Catwoman - Wielki Skok Seliny
Komiksy z kolekcji DC irytują mnie na całego! Albo historia jest nie skończona, jak Hush i Batman i Syn, albo rysunki dziwne, jak w Kołczanie, albo są tylko ok jak Krąg, Śmierć w Rodzinie i Liga Sprawiedliwości. Wyjątkiem tutaj jest fantastyczne od początku do końca Długie Halloween któremu nie mogę w sumie nic zarzucić. Wielki Skok Seliny niestety wpisuje się w resztę serii aż nazbyt dobrze, bo oto wyśmienita historia podana została w zupełnie nie trafiających do mnie kadrach, które mogę opisać tylko jednym słowem - brzydkie.
Selina Kyle, znana ludziom głównie jako Catwoman nie żyje, a przynajmniej chce aby ludzie tak myśleli. Czasami każdy z nas potrzebuje zrobić sobie reset. Niestety, kiedy jesteś osobą publiczną, jednym z najlepiej znanych przestępców w mieście i od czasu do czasu dziewczyną Bruce'a Wayne'a, zaczęcie od nowa nie jest wcale takie łatwe.
Po upozorowaniu swojej śmierci Selina złodziejowała przez jakiś czas w różnych zakątkach świata, aż w końcu pech zmusił ją do powrotu to Gotham. Z pomocą kilku nowych i kilku dawnych kontaktów wkrótce zaplanują wielki skok, który pozwoli pannie Kyle powrót do gry.
Nie spodziewałem się niczego ciekawego po WSS. Nigdy nie byłem przesadnie wielkim fanem Seliny (chyba, że jej wdzięku), a już od pierwszego kadru wiedziałem, że grafiki Darwyna Cooka nie przypadną mi do gustu. Dobrze, że się nie zraziłem, bo tak jak nie podobają mi się jego rysunki, tak już historia opowiadana przez Cooka wypada pierwszorzędnie. Zawsze lubiłem klimaty noir i heist films, czyli opowieści o napadach w stylu Heat, czy Ocean's Eleven, a Wielki Skok Seliny to właśnie nic innego jak angażujące heist story w klimacie noir. Postacie prowadzą długie wewnętrzne monologi, mężczyźni są tak męscy jak to tylko możliwe i jeszcze trochę, a kobiety ociekają wręcz seksapilem. Cała intryga opleciona jest wokół napadu na pociąg, który planuje uskutecznić Selina. Najpierw trzeba ułożyć plan, później zebrać drużynę, wykonać plan, a na ostatniej stronie odejść w nieznane. Bardziej oklepanie już się nie da, a mimo to ciężko odmówić sobie przeczytania wszystkiego od deski do deski.
Mimo, iż w tytule komiksu stoi Kobieta Kot, to nie nastawiaj się na typową opowiastkę o superbohaterach. Selina w stroju kota biega tylko i wyłącznie w retrospekcji, a i Batman trafia się może ze trzy razy na całą opowieść i gości ja kartach dosłownie chwilę. Zupełnie nie spodziewałem się, że WSS okaże się być po prostu sympatyczną historią noir, tylko przypadkiem będąc również częścią świata DC. Tak naprawdę to imiona postaci można by zmienić, a Batmana wywalić i historia w dalszym ciągu szła by tym samym torem.
Wielki Skok Seliny przywrócił Catwoman do życia, więc nic dziwnego, że w tym pierwszym występie nie gania jeszcze w swoim ikonicznym, ciasnym stroju. Darwyn Cooke zdecydował się na bardzo kameralne ponowne przedstawienie postaci i wyszło mu to wprost genialnie. Gdyby nie te nieszczęsne, paskudne rysunki, które niewątpliwie komuś się podobają, ale akurat nie mnie, to z czystym sumieniem mógłbym powiedzieć, że jest to historia, którą trzeba przeczytać. Widzisz z resztą jaki styl postanowił przyjąć autor. Jeśli nie gryzie cię w oczy, to zdecydowanie polecam. Jeśli natomiast tak jak ja, krzywisz się na sam ich widok, to cóż... może zmuś się? Koniec końców warto.
W bonusie dostaliśmy dwie historie. Jedna ta uzupełnienie głównej historii - te same wydarzenia przedstawione z perspektywy prywatnego detektywa, który sprawdza czy panna Kyle faktycznie rozkłada się grzecznie pod ziemią. Druga natomiast to pierwszy występ Catwoman na kartach komiksu. Nic ciekawego, ale można sprawdzić.