La La Land - recenzja

BLOG
489V
La La Land - recenzja
Darek | 22.02.2017, 12:23
Już w tą niedzielę Oscary - idealna okazja, żeby przyjrzeć się tegorocznemu faworytowi. Zapraszam.

Oglądałem w życiu może z pięć musicali, więc znawca ze mnie żaden, ale podoba mi sie pomysł filmu, w którym dwie postacie rozmawiają na jakiś poważny temat, a dwie minuty później dwadzieścia obcych sobie osób śpiewa i tańczy w idealnej synchronizacji. Bo tak!

La La Land to, zaraz po genialnym Whiplash, zaledwie drugi duży projekt Damiena Chazelle'a, a facet już dorobił się trzech Oscarów, a La La Land nominowany jest do czternastu kolejnych. Ile statuetek zgarnie, przekonamy się jeszcze w tym tygodniu, ale jestem przekonany, że Najlepsza Piosenka za "City of Stars" już należy do niego. Film opowiada pozornie prostą historię o znajomości dwóch osób - ona przyjechała do LA żeby zostać aktorką, on, żeby być jednym z wielkich jazzmanów i otworzyć swój własny klub. Ich pierwsza interakcja, to środkowy palec w odpowiedzi na trąbienie, więc całość zapowiada się mocno sztampowo, ale to tylko pozory. W rzeczywistości La La Land to nie tyle kolejne romansidło o dwójce ludzi, którzy zupełnie do siebie nie pasują, a i tak koniec końców się w sobie zakochują, co obraz o marzeniach. Każdy z nas je ma, niektórzy próbują je realizować, a niektórym nawet się ta sztuka udaje. Mia i Sebastian starają się walczyć o swoje marzenia, a są przy tym tak sympatyczni, że nie sposób z nimi nie sympatyzować. Oglądając film śmiałem się, płakałem, przeżywałem każdy moment. TAK robi się przejmujące historie - z pozoru prosta konstrukcja obsadzona jest postaciami tak żywymi, że niemalże czuje się emocje które nimi targają.

Gosling i Stone grają fantastycznie, choć nie wiem czy są to role warte Oscara. Nie sposób odmówić im uroku, a scena w której Mia bierze udział w przesłuchaniu podczas którego musi udawać, że rozmawia  przez telefon została zagrana tak cudownie, że do końca nie byłem pewien, czy to już przesłuchanie, czy faktycznie rozmawia z kimś przez telefon, ale, przynajmniej w moim odczuciu, nie są to występy zasługujące na "najwyższe wyróżnienie" - są po prostu dobre. Może jedynie śpiew Goslinga pozostawia trochę do życzenia, ale to już raczej kwestia gustu.

Chazelle pokazał przy okazji kręcenia Whiplasha, że potrafi tworzyć niesamowicie piękne obrazki i ruszać kamerą niemalże jak kobra podążająca za ruchem fletu na arabskim rynku. Równie ekstrawagancki pokaz talentu urządza nam i tym razem, korzystając ze wzorców stworzonych w czasach złotej ery musicali. Jego paleta kolorów jest mocno przejaskrawiona, ujęcia szerokie i długie, a kamera śledzi każdy ruch aktorów tańczących na scenie. W pewnych momentach miałem wrażenie, że cofnąłem się jakieś czterdzieści lat w przeszłość. Głowy za to nie dam, ale wydaje mi się, że niektóre krótsze ujęcia zostały ze sobą sprytnie połączone aby stworzyć wrażenie ciągłości, tak jak zrobił to Inarritu w Birdmanie. Tak czy siak, film wygląda przepięknie. Realizm przeplata się z surrealizmem, kolory wylewają się z ekranu, a już wisienką na torcie jest idealne odtworzenie ujęć z Buntownika Bez Powodu chwilę po tym, jak główni bohaterowie o nim rozmawiali.

La La Land to film którego łatwo nie docenić.  Śpiew nie zawsze wpada w ucho, a sama opowieść zdaje się być mocno banalna. Ale jeśli uda Ci się spojrzeć na film inaczej, docenić jak wspaniale został wyreżyserowany, dostrzec drugą historię, tą o pogoni za marzeniami, La La Land porwie Cię i nie wypuści aż do napisów końcowych.

Oceń bloga:
7

Komentarze (11)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper