Rok z Final Fantasy - FFI

BLOG
863V
Rok z Final Fantasy - FFI
Darek | 26.05.2017, 11:28
30 lat temu ukazała się pierwsza część jednej z najbardziej rozpoznawalnych serii RPG na świecie. Z tej okazji mam zamiar na świeżo przejść wszystkie główne części cyklu i porównać je tak ze sobą, jak i innymi grami wydawanymi w okolicy premiery danej odsłony. Rok z Final Fantasy czas zacząć!

Po trzydziestu latach i piętnastu numerowanych, głównych częściach cyklu, Final Fantasy wciąż ma się całkiem dobrze. Część Piętnasta została wręcz nazwana 'wielkim powrotem do formy'. Z tej okazji postanowiłem zrobić coś trochę innego niż zwykle. Mam zamiar przedostać się przez wszystkie główne części cyklu (poza tymi online) aby zobaczyć, tak dla Ciebie, jak i dla siebie samego, w jaki sposób seria ewoluowała, jak to się stało, że pod wieloma względami dosyć klasyczne średniowieczne RPG stało się jedną z najlepiej rozpoznawanych marek na świecie, dlaczego straciło ten tytuł, a teraz udało mu się go odzyskać. Będę patrzył na mechanikę, fabułę, grafikę, różnice między następującymi po sobie odsłonami, a także na to jakie inne tytuły ukazywały się w tym okresie. Rok z Final Fantasy czas zacząć! 

 

Pierwsza część tasiemca sygnowanego logiem Square powstała w 1987 roku, czyli dobre trzydzieści lat temu. Pływałem wtedy jeszcze u mamy w brzuchu, U2 dopiero co wydali The Joshua Tree, a Reagan tłumaczył się z afery Iran-Contra, dzięki której Konami nadało swojej grze, wypuszczonej w tym samym roku,  taki, a nie inny tytuł. Poza tym Nintendo wypuściło Zeldę 2, a LucasArts Maniac Mansion. gry 1987.jpg

Hironobu Sakaguchi, lat 27, od pewnego czasu pracuje w japońskiej firmie Square zajmującej się produkcją i dystrybucją gier. Niestety, żaden z tytułów nad którymi pracował nie odnosi większego sukcesu, przez co Hironobu zaczyna zastanawiać się czy faktycznie powinien pracować w tej konkretnej branży. Wraz z niewielkim zespołem daje sobie ostatnią szansę na zaistnienie i spełnienie marzeń. Tak powstaje Final Fantasy. 

 FF1_USA_boxart.jpg

Już pierwsza część serii wprowadza wiele elementów z których seria będzie kiedyś znana. Fabuła kręci się wokół magicznych kryształów, każdy związany jakimś żywiołem, które dbają o równowagę świata, a które z niewyjaśnionych przyczyn przestają "działać". Nasi bezimienni główni bohaterowie na prośbę dobrego Króla idą odbić jego córkę z rąk złego rycerza Garlanda, po czym bardzo szybko okazuje się, że to do nich należy uratowanie świata. Ciężka sprawa. 

Wydaje się, że fabuła nie jest specjalnie odkrywcza, ot rycerze, królewny i ratowanie świata, ale bliżej końca zaczyna robić się ciekawie. Przy okazjishop2.png niezłego zwrotu akcji dowiadujemy się, że w grę wchodzą również podróże w czasie, przeznaczenie i głębokie idee. Przyznam, że przez dobre 2/3 gry nie byłem zachwycony tym co widzę. Łaziłem z miejsca w miejsce, tu komuś pomogłem, tu kogoś uwolniłem, odblokowując przy okazji kolejne kryształy. Dopiero na koniec historia faktycznie mnie zainteresowała, co jest dosyć imponującym wyczynem biorąc pod uwagę jak ograniczonymi środkami przekazu dysponował Sakaguchi. 

 

Na samym początku gry możemy stworzyć sobie cztery postacie którymi będziemy grać. Wybieramy imię i jedną z kilku klas (wojownik, karateka, złodziej, czarny mag, biały mag, czerwony mag) i ruszamy w drogę. Widać ffq cyt.jpgw tym miejscu, że Sakaguchi albo nie miał czasu dopracować szczegółów, albo brakowało mu pomysłów, bo taki na przykład złodziej to klasa zupełnie bezużyteczna, jako, że brakuje mu najważniejszej umiejętności każdego złodzieja - kradzieży. W praktyce zostajemy więc z raczej słabym wojownikiem. Ja osobiście stworzyłem sobie trzech wojowników i czerwonego maga, co pozwoliło mi w bardzo mało subtelny, ale za to jakże skuteczny sposób miażdżyć wszystko co stanęło mi na drodze. Każdą klasą da się grać, choć niektórymi zdecydowanie ciężej. Pytanie, czy był to celowy zabieg czy nie przemyślany balans. 

Gra zdecydowanie nie trzyma nas za rękę. Startujemy co prawda zaraz obok zamku, więc czysta ciekawość zaprowadzi nas tam gdzie trzeba, ale później Hironobu puszcza naszą rękę i mówi 'radź sobie'. Do pewnego momentu nasze ruchy są je2-2.pngszcze jako tako ograniczone, ale kiedy po pokonaniu pierwszego Strażnika Kryształu cały ocean staje przed nami otworem, zaczyna się robić trudno. Gdyby nie to, że w dzisiejszych czasach nie ma nic prostszego niż ściągnięcie mapy z internetu, musiałbym zacząć rysować własną. Ile potyczek musiałem rozegrać na wodzie, bo kręciłem się w kółko nie wiedząc gdzie iść, to nawet nie chcę wiedzieć! Rozgrywka polega na eksplorowaniu świata, rozmawianiu z ludźmi w miastach i wypełnianiu dla nich zadań, najczęściej związanych pośrednio z zabiciem kogoś na końcu kilkupoziomowego lochu. Żeby nie było nudno, to w drodze do celu raz na kilka kroków atakują nas przypadkowe potwory jak impy, wilki, ogry, czy potwory z czarnej laguny. 

Walka polega na zaznaczaniu kogo dana postać ma zaatakować i w jaki sposób, a następnie na czekaniu jaki będzie rezultat. Można atakować ręcznie, lub za pomocą czarów. Przy pierwszym podejściu do gry final-fantasy-1987.jpgdostawałem sromotny wpiernicz od nawet najbardziej podstawowych wrogów, bo nie wiedziałem, że nie dość, że muszę kupić sprzęt i zdecydować która postać będzie go trzymać, to jeszcze muszę ręcznie tenże oręż przywdziać. Drugą przeszkodą w cieszeniu się grą jest sam system walki. Otóż na początku każdej tury wybieramy która z naszych postaci zaatakuje którego przeciwnika, po czym każdy wali dokładnie we wskazane miejsce. Oznacza to, że jeśli spotkamy na swojej drodze nowy typ przeciwnika i ze strachu skierujemy na niego całą ofensywę, a on okaże się być jednostrzałowym leszczem, to zmarnujemy kolejkę, bo pozostałych trzech fajterów będzie uparcie tłukło w pustą przestrzeń. Z tego co wiem, to któraś z miliarda reedycji na każdy możliwy sprzęt poprawiła tą niedogodność, ale oryginał na NESa jest pod tym względem okrutnie upierdliwy. 

Magia podzielona została na siedem poziomów. Na każdym z nich znajduje się kilka bardziej lub mniej użytecznych czarów, ale jedna postać może nauczyć się maksymalnie trzech na poziom. Na wyższych kategoriach znajdziemy zarówno zupełnie nową magię, jak i mocniejsze wersje znanych już czarów, jak na przykład Fire2 który prócz wyższych obrażeń staje się także atakiem obszarowym. Niestety, każdy poziom (nawet nie zaklęcie, ale cały poziom) posiada ograniczoną liczbę możliwych wykorzystań znajdującej się na nim magii zanim nie będzie trzeba odpocząć, co w praktyce oznacza konieczność inwestowania w drogie przedmioty regeneracyjne, bo na pewno nie wystarczy nam mocy na wyczyszczenie czteropoziomowego lochu. 

 

Graficznie tytuł przypomina wydanego rok wcześniej Dragon Ques350042-dragonwarrior5.jpgt, lub jak kto woli Dragon Warrior. Gracz porusza się po płaskiej mapie na którą patrzymy 'z nieba'. Tu i ówdzie rosną drzewa, przejście blokują ogromne góry, czy też rwące rzeki. W odróżnieniu od Enixowego Dragon Questa, w którym walkę toczy się w niewielkim okienku naniesionym na mapę świata, a potyczkę obserwujemy z oczu bohatera, w FF w czasie walki przechodzimy na zupełnie nowy ekran na którym widzimy po lewej wrogów, a po prawej swoją drużynę.

Muzyką do serii już od pierwszej części zajmował się pan Nobue Uematsu i to już tutaj po raz pierwszy pojawiło się wiele motywów muzycznych, które Square wykorzystuje do dzisiaj, jak choćby fanfara na koniec walki, czy magiczny motyw z ekranu tytułowego. Jak na 1987 rok i ograniczone możliwości NESa to muzyka jest naprawdę porządna, ale kiedy dwusetny raz słyszysz podkład pod bitwy, to nie sposób nie dostać szału. Ja w pewnym momencie zwyczajnie wyłączyłem dźwięk całkowicie. 

 

Pierwsze Final Fantasy jest całkiem grywalne nawet i 30 lat po premierze, choć kuleje na wielu płaszczyznach. System walki, choć idzie się do niego przyzwyczaić, jest raczej irytujący, potworom brakuje charakteru, bo co niby wartego zapamiętania ma w sobie tak generyczna istota jak wilk, koń, czy ogr? To jeszcze nie było to Final Fantasy, którego wzór do perfekcji opanowano w późniejszych częściach. Nikt jeszcze wtedy nie słyszał o chocobo, flanach, summonach (chociaż w grze pojawia się postać o imieniu Bahamut). Niesamowicie jest móc patrzeć w jaki sposób ewoluowała seria na przestrzeni tych trzydziestu lat - które elementy zostawały, a które musiały wypaść, żeby zrobić miejsce na coś lepszego. Wiem, że nazwałem serię "rok z Final Fantasy" ale nie mam tak naprawdę pojęcia jak długo zejdzie mi się z ograniem wszystkich numerowanych części, niektórych po raz pierwszy w życiu. Trzymaj za mnie kciuki, a może już za niecały miesiąc zobaczymy w jaki sposób koncepcja gry zmieniła się przy okazji Final Fantasy II. Do następnego! 

 

Oceń bloga:
28

Komentarze (31)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper