Gra o Tron - Beyond the Wall

BLOG
503V
Gra o Tron - Beyond the Wall
Darek | 21.08.2017, 20:13
Jakoś zupełnie mi nie leży, kiedy postacie w świecie serialu nazywają bitwę o Winterfell "Bitwą Bękartów". Jakoś tak sztucznie to brzmi.

Westeroski Suicide Squad to ma fart. Nie dość, że w ogóle udało im się znaleźć mini drużynę lodowych zombie, to jeszcze zrobili to relatywnie szybko, w niecały jeden dzień. Nie dość, że Gendry padł z wycieńczenia dosłownie pięć metrów od bramy Eastwatch, to jeszcze bez problemu do niej trafił, mimo, że pierwszy raz w życiu był na północy. Nie dość, że kruki i smoki zapierdzielają najwyraźniej z prędkością światła (dla przypomnienia - droga z King's Landing do Winterfell zajęła Robertowi miesiąc w pierwszym sezonie), to jeszcze Danka bez problemowo ich odnalazła. No i na koniec: całe szczęście, że zombie nie używają łuków, a te lodowe lance Innych są najwyraźniej zbyt cenne, żeby marnować je na ludzi. Dużo korzystnych zbiegów okoliczności.

Przyznaję bez bicia - zawiodłem się. Nie kompletnie, jasne, ale jednak trochę się zawiodłem. Kolejne wymiany zdań między postaciami były szalenie przyjemne - pocałowany przez ogień Tormund, stękający Berrickowi Gendry, honorowy Jorah - czyste złoto. Myślałem (miałem nadzieję?), że dojdzie do jakiejś mini zdrady, ktoś komuś wbije nóż w plecy, takie tam. A tu nic, sami prawi mężowie! Może nawet i nikt by nie zginął, gdyby Ogar nie bał się tak panicznie ognia. To znaczy poza red shirtami, bo oni to poszli na tą misję WYŁĄCZNIE PO TO, żeby umrzeć. Nawet imion nie mieli! Aczkolwiek myślę, że śmierć Thorosa była konieczna. Co z tego, że Jon, czy Berrick by umarli skoro Thoros może zaraz podejść i ich ożywić. To trochę jak z komiksowymi superbohaterami. Nie robi już na mnie wrażenia śmierć Spidermana, Kapitana Ameryki, czy innego Supermana, bo wiem, że i tak nie dalej jak za kilka numerów któryś scenarzysta wymyśli jakby tu przywrócić ich do życia. I karuzela kręci się dalej. Dzięki śmierci kapłana stawka znacznie wzrosła. Tylko co z tego, skoro Jon i tak jest w stanie wypłynąć w pełnym zimowym kubraku z lodowatej wody, znaleźć w ogóle dziurę w lodzie przez którą do rzeczonej wody wpadł, przeżyć, dostać konia od swojego dawno zaginionego wujka i wrócić szczęśliwie do domu? Nie chodzi o to, że nie lubię widowiskowych scen podczas których martwię się o los postaci, bo uwielbiam takie momenty, ale niech trzymają się chociaż mniej więcej w ramach prawdopodobieństwa. To tak jak z magiczno-tytanicznym skillem pływackim Jaime'ego i Bronna z zeszłego odcinka połączonym z głupotą Dany. Takie rzeczy zwyczajnie się nie zdarzają i godzą w inteligencję widza. A przecież dało się to rozegrać lepiej. Wystarczyłoby, żeby Jon nie wpadał pod wodę i scena już miałaby znacznie bardziej sensowny wydźwięk.

Nie jestem też do końca zachwycony budowaniem napięcia w tym odcinku. Wiem, że Gendry ma biec do Eastwatch skąd poleci kruk do Smoczej Skały, skąd Dany przyleci po chłopaków. To wszystko jest jasne i oczywiste, bo dokładnie o to Jon go prosi. Kiedy więc nasz Suicide Squad siedzi w potrzasku otoczony z każdej możliwej strony doskonale wiem, w jaki sposób zostaną uratowani,  a przez to, że widziałem, że Gendry dobiegł i, że Dany wyruszyła, to wiem też, że pomoc za moment nadejdzie. Dużo bardziej bałbym się o nich gdybym nie wiedział czy Gendry dobiegł w ogóle do Muru, czy Dany dostała wiadomość, itd. Jedynym faktycznie stresującym momentem był Tormund powoli wciągany pod wodę przez zombie.

Zastanawia mnie, czy gdyby Danka nie skupiła się na ratowaniu swoich, tylko na sianiu spustoszenia, to czy przypadkiem nie wybiłaby wszystkich Białych Wędrowców w pień zanim zdążyliby cokolwiek zrobić. Wyglądało na to, że idzie jej całkiem dobrze. Gdyby tak skupiła się na dowództwie usytuowanym na wzgórzu, to może wojna  skończyłaby się zanim by się dobrze zaczęła. A tak to oddała jednego smoka umarlakom. Viserys był mega leszczem i najwyraźniej nazwany na jego cześć smok przejął to po nim. Pytanie, czy zombie smok wciąż będzie ział ogniem, czy może przerzuci się na lód? Jeśli wciąż ogniem, to może to jest właśnie sposób na przedostanie się za mur? Można by go stopić. Zobaczymy co, jeśli cokolwiek, Viserion pokaże w finale.

Na koniec dwa słowa o Winterfell. Ale mnie już te siostry Stark wkurzają. Kłócą się jak malutkie dzieci, a wystarczyłoby usiąść i przedyskutować sprawę na spokojnie. Baelish był w stanie je skłócić tylko i wyłącznie dlatego, że obie zachowują się jakby były upośledzone umysłowo. Nie wierzę, że koniec końców się nie dogadają, albo, że jedna z nich mogłaby zabić drugą, więc jedyne co ten wątek dla mnie robi, to bezsensowne przeciąganie nieuniknionego. Byle sytuacja została rozwiązana jeszcze w tym sezonie.

Za tydzień koniec. Przyznam, że było to całkiem miłe sześć tygodni, choć nie obeszło się bez zgrzytów. Ale o tym za tydzień. Dzisiaj natomiast ciekawostka: Komuś przeszkadzało, że siódmy sezon ma tylko siedem odcinków? Dzisiaj uzmysłowiłem sobie, że do końca całego serialu zostało już właśnie tylko siedem odcinków. Przykro mi.

Oceń bloga:
13

Komentarze (29)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper