Dlaczego wydaje Ci się, że Zemsta Salazara jest dobrym filmem

BLOG
881V
Dlaczego wydaje Ci się, że Zemsta Salazara jest dobrym filmem
Darek | 08.06.2017, 11:19
Piąta część Piratów z Karaibów wylądowała w kinach i niemalże natychmiast została okrzyknięta wybawieniem dla serii. Poszedłem więc do kina z wielkim uśmiechem na twarzy, a tam... Zawód. Zemsta Salazara nie jest dobrym filmem. Pozwól, że pokażę Ci dlaczego.

Pierwsi Piraci z Karaibów z 2003 to był niesamowity strzał w dziesiątkę. Nikt nie miał prawa przypuszczać, że film oparty na niespecjalnie popularnej przejażdżce z Disneylandu zamieni się w jedną z najlepiej zarabiających serii filmowych wszech czasów, a z Johnny'ego Deppa (nie Deepa, nauczcie się wreszcie) zrobi absurdalnie bogatego dziwoląga, który już zawsze będzie grał tylko tą jedną rolę.

Wszystko w tym filmie było takie jak trzeba - doskonale dobrani aktorzy, piękne scenerie, zabawne dialogi, satysfakcjonująca fabuła, do dziś nieźle trzymające się efekty specjalne. 

Clue całego widowiska był oczywiście Johnny Depp jako mocno ekscentryczny i mocno pijany kapitan Jack Sparrow. Wyglądał jak dinozaur rocka przerobiony na pirata, czemu nie ma się z resztą co dziwić, bo Depp piraci cytat.pngnie raz zaznaczał, że wzorem dla Jacka był gitarzysta Rolling Stonesów, Keith Richards. Było w nim coś magnetycznego. Jego przaśne poczucie humoru, wrażenie, że przez większość czasu nie do końca wie gdzie się znajduje, ciągły pościg za rumem. Jednakże Jack zawsze koniec końców wiedział co robi i zawsze miał w tym swój plan - czy to wtedy kiedy wypadł za mur pod koniec pierwszego filmu, czy kiedy w końcu udało mu się dosięgnąć swojego byłego przyjaciela przeznaczoną mu kulą. Sparrow może i sprawia wrażenie wiecznie pijanej ofermy, ale pod tą szaradą kryje się umysł ostry jak brzytwa. 

Obciążeni klątwą dawni kamraci Jacka doskonale wpisują się w opowiadaną historię, będąc jednocześnie jej motorem napędowym. Głównych bohaterów goni czas, ponieważ nieumarli piraci za wszelką cenę chcą dopaść i najpewniej zabić jednego z głównych bohaterów. Ich wygląd, choć widać, że technologia poszła do przodu, do dziś robi wrażenie, ponieważ z martwych ciał wciąż patrzą na nas prawdziwe oczy aktorów, co sprawia, że wydają się prawdziwi. pirates-of-the-caribbean-the-curse-of-the-black-pearl-2003.jpg

Historia nie jest niepotrzebnie skomplikowana i opowiada o tym jak a) piraci próbują zdjąć z siebie klątwę i b) Jack próbuje odzyskać swój statek. Fabuła jest dzięki temu mocno skoncentrowana na postaciach i ich wzajemnych relacjach, co pozwoliło zbudować wiarygodne i interesujące kreacje. 

Sceny akcji ograniczają się niemalże wyłącznie do walk na szpady i strzelania z armat, co pozwoliło twórcom zakotwiczyć film w umownie realistycznych ramach. 

 

Kolejne części stopniowo zabierały elementy za które ludzie pokochali oryginał. Kapitan Sparrow był coraz mniej błyskotliwy, a coraz bardziej pijany. Sceny akcji rozrastały się do absurdalnych rozmiarów, a historia stała się niepotrzebnie skomplikowana. Najwyraźniej ożywienie człowieka to nie jakiś tam wielki problem (więc nie wiem czemu Elizabeth nigdy nie poprosiła o wskrzeszenie swojego ojca), istnieje coś takiego jak piraccy lordowie220px-Tia_Dalma-1-.jpg i tak się składa, że zarówno Jack jak i Barbossa należą do ich szeregów, a przewodzi im ojciec Jacka, a w ogóle to wiedźma która ożywiła Barbosse to tak naprawdę bogini oceanu Calipso i była dziewczyna Davy'ego Jonesa... Moda na Sukces nie powstydziłaby się takiej fabuły! W czwartej części przedstawiono nam nowych młodych bohaterów, byli oni jednak tak okrutnie nijacy, że nawet nie pamiętam jak się nazywali, co z resztą wcale nie jest ważne, bo i tak już nigdy ich nie zobaczymy. 

 

Seria spadła przy okazji czwartej części na dosyć twarde dno, więc jakaś mądra głowa z Disneya (ciężko powiedzieć która, bo producentów nowego filmu jest aż siedmiu) stwierdziła, że najwyższa pora zrobić popularny ostatnimi laty miękki restart serii. O co chodzi? Robi się kontynuację, która w praktyce jest znowu pierwszym filmem, tyle, że opatrzonym nowymi twarzami i wizualiami. Zrobili to już, z powodzeniem, przy okazji kręcenia siódmego epizodu Gwiezdnych Wojen, więc czemu by nie spróbować jeszcze raz. Niestety, różnica polega na tym, że J.J. Abrams czuje Gwiezdne Wojny i wie za co ludzie pokochali pierwszą trylogię i za co znienawidzili drugą, a ludzie odpowiedzialni za Piratów z Karaibów najwyraźniej nie mają żadnego pomysłu na to jak raz jeszcze 'złapać błyskawicę w butelkę'. 

Duet reżyserski Ronning i Sandberg zrobili film jak najbardziej poprawny, tyle, że powtarzający wszystkie błędy które zepsuły serię w pierwszej kolejności. 

Jacka Sparrowa po raz pierwszy spotykamy kiedy budzi się zalany w trupa w środku sejfu który miał ukraść. Nie wie co tu robi, ra-640,300-n-DL2327798pgdG.jpggada do celujących w niego żołnierzy jakby pytał o drogę, po czym cudem udaje mu się uciec, gubiąc po drodze całe zrabowane złoto. Bezpowrotnie zginął spryt i planowanie, którego przebłysk możemy zobaczyć już jedynie w retrospekcji w środku filmu. Kiedy na początku udaje mu się uciec przed pościgiem, dzieje się tak tylko dlatego, że noga zaplątała mu się w linę. Później tylko cud sprawił, że gilotyna nie ścięła mu głowy. Jego walkę z Salazarem ciężko nazwać walką - po prostu spadał z armaty na armatę dzięki czemu jakimś cudem udało mu się przetrwać. 

Sceny akcji są tak absurdalne, że aż komiczne. Wspomniana już gilotyna kręcąca się jak atrakcja w wesołym miasteczku, statek Salazara, który potrafi, tak jakby, pożreć okręt wroga, rozstępujące się morze i finał zakończony brawurową (powiedzmy) ucieczką. No i nie zapominajmy o tuzinie koni ciągnącym budynek banku po ulicach miasta. Wszystkie te sceny są oczywiście widowiskowe jak diabli, ale wszystkie są również nieprawdopodobnie głupie i pozbawione sensu. Nie mam nic przeciwko wizualnym fajerwerkom, ale dobrze żeby służyły czemuś poza zrobieniem szoł, żeby komplementowały film, a nie stawały do niego okoniem. 

 

Fabuła na szczęście nie jest tak upierdliwie zawiła jak pod koniec pierwszej Zemsta_Salazara_Pod_OstrzaĹ‚em_2.jpgtrylogii. Ot, dwie osoby chcą znaleźć Trójząb Posejdona - magiczny artefakt, który potrafi zdjąć dowolną klątwę. Oczywiście zupełnym przypadkiem dwoje młodych poszukiwaczy wpada na siebie i równie wielkim przypadkiem akurat tego samego dnia będą mogli odczytać mapę która zaprowadzi ich do innej mapy, która z kolei doprowadzi ich do skarbu. Równie wielkim przypadkiem wpadają na Jacka Sparrowa, który zamiast pomóc utrudnia im poszukiwania, jako, że to właśnie za nim podąża Salazar. Wspominałem już, że każde z nich ma bezpośredni związek z postaciami z oryginału? W dalszej części filmu wygodne dla fabuły wydarzenia są jeszcze bardziej bolesne. Ktoś może powiedzieć, że bez przesady, przecież w każdym filmie przygodowym tak jest. Nie zgadzam się z tym. Ciężko nie przyznać racji, że to niezwykły zbieg okoliczności, że w pierwszym filmie Jack dociera akurat do tego portu w którym urzęduje syn jego dawnego podwładnego, ale to w sumie tyle. Wszystkie późniejsze wydarzenia wynikają z opowiadanej historii, a nie odwrotnie, jak w Zemście Salazara. Poza tym jednak fabuła jest dosyć zgrabna i prosta, co powinno sprzyjać budowaniu postaci. Dlaczego tak się nie stało nie mam pojęcia. Młody Turner ma dobry powód żeby szukać wspomnianego wcześniej artefaktu, fakt, ale jest to dosłownie jedyna definiująca go cecha. Carina uRFktkqTURBXy9kOTRkZTc1ZmQyYjA5NzlkODY5N2EzNzJjZGE3MzIxNi5qcGVnkpUDAADNBQDNAtCTBc0B4M0BaA.jpgSmyth jest bardzo ładną, bardzo inteligentną astrolożką, którą wszyscy biorą za wiedźmę, bo kto to widział mądrą kobietę. Jej ścisły umysł odrzuca wszystko czego nie da się logicznie wytłumaczyć nawet kiedy dosłownie gonią ją duchy. Salazar nienawidzi piratów ze szczególnym uwzględnieniem Jacka Sparrowa. To jest już naprawdę wszystko co można o nich powiedzieć. Gdzie kapitanowi duchów do zdradzieckiego, obdarzonego wisielczym humorem Barbossy! 

 

Nie chodzi o to, że Zemsta Salazara nie może się podobać. Każdy film znajdzie swoją widownię. Ja sam jestem fanem tragicznego The Room w reżyserii Tommy'ego Wiseau i nie wstydzę się tego, ale w życiu nie powiedziałbym, że to dobry film. O nowych Piratach już zaczęło się mówić, że to powrót do formy, że wymazali grzechy poprzedniej części. Absolutnie się z tym nie zgadzam i tak jak nie nudziłem się ma seansie, tak nie mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że ten film nie był najwyżej średni. Nie bójmy się wymagać klasy nawet od prostych bajek, bo sami zabijamy w ten sposób kino. Może i nowych Piratów z Karaibów dobrze się ogląda, ale nie jest to dobry film.

 

P.S. Byłbym zapomniał! W Zemście Salazara jest też wiedźma. Po co? Nie wiem. Twórcy też nie wiedzą.

Oceń bloga:
7

Komentarze (16)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper