenoblade Chronicles X. Mogłem po prostu zrobić to co inne chwalipięty, czyli trzymać grę na półce i chwalić się przed innymi tym, jaką świetnego exclusive'a kupiłem na WiiU albo dołączyć do chóru marud i wygadywać jakieś bzdury, że otwarty świat w jrpgu Monolith Softu nie zachęca do dalszej gry.

Nintendo jednak oświadczyło niedawno, że z dniem 8 listopada 2017r. porzuca Miiverse, a że produkcja Tetsuyi Takahashiego posiada w sobie funkcje społecznościowe, to musiałem wreszcie zabrać się za tytuł, dla którego kupiłem WiiU. Mam dwa miesiące, więc do raptem siedmiu godzin na liczniku, które spędziłem z tą grą przez ostatni rok dodałem 33 kolejne godziny przez ostatni tydzień i polubiłem nieprzyjazny świat Miry jak nigdy wcześniej.

Pewnie niektórzy z was mocno się skrzywią jak napiszę, że jest to japońska gra fabularna, w której fabuła jest niezbyt wysokich lotów. Oto bowiem ludzkość jest świadkiem kosmicznej batalii dwóch obcych cywilizacji i musi uciekać z Ziemi, aby przetrwać. Pech jednak chce, że jeden z ich statków rozbija się na obcej planecie, zamieszkanej na domiar złego przez całą masę potworów. 

Celem gracza jest zbadanie tej, składającej się z kilku olbrzymich regionów, planety.

Naszą bazą wypadową jest Nowe Los Angeles, w którym znajdują się dzielnice: administracyjna, handlowa, mieszkalna oraz baraki jednostki BLADE. Miasto stanowiące naszą bazę wypadową jest ogromne. Znajdziemy w nim pizzerię, kościół, boiska do gry w kosza i tenisa, domki jednorodzinne z basenami, park, hangar dla skelli, wszelkiego rodzaju sklepy oraz punkt, z którego możemy brać misje. Misje polegają na zabiciu jakiegoś silniejszego przeciwnika terroryzującego okolicę, zebraniu przedmiotów w celu przeprowadzenia dalszych badań nad florą Miry, unieszkodliwienie jakichś stworów o konkretnej porze dnia itp. Nie są to zadania poboczne na miarę Wiedźmina 3, ale grunt, że jest co robić. Niektóre zadania są bardzo przydatne, gdyż uczą nas łączenia jednego typu sond w łańcuchy, które zwiększają profity danej sony w zależności od tego, ile ich połączymy. W XCX możemy używać nawet sond, które pełnią funkcję magazynów miranium, które można następnie zainwestować w produkcję ulepszeń do naszego ekwipunku lub w rozwój oferty danego sklepu.

Cała Mira składa się z pięciu ogromnych regionów.

W Primordii znajduje się nasza baza wypadowa. To tu stawiamy nasze pierwsze kroki. Sylvalum to kraina śniegu i lodu. Oblivia to teren pustynny. Noctilum to olbrzymi las, w którym poczujemy się jak mrówka. Natomiast Cauldros to kraina skąpana w lawie, pełna nowoczesnej technologii. Możemy odwiedzić każdą z nich, ale potężniejsze potwory szybko nauczą nas respektu do tego niezbadanego świata.

Każda z tych krain charakteryzuje się inną topografią terenu oraz florą i fauną. Jedno jest pewne. Świat gry jest gigantyczny i jak ktoś lubi rolę odkrywcy, to XCX jest grą dla niego. Warto jednak zajrzeć na chwilę do wszystkich tych miejsc, napaść oczy pięknymi widokami i zapomnieć o całym świecie przy pięknej muzyce Hiroyukiego Sawano. Wyobraźcie sobie, że w jrpgu Monolith Softu niektóre piosenki nie są zwykłymi podkładami muzycznymi. Muzyce towarzyszy bowiem śpiew. I to jaki! Jeśli ciekawią Was teksty poniższych utworów, to otwórzcie sobie teksty piosenek przed odpaleniem muzyki z playlisty. Polecam też sprawdzić kawałki z wszystkich pięciu regionów w grze. 

Tekst piosenki pt. Uncontrollable

Tekst piosenki pt. Melancholia 

Na wieść o tym, że Yoko Shimomura nie będzie kompozytorką muzyki do XCX byłem strasznie rozczarowany, bo to co ona zrobiła przy poprzednim Xenobladzie na Wii jest we mnie żywe nawet sześć lat po premierze tamtej produkcji. Jednak byłbym niesprawiedliwy, gdybym twierdził, że panu Sawano brakuje talentu do tworzenia muzyki. Te piosenki tak mi się spodobały, że co chwila nucę sobie słowa z niektórych z nich i jeszcze bardziej chce mi się grać w tą grę.

Fabuła może nie trzyma poziomu Xenoblade Chronicles, ale autorzy przeszli samych siebie przy projektowaniu systemu rozwoju postaci. Nie dość, że mamy do dyspozycji szesnaście klas postaci a każda z nich posiada unikatowe umiejętności bitewne, które pozyskujemy wraz z awansem na wyższe rangi w wybranej klasie, to możemy je jeszcze rozwijać. Wybrana klasa pozwala nam też korzystać z różnych typów pancerzy i broni (m.in. nóż, długi miecz, tarcza, karabin szturmowy, gatling gun). W grze istnieje pełna swoboda w przełączaniu się pomiędzy odblokowanymi wcześniej klasami postaci. Niekoniecznie musimy lubić walczyć defensywnie, kiedy możemy ostrzeliwać wrogów serią pocisków z potężnej broni, co nie? 

Żeby tego było mało, to wraz z odblokowywaniem nowych klas otrzymujemy dostęp do nowych umiejętności biernych (np. zwiększenie zdrowia, celności lub obrażeń zadawanych bronią do walki wręcz lub dystansową), które również możemy rozwinąć. 

XCX pozwala także na modyfikowanie ekwipunku w grze w zależności od naszych potrzeb i preferencji.

System walki wciąż bazuje na dobijaniu obalonych przeciwników, ale tym razem ważne jest atakowanie ich słabych punktów, co znacząco ułatwia nam ich eksterminację.

Również aspekty społecznościowe XCX przypadły mi do gustu. Nic nie stoi na przeszkodzie, abyśmy zarejestrowali swoją postać, którą inni gracze mogą potem wypożyczyć za odpowiednią zapłatą i vice versa. Przy każdym logowaniu się do gry wybieramy, czy chcemy grać samodzielnie, z innymi graczami lub przyjaciółmi. Nawet jeśli nie uda nam się połączyć do gry z innymi graczami, to wciąż w naszym zasięgu pozostają misje grupowe, które zlecono jednej z ośmiu dywizji, którą przyszło nam reprezentować jako OSTZE. Chyba nie muszę dodawać, że podobnie jak w trybie dla wielu graczy w The Last Story wspólny wysiłek z innymi graczami pozwala nam zdobyć przedmioty niedostępne w żaden inny sposób w grze. Zamierzam bacznie przyglądać się wszystkim aspektom społecznościowym Xenoblade Chronicles X, bo za dwa miesiące nie będę miał więcej tej szansy. Właśnie dlatego przycisnąłem na poważnie tą grę i zastanawiam się jedynie nad tym, ile jeszcze z nią wytrzymam? Myślałem nawet o całkowitym zaprzestaniu jakiejkolwiek aktywności na portalu tylko po to, abym mógł spędzić więcej czasu z tą fantastyczną, rozbudowaną i zapierającą dech w piersiach produkcją. 


The Legend of Heroes: Trails of Cold Steel (PS3, Nihon Falcom, 2013r.)Przesz ostatnie dwa tygodnie nie spędziłem zbyt dużo czasu z klasą VII. Tak jak niedawno pisałem, doczekałem się w końcu wyników z egzaminów semestralnych i miałem rację ze swoimi pesymistycznymi prognozami, bo poszło mi na nich fatalnie. Zająłem przedostatnie miejsce z całej klasy. Niżej ode mnie była tylko Fie. Byłem jednak wniebowzięty, gdyż nawet mój marny wynik pozwolił naszej klasie wyprzedzić klasę pierwszą o kilkanaście punktów i zdobyć tytuł najlepszej klasy w Akademii wojskowej Thors. Najbardziej przyczynili się do tego Emma i Machias, którzy zajęli ex aequo pierwsze miejsce spośród wszystkich uczniów w szkole oraz dzięki Jusisowi, który był naraz za nimi, zajmując trzecią lokatę.

Do pierwszej klasy należą uczniowie z rodów szlacheckich, którzy zwyczajnie w świecie nie umieją przegrywać, bo przyszli zbulwersowani na nasz egzamin praktyczny, wykrzykując, że są od nas lepsi i mają zamiar udowodnić to w walce. Obrażali Alisę i Laurę, więc trochę się w nas zagotowało. Nasza wychowawczyni nie miała nic przeciwko, żebyśmy się z nimi zmierzyli. Muszę przyznać, że byli dosyć mocni jak na bandę zapatrzonych w siebie snobów, którymi byli. Po kolejnej porażce wciąż nas obrażali, ale gdy Sara powiedziała im, że poinformuje odpowiednie osoby z dyrekcji o tym, czym zajmują się w wolnych chwilach na uczelni, to podkulili ogony i wynieśli się z boiska, na którym doszło do awantury. Nie ukrywam, że danie im w mordę sprawiło mi większą satysfakcję niż pokonanie wszystkich potworów przez blisko 70 godzin gry, które spędziłem z tym jrpgiem. Nie cierpię ludzi, którym wydaje się, że są lepsi od innych, bo mają dobre pochodzenie i obcy jest im koncept biedy lub niepowodzeń w życiu. Nigdy wcześniej nie ucieszyłem się tak bardzo z faktu bycia uczniem klasy VII.


The Elder Scrolls V: Skyrim (X360, Bethesda Game Studios, 2011r.)

Nie widziałem Skyrima trzy lata. Spędziłem z nim wtedy 18 godzin i porzuciłem go z braku czasu. Później nawet o nim zapomniałem aż do chwili, gdy MarBarRasta zaczął o nim pisać w komentarzach do w co gracie w weekend. Dopiero wtedy w głowie zaświtała mi myśl, że przecież nigdy nie udało mi się ukończyć tego molocha Bethesdy. Przy pierwszym zetknięciu z tym tytułem dostrzegłem uproszczenia systemowe względem Morrowinda i Obliviona. Nie mogę darować twórcom, że w ciągu dekady seria The Elder Scrolls zgubiła wiele frakcji, dla których wykonywaliśmy zadania, wyrzucono z niej lewitację a następnie klasy postaci i specjalizacje a atrybuty takie jak siła, defensywa oraz inteligencja, które decydowały o wielu aspektach rozgrywki i miały wpływ na zdolności naszego bohatera, co miało też związek z awansem w rzeczonych frakcjach kompletnie wyparowały z tej serii. Nawet to, że nasz ekwipunek się nie psuje sprawiło, że mechanika tego zachodniego cyklu została uproszczona do granic możliwości.

Ktoś spyta: Po co więc w ogóle wróciłem do mroźnego regionu Tamriel? Zwyczajnie w świecie zatęskniłem za muzyką Jeremy'ego Soule'a.

Ów kompozytor miał straszny wypadek samochodowy kilkanaście lat temu a ścieżka dźwiękowa, którą skomponował po tym przykrym wydarzeniu do Obliviona była pochwałą piękna ludzkiego życia. Nie inaczej jest w Skyrimie. Tak bardzo się w niej zatraciłem, że nawet nie zwróciłem uwagi, kiedy licznik pokazał mi 50 godzin a ja nawet nie zauważyłem jak szybko zleciał ten czas na wykonywaniu prostych zadań dla Towarzyszy w Whiterun i na czytaniu książek, które nadają bardzo głębokiego kontekstu teologiczno-historoczyno-obyczajowego całemu uniwersum Bethesdy.

Co tam jakieś smoki? Co tam oskarżenia części graczy o to, że Bethesda zajmuje się tworzeniem produktów udających tylko rpgi? Niech nawet nie będą tymi rpgami. Najistotniejsze jest to, że mają taki klimat, że ciężko się od nich oderwać. Zacząłem swoją przygodę w Skyrim od rozbijania obozowisk okolicznych bandytów, następnie stworzyłem jakieś proste elementy ekwipunku, dostarczyłem ogniste sole alchemiczce, nieraz lazłem tam, gdzie niosły mnie nogi, kupię nawet dom a teraz kto wie, może nawet zajmę się też przerośniętymi latającymi jaszczurkami, które terroryzują niewinnych nordów? 


Fear Effect 2: Retro Helix (PSone, Kronos Digital Entertainment, 2001r.)

W Fear Effecta 2 pograłem najmniej z wszystkich rozgrzebanych przeze siebie gier, ale to nie znaczy, że nie zginąłem w akweduktach przynajmniej kilka razy zabity przez gromadę rozwścieczonych i krwiożerczych szczurów. Dopiero po kilku nieudanych próbach zrozumiałem, że muszę po prostu od nich uciec. Akcja w tym klasyku z pierwszego PlayStation bez przerwy przeskakuje pomiędzy obiema bohaterkami, więc zupełnie nie zdziwił mnie fakt, że nie zdążyłem się nawet nacieszyć grą Haną a już grałem jej mniej doświadczoną koleżanką imieniem Rain, która musiała się męczyć z jakimś chorym psychopatą. Gdy tylko udało mi się go powalić na ziemię, to coś mnie podkusiło, żeby sprawdzić czy wciąż dycha, no i zaspokoiłem swoją głupią ciekawość. Teraz nie wiem co się jej stało, więc staram się tego dowiedzieć grając znowu Haną. 

Udało mis się rozwiązać zagadkę z parą blokującą jej dalszą drogę, sam nie wiem jak, bo nie do końca zrozumiałem zagadkę ze ściany obok, która pokazywała 9 święcących się niebieskich słupków i 5 zielonych. Powciskałem małe kwadraciki na panelu po drugiej stronie pomieszczenia i cztery słupki same ustawiły się do odpowiedniej wysokości. Głupi to ma zawsze szczęście.

Następie rozwaliłem pokaźną ilość robotów zwanych Naprawiaczami, obejrzałem taśmę wideo z jakąś porąbaną reklamą na ich temat i teraz muszę złożyć jednego z nich do kupy, żeby pomógł mi z panelem, który ma krótkie spięcie i nie mogę otworzyć drzwi znajdujących się w jego sądsiedztwie.

Nie dość, że boję się wszystkiego tego, co spada mi niespodziewanie na głowę z sufitu, to jeszcze muszę rozwiązywać jakieś abstrakcyjne zagadki przy dosyć ponurej muzyce. Wszędzie widzę krew i trupy. To jest chore! A jeszcze bardziej chore jest to, że mało kto odważyłby się zrobić dziś grę z podobna mechaniką rozgrywki i w podobnych horrorowo-cyberpunkowych klimatach.


Na koniec dzisiejszego wpisu chciałbym podziękować MarBarRaście, który znalazł chwilkę na występ w dzisiejszym odcinku oraz wszystkim czytelnikom, którzy starają się podtrzymać mnie na duchu w chwilach zwątpienia. Wszyscy jesteście wspaniali i mam nadzieję, że jeszcze nieraz spotkamy się w tym cyklu blogowym.

Oceń bloga:
37

Komentarze (114)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper