Dodatek do recenzji Dark Souls PTDE [XI. Kwadratowe Przymierze]

BLOG
928V
Dodatek do recenzji Dark Souls PTDE [XI. Kwadratowe Przymierze]
squaresofter | 01.12.2015, 14:21
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Mój plan wziął w łeb. Zawiodłem a chciałem dobrze. Chciałem napisać recenzję Dark Souls z gośćmi, ale złośliwość rzeczy martwych, czyli edytor ppe.pl mi to uniemożliwił. Zanim skończyłem pisać swoją recenzję wyskoczyło mi info o przekroczonym limicie znaków. Pech. Potraktujcie zatem tego bloga jako dodatek do mojej receznji. Tylko w ten sposób uznam, że zrobiłem wszystko tak jak tego chciałem. [Blog zawiera spoilery.]

Planowałem napisać recenzję jakiej ten portal jeszcze nie widział, czyli taką, w której moi goście przedstawiliby swój własny punkt widzenia w sprawie nietuzinkowego Dark Souls. Uważam, że jest to zbyt duża rzecz, abym posiłkował się jedynie swoją opinią w tej sprawie.

Inni gracze powinni się wypowiedzieć. Choć edytor recenzji ppe.pl miał na ten temat inne zdanie, to nie mam zamiaru wyrzucić ich przemyśleń ot tak sobie. 

Poniżej znajdziecie mój tekst.

http://www.ppe.pl/recenzje/1711/recenzja-dark-souls-prepare-to-die-edition.html

Grze wystawiłem 9, ale wciąż uważam swój wpis za niekompletny, dlatego dopiero teraz macie szansę zobaczyć jedenasty, ukryty rozdział mojej recenzji Dark Souls. 


XI. Kwadratowe Przymierze

Zaprosiłem moich gości, gdyż wiedzą oni o Lordran znacznie więcej ode mnie. Niektórzy z nich byli tam pierwsi, zdradzili mi sekrety krainy przeklętej przez Mroczny Znak, walczyli u mego boku, i vice versa, próbowali mnie zabić a nawet pokazali, że obok Dark Souls nie mogę przejść obojętnie. Nie warto uciekać przed nieuniknionym. Trzeba się z tym zmierzyć. Tylko wtedy mamy szansę na spokój ducha.


 From Software po nie tyle zjawiskowym, co wręcz wytyczającym nowe standardy Demon's Souls nie spoczęło na laurach, przedstawiając w duchowym sequelu kolejny poziom przemyślanej złośliwości i masochizmu. Nowa kraina - Lordran - ma dużo bardziej otwartą strukturę od Nexusa, a system korzystania z ognisk potrafi być dla nas na równi wybawieniem, jak i przekleństwem. Niezmieniona pozostała jednak wizja świata - spotkanie z każdym nowym, groteskowym przeciwnikiem to duże przeżycie (to samo tyczy się bossów), a zwiedzanie nawiedzonego Starego Londo, ostrożne zagłębianie się w Kryptę Olbrzymów z latarnią w ręce czy wykrywanie ścieżek w Kryształowych Jaskiniach to widokówki zapadające w pamięci i definiujące wspomnienia o grze. Owszem, dokuczyć potrafią niekiedy nieszczęsne spadki animacji, ale niech cię to nie powstrzymuje przed zapoznaniem się z tą twardą, starą szkołą - całe Lordran czeka na odkrycie, a historia Nieumarłego Wybrańca - na zamknięcie.

Daaku: 9,5

Nigdy nie zapomnę chwili, gdy poszliśmy z Daakiem walczyć z gargulcami. Chciałem mu pomóc w ich pokonaniu, żebyśmy mogli trochę pograć z Affkiem. Wchodzimy przez mglę, odpalam dwa razy Burzę Ognia, po gargulcach nie ma śladu a zaskoczony Daaku nie wie o co chodzi. Walka trwała może z 15 sekund.


Do Dark Souls długo nie umiałem się przekonać. W końcu po rekomendacji kolegów (głównie squaresofter i Daaku) dałem radę ujarzmić smoka o nazwie Dark Souls.

DS to ciężka gra do oceny, bo z jednej strony gra wciąga jak diabli, a z drugiej strony strasznie denerwuje częste umieranie, które jest chlebem powszednim w tej grze. DS to przede wszystkim arcy klimatyczny RPG nastawiony na walkę z wszelkiego rodzaju wrogami, oraz świetnie zaprojektowanymi i wymagającymi boss'ami. Gra nabiera rumieńców, gdy gramy online z innymi graczami szczególnie w co-opie.

Dla mnie osobiście DS to wyjątkowa gra, jednak nie pozbawiona wyraźnych wad. Do największych minusów tego tytułu wymienię choćby animację, która nie raz potrafi się dość mocno dławić, dodatkowo wkurza ślamazarność naszej postaci, ruszającej się czasem jak mucha w smole... Największym plusem gry jest oczywiście stopień trudności, który uczy nas graczy na własnych popełnionych błędach.

W grze szczególnie podoba mi się system walki, który uważam za chyba najlepszy wśród gier RPG, a duży atut to między innymi dostępna cała masa broni białej, która zadowoli chyba każdego kolekcjonera wszelkiego rodzaju rynsztunku.

 DS jest grą, którą geniusz doceni się tak na prawdę po wielu godzinach grania. Jak dla mnie Dark Souls jest jedną z najlepszych gier siódmej generacji konsol, a moja ocena to 8, ze względu na wyraźnie problemy techniczne, przeszkadzające w graniu, choć sam miodny gameplay zasługuje zdecydowanie na ocenę 10. To tyle ode mnie. Pozdrawiam.

Gab06: 8

Gab strasznie narzekał na początku na Dark Souls, ale jak wspólnie pograliśmy, jak zginął odpowiednią ilość razy, aby zahartować się w bojach, i jak znalazł w końcu Zweihandera, to mogliśmy toczyć dyskusję na temat tego, który boss jest najtrudniejszy i  jakiej tarczy, pancerza i broni najlepiej używać.


Pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy po otrzymaniu propozycji napisania tego tekstu: Co by tu odkrywczego wyłożyć o tytule o którym napisano już tak wiele? Proste! Własne przemyślenia bo to w końcu moje 3 grosze. Będą SPOILERY.
„Za co kocham ten tytuł? Co go wyróżnia?” i wiele podobnych pytań sprowadza się według mnie do jednego konceptu: Dark Souls pozwala każdemu graczowi wejść do świata dark fantasy i poczuć (dotkliwie) co to znaczy.

Rozkładając na czynniki pierwsze wspomnianą konwencję; w przeciwieństwie do innych gatunków fantastyki  w jej mrocznej wersji wszystko obdarte jest z ozdobników, a bohaterowie na każdym kroku są brutalne sprowadzani na ziemię. Tacy herosi znaczą niewiele więcej od przeciętnego chłopa/NPC’a, który ginie zmasakrowany przez trolla czy innego wilkołaka, a różnią się tym, że po prostu nie umierają i nawet to nie zależy tyle od ich umiejętności, ile często od ślepego trafu… Dark Souls pełną gębą, oczywiście poza tym nie umieraniem. :) Nie bez podstawy w Dark Souls daje się też zauważyć inspiracje mangą Berserk, która jest; oczywiście moim zdaniem;  najlepszym przedstawicielem dark fantasy, gorąco polecam.

Grę zaczynamy jako nieumarły w lochu na końcu świata i właśnie tutaj dostajemy pierwszy z motywów, dzięki którym seria Souls to fenomen: prowadzona przez nas postać nie różni się niemal od zwykłego człowieka zakutego w zbroję (mag i piromanta też pod to podpadają), a musi mierzyć się z najbardziej niesamowitymi, monstrualnymi i zwyczajnie miażdżąco silniejszymi fizycznie oponentami. Niezależnie jak rozwiniemy naszą postać, każdy przeciwnik jest w stanie zabić; zwłaszcza zlekceważone mięso armatnie z początkowych lokacji.

Kolejnym filarem Dark Souls spajającym rozgrywkę i fanów jest fabuła, a raczej jej pozorny brak. Na początku zabawy umierający rycerz karmi nas legendą o nieumarłym wybrańcu co wydaje się potwierdzać fakt, że wielki ptak (pozdro BigBird), zabiera akurat nas gdzieś do siedliska bogów. Bzdury! Każdy napotkany bohater niezależny jest potencjalnie takim samym jak my wybrańcem czyli nasz bohater pod tym względem także nic nie znaczy (patrz wyżej: konwencja). Kiedy już uda nam się zabić w dzwony przebudzenia nie udowadniamy, że jesteśmy godni przeznaczenia wybrańca tylko stajemy się nim w toku wydarzeń. Zresztą alternatywą dla pogoni za przepowiednią jest bezczynność i pochłonięcie przez klątwę nieumarłych, więc wybór raczej z tych iluzorycznych.

Sama fucha Wybrańca to też nie przelewki, ponieważ zostajemy wrobieni przez hurraoptymistycznego i nieszczerego prastarego „węża” w pokonanie upadłych półbogów/potężnych demonów, aby przywrócić erę ognia lub inny ukryty wąż tym razem nie mówiący całej prawdy, sugeruje abyśmy sami stali się mrocznym lordem; tak czy inaczej trzeba odwalić brudną robotę, a skutek końcowy jaki by nie był nie wyjdzie naszemu (anty)bohaterowi na dobre.
W Dark Souls kolejne wyzwanie stanowi samo poznanie fabuły, którą wydzieramy z wypowiedzi nie do końca prawdomównych czy doinformowanych NPC’ów oraz niejasnych opisów przedmiotów. Dzięki takiej formule praktycznie do dzisiaj w Internecie fani prowadzą dyskusje na temat zawiłej historii uniwersum i motywacji poszczególnych postaci co jest już fenomenem w skali branży gier.

Kolejnym ważnym elementem Dark Souls są nasi wrogowie oraz sama kraina, którą przemierzamy. Każda lokacja w Lordran emanuje wręcz minioną chwałą, a przeciwnicy zajmujący dany obszar zajmują go i/lub stali się tacy a nie inni z jakiegoś uzasadnionego fabularnie powodu, który można odkryć. To samo tyczy się bossów, którzy są jednymi z najlepszych w historii gier: będąc mniej lub bardziej wpisanymi w konwencje fantasy, każdy z nich jest niesamowicie oryginalny i zwyczajnie ma to „coś”. Wszyscy przeciwnicy w grze są bez wyjątku bezlitośni i nie wybaczają najmniejszego błędu co idealnie łączy się z mechaniką gry, która uczy walki poprzez zgony idące w setki.

Na koniec muszę wspomnieć o dodatku przedstawiającym prawdziwą historię rycerza Artoriasa. To DLC zawiera w skondensowanej formie wszystkie przytoczone przeze mnie zabiegi i idealnie dopełnia pozornie zamkniętą historię z podstawki; fabularnie:  paradoks czasowy determinujący przyszłe wydarzenia czy tego chcemy czy nie, prawda o bohaterskim Artoriasie i geneza Odchłani; gameplayowo: rewelacyjni bossowie, przeciwnicy wymagający innego podejścia i ekwipunek pozwalający na nowe typy rozgrywki, a wszystko to jest wręcz komplementarnie zgrane z mechaniką i fabułą podstawki.

Dark Souls jest moim zdaniem pozycją ponadczasową i polecam ją każdemu graczowi z samozaparciem.

Pozdrawiam

P.S. Na deser objaśnienie fabuły z przymrużeniem oka. ;)

Mizer: 10

Mizer nieraz był gościem we W co gracie w weekend? Tajemnicą poliszynela jest rozwiązania zagadki odnośnie tego, co lubi bardziej, Dark Souls, czy Dragon's Crown?

P.S, Filmik zabija. Jeśli go nie obejrzycie nie jesteście godni wstąpić do mojego przymierza.


  Wszyscy kochamy przygody, dzięki którym żyje się ciekawiej i mocniej. Samo życie jest największą przygodą..ale czasem potrzebujemy jakiejś odmiany od codziennych spraw i uciekamy w świat gier, książki lub kina.

Opowiem Wam o przygodzie, która była mroczna, piękna, trudna, pouczająca, smutna i pełna kontrastów. Dark Souls jest przygodą, którą chłoniesz z gorącą furią i niezłomną determinacją lub wycofujesz się przerażony przeciwnościami, które na Ciebie czekają.

Dark Souls jest przygodą, która uczy, że mimo niezliczonych upadków musisz wstać i iść dalej, Dark Souls jest kowadłem, na którym testujesz swoją wolę.

Dark Souls uczy pokory, sprytu, taktyki i planowania - uczy w prosty sposób - poprzez śmierć. I tylko od Ciebie zależy, czy śmierć będzie końcem czy początkiem - masz wybór: wstać i próbować dalej albo rzucić padem o ścianę i powiedzieć..głupia gra!

Zawsze lubiłem i wierzyłem w powiedzenia, że "nie można się nigdy poddawać","to co mnie nie zabije - uczyni mnie silniejszym"..i chyba znalazłem w końcu namacalny i brutalny sens tych słów w niezwykłej grze, jaką jest dla mnie Dark Souls.

Czasem twórcy gier inspirują się sensem życia i wartościami, które są ponadczasowe i próbują coś nam przekazać, tak wiem, że gry mają bawić i wszyscy chcą zarobić - ale jeśli przy tym znajduję dla siebie jakiś pierwiastek magii i gra współgra z [istotą] mojej osobowości, to gra staje się przygodą, której się nie zapomina i która mnie kształtuje jak wspaniała książką lub film, które przeżyłem kiedyś, lub prawdziwe przeżycie w realnym świecie.

Do Dark Souls pasuje mój ulubiony tekst Roberta W. Service: "Zbierzesz kiedyś plon swego trudu, nie trać więc fantazji ni ducha! Sięgnij swej głębi, bo łatwo się poddać. To podnieść głowę jest trudno. Łatwo rozpaczać, żeś pokonany - i odejść z tego świata, prosto się czołgać i rakiem odpełznąć. Lecz przecież walka, zmaganie do końca, gdy tracisz nadzieję z oczu - To właśnie jest gra twego życia! Choć starcie groźniejsze jedno od drugiego, a ty połamany, rozbity i w strachu. Spróbuj raz tylko jeszcze - bo przecież: Śmiertelnie łatwo jest umrzeć - To trwanie przy życiu jest trudne! " Esencja Życia..czyż to nie jest esencja Dark Souls...?

ManoWar74: 10

Ech, Mano, mordo Ty moja! Wzruszyłem się. To było genialne.


Moje spotkanie z Dark Souls'em, nie było miłością od pierwszego wejrzenia. Po pierwszej godzinie gry złapałem się za głowę i pomyślałem „o matko co to za crap”.

Dobrze, że nie dałem się ponieść pierwszemu wrażeniu i grałem dalej. I tak z godziny na godzinę, moje negatywne nastawienie do gry przemieniło się w zachwyt. Wysoki poziom trudności sprawia, że trzeba być zawsze czujnym, bo śmierć czyha na każdym kroku.

Pokonanie wymagającego przeciwnika daje tak olbrzymią satysfakcje, że nie da się tego opisać słowami. Jest to tytuł z wypływającym z ekranu klimatem.

Bardzo podoba mi się to, że gra ma otwarty świat i nie prowadzi gracza za rączkę. Tylko metodą prób i błędów można dowiedzieć gdzie powinno się iść (tu sprawdza się pewna zasada, jeżeli przeciwnik zabiera Ci jednym hit'em prawie całe zdrowie, to uciekaj ile sił w nogach).     

Grafika nie powala, ale design świata i potworów jest świetny i różnorodny. Sam system walki jest dość prosty (chodzi mi o samą walkę bronią), natomiast robi się dużo bardziej rozbudowany w momencie, gdy do gry wkraczają czary, cuda czy piromancja.

Jednak nie wszystko się udało, po pierwsze i najważniejsze, takich spadków animacji, to chyba nie widziałem w żadnej grze na siódmej generacji konsol, a zwłaszcza w legendarnym już Brighttown, gdzie prawie cały świat to zestaw spadków animacji.

Drugą dla mnie sporą wadą jest brak fabuły, bo to cząstkowe, coś co jest w tej grze fabułą nie nazwę. Dla mnie w rpg'u najważniejszym elementem gry jest fabuła. Tutaj tego nie ma, przez co z góry DS ma dla mnie duży minus.

Irytujący jest też backtracking, który w sposób sztuczny wydłuża rozgrywkę. Podsumowując jest to jeden z najlepszych rpg'ów minionej generacji, dający dużą satysfakcję, ale nie należy do samograjów, których na rynku jest na pęczki.

 

P.S. Pragnę nadmienić, iż praktycznie w ogóle nie grałem przez sieć, więc moja ocena odnosi się tylko i wyłącznie do gry w trybie offline.

Cyborg: 9

To po ilu godzinach dowiedziałeś się, że mając ciało można przywoływać npc'e? Po czterdziestu? Hahaha.

P.S. Dzięki, że powiedziałeś mi jak zdobyć lalkę, dzięki której mogłem spotkać się z Priscillą. W życiu nie domyśliłbym się tak chorej akcji.


Dark Souls to fenomen na niemałą skalę, który swoim sukcesem zaskoczył nawet samych twórców. Na przestrzeni dziesięciu lat siódmej generacji konsol, kiedy to inni twórcy bardziej skierowali swoje oczy w stronę graczy mniej hardcorowych, nagle pojawia się seria, która nowo przyjęte standardy, iż gra musi być „bardziej przystępna” ma głęboko w d… poważaniu,   serwując nam - mający już miano legendarnego -  bardzo wysoki poziom trudności.

Niby nic odkrywczego. Zwiększono obrażenia zadawane przez przeciwników oraz także ich pojemność paska HP, do tego jeszcze atakują najczęściej grupami. Mimo wszystko wystarczyło tylko podkręcić w paru miejscach, aby wywołać małą rewolucję. Uczenie się na pamięć zachowań przeciwników, wyszukiwanie słabych punktów u bossów, ciągłe skupienie oraz najważniejsze – uczenie się na własnych błędach. Gra niejednego nauczyła pokory.

Wysoki próg wejścia odstraszył i zniechęcił wielu graczy przyzwyczajonych już do samo regenerującego się zdrowia oraz checkpointów co minutę. Jednakże znalazła się grupa graczy (niemała zresztą), która pokochała „pierwszego Souls’a” oraz Dark Souls za ten wyśrubowany poziom trudności, który dodatkowo jeszcze zwiększa się przy New Game plus. Ale nie tylko za to.  

Dark Souls charakteryzuje się także przepięknymi lokalizacjami  oraz designem świata. Aż trudno uwierzyć, że Japończycy odpowiadają za grę z europejską średniowieczną architekturą.  Wygląd miejscówek, broni, zbroi, przeciwników, a kończąc na samych bossach, jest po prostu genialny. Dodatkowo, a może nawet i najważniejsze z ekranu wylewa się mega klimat. Mroczny, przygnębiający, wręcz dołujący. Historia spowita jest gęstą mgłą. Musimy aż wyrywać strzępki informacji i składać je kawałek po kawałku, aby poznać historię Lordran. Jest w tej grze coś takiego, że pomimo kolejnych śmierci wciąga niesamowicie i chcesz brnąć dalej w niebezpieczny i tajemniczy świat.

Dark Souls nie jest jednak grą idealną. Podsiada wady, a jedną z nich jest kamera, która ma tendencję do „odbijania się” od ścian. Zdarzyło mi się kilka razy kiedy to w pełnym sprincie wbiegałem do wąskiego korytarza a kamera zaczęła obijać się po ścianach. Taka sytuacja potrafi mocno zdezorientować,  a to może prowadzić niechybnie do kolejnej śmierci. Szczególnie na wąskich kładkach jak np. Anor Londo (droga do katedry po lewej stronie) albo New Londo Ruins (miejsce gdzie znajduje się Fire Keeper Soul) gdzie prowadzi to do szybkiej śmierci.

Kolejną sprawą, którą raczej nie uznaję jako wielki minus, ale potrafi razić w oczy. Chodzi o animację tonięcia, a raczej jej kompletny brak. Postać po prostu leci na dno jak tonowy odważnik i bardziej to przypomina jakbym przelatywał przez teksturę i czuję się w tym momencie jakbym cofnął się w czasie o dwie generacje.

Przyczepiłbym się jeszcze o to, że możesz dostać strzała od przeciwnika przez ścianę, ale skoro działa to także w drugą stronę to można puścić to płazem.

Cóż mogę napisać w tych kilku zdaniach kończących/podsumowujących. Jestem fanem serii Souls. Ograłem Demon’s Souls i ograłem Dark Souls. Jakoś nieszczególnie poczułem większy poziom trudności „ciemnych dusz” w porównaniu do „demonicznych”. Zginąłem kilkanaście razy, utraciłem z sto tysięcy dusz, ale nie płakałem, nie kląłem i nie rzucałem padem. Powiedziałbym nawet, że czas spędzony z DkS będę wspominał jako miłe wspomnienie. Wspomnienie gorączkowo trzymanego pada, spoconych dłoni, nerwów i ogromnej radości po pokonaniu przeszkody/bossa.

emas: 9,5

Niedawno straciłem czterysta tysięcy dusz po przejściu całego malowanego świata. Dwie godziny wyrzucone w błoto. Płakałem, ale pokonałem Cię w bezpośrednim starciu, więc dziś narzekać nie będę, szczególnie, że postawiłeś mi zaporowe warunki i musiałem używać człowieczeństwa do leczenia. Dobrze, że mierzyliśmy się na tej wąskiej skarpie, bo w pancerzu Havla jestem tak wolny, że na otwartej przestrzeni szybko byś mnie położył dwoma ciosami w plecy.


Dark Souls to tytuł, który leżakował na mojej półce z grami niczym wino w chłodnej piwnicy. Akurat w tym przypadku nie powiedziałbym, że mamy do czynienia z porównaniem typu "czym starsze wino tym lepsze", aczkolwiek ja sam chyba musiałem "dojrzeć", aby móc w pełni zasmakować tego tytułu.

W zeszłym miesiącu, podjarany streamem osoby pierwszy raz ogrywającej DS, stwierdziłem że czas w końcu zabrać się na poważnie za umieranie. Po stosownych przygotowaniach prowadzonych pod czujnym okiem jutubowych instruktorów oraz rygorystycznym treningu wyruszyłem do Lordran.

Co od razu urzekło mnie w świecie Dark Souls, to ociekający przygnębiającą atmosferą świat. Od momentu wylądowania w Lordran miałem wrażenie, że każda kolejna lokacja stawała się bardziej mroczna i jeszcze bardziej wrogo do mnie nastawiona. Przynajmniej  do czasu, gdy po raz pierwszy  postawiłem swoją trupią stopę w Anor Londo. Tu po ukończeniu, według mnie, jednej z najtrudniejszych walk, a następnie audiencji u najcudowniejszej istoty w Lordran, w końcu elementy układanki zaczęły nabierać kształtu - a przynajmniej tak niektórzy chcą, żeby nam się wydawało.

Co ciekawe, ten moment jest swego rodzaju punktem zwrotnym, gdzie nasz bohater ma już dosyć bycia popychadłem , zakłada koszulkę z napisem chcę być jak Kazuya i rusza do siłowni. W moim przypadku padło na build Czarnego Rycerza. Zbroja tej postaci to chyba najpiękniejszy kawałek stali jaki widziałem, a biorąc pod uwagę jej lore, to już chyba nie da się być bardziej bad ass.

Jak już zahaczam o lore i fabułę, to jest to kolejny element, który Dark Souls podaje nam w bardzo fajny sposób. Wszechobecnym, a jednocześnie nieistniejącym narratorem jest otoczenie.  

To co sami przeczytamy, zauważymy i wywnioskujemy wpłynie na to, czy zrozumiemy co tak naprawdę działo/dzieje się w świecie DS.
Tu trzeba przyznać, że po złożeniu wszystkich elementów w całość, okazuje się, że fabuła jest jednym z silniejszych atutów Dark Souls. Nawiasem mówiąc, w tej grze nie ma co liczyć na sztampowego złoczyńcę i bohatera zbawiciela. Tu nie ma podziału na dobro i zło, a naszym jedynym prawdziwym wrogiem jest schyłek epoki czy nawet istnienia świata.

Na koniec zostawiłem sobie problemy, które niestety bardzo często psuły mi zabawę z DS. Jednym z głównych winowajców jest płynność animacji, a dokładniej jej brak. Gra w wersji na PS3 bardzo często gubi klatki i to w najgorszych momentach. W rozgrywce, w której liczy się każdy unik, to coś czego nie mogę wybaczyć.
Kolejny minus należy się lokacjom. Pomimo tego, że są one przepięknie zaprojektowane pod względem prezentacji, to niestety często miałem wrażenie, że najpierw zaprojektowano ich wygląd, a następnie dopiero ktoś zastanawiał się jak gracz będzie po nich nawigował.
Ostatecznie pozrzędzę sobie na kilka źle zaprojektowanych walk z bossami. Tak, patrzę na was Bed of Chaos, Demon Firesage i Capra Demon. Na tym drugim omal nie uszkodziłem pada.

Podsumowując, Dark Souls to świetny tytuł, który wciąga jak bagno. Niestety, przez niedociągnięcia natury technicznej nie potrafię dać tej grze oceny wyższej niż 8,5. Jak już kiedyś wspominałem, gra zasługuje na wszystkie "achy" i "ochy", jednak zbyt często przymyka się oko na jej wady

Calam: 8,5

Z Leżem Chaosu męczyłem się cały dzień, żeby w ogóle dojść do tego, o co chodzi w tej walce. Koszmar. Tłuścioch używa Gniewu Bogów (siła uderzeniowa rozchodząca się wokół niego praktycznie po każdym jego ataku), więc jak nie używa się przy nim Magicznej Bariery, to będzie bolało. Chwaliłeś się przed chwilą swoim buidem. Teraz ja pochwalę się swoim. Raz wszedłem do niego w Pancerzu Havla i bodajże z jego tarczą. Nie dał mi się ruszyć spod mgły przez całe starcie a i tak go zlałem, z rzadka go atakując. Jednak najlepszym patentem na niego jest szybki bieg po lewej stronie, wyminięcie i zaklinowanie go na jednym z drzew. Wtedy nie ruszy się przez całą walkę i można go bezkarnie ostrzeliwać z kuszy lub z łuku aż padnie.

Co do "kozy" to pełna zgoda. Jasne, że da się uciec na schody po lewej, tyle, że jak drogę zablokują ci szczury, to padasz po jednym ciosie bossa. Dać tak ciasne pomieszczenie przy przeciwniku, którego wymach bronią zajmuje większość tego pomieszczenia to cios poniżej pasa i jedna z najgorzej zaprojektowanych walk z bossem w Dark Souls. Nienawidzę tej walki bardziej od walki ze słynnej parą. Tam przynajmniej jest gdzie się schować.


Serię gier z tytułem ,,Souls'' w nazwie, znam od niedawna. Pamiętam, że zetknąłem się kiedyś na wzmiankę o Dark Souls w jednym z numerów NeoPlus. Była tam taka mała ramka poświęcona zdobywaniu platyn w grach i akurat o tej grze się rozprawiał jeden z redaktorów. Co przykuło moją uwagę, to stwierdzenie, że platyna tam do zdobycia jest jedną z najtrudniejszych. Nie miałem jeszcze wtedy PS3, tylko Xboxa360, ale generalnie chodziło o to, że wymaksować jest tę grę ciężko. Zanim zakupiłem w ogóle Dark Souls, wiele razy mijałem te grę w sklepach. Mam taki zwyczaj, do dziś zresztą praktykowany, że lubię wejść do sklepów z grami i oglądać pudełka, edycje, wersje gier jakie są dostępne w asortymencie. Jeszcze wtedy, ponad dwa lata temu, można było zakupić Dark Souls w wersji kolekcjonerskiej oraz Prepare To Die. Oglądając je, bardziej podobała mi się kolekcjonerka, ale brak tam było DLC, więc naturalną logiką, wybierałem PTD.

Wreszcie nadszedł moment, w którym postanowiłem zdobyć tę grę do swojej kolekcji. Był to dla mnie dylemat, bo jako że posiadałem już wtedy PS3, nie wiedziałem, czy kupić na X360 czy na PlayStation. Wygrało to drugie, ponieważ wiedziałem już wtedy, że bardzo ważny jest tam aspekt rozgrywek online, a na konsoli Microsoftu było to płatne, natomiast na Sony darmowe. Zanim zakupiłem DS, poczytałem trochę w internecie na jej temat, obejrzałem parę fragmentów rozgrywek i jako tako miałem pojęcie o tej grze, ale czysto teoretyczne.

Odpaliłem w końcu grę, przebrnąłem przez kreator postaci i rozpocząłem przygodę. Intro wprowadzające, to coś pięknego, muzyka, narracja, powodowały uśmiech na twarzy. Moja postać ocknęła się w jakimś lochu. Zaznajomiłem się ze sterowaniem i poszedłem zgodnie ze wskazówkami. Grafika mi się osobiście podobała, ale ja nie jestem jakimś zboczeńcem, który musi mieć super hiper ekstra detale. To co oglądałem mnie w zupełności zadowalało. W końcu odpaliłem swoje pierwsze ognisko i otworzyłem wrota do katedry. I tutaj pierwsza niespodzianka w postaci bossa(!) po pięciu minutach(!!) na dodatek bez żadnej broni(!!!). Najpierw panika co zrobić, gdzie uciekać a po chwili napis You Died. W taki oto sposób Dark Souls sprowadziło mnie do parteru, dosłownie wgniatając mnie w glebę i niejako mówiąc: Jesteś moją suką i masz znać swoje miejsce, bo zginiesz jeszcze wieeele razy, więc się kuźwa przyzwyczaj !

Po dotarciu do Lordran, przywitała mnie miła i spokojna muzyka, a ja z ciekawością oglądałem się dookoła i zastanowieniem co robić dalej. Tak, Dark Souls nie daje podpowiedzi, trzeba się ich doszukiwać i kombinować. Przypadkowo poszedłem w stronę pobliskiego cmentarza i tam zwykli przeciwnicy też pokazali mi, że jestem słabizna. Gdy udałem się w tą, niejako właściwą drogę, do Undead Burg, tam też nie było łatwo. Ale w sumie w DS nigdzie nie jest łatwo, przynajmniej na początku. Cała gra pokazuje Ci środkowy palec i śmieje Ci się w twarz, gdy tylko chcesz zrobić coś pierwszy raz, a potem drugi, trzeci, dziesiąty... Albo w tym momencie rzucisz padem o ścianę, albo będziesz grał dalej i chłonął klimat.

W grze jest wiele epickich momentów. Pierwsze spotkanie z bossem w tutorialu, wizyta Czerwonego Smoka, użycie pierwszego Dzwonu Przebudzenia, pierwszy pojedynek z najeźdźcą, pierwsze przywołanie lub bycie przywołanym, wizyta w Anor Londo i panorama, jaka się tam rozpościera.

Wszystkie te momenty i wiele, wiele innych, powodują, że w Lordran chcesz zostać na dłużej. Zarówno porażki i zwycięstwa, motywują do dalszego parcia przed siebie. Po każdym pokonanym bossie odczuwa się dziką satysfakcję, zwłaszcza jeśli są oni niesamowicie silni i szybcy, a prawie każdy z bossów w DS taki jest, lub nierzadko występują w parach, dwóch na jednego. Dobrze jest korzystać z pomocy innych graczy, szczególnie w takich chwilach. Po każdej pomocy ze strony innego gracza czuje się tą małą więź między Tobą a Twoim towarzyszem. W ten sposób poznałem wielu graczy z którymi przeżywałem wspólnie nasze klęski i zwycięstwa.

Tak też trafiłem na squaresoftera na ppe, który kiedyś na shoutcie, pytał się o zaklęcia i cuda, konieczne do platyny w DS. Sam jeszcze jej nie miałem, ale byłem na jej drodze, więc postanowiłem mu pomóc. Dużo czytałem na różnych wikiach, żeby nic nie przeoczyć i chciałem mu pomóc. Przy pierwszej rozmowie, mnie sklął za brak ważnej informacji, bo okazało się, że musi ponownie przejść grę, ale dał radę i zdobył swoją upragnioną platynę. W podobny sposób poznałem ManoWara74, który był w trakcie przechodzenia New Londo Ruins i wspólnie pokonaliśmy tamtejszego bossa. Zostałem wtedy nazwany na shoutcie Zajebistym ziomem z kosą. Pamiętam także o innych graczach z ppe, nawet jeśli ich tutaj nie wymieniłem. Sycha też zapamiętałem, bo nazwał nas na shoutcie, czyli mnie Square'a, Mano, kącikiem Soulsów.

Od początku postawiłem sobie za cel, żeby pomaga innym i oczekiwać na ich pomoc i mogę świadomie napisać, że nigdy się nie zawiodłem. Wiedziałem także, że będę zmuszony walczyć z najeźdźcami. Bałem się ich i nie wierzyłem, że sobie poradzę. Co było prawdą, bo bardzo małego skilla miałem i raz po raz miałem skopywane dupsko. Ale w DS wiele się może zdarzyć.

Raz spotkałem najeźdźcę, który nie chciał ze mną walczyć, zamiast tego, udzielił mi wielu rad a także podarował mi miecz, Fire Sunlight Straight Sword +2, który mam do dziś, na pamiątkę. Wtedy biegałem z mieczem Drake'a i był on na dłuższą metę kiepski. Uświadomiło mi to, że nie każdy gracz, który najeżdża Twój świat, chce Cię zabić, są też tacy którzy chcą pomóc. A także Ci, którzy z rozkoszą wbiją Ci miecz w plecy, zwłaszcza w Lesie Mrocznego Korzenia, który jest jednym z ulubionych miejsc do [pojedynków] PVP.

Według mnie sama gra jest rozbudowana i duża. Można się nawet pogubić, a przypadkowo znaleźć też skrót albo fajny przedmiot. W każdej lokacji są ogniska, przy których można odpocząć i zmienić broń, czary, naprawić ekwipunek czy podnieść poziom. Odnawiają się wtedy Estusy, buteleczki przywracające zdrowie, a także energia gracza, a co fajniejsze, zwykli przeciwnicy, poza bossami, też wracają do życia. A jeśli zginąłeś w drodze do bossa, zaczynasz od ostatniego ogniska przy którym usiadłeś. Traci się wtedy wszystkie posiadane dusze, będące odpowiednikiem waluty w Lordran i mamy jedną szansę, żeby je odzyskać, docierając w miejsce zgonu. Jeśli po drodze zginiemy, to tamte dusze przepadają i trzeba zbierać od nowa. Wiele razy powodowało to u mnie nerwówkę, zwłaszcza po kilku godzinach farmienia, jak nie udało mi się dotrzeć ponownie do miejsca zgonu i cała ich ilość poszła w las.

 Dark Souls to gra ucząca cierpliwości i wytrwałości, dająca niesamowitą satysfakcję z przejścia kolejnego fragmentu rozgrywki, nagradzająca gracza przedmiotami za osiągnięcia i bezlitośnie go karząca za jego własne przewinienia.

 Nie jest to gra bez wad. Niestety, ale firma From Software, raczej niespecjalnie stara się dbać o rozgrywki między graczami, z tego względu można się natknąć często na hakerów, grających postaciami z nieskończoną energią, albo przepakowanych. Gra potrafi niemiłosiernie zwolnić podczas większej akcji na ekranie i przez to np. walcząc z przeciwnikiem, myślisz, że on jest przed Tobą a nagle teleportuje się za Ciebie i masz cios w plecy i wracasz do ogniska.

System teleportów między ogniskami, do którego dostajesz dostęp w pewnym momencie, też nie jest tak ciekawy, jak może się wydawać. Do niektórych lokacji nie ma ani jednego teleportu, chociaż występuje tam kilka ognisk i trzeba przez to przenieść się w miejsce leżące jak najbliżej docelowego i lecieć na piechotę. Przy czym, z każdego ogniska możesz się przenieść, ale nie do każdego możesz się przesłać.

Dla mnie Dark Souls było wspaniałą przygodą i doświadczeniem. Spędziłem przy tej grze już ponad trzysta godzin, stoczyłem niezliczone pojedynki, pomogłem wielu graczom i sam także wiele razy otrzymałem pomoc. Zdobyłem też w końcu platynę. W tym miejscu można by pomyśleć, że dla mnie DS się skończyło, że mam już wszystko co się da w tej grze, ale do Lordran autentycznie chce się wracać, nawet pisząc ten tekst, ciągle myślałem nad tym, co jeszcze mógłbym zdobyć lub gdzie polatać po lokacjach w poszukiwaniu przedmiotów. Jest coś takiego magicznego, nieuchwytnego w tym miejscu, w Lordran. Jak raz się zatracisz w tym świecie, tak długo nie chcesz wyjść. Wiem po sobie, nadal chcę tam wracać i zapewne wkrótce się tam pojawię, może pomogę innym graczom przeżyć to samo co ja? Może kiedyś się tam spotkamy, czego życzę wszystkim, którzy jeszcze w Dark Souls nie grali?

Praise The Sun my dear Chosen Undead warriors...

Tsurugi: 9

Tsu, co ja bym bez Ciebie zrobił?


I tak oto dochodzimy do końca recenzji, która tak przerosła jej pomysłodawcę, że nawet nie zmieściła się cała do edytora. Chciałbym podziękować swoim gościom. Dodam jeszcze tylko, że moja recenzja nie jest warta funta kłaków bez tego rozdziału, który stanowi jej najważniejszy, kulminacyjny punkt. Tylko w ten sposób mogłem pokazać Dark Souls z innej perspektywy niż zrobił to przede mną Tom19.

 

Chwalmy Słońce!

Oceń bloga:
27

Komentarze (17)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper