Na co komu realizm w grach?

BLOG
1211V
Na co komu realizm w grach?
Darek | 11.04.2017, 12:58
Gry z roku na rok stają się coraz dokładniejsze w odwzorowywaniu rzeczywistości. Otoczenie opisywane jest większą ilością zależności, wszystko wygląda bardziej naturalnie, mechanika rozgrywki nieraz stara się nawiązywać do prawdziwego życia. A mimo to w kolejnych częściach Call of Duty główny bohater może przyjąć na klatę dosłownie setki pocisków.

Sąsiad zapytał mnie ostatnio czy nie mam ochoty pograć w The Last of Us, bo akurat leży i zbiera kurz u niego w domu. Niby znam i mam nawet swoją kopię na ps3, ale przyjemnie byłoby zagrać w 60fpsach, no i na obecnej generacji twórcy dorzucili zupełnie nowy poziom trudności, dźwięcznie nazwany "Brutalną Rzeczywistością" toteż niewiele myśląc wziąłem od niego pudełko i poszedłem grać. 

 d7b120dcac908d50987ddf85a9273ce1_trending-quick-memes-funny-last-of-us-memes_620-349.jpeg

Jeśli jakoś tak się stało, że nie grałeś dotąd w The Last of Us to spieszę z wyjaśnieniem o co kaman. Otóż dwadzieścia lat temu skończył się świat. Tak jakby. W naturze (serio) występuje rodzaj grzyba atakującego mrówki i inne małe insekty. Kiedy taka pieczarka rozgości  się w ciele mrówki, procesy życiowo-myślowe rzeczowej mrówki ulegają zmianie. Grzyb 'każe' jej dostać się w jak najwyższy punkt znajdujący się nad mrowiskThe+last+of+us+in+a+nutshell+just+kidding+i_7f9b96_4676680.pngiem, gdzie następnie mrówka umiera, a grzybek zaczyna rosnąć i wydostawać się na zewnątrz wyrastając z różnych miejsc na ciele swojego żywiciela. Następnie rozsiewane są zarodniki, które spadają na dół, na wspomniane wcześniej mrowisko i zarażają kolejne mrówki. I tak dalej i tak w kółko. Jeśli brzmi to obrzydliwie, to pewnie dlatego, że takie właśnie jest. Ekipa z Naughty Dog zastanowiła się co by było gdyby powstała odmiana grzyba atakująca ludzi. I stąd ten koniec świata, bo ludzie w takiej sytuacji momentalnie pokazali by jakimi podłymi bydlakami potrafią być, kiedy walczą o przetrwanie. W The Last of Us wchodzimy w skórę jednego z takich bydlaków - Joela. Historia to typowe kino drogi: z jakiegoś powodu główny bohater musi przeprawić się przez niemalże całe Stany Zjednoczone i nie zginąć po drodze. W pewnym sensie standard.

 

Już przy pierwszym kontakcie z grą, jeszcze na poprzedniej generacji, byłem pod ogromnym wrażeniem sposobu w jaki twórcy zbudowali rozgrywkę. Wszystko było takie logiczne i wręcz naturalne. Oczywiście, że 34f495ad745a0e7d3b12074af9b69961.jpgzajrzę w każdy dostępny kąt, w końcu staram się przetrwać w przepełnionym agresywnymi istotami świecie. To zupełnie normalne, że próbuję unikać bezpośrednich starć - amunicji jest mało, a poza tym starcie 1v 4 przemawia na moją niekorzyść. 

Brutalna Rzeczywistość oferuje jeszcze ciekawsze wrażenia. Na ekranie nie ma absolutnie żadnych wskaźników dzięki którym wiedział bym jak bliski jestem śmierci, albo ile jeszcze amunicji zostało w magazynku. Pozostaje liczyć naboje i patrzeć jak Joel trzyma się na ekranie. Znika też, oczywiście, umiejętność skupienia się Joela, dzięki której można było 'usłyszeć' gdzie są wrogowie. Zostajesz zdany tylko i wyłącznie na siebie. Amunicji jest jeszcze mniej niż zwykle, a każdy strzał nie oddany prosto w głowę przeciwnika może i najpewniej skończy się śmiercią.

 

Zacząłem zachwycać się, jaki to realizm, jakie zupełnie nowe spojrzenie na rozgrywkę. Lecz im więcej się nad tym zastanawiałem, tym bardziej realizm stawał się "realizmem". To trochę tak jak z trylogią Batmana od Chrisa Nolana. Wszyscy piali z zachwytu jak niesamowicie Nolan osadził historię uszatego w rzeczywistości. Wszystko miało swoje wytłumaczenie i było takie nie-komiksowe. Niektórzy do dziś twierdzą, że tak powinno się robić filmy o superbohaterach. Nie zgadzam się z nimi, ale dzisiaj nie o tym. Może i faktycznie łatwiej było pojąć pewne szczegóły bycia Batmanem, jak choćby to w jaki sposób potrafi szybować na swojej pelerynie, czy to skąd bierze kolejne zabawki, ale to w dalszym ciągu filmy o gościu przebranym za nietoperza, który lubi chodzić po dachach, skacze na samochód z wysokości dobrych kilku pięter nic sobie przy tym nie robiąc i, jakimś niewytłumaczalnym cudem, jest w stanie utrzymać swoją tajną tożsamość w tajemnicy przez wiele lat. No i nie zapominajmy, że jego największym wrogiem jest bezimienny gangster przebrany za klauna. Analogicznie, Joel nie potrafi zabrać broni powalonemu wrogowi, w całych Stanach ludzie strzelają z może pięciu rodzajów broni, a drabiny i kontenery na kółkach ZAWSZE znajdują się tam gdzie trzeba. Bardzo to wygodne, przyznasz chyba. 

 

Tylko, czy faktycznie chciałbym, żeby Batman i Joel zami815662514976106533.jpgeszkiwali ten sam, brutalnie prawdziwy świat? Bruce Wayne prawdopodobnie skończyłby karierę po pierwszym miesiącu z kulką w głowie, albo poderżniętym gardłem. Prawdziwi gangole urządzili by taką zasadzkę, że za Chiny by się z niej nie wydostał. Albo po prostu snajper wpakował by mu kulkę w głowę. Nie mówiąc już o niepraktyczności wspinania się na wysokie budynki tylko po to, żeby wyglądać odpowiednio majestatycznie. Do dziś bawi mnie scena powrotu Batmana do Gotham w "Dark Knight Rises" Nolana. W mieście znajduje się wielka, cholernie niebezpieczna bomba, a Batman poświęca bóg wie ile czasu na wdrapanie się na szczyt mostu. Po co? Bo fajne selfi chyba będzie, nie wiem. Później znalazł jeszcze chwilę na wymalowanie benzyną swojego logo na fasadzie budynku. Nawet nie chce mi się zastanawiać nad tym jak to zrobił. 

A teraz spójrzmy na uber realistyczne the Last of Us. Nie dość, że trzeba by myśleć o takich pierdołach jak jedzenie i toaleta, to jeszcze numery takie jak comics-virtualshackles-games-The-Last-of-Us-747971.jpegduszenie kogoś dwa metry za drugim kimś w życiu by nie przeszły. Przed wejściem do wody broń trzeba by zabezpieczyć, albo liczyć się z tym, że zaraz przestanie działać. Najgorsze jednak byłyby sytuacje związane z eksploracją. W grze zawsze w odpowiednim miejscu trafia się drabina dzięki której można przejść dalej, co oczywiście z realizmem nie ma nic wspólnego. Wyobraź sobie, że musiałbyś sam, z otaczających cię elementów, wymyślić sposób na dostanie się w za wysokie miejsce, albo cofnąć się i szukać innej drogi, bo drabinę ktoś sprzątnął, albo porąbał na kawałki.. Wyobraź sobie, że każda kulka oznaczałaby potencjalnie śmierć, a napewno znacząco wpływała na ruchliwość Joela, a ruiny nie  zawsze układały się w idealne ścieżki. Czy taka gra faktycznie nadal byłaby fajna? 

Albo wyobraź sobie Assassin's Creed w którym nie istniałoby coś takiego jak skoki wiary, a w Koloseum nie byłoby tylu wygodnie wystających cegieł po których można się wspinać. Po każdym wdrapaniu się na wysoki budynek trzeba by z niego ostrożnie, krok po kroku zejść. Człowiek oszalałby zanim by przeszedł taką grę. 

 

Koniec końców jedynymi prawdziwie realistycznymi 2011-03-14-bloodshot.pnggrami są wszelkie symulatory kierowania pojazdami takimi jak pociąg, czy samolot. I całe szczęście bo gry nie powinny być w stu procentach realistyczne. Od tego mamy prawdziwe życie. Gra ma przede wszystkim sprawiać frajdę, trzeba więc umieć znaleźć odpowiedni balans pomiędzy realizmem a umownością. The Last of Us, wbrew temu co z początku mi się wydawało, to doskonale realistyczna gra, bo cokolwiek więcej sprawiłoby, że stałaby się irytująca. A od tego mamy już przecież Dark Souls. 

 

 

Wszystkie teksty dostępne na www.co-z-tym.bloog.pl

Będę również bardzo wdzięczny za łapkę w górę dla fanpage'a www.facebook.pl/coztym/

Oceń bloga:
25

Komentarze (48)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper