Luke Cage - sezon 1

BLOG
944V
Luke Cage - sezon 1
Darek | 10.11.2016, 15:24
Pierwszy sezon Luke'a Cage'a wylądował na Netflix'ie 30 września. Od tej pory starałem się w miarę regularnie oglagać kolejne odcinki i publikować na facebooku krótkie notki na ich temat. Teraz, kiedy mam już za soba cały pierwszy sezon, wrzucam wszystko w jedno miejsce - tutaj. Zapraszam do poczytania moich opinii o wszystkich odcinkach pierwszego sezonu Luke'a Cage'a!

s01e01 - "Moment of Truth"

 

- Jak to jest, że w czarnych salonach fryzjerskich zawsze siedzi dziadek, którego jedynym zajęciem jest siedzenie na dupie i czytanie gazety, albo gra w szachy?

- Bardzo podoba mi się oświetlenie. Żywe kolory, duży kontrast. Kojarzy mi się ze złotymi latami jazzu.

- Bejba Luke'a jest tak przejrzyście błękitna, że to aż boli. W ogóle ekspozycja w tym pierwszym odcinku trochę kuleje. Cottonmouth mówi do kobiety per "pani senator", Pop przypomina Cage'owi jego przeszłość. Dałoby się to lepiej załatwić.

- Czarne charaktery mają potencjał, ale mogą równie dobrze skończyć jako prości , dwuwymiarowi gangole.

- Rozumiem, że Luke jako pomoc fryzjera/facet robiący w gastro zna wszystkich. Ale, że dziwnym zbiegiem okoliczności i policjantka zna miejscowe dzieciaki?

To ostatnie trochę na siłę. Generalnie fajny początek sezonu. Historia Luke'a może skrywać ciekawe tajemnice, ręka połamana na twarzy robi efekt wow, jest spoko. Tylko jak tu się martwić o faceta, który jest niezniszczalny? No nic, zobaczymy co dalej.

 

s01e02 - "Code of the Streets"

 

Dwa odcinki za mną i stwierdzam, że Luke jest trochę nudnym głównym bohaterem. Czułem, że niezniszczalny główny bohater będzie kiepski. Niby to dopiero dwa odcinki i napewno się rozkręci, ale na razie mnie nie powala. Luke, bo serial mi się generalnie podoba. Kilka luźnych przemyśleń:

To już drugi odcinek w którym okazuje się, że każdy zna każdego. Obaj szefowie Luke'a byli w przeszłości kumplami. Panią detektyw też oczywiście wszyscy znają. Poza Luke'iem najwyraźniej.

Niesamowicie czarny jest ten serial. Aż dziwne, że detektyw partner Misty (Mercedes!) nie jest czarny. Pewnie okaże się być czarnym charakterem, żeby choć trochę tej czarności przemycić.

Podoba mi size kameralność tej opowieści. Nikt nie próbuje zniszczyć świata, ani nic takiego.

Scena na dachu aż kipiała od klimatu! Więcej czegoś takiego poproszę. Cottonmouth zapowiada się na ciekawy, złożony, czarny charakter.

 

s01e03 - "Who's Gonna Take the Weight?"

 

Nie wierzę! Dopiero co mówiłem, że w serialu jest jeden biały, więc pewnie okaże się być czarnym (charakterem) i co? I w następnym odcinku tak właśnie jest! Padłem. Czarność tego serialu właśnie przebiła sufit!

Dosyć niesamowity jest ten Luke. Niby niezniszczalny, więc powinno być nudno, bo to tak jakby jarać się przejściem Quake'a na najwyższym poziomie trudności korzystając z god mode i no clip, a mimo to jest ekscytująco. Mam wrażenie, że duża w tym zasługa Cottonmoutha, który jest zwyczajnie ciekawą postacią. Zły, ale wrażliwy. Szef wszystkich szefów ale nie bezkarny. Ciekawy.

Luke wreszcie zaczął coś robić. I jak łatwo było przewidzieć, sam proces nie jest w ogóle ciekawy. Za to dlaczego to robi i jaki jest tego efekt już jak najbardziej. A efekt jest taki, że Cottonmouth wie już kto uprzykrza mu życie. Czyżby konfrontacja w następnym odcinku?

Obejrzałem już trzy odcinki i mam wrażenie, że Cottonmouth nie okaże się być głównym antagonistą tego sezonu. Za mało łączy go z Luke'iem. Nawet punkt zapalny ich konfliktu, czyli śmierć Popa to nie do końca jego wina. Co innego Shades. Nie dość, że łączy ich wspólna przeszłość, to jeszcze wydaje się, że nawet Cottonmouth się go boi. Nie mogę się doczekać co dalej!

 

s01e04 - "Step in the Arena"

 

W czwartym odcinku w końcu dostajemy origin story Luke'a. Moje skojarzenia: Shawshank Redemption, Deadpool i... dr House :P Rozbawiło mnie odwołanie do klasycznego stroju Cage'a z komiksów. Trzeba przyznać, że ładnie sobie to wymyślili.

Rozumiem, że we więźniu miał włosy i mega brodę, ale mimo wszystko Shades spędził z nim tam, i to dosyć blisko, ładnych parę miesięcy. Mam uwierzyć, że raptem kilka lat później nie jest już w stanie człowieka rozpoznać? Po wyglądzie, budowie, głosie? Bullshit.

Są tu jednak i biali! Co prawda jako klawisze więzienni, ale zawsze! Dla równowagi, prócz czarnych i latynosów, w pomarańczowych trykotach lata też ze dwóch śniadych kolegów. Muszą mieć tam nieźle przeje... No :)

Ciekawie by było, gdyby Diamondbackiem okazał się a) klawisz, którego imienia nie mogę sobie przypomnieć, ale coś na "R", lub b) trener i przyjaciel Luke'a, Squabbles. Wiem, że szanse na to są żadne, ale i tak byłoby ciekawie.

 

 s01e05&06 - "Just to Get a Rep" i "Suckas Need Bodyguards"

 

Zatkało mnie. I to nie pozytywnie. Przez pierwszych kilka odcinków Cottonmouth był naprawdę ciekawym antagonistą. Jasne, wiedziałem, że to nie on będzie "tym złym" pierwszego sezonu, ale mimo to był ciekawą postacią. Ale mam wrażenie, że stracił gdzieś to wszystko co było w nim ciekawe,tą wielowymiarowość. Obecny Cornel Stokes to typowy, wycięty z opakowania płatków śniadaniowych, bandzior. I do tego nudny. Albo niech Shades przejmie inicjatywę, albo dajcie mi już tego Diamondbacka, bo na kuzynce Cottonmoutha nie zależy mi wcale.

Jednakże, co by o niej nie mówić, ma dziewczyna kilka sensownych pomysłów. Od początku zastanawiam się jak i czemu miałbym się martwić o dosłownie niezniszczalnego człowieka. Ale skrzeli przecież nie ma. Można go np utopić. Sprytne. Nie wiem co prawda jak pani senator, czy kim tam ona jest, chciałaby doprowadzić do sytuacji w której Luke'owi groziłoby utonięcie, ale śmiało, niech próbuje.

Niby jest jeszcze ta bzdura z super pociskami, które powinny dać radę przebić skórę Luke'a (ciekawe skąd ta pewność), ale proszę cię, większej bzdury, wciśniętej na siłę żeby tylko dać COKOLWIEK co mogłoby zagrozić Cage'owi, nie słyszałem. Klimat nadal jest super, piękne obrazki budują, ale za tą głupotę minus.

Zdziwiło mnie tak szybkie zdekonspirowanie brudnego gliny. Mogli spokojnie dalej pociągnąć ten wątek, pozwolić Misty trochę się wykazać, żeby mogła złapać go samodzielnie, w końcu to jej partner. No nic, przynajmniej znowu mogliśmy pocieszyć oczy gościnnym (a może nie?) występem Rosario Dawson. Zabawne, że lekarz jest głównym spoiwem seriali Marvela. Nikt nie mówił, że łatwo jest być superbohaterem.

W ogóle czuć jakąś taką finalność po tych sześciu odcinkach. Niby to dopiero połowa sezonu, a Stokes już siedzi w więzieniu, zły glina ma na co zasłużył, Harlem wie, że pani senator jest niefajna i, co naprawdę ciekawe, wie, że Luke Cage jest superbohaterem. Po tajemniczym Daredevilu (nienawidzę tłumaczenia Diabeł Stróż) i stroniącej od ludzi Jessice, ciekawie jest oglądać superbohatera, o którym każdy wie, że jest superbohaterem. Zostało siedem odcinków. Druga połowa. Chociaż nie mogę się oprzeć wrażeniu, że pierwszy sezon już się skończył, a to co dalej to już bardziej drugi. No nic. Oglądamy dalej 

 

s01e07&08 - "Manifest" i "Blowin' Up the Spot"

 

No nie wierzę! W pierwszych odcinkach niesamowicie bawiło mnie, że w świecie Luke'a Cage'a najwyraźniej każdy zna każdego. Ma to swoją nazwę: "Leniwy scenarzysta". Teraz idziemy jeszcze krok dalej. Dotąd jedynie wspominany, niesławny szef wszystkich szefów, Diamondback to dawny ziomek (brat?) Luke'a! WTF?! Czekam, aż okaże się, że Shades jest ich kuzynem, a Mama Mabel matką. Komedia normalnie. Rozumiem, że bliskie relacje między protagonistą a antagonistą dodają całości dramaturgii, ale z niczym nie można przeginać.

Harlemowy Kapitan Ameryka jednak nie taki niezniszczalny. Wymyślili sobie "kosmiczne naboje" które mogą przebić nieprzebijalną skórę. Najlepsze jest to, że mimo iż Luke jest swego rodzaju unikatem, wszyscy cały czas byli pewni, że te cudowne pociski zadziałają. I, kurde, zadziałały! Niesamowite. Irytuje mnie jedna rzecz. Niby szczegół, ale mimo wszystko. Jak to jest, że pancernego Luke'a Cage'a da się pozszywać? Odbijają się od niego pociski wystrzelone z karabinu maszynowego, ale igła wchodzi jak w masło? Czy to jakaś kosmiczna igła?

Poległ król, niech żyje królowa. Siódmy odcinek pokazał nam przeszłość Cornela Stokesa. Od początku mówiłem, że to super interesująca postać i zdecydowanie NIE główny czarny charakter tego sezonu. Przyznam, że zdziwiłem się, że to akurat jego kuzynka nie wytrzymała i w końcu go zabiła. Myślałem, że to będzie Shades. Sama przeszłość Cottonmoutha sprawia, że staje się on jeszcze bardziej sympatyczną postacią. On nigdy nie chciał być gangolem. Chciał robić muzykę. Był takim trochę Notorious Bigiem - niby kryminalista, ale o duszy muzyka. Biggiego życie zmusiło do nielegalnych działalności. To samo można powiedzieć o Stokesie. Mama Mabel od początku miała wobec niego plan. I to nie fajny. Zabawne jak przewrotna i zwiastująca przyszłość była jej nauka - "rodzina jest najważniejsza" - zaraz po zmuszeniu Cornela do zabicia swojego wujka. Lata później z tej samej lekcji skorzystała Maria. Ah ta ironia. Generalnie świetny odcinek.

Irytuje mnie detektyw Knight. Rozumiem ból i zmęczenie, ale sposób w jaki przesłuchiwała Claire to jakaś żenada.

I ostatnia irytacja. Diamondback, który wcześniej trafił Luke'a z wielkiej odległości w brzuch teraz z trzech metrów trafia w ramię?! No chyba, że zrobił to specjalnie. Ale o tym przekonam się dopiero w kolejnych odcinkach...

 

s01e09&10 - "DWYCK" i "Take It Personal"

 

Scenarzyści Luke'a lubią polskie kino. Skąd wiem? Bo Diamondback w swoim życiu przeczytał dwie książki. Niestety, żadną z nich nie był Ojciec Chrzestny. Może gdyby ją przeczytał, to wiedział by, że pieniądze to nie wszystko, że nie zdradza się przyjaciół (i braci) i nie dmucha ich żon. Ale nie! On napchał sobie głowę jakimiś bzdurami o wężach i teraz na siłę próbuje zainteresować tym innych! A mogło być tak pięknie.

Okazuje się, że niezniszczalną skórę Luke'a można uzniszczalnić. Wystarczy, że prawie się go zabije. No to super. Dobrze, że to takie proste, bo inaczej serial musiał by zmienić nazwę. Dowiedzieliśmy się kilku ciekawych rzeczy. Po pierwsze - Luke zawdzięcza swoją moc muszlom. Po drugie - Reva była kłamliwą suką. Można było się spodziewać, to w końcu nie pierwsze jej spore kłamstwo. Dobrze, że szydło wyszło z worka - teraz Luke może pukać panienki na lewo i prawo jak rasowy Black Dynamite!

Denerwuje mnie Diamondback. Facet jest tak przerysowany, że to aż boli. I to nie w dobry sposób. Powód dla którego tak strasznie nienawidzi Luke'a też jest dosyć głupi. Jego mama puściła się z pastorem który miał już przecież żonę, a ten ma pretensje do Luke'a, że przyszedł na świat. Po pierwsze, wątpię, żeby podejście starego Lucasa zmieniło się w jakikolwiek sposób, gdyby Carl nie przyszedł na świat. Po drugie, jak można nienawidzić kogoś za sam fakt, że przyszedł na świat. Tak jak to by była jego wina.

Ludzie zachwycają się Marią. Nie wiem czemu. Tak nieciekawa dla mnie jest ta postać, że aż brak mi słów. Zdecydowanie bardziej ciekawi mnie Shades, ale odkąd okazało się, że Luke i Willis są braćmi, straciłem nadzieję na zrobienie z niego głównego czarnego charakteru. No nic, może w następnym sezonie (o ile dożyje do końca tego).

Generalnie dziewiąty i dziesiąty odcinek nie są jakoś bardzo niesamowite. Wkraczamy w ostatnią fazę, za późno już więc raczej na jakieś większe roszady. Sprawa wydaje się być dosyć prosta - Luke musi dopaść Diamondbacka. Koniec historii,a przecież zostały jeszcze trzy odcinki. Czy poświęcą je na jakieś ciekawe budowanie historii, czy tylko proste "sprzątanie przed finałem"? W końcu Shades i Maria nadal są do zgarnięcia. Ja tam wolał bym zobaczyć więcej procesu ewolucji Luke'a w superbohatera, a tamtych niech zostawią sobie na następny sezon. Eh, brakuje mi Cottonmoutha.

 

s01e11&12 - "Now You're Mine" i "Soliloquy of Chaos"

 

Method Man byyycz! Może trochę wstyd, ale nie poznałem go w pierwszej chwili. Zdziwiło mnie to do tego stopnia, że aż sprawdziłem w obsadzie czy to napewno on. Równie dobrze mogłem posłuchać Luke'a. "It's you." "No man it's YOU". Zabawny moment. Jego późniejszy rap pokazujący dokładnie jak bardzo zmieniło się życie i obraz Luke'a na przestrzeni tego sezonu, też był spoko. Co nie było spoko vto Diamondback w kostiumie!

Willis Stryker I tak jest już mega przerysowaną postacią w świecie który stara się brać siebie na poważnie, a oni jeszcze dają mu kostium. I to marny. Zastanawiam się, czy moja niechęć do niego bierze się z tego, że niejako zastąpił Cottonmoutha, którego lubiłem, czy po prostu dlatego, że pasuje do tego klimatu jak banany do musztardy - kilka osób na świecie lubi takie połączenie.

Wyposażenie policji w judaszowe pociski uważam za głupi ruch ze strony scenarzystów. Luke jest wyjątkowy bo nie da się zrobić mu fizycznej krzywdy. Kiedy tylko Stryker miał kilka naboi było jeszcze spoko, bo to w końcu główny antagonista i dobrze żeby miał coś na głównego bohatera, ale jeśli dać te naboje wszystkim, to nagle Luke staje się zwykłym typkiem (no dobra, z super siłą, ale nadal można go zdjąć jednym strzałem). Stroju nie ma, sekretnej tożsamości nie ma, nie wiadomo jakich umiejętności nie ma, zostaje mu tylko siła. Nie przemyśleli tego za dobrze chyba.

Maria I Shades jednoczą się przeciwko Diamondbackowi! Super, bo są znacznie ciekawsi niż on, ale to i tak fałszywy trop. Zabawię się trochę w jasnowidza i napiszę co, moim zdaniem, wydarzy się w finale:
Shades dostanie kulkę od Strykera, albo pójdzie siedzieć, ale najpierw pogrąży (Nie umyślnie) Marię, która nie dość, że buja się ze skazańcem, to jeszcze zabiła kobietę, która chciała zeznawać przeciwko niej. Dobrze, że Misty nagrywała ich rozmowę. Wielki finał rozegra się w jednym z dwóch miejsc - klub Cottonmoutha, gdzie Stryker skończy tak samo jak Cottonmouth, albo na ulicach Harlemu, gdzie w krytycznym momencie Luke'a wesprze cały Harlem i wspólnie pokonają Willisa. Wszystkie wątki pozamykane, Luke uniewinniony (Stryker miał te papiery), koniec sezonu. 
Wiem, korniszonowe to trochę, ale Diamondback jest tak dziwaczną postacią, że naprawdę wierzę, że tak się to skończy.

Wszystkie karty znajdują się już na stole. Ostatnie przymierza zostały zawarte (wbrew temu co zakładałem jeszcze dwa odcinki temu :P), policja zna prawdę na temat Luke'a, Strykera, Marii - nic tylko kończyć. Doszła jeszcze jedna informacja, która pozwala lepiej zrozumieć niechęć Willisa do swojego brata, ale to przecież wciąż nie jest wina Luke'a, że ojciec faworyzował swojego oficjalnego syna. Eh.

 

s01e13 - "You Know My Steez"

 

No i muszę przyznać, że zabawa w jasnowidza poszła mi całkiem nieźle. Co prawda Shades nie dostał kulki, a Maria siedziała w areszcie całe pięć minut, ale reszta mniej więcej się zgadza. Candace nie żyje, Luke pokonał Diamondbacka na ulicach dopingującego go Harlemu, a teczka... No dobra, teczka też zniknęła. Mam do tego odcinka kilka "ale".

Candace została zastrzelona przez Shadesa na środku ulicy. Napewno były tam jakieś kamery, albo chociaż ludzie którzy mogliby pomóc zidentyfikować najbardziej znanego posiadacza okularów przeciwsłonecznych w całym Harlemie. Nie można sobie ot tak zastrzelić kogoś na środku ulicy i liczyć na to, że nikt nie zauważy. A skoro już ktoś widział i zidentyfikował, to dalej łańcuch powiązań jest już prosty - Maria widywana była z Shadesem, który zabił Candace, która miała zeznawać przeciwko Marii. Jakim cudem ta kobieta opuściła areszt!

Moim drugim problemem jest Diamondback. Facet był zwyczajnie kiepskim czarnym charakterem. Miał głupie motywacje, głupi strój i głupio skończył. Ich klimatyczny pojedynek przerywany analogicznymi scenami z przeszłości przypominał mi podobną sekwencję z finału drugiego sezonu Arrowa. Tyle, że tam było to zrobione zajebiście, a tu... niezbyt zajebiście. Głupkowaty kostium też wcale nie pomagał. Finał tej historii jest też od razu częścią kolejnego mojego problemu z tym odcinkiem.

Jak na finał sezonu, to mało w nim było finalności. Narzekałem już kiedyś na to przy innym serialu, ale ponarzekam i tu. Stryker został pokonany i poszedł siedzieć, ale jednocześnie przerabiany jest na drugiego Luke'a Cage'a. Maria i Shades zdobyli Harlem, Misty nie ma nic na żadne z nich, Luke poszedł siedzieć, ale nie ma zamiaru siedzieć i, co najgorsze, nie miał nawet czasu, żeby poświntuszyć z Claire. Czyli co właściwie się zakończyło? Diamondback został pokonany, ok, ale od razu pokazali nam, że to wcale nie koniec tej historii. Do bani takie zakończenie. Chyba, że w pierwszym odcinku drugiego sezonu zrobią ostry skręt w lewo i dowiemy się, że Stryker nie przeżył procedury. Byłoby dosyć komicznie.

"czasami musisz zrobić krok w tył, żeby móc iść dalej do przodu. Zawsze." Pomijając już jak świetnie pasuje tam to 'zawsze', co właściwie mówi nam ta ostatnia kwestia? Generalnie to co już wiemy, czyli, że Luke wraca do Seagate. Pytanie tylko po co? Chce własnoręcznie upewnić się, że nie powstanie więcej osobników jego pokroju? Innego wyjścia nie ma, bo wszystkich interesujących osób z którymi miał tam kontakt już nie ma. Twórcy mogliby się pokusić o jakiś fajny, dwuodcinkowy segment w więzieniu podczas którego zamknęli by już ten wątek. Cały sezon w więzieniu nam raczej nie grozi, a wydaje mi się, że jeden odcinek to by było za mało. Czego jeszcze możemy być pewni na drugi sezon? Maria i Shades nie będą jedynymi dużymi czarnymi charakterami. W ogóle wydaje mi się, że Shadesa powinni zabić gdzieś w połowie sezonu i wjechać z jakimś ciekawym czarnym charakterem (byle się nie okazało, że to wujek Luke'a). Marię natomiast widzę jako takie widmo wiszące nad Luke'iem - wszyscy wiedzą, że suka z niej, ale nie bardzo jest jak ją tknąć. Taki babski Kingpin,tylko bardziej ten komiksowy niż serialowy.

Generalnie pierwszy sezon Luke'a Cage'a należy do udanych. Czuć mocno, że twórcy chcieli zrobić Harlem jednym z głównych bohaterów i trzeba przyznać, że nawet im się to udało. Dzielnica i jej mieszkańcy są organiczną częścią pierwszego sezonu, nie raz pomagając w rozwoju fabuły, działając jako katalizator pewnych wydarzeń. Drażniła mnie po drodze zbytnia "czarność serialu" i nie chodzi mi o to, że większość obsady to czarnoskórzy. Jest to poniekąd zrozumiałe, w końcu Luke Cage powstał na fali popularności filmów z gatunku "blacksploitation", ale przydałaby się postać, dzięki której widz mógłby stopniowo zaznajamiać się z tą kulturą, bo bez tego wrzucani jesteśmy na głęboką wodę i albo sami orientujemy się w temacie i jest ok, albo nie mamy pojęcia o co kaman. Mike Colter jako Luke Cage do samego końca pozbawiony jest wyrazu i jakiś taki płaski. Aktorsko, najjaśniejszym punktem serialu jest Cottonmouth, którego zabili przecież w połowie sezonu. Wizualnie i muzycznie jest super. Plany oświetlone są wyśmienicie, tworząc obraz przejaskrawionego realizmu - dla komiksu idealnie. Muzyka natomiast to mistrzostwo świata. Możemy posłuchać całego przekroju czarnej muzyki, od jazzu, przez soul, na ratując Method Manie kończąc. Moim największym problemem z pierwszym sezonem Cage'a jest zbyt głupkowate ukazanie niektórych postaci, z Shadesem i Diamondbackiem na czele. Zupełnie nie pasują mi do tego klimatu, a pamiętajmy, że ten sam świat zamieszkuje również Jessica Jones i Matt Murdock. Luke'owi zdecydowanie warto dać szansę, choć mam nadzieję, że drugi sezon naprawi błędy pierwszego.

Oceń bloga:
4

Komentarze (6)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper