Piątkowa GROmada #28

BLOG O GRZE
3891V
Piątkowa GROmada #28
Daaku | 07.04.2017, 19:13
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Dzisiejsze wydanie GROmady sponsorują kolory czerwieni i bieli.

Dawno nie miałem takiej radochy ze składania i pisania GROmady jak dzisiaj. Co innego bowiem samemu pisać o graniu w dawno oczekiwany tytuł, a co innego umawiać się z równie nakręconymi na grę sympatykami serii na wspólny wpis. I choć ostatnio takie coś mogliśmy uskutecznić przy okazji premiery nowej Zeldy, to z uwagi na brak własnego Switcha czy nawet egzemplarza gry zmuszony byłem oddać cały głos gościom. W tym tygodniu jednak hajp jest ogromny, a dzielić go mogę po równo z ludźmi, którzy - tak jak i ja - czekali na swojego mesjasza jak na zbawienie. Persona 5, bo o niej mowa, na pewno stanie się wśród nas tematem numer jeden na najbliższe tygodnie, ale najpierw podzielimy się z Wami pierwszymi wrażeniami z rozgrywki. Kto wie, może dzięki temu zyskamy nowych wielbicieli tej zasłużonej serii i kolejnych partnerów do długich wymian zdań o wielu jej aspektach? Oby!

A w drugiej części bloga coś o najnowszej plusowej premierze.

Podziękowania dla @Reinvented za logo. Tym razem naprawdę pozawracałem gitarę!

 

 

PERSONA 5 [PS3/PS4, ATLUS 2017]

 

Na temat najnowszej, długo oczekiwanej odsłony serii, która swego czasu zrewolucjonizowała gatunek japońskich RPG, wypowie się trójka pasjonatów serii: @Abi, znana z GraczOSTacji, @snake18011992 znany z zamiłowania do japońskiej animacji @Daaku, znany głównie z tego, że... jest znany. Taki tam na doczepkę. 

Możliwe delikatne spojlery z pierwszych godzin rozgrywki!

 

Abi

 

Witajcie moi drodzy!

Bardzo dziękuje za zaproszenie do GROmady! Ci, którzy mnie znają, bardzo dobrze wiedzą w czym przepadłam. Udało mi się oderwać na chwilę od wspaniałej Persony 5, aby coś wam o niej opowiedzieć. Nawet nie wiecie jak walczyłam ze sobą, aby odpuścić zajęcia w czwartek, ale niestety zmuszona byłam zostawić konsolę samą w domu… (edit po napisaniu tekstu: wróciłam do domu po dwóch zajęciach i siadłam do konsoli…).

Miałam tyle szczęścia, że przed premierą nie złapałam żadnego poważnego spoilera, więc nie wiedziałam czego mogę się po grze spodziewać. Hype był ogromny, we wtorek od rana próbowałam robić coś, żeby nie myśleć o graniu… Aż zadzwonił kurier mówiąc, że za pól godzinki będzie u mnie.

Gra od samego początku wrzuca nas w wir akcji, a fabularnie czasami zaskakuje. Nie będę spoilerować, powiem jedynie, że po szalonym początku, gra troszkę się uspokaja na 2-3 godzinki, aby zapoznać nas z historią, sterowaniem itd., a potem ponownie nabiera tempa. Fabularnie, Persona 5 porusza poważniejsze tematy niż poprzednie części (takie odnoszę przynajmniej wrażenie po tych kilku godzinach grania) co jest ogromnym plusem. Jeśli chodzi o samą grę w sobie – interfejs to jest cudo, miód i totalny odlot. Przepiękne ruchome tła w czasie rozmowy ze sprzedawcami, wypasione menu… no mogłabym tak godzinami rozpływać się nad tym, trzeba to po prostu zobaczyć!

 

Wiedziałam, że zakocham się w tej grze. Trailery oglądałam po kilka razy, żeby nacieszyć oczy pewnymi scenami i animacjami. Zastanawiałam się tylko czy system negocjacji z demonami da radę. W Personie 2 ten system doprowadzał mnie do szału, bo zabierał zbyt dużo czasu i bałam się, że zepsuje mi zabawę również w Personie 5. Nie zepsuł :D Poprawiono ten system całkowicie i działa on duuuużo lepiej, kilka komend i sprawa załatwiona. Walki same w sobie też są ciekawe, dynamiczne, dają wiele możliwości. Podejrzewam, że wraz ze zwiększeniem liczby bohaterów w grupie tych możliwości będzie jeszcze więcej. Bardzo na plus lecą też umiejętności, które zyskuje się po zwiększeniu poziomu naszych znajomości, a na ten moment jest to przede wszystkim Baton Pass. To cudo pozwala nam na przekazanie „tury” innej postaci po ówczesnym zadaniu emm jak to nazwać po polsku? Po wykorzystaniu słabości wroga, o! Jeżeli dany Shadow jest podatny na lód, rzucimy w niego Bufu to dostajemy możliwość przeskoczenia na inną postać, która to dostaje zwiększony atak. A wszystko za pomocą jednego klawisza, więc dynamika walki się nie zmienia.

Do tej pory wyłapałam dwa nawiązania do Persony 4 (jeśli nie chcecie wiedzieć jakie, pomińcie ten akapit); w jednym z pierwszych kontaktów z tym „drugim” światem jeden z bohaterów, niesamowicie przerażony i zaskoczony nowym miejscem, pyta czy aby nie znaleźli się w telewizorze. Druga sprawa to plakat Rise w metrze. Takie tam małe smaczki dla fanów ;) [wyłapałem oba! - przy. Daaka]

Tak a pro po bohaterów. Są oni bardzo dobrze nakreśleni, mają swoje problemy i motywy działania. Ba, nawet postacie poboczne są świetnie przedstawione. Widać, że tutaj wszystko ma sens. Najbardziej podoba mi się przeszłość głównego bohatera i cały sposób opowiadania historii. Dzięki temu naprawdę ciekawi mnie co się wydarzy na sam koniec, jak doszło do pewnych wydarzeń i co z tego wszystkiego potem wyniknie.

 

Oczywiście, trzeba pamiętać, że ja na ten moment nie potrafię być obiektywna. Tekst pewnie w wielu miejscach będzie bez ładu i składu, ponieważ jaram się grą niesamowicie. Czekałam na tę część Persony z wypiekami na twarzy i prawie przytuliłam kuriera jak już się u mnie pojawił. Jedyne co mi się na ten moment nie podoba to animacja rąk w pewnej sekwencji gry, bo aż boli mnie patrzenie na te połamane palce… i to tyle. Nie widzę żadnych innych negatywnych stron tej gry. Dopiero zaczęłam, więc jeszcze się to może zmienić, ale na ten moment dla mnie gra genialna. Klimatyczna muzyka, genialny gameplay i lekko zmodyfikowany sposób zwiedzania Pałaców (nowa nazwa  „lochów” w P5) oraz dziesiątki możliwości spędzenia dnia (idziemy na spotkanie z przyjaciółmi, albo walczymy w lochu, albo poprawiamy swoje statystyki albo idziemy pracować etc.) sprawiają, że nawet po tych 20 godzinach gra dalej mnie fascynuje. Podbijanie Pałaców i cały motyw złodziei został wykorzystany mistrzowsko. Dodajmy do tego większą swobodę w eksploracji lochów (możemy czołgać się przez dziury w ścianach, skakać po żyrandolach lub różnych półkach na książki czy figurach itp.), banalnie prosty system skradania się, przepiękną kolorystykę oraz bardzo dobrą historię i mamy hit. Dla fanów jrpg rzecz jasna. Taki gatunek trzeba po prostu lubić, chociaż uważam, że każdy powinien dać grze szansę. Kawałek OST’a do przesłuchania:

 

Co jeszcze mogę dodać? Idę grać dalej. Muszę pogodzić granie z pisaniem magisterki, a zaczyna być coraz ciężej. Mam nadzieję, że nie tylko ja spędzam takie wspaniałe chwile przy tej grze! Wszystkim życzę miłego weekendu, z niektórymi „widzimy się” w GraczOSTacji niedługo ;)

Pozdrowienia od Abi!


 

snake18011992

 

Witam wszystkich czytelników GROmady. Zostałem poproszony przez Daaka o napisanie tekstu nt. najnowszej odsłony serii Persona, ale nie byłem pewien czy zdążę zważywszy na to, że magisterka zajmuje mi teraz trochę czasu i zacząłem grać dopiero wczoraj wieczorem. Nie przeszkodziło mi to jednak w nabiciu już ok. 10h spędzonych przy tej produkcji i zapoznaniu się z podstawowymi mechanikami rozgrywki. Mam tego farta, że moimi hurraoptymistycznymi spostrzeżeniami podzieliłem się już z Abi na PW, więc wiem mam wszystko ładnie wypunktowane :) Na co może wam się przydać mój tekst? Prawdopodobnie wszyscy, którzy zdecydowali się napisać o Personie do dzisiejszej GROmady ogrywają tę produkcję na PS4. Ja natomiast, jak na prawdziwego hipstera protagonistę przystało, gram na mojej wysłużonej i wiernej "peestrójce". Ci, którzy planują zakup na tę konsolę, mogą się zainteresować tym, jak Persona 5 sprawuje się właśnie na niej. Ostrzegam, że będą małe spoilery z początku gry. Dosyć wstępów...

 

Nie wierzyłem, że to możliwe, a jednak! Ta gra ma potencjał, by być lepsza od Persony 3 FES. Jest jeszcze za wcześnie by to stwierdzić z całą pewnością, ale pierwsze godziny nastrajają bardzo optymistycznie. Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy są bardzo ładnie wykonane i animowane sceny w stylu anime. Na początku gry, w swoistym prologu, który tak naprawdę okazuje się epilogiem, a przynajmniej wszystko na to wskazuje, sceny anime występują często i gęsto, są prześliczne i ogląda się je z przyjemnością. Od czasu do czasu przerywane są gameplay'em, który zaznajamia nas z podstawowymi mechanikami rozgrywki. Historia prezentowana w grze opowiadana jest na zasadzie retrospekcji, tak jak to miało miejsce chociażby w strzelance Black. Protagonista jest przesłuchiwany i opowiada o swoich przeżyciach od czasu przenosin do nowej szkoły i spotkania pierwszych członków Phantom Thieves. Dlaczego jest przesłuchiwany? Kto go wsypał? Odpowiedzi na te pytania nie znam, ale czuję się cholernie zmotywowany, aby je poznać :) O to chyba chodziło twórcom.

Klimat jest bardzo ciężki jak na Personę. W poprzednich odsłonach przez większość czasu gry, klimat był raczej luźny. Pod koniec dało się jednak poznać uczucie smutku, beznadziei i rozpaczy. Postacie od czasu do czasu rzuciły jakieś "sh*t" czy inne "f*ck" i zdarzały się dwuznaczności. Tutaj jednak (pozostanę w klimacie bluzgów :)) nie pie*dolą się w tańcu i "fu*ki" latają na prawo i lewo, a wypowiadają je nie tylko główne postacie, ale też często postacie poboczne, takie jak uczniowie Akademii Shujin na korytarzach. Nadaje to klimatu i autentyzmu całej sytuacji, bo w odróżnieniu do poprzednich odsłon, protagonista nie przenosi się do Akademii z czystą kartą, a zawieranie znajomości nie odbywa się tak bezproblemowo jak poprzednio. Każda z odsłon na PS2 wyróżniała się klimatem. W Personie 3 klimat był cięższy niż w czwórce, a myślą przewodnią tej odsłony była tematyka śmierci. W czwórce skupili się na bardziej standardowym, wręcz shonenowym motywie godzenia się ze swoimi słabościami i sile przyjaźni (chociaż więzi między bohaterami to motyw przewodni całej serii). W Personie 5 mamy motywy walki ze zgniłym społeczeństwem, buntu przeciw normom oraz chęci do walki z niesprawiedliwością. Nie ukrywam, że motywy te bardzo do mnie przemawiają :)

System walki to absolutnie szczytowe osiągnięcie japońskiej szkoły tworzenia gier video. Tak wiem, że mogę się tutaj narazić samozwańczym "znawcom" jRPG, ale taka jest prawda. Poprawiono absolutnie wszystko i dodano nowe, genialne mechaniki. Zacznijmy od tego, że znacznie zwiększono tempo walk, więc nie ma żmudnego patrzenia jak postać parę sekund biegnie, dwie bierze zamach mieczem, potem przeciwnik dostaje obrażenia, potem postać wraca na swoje miejsce i to wszystko trwa z 10 sekund :P Tutaj wszystko odbywa się szybko i sprawnie, dzięki czemu nie odczuwamy znużenia podczas walk. Jest to też zasługa przegenialnych animacji i stylu graficznego, o którym za chwilę. Ważną zmianą w systemie walki jest podział obrażeń fizycznych na te z broni białej i broni palnej. W poprzednich odsłonach mieliśmy albo tylko obrażenia fizyczne, albo podział na broń białą i kłutą. Różnica polega na tym, że tym razem każda postać ma przy sobie dwa rodzaje broni i może zadać obrażenia fizyczne o dowolnym charakterze. "Problem" (w cudzysłowie, bo to przemyślana mechanika ;)) z bronią palną jest taki, że ogranicza nas amunicja, którą odzyskać możemy tylko i wyłącznie wracając do normalnego świata, czyli wychodząc z dungeonu. Trzeba zatem korzystać z niej uważnie. Powrócono do systemu negocjowania z Personami obecnego w pierwszych dwóch odsłonach. Przyśpieszono i ułatwiono go jednak na tyle, że nie jest uciążliwym obowiązkiem jak w Personie 1 i 2, a ciekawym dodatkiem urozmaicającym rozgrywkę, w przeciwieństwie do prostego losowania kart z części 3 i 4. Poza tym, to stara dobra Persona! System słabości i odporności Person obecny, magiczne obrażenia wciąż działają na podobnych zasadach, all-out attack jest, follow-up attack również. Aha! Ważne! tym razem każdej postaci wydajemy komendy, jednak interfejs jest na tyle prosty, a tempo na tyle duże, że dodatkowe przyspieszanie starć naprawdę nie jest potrzebne :)

Persona 5 wygląda obłędnie i nie chodzi mi tutaj o samą jakość grafiki, a o styl graficzny mieszający komiksowość z czerwienią i czernią. Wszyscy wiemy od pewnego księdza, że czerwony i czarny to kolory Szatana 3:) (czarne jak piekło, czerwone jak ogień ;)), więc tym bardziej zachęcają do zagrania xD Bardziej na serio, są to moje ulubione kolory i taka stylistyka mi najbardziej odpowiada. Odcienie niebieskiego w trójce też były w porządku, jednak żółto-pomarańczowe barwy czwórki były dla mnie zbyt optymistyczne...chociaż podkreślały raczej luźny klimat gry. Ciężko opisać słowami styl graficzny, więc zamiast się rozwodzić, zwyczajnie wam pokażę :)

 

Nasi wspólnicy, z którymi będziemy budować social-linki wydają się być bardzo ciekawymi postaciami. Na pierwszy ogień idzie Ryuji Sakamoto, którego wszyscy mają za problematycznego gościa i delikwenta, a w rzeczywistości to bardzo równy gość, niezbyt rozgarnięty i impulsywny, ale będący dobrym przyjacielem. Miła odmiana od irytującego, wiecznie mającego pretensje do głównego bohatera Junpeia Iori z trójki lub nieco bezpłciowego Yosuke z czwórki. Jest też kot - Morgana, który wbrew pozorom nie jest kotką, a może nawet wcale nie jest kotem, ale tę tajemnicę odkryję później w miarę postępów w fabule. Ze wspólników, których do tej pory odkryłem została mi do opisania Ann Takamaki, pół-japonka uznawana za piękność, jednak niezbyt lubiana przez dziewczyny, a i chłopcy z pewnego powodu trzymają się od niej z daleka. Nie przepadam za tą postacią, gdyż z wyglądu jest trochę kalką Lisy Silverman z Persony 2, za którą nie przepadam, a i sama postać nie wzbudziła póki co mojej sympatii. Zobaczymy, może zmienię zdanie :) Postaci kobiecych w Personie 5 z tego, co widzę na materiałach promocyjnych jeszcze kilka będzie, więc może znajdzie się kilka potencjalnych waifu xD (he he he).

Ostatnia rzecz, o której napiszę, to soundtrack. Ten jest absolutnie genialny. Acid jazzowe kawałki przywodzą mi na myśl właśnie złodziejskie, tajemnicze klimaty, ale takie przerysowane, niczym w starych kreskówkach o złodziejach. Soundtrack jednak potrafi być też poważny i mroczny gdy trzeba. Tutaj też zamiast się zbytnio rozwodzić dorzucę jeden z moich ulubionych kawałków :)

 

Aha, miałem napisać czy da się grać na PS3! A da się! Graficznie pod względem jakości tekstur, otoczenia itp., produkcja nie prezentuje się specjalnie okazale (nie mylmy genialnego stylu graficznego z jakością tekstur!) i widać, że powstawała z myślą o poprzedniej generacji konsol, a niektóre tekstury przypominają jeszcze czasy PS2. Nie ma mowy o spadkach animacji i bugach czy artefaktach graficznych. Nic takiego nie uświadczyłem. Podejrzewam, że wersja na PS3 niewiele się różni od wersji PS4 :P Gdyby nie to, że większość osób już się przerzuciła na PS4, bo w międzyczasie zmieniła się generacja sprzętu, byłaby to typowa produkcja na poprzednią generację, która nie potrzebuje do działania i komfortowego grania mocniejszego sprzętu niż PS3. Zatem, jeśli ktoś się zastanawiał nad nabyciem konsoli nowej generacji tylko i wyłącznie dla tej gry, a posiada PS3 - nie róbcie tego, nie warto :)

Mógłbym jeszcze tak długo się rozwodzić o rozmaitych aspektach Persony 5, mimo że grałem dopiero 10 godzin, ale dam też szansę też innym się wypowiedzieć. Wracam do grania. Miłego weekendu życzy...

Snake


 

Daaku

Zanim przejdziemy do meritum, na początku zadam jedno pytanie nastrajające: Kto z tu obecnych grał wcześniej w Personę 4? Łapka w górę! ...Całkiem sporo łapek. Pamiętacie więc ten małomiasteczkowy, senno-sielski setting Inaby? Ten lekki, z deczka slapstickowy humor znany z dialogów i scenek? Robiących za klasowych klaunów Yosuke "Right in the nads" Brosuke oraz lowelasa Teddy'ego? Pamiętacie? To niech pozostanie to wyłącznie w waszej pamięci. W Personie 5 takich klimatów nie uświadczycie.

Wprowadzenie do historii zaczyna się doć przewrotnie, bo od samego końca. Nasz protagonista jako swoje alter-ego, Joker, dokonuje efektownej ucieczki z jakiegoś bankietu, dopingowany przez resztę członków ekipy Phantom Thieves. Trochę akrobatyki po żyrandolach, parę walk w których jesteśmy skazani na sukces, nieco przemykania w cieniu, w końcu brawurowy skok przez okienny witraż... i wpadamy w zasadzkę policji, w której uczestniczą chyba rezerwy z całego Tokio. Prowadzący akcję oficer nie pozostawia nam złudzeń: policja miała informatora, czyli w naszej drużynie znajduje się zdrajca...

Gdy już ląduje na nas kubeł zimnej wody, budzimy się w pokoju przesłuchań - zaobrączkowani, pobici i naszprycowani jakimś głupim jasiem. Następne wydarzenia wydają się żywcem wyjęte z filmów kryminalnych i przesłuchań typu "dobry glina, zły glina", ale główną różnicą jest w nich brak tego dobrego gliny... Kiedy więc zostajemy zmuszeni do podpisania klauzuli potwierdzającej nasze uczynki, dostajemy pro forma trochę czasu z naszą prawniczką, której musimy na szybko opowiedzieć, kim tak naprawdę jesteśmy i co tak naprawdę się stało. Od samego początku.

 

W ten sposób z epilogu przechodzimy do prologu całej historii. Wprowadzenie jest tyleż szybkie, co dobrze zmontowane i tak naprawdę w przeciągu kwadransa różnymi środkami - czy to poprzez retrospekcję, czy to dialogi, czy to zasłyszane po drodze plotki - wiemy już mniej więcej, o co chodzi. Nasz bohater, próbując pomóc napastowanej późnym wieczorem kobiecie, zadziera z jakimś wysokiej rangi pijusem. A że pijus jest mściwy, to lądujemy do rejestru karnego z zarzutem napaści ze spowodowaniem obrażeń, przechodzimy pod czuły nadzór sądu i już jako pełnoprawny młodociany bandyta wylatujemy i ze szkoły, i z domu. Ot, zarówno placówka oświaty, jak i nasi rodzice chcą jak najszybciej zamieść problem pod dywan, w efekcie czego kończymy na jakimś tokijskim zadupiu "na stancji" u właściciela zapyziałej kawiarni, w zagraconym pokoiku, gdzie jako tako do użytku nadaje się pokryty kurzem materac. I nieważne, z kim prowadzimy rozmowę - z właścicielem przybytku, z dyrektorem szkoły, z naszą przyszłą wychowawczynią - wszyscy stawiają sprawę jasno: nikt nie ma wobec ciebie większych oczekiwań, a próba rehabilitacji twojej osoby to zbyteczny, choć niezwykle altruistyczny wysiłek z ich strony. Chcesz utrzymać się na powierzchni? Bądź grzeczny, słuchaj się dorosłych i nie zadawaj się z patologią. Narozrabiasz? Lądujesz w poprawczaku i jesteś skreślony u wszystkich do końca życia. No, ale głowa do góry! Przed tobą rok szkolnej młodości!

Jak więc widać, Inaba to to na pewno nie jest. Czwartą i piątą odsłonę serii dzieli między sobą prawie dziesięć lat różnicy i w tym czasie seria poszła bardzo do przodu pod względem tematyki. To, co serwuje nam Persona 5, to przekrój przez większość bolączek dzisiejszego społeczeństwa wielkich miast - korupcja na wysokich stołkach, opieszałość służb porządkowych, łatwość wywołania paraliżu komunikacyjnego... W naszej szkole ,Shujin Academy, rówież za różowo nie jest: wykluczenie społeczne, znęcanie się i przemoc w stosunku do uczniów, bierne podejście grona nauczycielskiego do swoich obowiązków, pilnowanie własnych pleców, plotki o romansie nauczyciela z uczennicą... Pełen serwis, a wszystko to bardzo na czasie i w pewnych kwestiach trochę zbyt bliskie własnym doświadczeniom, aby traktować ty tylko jako zmyśloną historyjkę z zabawą w policjantów i złodziei w tle. A jeżeli taki natłok poważnych treści towarzyszy nam już od pierwszych godzin gry, kiedy dopiero co zarysowaliśmy powierzchnię i tak naprawdę wszystko przed nami, to ciężar i pełen obraz całej opowieści może zwiastować jedną z najodważniejszych historii w medium gier video. Sprawia to, że człowiek od razu chciałby wejść w pełne spektrum poruszanych tematów i pochłonąć je w całości, a tak łatwo przecież nie ma.

Dobra, bo o świecie przedstawionym rozgadałem się tak, jakbym recenzował książkę, a przecież cały czas mówimy o grze. Jak więc Persona 5 prezentuje się pod względem gameplayu? Na pierwszy rzut oka - przede wszystkim bardzo charakternie. Spora w tym zasługa stylizowanych, kolorowych menusów, pełnych świetnie animowanych przejść, ostrych barw i jedynej w swoim rodzaju czcionki. Podobna dynamika towarzyszy prowadzonym dialogom - postacie nie stoją jak kołki, tylko gestykulują, podnoszą głos, a ich ekspresję podkreślają pojawiające się na ekranie podoblizny. Dla mnie jednak miodem na uszy jest przede wszystkim japoński voice-acting - jeszcze przed odebraniem własnego pudełka z grą ściągnąłem sobie z PS Store paczkę z oryginalnymi głosami i powiem, że było warto. Spójrzcie tylko na kilka poniższych nazwisk:

MC - Jun Fukuyama (Korosensei - Assassination Classroom, Lelouch Lamperouge - Code Geass)

Ryuji Sakamoto - Mamoru Miyano (Okabe Rintaro - Steins;Gate, Setsuna F. Seiei - Mobile Suit Gundam 00)

Ann Takamaki - Nana Mizuki (Hinata Hyuga - Naruto, Wrath - Fullmetal Alchemist)

Morgana - Ikue Otani (Tony Tony Chopper - One Piece, Konohamaru - Naruto, Pikachu - Pokemon)

Sojiro Sakura - Joji Nakata (Kotomine Kirei - Fate/Zero, Diethard Reid - Code Geass)

Jeśli rozpoznacie choć po jednej z powyższych, znanych z seriali anime postaci, to zrozumiecie, dlaczego od samego początku odpuściłem sobie angielski dubbing i nie chciałem słyszeć o braku dual-audio w grze. Mając okazję do usłyszenia samej śmietanki japońskich seiyuu w jednym tytule (a mowa przecież o garstce poznanych na samym początku charakterów!) po prostu nie mogło być inaczej i to właśnie te nazwiska, obecne w przeciekach pojawiających się niedługo po pierwszym oficjalnym zwiastunie gry, nakręcały mnie najbardziej. Słyszałem opinie, że angielska ścieżka dźwiękowa także jest niczego sobie, ale dam jej szansę może dopiero przy okazji drugiego przejścia gry. Choć w sumie kogo ja oszukuję...

Napisałbym nieco więcej o samym systemie walki, ale tutaj mam akurat najmniej informacji - pierwszy Pałac, po którego włościach się poruszamy, nie oferuje zbyt wiele zarówno w kwestii różnorodności przeciwników, jak i ustawień drużyny, więc póki co jest bardzo... "klasycznie". Atakując słabości demonów zyskujemy dodatkową turę 1 More, a w przypadku ogłuszenia wszystkich rywali dostajemy możliwość wykonania All-Out Attack - grupowego ataku fizycznego zdolnego szybko zakończyć całą potyczkę. Największą nowością jest póki co powrót broni palnej (jako oddzielnego "żywiołu" i słabości), którą jednak nie poszalejemy z uwagi na ograniczoną amunicję, znaczniki pokazujące na liście skilli te najbardziej efektywne oraz opcja Analyze automatycznie dobierająca nam atak celujący we wrażliwość celu. Na pełne rozwinięcie skrzydeł przyjdzie mi pewnie poczekać aż do dalszych lochów, bo nie wątpię, że i tu doczekaliśmy się jeszcze paru nowości.

 

Miejmy nadzieję, że od jutra (oficjalna data rozpoczęcia gry) Atlus umożliwi już graczom zrzucanie screenów oraz nagrywanie filmików z rozgrywki, bo aż korci mnie, aby niektóre bardziej pamiętliwe momenty zachować w pamięci cyfrowej. I choć zwykle staram się tego unikać jak ognia, to możliwe, że w następnych tygodniach będę Was cyklicznie informował o swoich postępach w grze. Może nawet nie będę w tym odosobniony? Może również i inni będą wnosić o "GROmadowy Kącik Per5onowy"? Jestem otwarty na wszystkie propozycje!

 

DRAWN TO DEATH [PS4, The Bartlet Jones Supernatural Detective Agency 2017]

 

O najnowszej premierze kwietniowego PlayStation Plus napiszą co niego dwie osoby, które otwarcie przyznają się do grania w nią: niezmordowany @Realista oraz @Daaku, którego gust growy poddawany był już w wątpliwość tyle razy, że w zasadzie nikogo nie powinno to już dziwić. Jedziemy z tym koksem, dziwki!

Nie będzie żadnych spojlerów z pierwszych godzin rozgrywki!

 

REALista

 

Ta gra jest dziwna... To było pierwsze co pomyślałem, gdy ją odpaliłem. Zaczęło się tak jak zaczyna się większość gier: samouczkiem. No więc odpalam go i gdy dotarłem do pewnego miejsca, żaba na, której ktoś przeprowadził sekcje, będąca moim przewodnikiem tłumaczy mi, że muszę powiedzieć do głośniczka w padzie „reload” jeśli chce przeładować. Uznałem ten pomysł za poroniony, ale powiedziałem reload, a linia, która miała mi pokazać jak dobrze jestem słyszalny ani drgnęła, powiedziałem jeszcze raz i nic. Pojawiła się żaba i tłumaczy, że albo mówię za cicho, albo jestem w pokoju, w którym jest za głośno. Kazała mi spróbować jeszcze raz. No więc próbuje. W końcu zaczynam sie drzeć: RELOAD!!! Znowu pojawiła się żaba, która mówi mi, że dałem się nabrać, a przeładowuje się kwadratem. Zostałem wydymany przez grę. Cudnie... No więc ukończyłem samouczek połączyłem się z Daakiem na imprezie PSN i zaczęliśmy testowanie tej chorej gry. Na początku trzeba wybrać sobie postać z pośród kilku bardzo różniących się. Kluczem do zwycięstwa jest poznanie swojego bohatera. Na początek trzeba wybrać tego, którym najlepiej ci się gra, inaczej będziesz sie niepotrzebnie męczył, bo ich umiejętności naprawdę są bardzo różne i każda ma co innego do zaoferowania.

 

Moim pierwszym wyborem był Bronco, ale jego umiejętności mi nie podeszły. Puszczał jakiegoś drona, który strzelał i tyle. Następnym był Cybergula - wampir, który nawet nie wiem jaką miał umiejętność główną, ale wiem, że wybuchał jak umierał, nie podszedł mi. Następnym była kobieta z głową rekina nawijająca po japońsku (Ninjaw), tu też nie trafiłem. W końcu wybrałem postać, której nie chciałem wybierać, ponieważ jej wygląd podobał mi się najmniej: Alan psychopata z piłą spalinową na plecach i maską myszy na łbie i niestety okazało się, że to nim mi się najlepiej gra. Następnym krokiem jest wybranie broni. Jest ich sporo, dużo jest zablokowanych, a odblokowuje się jej poprzez klucze, które dostaje się po meczach. W każdym bądź razie znalazłem swoją postać i broń, którą mniej więcej idzie mi dobrze i ruszyliśmy z Daakiem na podbój serwerów.

 

Zasady są proste gra się we czterech każdy na każdego, albo tak jak w naszym przypadku w dwuosobowych zespołach. Wygrywa ten zespół, który pierwszy zdobędzie 10 fragów. Co mogę powiedzieć o tej grze? Że jest cholernie niestabilna. Rwie połączenie, a będąc z Daakiem w drużynie znalezienie więcej niż jednego oponenta do gry było raczej rzeczą niespotykaną, a jeśli już się znajdzie to byli jacyś maskratorzy, z którymi nie da się wygrać (mieliśmy okazje takich spotkać). Oczywiście nawet jak spotkasz tego jednego przeciwnika to nie jest prosto, bo dostaje on buffa i jeśli ma dobrze opanowaną postać to nie pokonasz go nawet we dwóch.

 

Ogólnie gra wygląda jakby była żywcem wyciągnięta z zeszytu jakiego gimbusa i ogólnie cała stylizacja tej gry jest bardzo gimbusiarska. Ilość fucków na minutę przekracza tu dobry smak. Do tego jest cholernie głośna. Cały czas ktoś coś gada i nie jest to gadanie, które coś daje. Jest to po prostu pier*olenie bez sensu. Nawet pad potrafi zacząć się ciebie pytać co masz obecnie na sobie, dlatego pierwsze co robiłem jak zaczynałem grać z Daakiem to przyciszałem telewizor, bo zwyczajnie wiedziałem, że inaczej nie będę go słyszał. Co prawda komunikacja w tej grze nie odgrywa większej roli, ale skoro gram z kimś w drużynie to chce go słyszeć. Po mapach porozsiewane są bronie, naboje, przedmioty, które szybciej ładują ci specjale, lub takie, które dają ci jakieś doładowania np. do szybkości czy obrażeń, oraz takie, które pozwalają ci uleczyć życie (ale w przypadku Alana to ostatnie jest nieprzydatne, bo nie może tego używać, a życie odnawia mu sie powoli samo). W grze cały czas sie biega, zbiera te duperele, przeskakuje za pomocą portali do innych części mapy i ogólnie próbuje się zdobyć te 10 killi szybciej niż przeciwnicy. Niektóre poziomy w grze mają porozsiewane pułapki czekające na nieuważnych graczy. Z tego co pisze wyłania sie obraz chaotycznej, głupiej gry, bez sensu i dokładnie taka ona jest, ale mimo to chce się w nią grać. Nie wiem czemu tak jest. Graliśmy z Daakiem przez dwie noce po kilka godzin i dziś już jesteśmy ustawieni na kolejną partie. Daaku też znalazł postać, którą gra mu sie najlepiej, nazywa się ona Diabla Tijuana (widoczna też na screenie powyżej tyle, że grał nią przeciwnik), a ja już na pewno będą grał Alanem, ale jeszcze nie do końca jestem przekonany do broni, którą używam, ale sporo jej zostało do odblokowania, a więc na pewno w końcu coś znajdę.

Przeciwnik miał pecha. Podczas strzelania się ze mną podszedł pod mackę, która go zabiła, a ja dostałem za to trofeum

 

Czy gra jest dla każdego? Nie. Nie każdemu się ona spodoba. Nawet ja mimo, że jestem otwarty na różnego typu gry po pierwszy kilku meczach był to dla mnie murowany kandydat do opuszczenia mojego dysku, ale jest to gra sieciowa, żeby móc w nią grać trzeba mieć PS Plus, a jest ona właśnie jako gra darmowa w ramach abonamentu, a więc uważam, że warto spróbować i najlepiej mieć kogoś do wspólnej gry, bo ta produkcja raczej nie nadaje się do samotnej rozgrywki. Polecam każdemu spróbowanie jej i nie zniechęcanie sie po pierwszych kilku meczach. Gra zdecydowanie wymaga kilku szlifów. Przede wszystkim matchmaking powinien lepiej działać, bo na obecną chwilę jest tragedia (gdy próbowałem grać w to sam przeciwników szukało po 5 minut), jej stabilność też pozostawia sporo do życzenia, ale jeden-dwa patche i będzie dobrze. Wiem, że za dużo o tej grze nie napisałem, ale tu tak naprawdę nie ma o czym pisać. Zasady są proste i przejrzyste. Nie ma tu nic odkrywczego. Trzeba to zobaczyć i tyle. Może tryb rankingowy ma coś więcej do zaoferowania, bo obecnie graliśmy tylko mecze nie rankingowe. Zapewne dziś sprawdzimy. W każdym bądź razie to jest właśnie jedna z tych gier, którą włączasz na godzinę czy dwie i nie musisz się nad niczym zastanawiać, nad niczym myśleć, tylko po prostu grać i trzeba do niej podejść na luzie.

Większość meczy wygrywaliśmy

 

Jeśli chcecie więcej screenów z gry zajrzyjcie do galerii.

 

[Przypisek Daaka: W meandry rozgrywki zdążył już wprowadzić Was Real, on też podzielił się pierwszymi wnioskami co do stabilności gry oraz jej potencjału. Mnie pozostaje więc w zasadzie rzucenie kilku uzupełniajacych uwag, które - mam nadzieję - dopełnią obrazu gry i pozwolą odpowiedzieć na pytanie "Grać czy olać?"

Klimat - gra samej siebie nie bierze na poważnie i taki sam jest też jej stosunek do gracza. Real wspominał o towarzyszącej nam w samouczku żabie - spotykamy ją potem w zasadzie przy wielu okazjach, m.in. przy odblokowywaniu broni czy nawigacji menu i w zasadzie przy każdej okazji ma nam do powiedzenia co nieco o naszym ilorazie inteligencji. Albo o naszej mamie. Wredny płaz.

Humor - niskich lotów. Nieważne, czy jesteśmy akurat w menu głównym czy na którejś z aren - na pewno w którymś kącie nabazgrane będą a to przepołowione zwłoki, a to eksplodujące mózgi, a to rzygi czy inne pierdy. Nawet zajęcie pierwszego miejsca w potyczce nagradzane jest... wizerunkiem kupy, oczywiście w akompaniamencie fanfarów, jakby była to najnormalniejsza rzecz ever. No nic, ważne że pasuje do ogólnej, luzacko-gimbowej stylistyki gry.

Postacie - niewiele ich, ale są za to oryginalne, różnorodne i gwarantujące inny styl gry. Każda z nich, poza pakietem ustalanych przez nas broni i power-upów, posiada także jeden atak specjalny, jeden ryzykowny super-atak oraz kilka specjalnych właściwości ograniczanych paskiem Rzygowinowego Ponczu, jak np. wślizg, podwójny skok czy spowolnione opadanie. Mało tego, ich ataki działają także inaczej na konkretnych rywali, zadając większe obrażenia jednemu, a mniejsze drugiemu. W obliczu sytuacji podbramkowej można pokusić się więc nie tyle o podmianę arsenału, co po prostu bardziej adekwatnej postaci.

Areny - może i niewielkie, ale bardzo upakowane, odmienne od siebie i, najważniejsze, wyładowane po brzegi zaułkami, teleportami, skrótami, niebezpieczeństwami i innymi sekretami. W tej kwestii widać, że jest to w każdym calu gra Davida Jaffe, ponieważ z głebim pamięci powracają wykręcone areny z pierwszych odsłon Twisted Metal!

To tyle ode mnie w tej materii. Drawn to Death to ewidentnie tytuł nastawiony na wywoływanie bardzo skrajnych emocji - albo od razu "skumasz czaczę" i bez zająknięcia wskoczysz w ten klimat, albo odrzuci Cię on jako kolejny niesmaczny crap wybijający się na wulgaryzmach. Jeżeli należysz do tej pierwszej grupy - będziesz bawił się przednio, jeżeli do tej drugiej - no cóż, jak to mówił sam Jaffe #GoFuckYourself!]

 

 


 

Przeczuwasz, że w piątek będzie grubo? Chcesz napisać coś do następnej GROmady albo nawet ją poprowadzić?
Pisz, pisz, pisz! Tu chodzi przede wszystkim o dobrą zabawę!

Oceń bloga:
28

Komentarze (92)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper