Kwestia prawdopodobieństwa

BLOG
3166V
Kwestia prawdopodobieństwa
Ezronymius | 18.09.2016, 15:39
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Tak, Sean Murray sypał kłamstwami o grze, były trailer i reklamowały grę, która okazała się wyglądać zupełnie inaczej. Hejt rozlał się jak gamingowy świat wzdłuż i wszerz, a gracze punktowali grę, za to czego w niej nie ma. Czy aby na pewno wszystko było nie takie? Szybko okazało się, że jest i woda, i oceany, i śnieg, a nawet sensownie wyglądające, duże zwierzęta. Po około osiemdziesięciu godzinach gry, mogę stwierdzić jedno: wszystko jest kwestią przypadku.

Na dzień dzisiejszy zbliżam się do platyny, mimo, iż do centrum Galaktyki Euklidesa zostało mi do pokonania ponad 170 tysięcy lat świetlnych. Odwiedziłem piętnaście układów planetarnych, zwiedziłem mniej lub bardziej kilkadziesiąt planet. W tym czasie widziałem wiele rzeczy podobnych oraz takich, które były unikalne. Cokolwiek by nie mówić o tytule Hello Games, to ja trafiłem na swoją grę i odnalazłem w niej to, czego zawsze szukałem: wieczna podróż w nieznane. Czy można było ją zrobić lepiej?  Pod względem ładniejszej grafiki - na pewno, pod kątem samego gameplay'a? Być może. To co mnie przyciąga do tej gry, to to, że nic nie jest podane na tacy. Cel gry nie jest oczywisty, jest wciąż tajemnicą. A internet w swych recenzjach jest bardzo, bardzo płytki. Wiele rzeczy po prostu umknęło recenzentom.

Czym jest prawdopodobieństwo?

Osiemnaście kwantylionów to liczba tak duża, że ciężko ogarnąć. Nie, nie będę tu pisał o multiplayerze, którego nie ma, (więc szansa na spotkanie dwóch graczy nadal wynosi zero) lecz raczej skupię się na tym, co pojedynczy gracz może spotkać na swej drodze. Parę dni po premierze gry był lament, że w grze nie ma oceanów i wody większej niż małe bajorka. Do czasu, gdy jakiś nieszczęśnik nie podzielił się swoją historią, jak odrodził się na planecie z wszechobecnym oceanem i tak małymi wyspami, że wyrwanie się z tej planety było dla niego nie lada wyzwaniem. Kilkaset innych graczy narzekało, że nie ma śniegu i prym wiódł tu hejt-wątek na Reddit, w którym mottem przewodnim było: "w grze nie ma tego co pokazano na gameplay z gry w IGN, w kwietniu 2016!" (tzw. Balari V). Osobiście, w dniu w którym to przeczytałem, parę godzin później wylądowałem na planecie śnieżnej i pomyślałem sobie, że być może ludzie nie rozumieją jak działa prawdopodobieństwo? I że gdyby cała ludzkość wybrała po jednej planecie z gry, trafiła by na całe 0,00001 % wszystkich planet? Jeśli w grze jest kilkanaście głównych typów biomów, to na śnieżny można trafić z odpowiednio mniejszą szansą (o rząd wielkości niższą. Ale o tym to pisałem ostatnio.

Wyobraźmy sobie, co by było, gdyby rzeczywiście 90% planet była jałowych, a na tych 10% pozostałych było życie, przy czym w 90% miałoby to być życie bardzo prymitywne. Więc zostałby 1% planet, które mogłyby wyglądać jak wspominana w ostatnim poście planeta Różana, pełna zwierząt i roślin. Czy byłoby ciekawiej? Być może.

Dla zmęczonego gracza, który ma dość podobnych do siebie roślin i drzew, pusta planeta, na pierwszy rzut oka wygląda fajnie i jest "wow! Jak tu pusto!".

Praktycznie jałowa planeta

Tylko skały, opuszczone stacje badawcze i węglowe struktury "muszlaste".

Ciepło, gorąco i aktywne Kryształy Wiru. Czasem zaatakuje nas dziwna, misiopodobna istota.

Gleba czerwona poprzetykana zielonymi połaciami błota. I tak po horyzont i wszechobecne struktury hedrydowe.

Szaro. A o kamiennych strukturach będzie trochę dalej.

Niech Was nie zmyli rachityczna roślinność. Dalej nic więcej nie ma, serio!

Skaliście i buro. Jedynym urozmaiceniem były gigantyczne skalne misy, płaskie (i puste) na swej powierzchni.

Po jakimś czasie, trafiając na takie planety zaczyna być to nużące. Chyba, że na takiej planecie jest coś ciekawego jak widoczne wyżej Kule Grawitoniczne lub struktury jak poniżej:

 

Lecz gdy ciągną się one kilometrami, zaczyna człowiek marzyć o czymkolwiek innego koloru niż szary ;)

Wyczytałem gdzieś, że jakiś gracz miał pecha i zwiedził ponad trzydzieści planet, zanim trafił na taką, na której jest roślinność inna niż rachityczne krzaczki i porosty (o ile w ogóle była). Moje szczęście było bardziej zróżnicowane.

Choć mam wyjątkowe szczęście do planet trujących (pewnie kwestia grzybków).

Niektóre z nich porastały istne dżungle grzybów...

...lub bardziej swojskich drzew. 

A niektóre dżungle były jak przedsionek raju, gdyby nie szczurodinozaury, które pokazywały, że nic nie jest takie, jak na pierwszy rzut oka się wydaje.

Niektóre planety z grzybami miały naprawdę olbrzymie grzyby. Gram na wersji PS4 i nie mam moda Big things! Więc naprawdę, przypadek może spowodować, że ktoś trafi na dinozaury z krowimi odnóżami latające na motylich skrzydełkach, więc może być zniesmaczony ;) Aczkolwiek, tego grzybka (poniżej), to HG mogłoby sobie darować. Jest mega generyczny i mnie osobiście zaczyna już denerwować.

Wtedy dobrze, gdy kolejna planeta jednak wygląda bardziej obco, wtedy zapał nie gaśnie:

Same rośliny, poza wszechobecnym wężobijem, nie są niebezpieczne. Trochę szkoda...

A w kwestii oceanu, to natrafiłem na zatopioną bazę na planecie, której 90% stanowiła woda. Baza była głęboko i bez odpowiedniego sprzętu, raczej się nie dopłynie.

Śnieżny biom w połączeniu z trującą atmosferą. 

Sucha i gorąca planeta z burzami pyłowymi i temperaturą powyżej 100 st Celcjusza.

I jej koleżanka, która z orbity wyglądała jak pokryta lawą, niestety rzeczywistość okazała się inna. 

Czy wreszcie pustynia...

Niestety to nie Diuna, choć jest blisko

Niestety, nie jest to Diuna z trailera. 

Na swej drodze spotkałem też ładniej wyglądające krajobrazy, niektóre nawet bardzo swojskie.

Prawie jak Balari V!

Reasumując, pragnienie poznania jak najwięcej i zobaczenia jak najwięcej powoduje, że nie mogę z czystym sumieniem ominąć jakiejś planety, bo nigdy nie wiadomo na co się trafi. No i tym bardziej, że powrót do układu wcześniej odwiedzonego jest trudny. A gdy odkryłem możliwość skoków o kilkanaście układów naraz, to praktycznie niemożliwy. Niestety, pod względem nawigacji w kosmosie, gra nie daje graczowi forów i tu widziałbym duże pole do poprawy. I mam nadzieję, że zapowiadane zmiany jak budowa baz i rozbite na powierzchni planet duże frachtowce wprowadzą i w temacie samej podróży pewien porządek.

Duże zwierzęta.

Kontynuując wątek prawdopodobieństwa, to kolejną kwestią są zwierzęta w tej grze. Tak, często widzi się podobne lub wręcz wyglądające tak samo lecz w innych kolorach, jedne bardziej groteskowe, a inne bardziej realistyczne. Cóż, taki urok tej gry, lecz i tu ma ona swoje momenty. Gdy wylądowałem na planecie prawie pustynnej, to oczami wyobraźni widziałem trailer i pustynnego czerwia z Diuny. Nic takiego nie spotkałem, ale patrząc na to co spotkałem na pozostałych planetach i to co czasami wrzucą różni gracze na Reddita, to się zastanawiam, czy przypadkiem gdzieś tam taka planeta jest i jest kwestią czasu, że ktoś ją odkryje? Być może, czerwii nie będzie, ale pełna piachu pustynia (i nic więcej) była by miła.

Za to duże robale trafiły mi się kilka razy, choć nie były to czerwie na kilkadziesiąt metrów, lecz latające glisty kilkumetrowej długości:

lub pijawki:

Pamiętam moment, w którym po kilku dniach grania miałem trochę dość NMS i wylądowałem na planecie, w jakimś kraterze, gdzie był monolit obcych. Szybko go ogarnąłem i już wracam do statku, gdy nagle coś zatrzęsło gruntem. I potem ponownie i ponownie. 

Na szczęście "żuk w gatkach" okazał się przyjazną istotą. W odróżnieniu od szczurodinozaura, który zachowaniem przypominał velociraptora.

Co ciekawe, oba gatunki zamieszkiwały ten sam układ planetarny, choć inne planety.

Z dużych "strasznych" to spotkałem olbrzymie, trzęsące ziemią kraby, które na szczęście okazały się zwierzętami pasącymi się (w odróżnieniu od swoich mniejszych kuzynów mieszkających i polujących w jaskiniach).

Królowa Matka pilnująca swoich jaj?

A z jednym przedstawicielem podobnego gatunku (inna planeta zupełnie) to nawet udało mi się zaprzyjaźnić ;)

No dobrze, polujące na gracza rekiny-ludojady już sobie daruję, albowiem nie udało mi się uchwycić tej pięciometrowej bestii na fotografii, gdyż diabelstwa są piekielnie szybkie, biją mocno, więc swą uwagę skupiałem na obronie, a nie strzelaniu fotek ;)

Kwestia czasu i szczęścia

No Man's Sky jest grą, która pokazuje, że jeśli coś może się trafić to... może. Ale nie musi. Na szczęście na większości planet można znaleźć te same zasoby, więc raczej wizja utknięcia gdzieś bez "środków do życia" nam nie grozi. Choć po jakimś czasie, szczególnie, gdy jest potrzeba rozbudowy sprzętu i statku, okazuje się, że nigdzie nie można znaleźć złota i niklu, mimo, że był on praktycznie na każdej planecie, którą odwiedziłem wcześniej! Stąd szybko porzuciłem wcześniejsze nazewnictwo planet, na rzecz bardziej użytkowego, w którego w nazwie zaszywam informację, czego można się spodziewać na planecie (stąd takie dziwne nazwy planet na fotkach powyżej). I gdy znalazłem wreszcie złoto, moim problemem stał się brak planet śnieżnych i zimnych - jedynego źródła chryzonitu, a ten jak na złość jest mi właśnie potrzebny.

Do centrum galaktyki jest cholernie daleko, statek mam średni (28 slotów), lecz broń prawie superior (22 sloty) i jak wspominałem na początku artykułu - ponad 80 godzin gry (przestałem liczyć po pięćdziesięciu). Faktem jest, że gdy wczoraj wstałem sobie raniutko o szóstej, to do dziesiątej nie mogłem się oderwać. Czasem patrzę na recenzje na youtube lub czytam je tu i ówdzie i zastanawiam się, ile rzeczywiście czasu ich autorzy poświęcili grze? Większość nie zauważyła takich niuansików, że statki różnią się zachowaniem (a nie tylko liczbą slotów) i naprawdę ciężką, opancerzoną krową do transportu polowanie na piratów to raczej marzenie ściętej głowy, a statki wyglądające na myśliwce wciągają walki w kosmosie nosem i to z połową zainstalowanego sprzętu? Że malutkie statki zwiadowcze wylądują gdziekolwiek i skaczą na setki lat świetlnych, lecz są kruche, a lądowanie transportowcem to poszukiwanie płaskiej przestrzeni?

Bo to, że wszystko jest takie same, jest powtarzalne to wie już sama gra i zaczyna twierdzić, że jest symulacją. Pytanie, kto za tym stoi... to jest prawdziwy cel gry. Odpowiedź na to i na inne pytania, np. dlaczego Kule Grawitin raz wyglądają tak:

i występują w kolorach srebrnym, złotym, czerwonym, fioletowym, niebieskim... a raz tak:

wreszcie się znajdzie. Bo zagadek w grze jest pełno. Pełno jest też rzeczy niespójnych - np. transmisje wskazujące ślady wśród odległych gwiazd, a tak naprawdę prowadzące dwa kilometry dalej lub materiały na rynku lub znajdowane u piratów, opisane jako służące do budowy kadłubów, ale nie mające praktycznego zastosowania, lecz wierzę, że kolejne łatki naprawią grę i będzie taka jak miała być. Czy więc jest sens grać, jeśli coś z grą jest nie tak? 

Sami sobie odpowiedzcie, bo ja odpowiedź znam ;)

A jeśli ktoś z Was gra i znalazł to co powyżej, to gratuluję :)

I lecę szukać chryzonitu!

Oceń bloga:
11

Komentarze (15)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper