Piątkowa GROmada #48

BLOG O GRZE
1306V
Piątkowa GROmada #48
Daaku | 25.08.2017, 20:25
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Ostatni tydzień wakacji, panie i panowie! Korzystamy niezależnie od wieku!

Cześć i czołem! Kiedy w poprzedniej odsłonie GROmady rozpisałem się jak dziki o vitowym Lost Dimension i niejako półgębkiem wspomniałem o garści tytułów stricte smartfonowych, nie spodziewałem się następującego po wszystkim obrotu sytuacji. Od tamtego czasu minął równo tydzień - równo siedem dni - a Vita leży nieruszona. Zamiast na niej każdą wolną chwilę wykorzystuję na zabawę telefonem i spędzenie choć paru minut w jednej z oferowanych przez niego aplikacji - a to odbierając fanty za codzienne loginy, a to rozgrywając szybką sesyjkę, a to dokarmiając wirtualną rybkę i zerkając, czy uzupełnij się jej już licznik treningów... Fascynacja nowym sprzętem to straszna rzecz!

W tej sytuacji muszę więc podziękować naszemu @Reinvented, który nie tylko postanowił podzielić się z nami wrażeniami z powrotu do Starej Republiki, ale też jak w zegarku zaserwować wypaśne logo. Gdyby nie on, dzisiejsza GROmada byłaby stricte smartfonowa - a za takim rodzajem gry nie każdy przepada. Zamiast tego mamy GROmadę pecetowo-smartfonową, więc w tym przypadku wyjątkowo nawet nie zdziwi mnie, jeżeli większość z Was od razu przewinie do sekcji komentarzy ;) Ale wystarczy już gadania - zaczynamy!

 

Reinvented

 

Star Wars: The Old Republic | 2011 | Bioware Corporation |

Witam serdecznie, szanowne grono czytelników Piątkowej GROmady, dzięki uprzejmości mojego dobrego znajomego Daaku, mam dzisiaj możliwość podzielenia się z wami moimi wspominkami dotyczącymi gry Star Wars: The Old Republic, a może na PPE znajdą się jacyś starzy gracze? Jak zawsze czekam na wasze komentarze. Zapraszam do materiału.

Po ograniu dwóch części Knights of The Old Republic, chyba każdy w 2011 roku czekał na nadejście mroźnego grudnia, i możliwości zagrania w Star Wars: The Old Republic, sam doskonale pamiętam moje zamówienie przedpremierowe złożone za ciężko zarobione pieniądze ze stażu tylko po to aby móc jeszcze raz przeżyć to magiczne "coś" jak za czasów pierwszych Rycerzy Starej Republiki. Do dziś nie wiem dlaczego zamówienie składałem w jednym ze sklepów stacjonarnych w mojej miejscowości, chyba chciałem zaoszczędzić na kurierze. Więc wybrałem się prawie 2 kilometry w grudniu do sklepu, gdzie w ten czas sypie śnieg - ślizgawica na drogach, a ja twardo jako ostatni dzielny Rycerz z powrotem szybciutko do domku żeby tytuł zainstalować tytuł i móc cieszyć się grą.

(Oto pierwsze wydanie Star Wars: The Old Republic z grudnia 2011 roku, oprócz trzech płyt DVD z których instalowana była sama gra, w środku znajdował się również 60 dniowy pre-paid umożliwiający zabawę oraz jednostronna instrukcja z rozpisaną klawiszologią)

Tak właśnie wspominam moje początki z The Old Republic, od tej pamiętnej chwili mija w tym roku siedem długich lat, a to jak na przestrzeni tego czasu zmieniał się SW:TOR pamiętają tylko ci nieliczni. W 2012 roku nad Republiką zawieszone zostały ponure czarne chmury, nagły spadek liczby subskrybentów (tak za grę trzeba było uiszczać opłatę miesięczną w wysokości 30 zł) zwiastował rychły koniec tak wspaniałej przecież gry na którą przecież poszły grube miliony zielonych, po dziś dzień przecież SW:TOR jest jednym z najbardziej kosztownych MMO jakie wyprodukowano. BioWare widząc co dzieje się na serwerach, zamiast się poddać i zamknąć dostęp do serwerów, rozpoczął wprowadzać ogromne zmiany, a dzięki kilku dobrym decyzjom dziś możemy jeszcze w Old Republic grać. Tak jak wspomniałem wcześniej pod koniec 2012 roku, gra przeszła na model free-to-play, czyli każdy tytuł mógł sobie pograć z internetu i grać bez dodatkowych opłat do 20 poziomu postaci, wykupując jednak subskrypcję możliwe było granie bez żadnych ograniczeń, graczom było mało więc w połowie 2013 roku, zostały zdjęte restrykcje dotyczące poziomów postaci teraz każdy gracz mógł zdobyć 50 poziom, co za tym idzie poznać fantastyczne wątki przygodowe które są chyba najmocniejszą stroną Old Republic i to właśnie one budują ten niepowtarzalny klimat. Czy warto być graczem free-to-play? Myślę że nie, to w dalszym ciągu otrzymujemy bardzo okrojoną część tego co gra ma nam do zaoferowania, nie wyobrażam sobie grać FTP, a co za tym idzie chodzić z limitem posiadanej gotówki czy też z mniejszą ilością slotów do sprzedawania przedmiotów na markecie. Jeśli zamierzacie w przyszłości spróbować swoich sił w Old Republic, nastawcie się jednak na ten wydatek 30 zł miesięcznie, to nie dużo jak za naprawdę solidnego MMORPG'a, a unikniecie kilku naprawdę przykrych ograniczeń. Aktualnie w Old Republic zmieniło się wszystko, od ulepszonych opcji graficznych po nowe kampanie, tryby PvP czy instancje PvE.

(Podczas przygód wielokrotnie pomagać nam będą kompani prowadzeni przez sztuczną inteligencję, możemy się z nimi zaprzyjaźnić - mogą nas znienawidzić - możemy z nimi romansować, to tylko od nas samych będzie zależeć jak będą wyglądać nasze stosunki z resztą załogi)

 

Wraz z wprowadzeniem Patcha 5.0, przeze mnie tzw. Casual Update, gra stała się o wiele łatwiejsza i przystępniejsza dla nowych chętnych graczy, z mapy galaktyki możemy korzystać w biegu wiec nie musimy się już za każdym razem udawać na nasz statek w celu wykonania skoku na inną planetę, to samo tyczy się misji "Heroicznych" czyli tzw. zadań które są nieco trudniejsze niż te podstawowe, i wymagają zazwyczaj pomocy jeszcze jednego zainteresowanego gracza kiedyś wiec trzeba było do takiego zadania po prostu się udać, dziś bezproblemowo możemy skorzystać z przenośnego teleportu i w ten oto sposób już znajdujemy się na miejscu w kilka chwil. Na sam koniec, odpowiedzmy sobie na pytanie które zawsze sobie zadaję? Czy dziś w 2017 roku warto zagrać w Old Republic? Myślę że tak, jeśli jeszcze nigdy przedtem nie miałeś styczności z tym MMO, czas najwyższy nadrobić zaległości, za darmo możesz sprawdzić tryb przygodowy dla swojej klasy postaci, pośmigać trochę z innymi graczami na instancje, i kto wie? Może zostaniesz na dłużej. :) A my widzimy się w grze na serwerze The Red Eclipse!

(Mapa Galaktyki jest ogromna, znajdziemy tutaj większość z planet znanych nam dobrze z kinowych odpowiedników, bez większych problemów zwiedzimy np. Alderann, Tatooine, szkołę rycerzy Jedi na Tython czy też zatłoczony Coruscant)

____________________________________________


Mam nadzieję że spodobał wam się ten wspominkowy format, sam na początku chciałem pisać recenzję, ale pisać recenzję gry która ma 7 lat raczej mija się z celem. Jak zawsze bardzo dziękuje użytkownikowi Daaku za zaproszenie do tego wspaniałego cyklu jakim bez wątpienia jest Piątkowa GROmada.

 

 

Daaku

 

Magikarp Jump [mobile, Nintendo - Select Button 2017]

 

Swego czasu pewien @dorotekkk przedstawił(a) na blogosferze swoje spostrzeżenia z tej gry. Ba, nawet na głównej skaczący Magikarp doczekał się ze dwóch newsów, które można było przeznaczyć np. na anons nowej gry na Vitę - a jeśli już coś pojawia się na głównej to wiedzcie, że jest GRUBE. Jest tak GRUBE, że wbrew wszystkim prawom fizyki również i GROmadę musiała dotknąć ta zaraza! Jeszcze nawet kwarantanna po przedstawionej przez @Griftera Miku nam nie zeszła, a tu kolejny przestój... No nic, lata później będziemy to nazywać "grzechami młodości". Tymczasem wróćmy do dnia dzisiejszego i przyjrzyjmy się symulatorowi rybałki daakowymi oczyma.

Magikarp jak koń - jaki jest, każdy widzi. Najsłabszy, najbardziej bezużyteczny stworek z oryginalnej 150-tki Pokemonów - a kto wie, czy nie w ogóle. Jak mówi jednak stare przysłowie - "każda potwora znajdzie swego amatora", dlatego na mapie świata Pokemon znajduje się pewna wioska, której mieszkańcy szczycą się właśnie hodowlą Magikarpów. Nie są one jednak ćwiczone do uczestnictwa w oficjalnych, regionalnych ligach, ale w zawodach... skoków. W Magikarp Jump wcielamy się więc właśnie w młodego trenera Magikarpów z takowej właśnie wioski fanów tego gatunku ryby. Przed nami długa droga przez 8 ekskluzywnych Lig, na końcu której czeka na nas tytuł Mistrza Magikarpów! Ku przygodzie!

Tyle wprowadzenia fabularnego. Gry z Pokemonami to nie MGS, nie wymagajmy od nich filozoficznych traktatów o naturze człowieka - one zawsze obronią się gameplayem. Ten dość mocno odbiega od kroków znanych nam z głównego nurtu serii. Zaczynamy zawsze od złowienia sobie na wędkę Magikarpa, którego następnie dokarmiamy wrzucanym do sadzawki jedzeniem oraz wykonujemy trening dostępnymi przyrządami. Nabijamy w ten sposób Jump Point (JP), czyli ogół naszej "mocy skoku" w starciach z innymi trenerami. Z czasem za zdobyte monety wykupimy lepsze żarcie i bardziej pakerskie przyrządy, dzięki którym zrobimy z naszej ryby prawdziwego bysiora.

W tej chwili ćwiczę Magikarpa 25. generacji - poprzednie 24 pomogły mi w przebiciu się przez cztery z ośmiu lig. Z racji tego, że za każdego Magikarpa z wymaksowanym poziomem wzrasta nam bonus do zdobywanego JP, wynik każdego karmienia i ćwiczenia wzrasta teraz o całe 280%. Kończą się powoli żarty, bo coraz bliżej mi do oglądania rybek z poziomem skoku o wysokości... miliona (1m) jednostek! 


 

Ratchet & Clank: Before the Nexus [mobile, Darkide Game Studios 2013]

 

Niektórym z Was powyższy tytuł może wydawać się znajomy - choć nie do końca w tej formie. Tak, na PlayStation 3 wydała zostana jedna z odsłon serii Ratchet & Clank, w której zmierzyć musimy się z rodzeństwem Progów - niebezpiecznych uciekinierów z galaktycznego więzienia o najwyższym rygorze. Z tym zastrzeżeniem jednak, że nosiła ona podtytuł Into the Nexus, nie Before the Nexus. Bo Into the Nexus to osobna historia, stary i lubiany Raczet jak zwykle bardziej strzelający do wszystkiego wokoło niż skaczący, a Before the Nexus...

A Before the Nexus to raczej odwrócenie powyższej formuły. Więcej tu skakania niż strzelania, choć oba elementy podane są w bardzo skondensowanej dawce i nie do końca w sposób, do jakiego jesteście przyzwyczajeni. Do czynienia mamy tutaj bowiem z infinite runnerem - gatunkiem niezwykle na mobilkach popularnym, ponieważ redukującym do minimum wkład gracza w sterowanie postacią. Chociaż nazwa ta też nie do końca pasuje, ponieważ Ratchet w niej nie biegnie, jak np. Rayman czy Mario, ale grinduje - grinduje po szynach w swoich Magnebutach niczym Rodney Mullen na swojej desce w serii Tony Hawk's Skateboarding. Kto grał w dowolnego Raczeta ten wie, o czym mowa - w stacjonarnych odsłonach była to sekcja zręcznościowa, która tutaj została rozszerzona i rozbudowana do poziomu osobnej minigierki. 

Zaczyna się luzacko. Bez obaw, tor przeszkód już za następnym zakrętem

 

Naszym zadaniem, jak w każdym infinite runnerze (grinderze?), jest utrzymanie się w ruchu jak najdłużej i wykręcenie jak najwyższego wyniku punktowego. Koniec? Nie koniec, ponieważ podczas rozgrywki, oprócz wybierania właściwej drogi i omijania przeszkód, musimy także zbierać wszędobylskie śrubki, za które wykupujemy potem w sklepiku bardzo przydatne podczas kolejnych prób ulepszenia. Mogą to być bronie, poczynając od standardowej pukawki, przez Piłomiot po mobilną wersję wyrzutni R.Y.N.O.. (tutaj zwanej U.B.E.R.m). Mogą to być pancerze, które pozwolą nam wytrzymać choć jedno zderzenie z przeszkodą czy wrogim pociskiem więcej. Mogą to być w końcu gadżety, pojawiające się losowo na torze i wydatnie ułatwiające nam życie - mnożnik śrubek, plecak odrzutowy, flagowy dyskotekowy Groovitron i tym podobne. Bronie i gadżety można stopniowo ulepszać, więc na zapas waluty nigdy nie będziemy narzekać. Jeżeli jednak nas przyciśnie - pozostają dość mikropłatności o dość wygórowanych cenach, więc... niespecjalnie warto.

Sekcja strzelana. Trochę tłoczno, ale zaraz rozpędzimy towarzystwo

 

Skakanie między przeszkodami to fajna rzecz, ale nie zapominajmy, że korzenie serii tkwią przecież w strzelaninie - i to takiej na konkretne gnaty! Między sekcjami zręcznościowymi trafimy także na nieco uproszczone sekcje strzelane, które mechaniką przypominają automatowe strzelaniny na pistolet - stukając w odpowiednie miejsce ekranu smartfona wykonujemy wystrzał z broni w tamtym kierunku, docelowo w jakiegoś robocika, który pozostawiony sobie zbyt długo sam zacznie domagać się naszej uwagi. W tym miejscu od zbierania śrubek bardziej liczy się celny ogień, więc nasze bronie mają szansę zabłysnąć - maksymalnie dopakowany Pistolet Destructo przejdzie na amunicję eksplodującą, przytrzymując palec na szybce zwiększymy rozrzut strzelby, a miotający piłami... cóż, Piłomiot będzie rykoszetował od jednego celu do drugiego. R.Y.N.O.m (czy tam U.B.E.R.m) to już EZmodo, bo jedna salwa czyści ekran ze wszystkiego - wrogów, przeszkód, skrzyń. Warto spełnić warunki do jego odblokowania, bo pod naporem jego ognia nawet okazjonalne potyczki z bossami to kaszka z mleczkiem. Pokonami pozostawiają po sobie bryłki Raritanium, które następnie możemy zsynchronizować z naszym PSN ID i... przenieść do Into the Nexus, by rozwinąć sobie bronie!

Jeżeli masz smartfona, który to udźwignie i nie boisz się drenującej szybko baterii, to Ratchet & Clank: Before the Nexus od siebie polecam. Jest w niej całkiem dużo do odblokowania i wymaksowania, a listy trofeów oraz Skill Pointów sprawiają, że do gry nie wkrada się rutyna i zawsze jest za czym się rozglądać. A jeśli już graliście lub - jak ja - dopiero przymierzacie się do Into the Nexus, to już więcej przekonywać Was chyba nie muszę.

Grę za darmo można pobrać stąd.

Tu już impreza rozkręca się na całego. Każdy typ wroga ma nawet własną animację tańca!


 

I na tym byśmy skończyli dzisiejszy wpis... gdyby nie odrobina prywaty z mojej strony! Tak się składa, że od poniedziałku do soboty robię sobie mały urlop - taki na działeczce na wsi, z piwerkiem i grilkiem w tle. Ale że nie samymi płynami i pokarmami człowiek żyje, a urlop od czegoś przecież do cholery jest, to noszę się z zamiarem zabrania ze sobą starszej konsoli i zaliczenia paru "szybkich" tytułów, za które nie miałem do tej pory czasu/okazji się zabrać. W grę wchodzą PlayStation 2 lub Nintendo Wii z następującymi grami:

PS2

- Onimusha 3

- Disaster: Day of Crisis

- Spartan: Total Warrior

 

Wii:

- Deadly Creatures

- Metroid Prime 2 Echoes

- ObsCure II

- Project Zero 2: Wii Edition

 

Dla mnie obie oferty są równie nęcące, no ale nie będę przecież na niecały tydzień targał ze sobą dwóch konsol i dwóch stosów gier. Stąd też wystosowane pytanie w ankiecie, w której liczę na Wasze - w końcu Graczy takich jak ja - głosy. Pomóżcie Daakowi podjąć decyzję!

Do zobaczenia za dwie GROmady,

Daaku

 

Oceń bloga:
32

Co lepiej zabrać ze sobą na urlop (zestawy gier w tekście)?

PlayStation 2
109%
Nintendo Wii
109%
Pokaż wyniki Głosów: 109

Komentarze (109)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper