Siedmiu Wspaniałych

BLOG
1101V
Siedmiu Wspaniałych
Darek | 02.10.2016, 20:21
Czy wiesz, że siedmiu wspaniałych z 1960 jest remake'iem siedmiu samurajow Akiry Kurosawy z 1954? Oczywiście, że wiesz, wszyscy wiedzą. Jest to bodajże pierwsza ciekawostka spamowana przez dosłownie każdego, kiedy pojawi się temat Wspaniałych. Nie wiem czy jeszcze w ogóle można nazwać to ciekawostką, skoro zdaje się, że nawet mój tata ją zna. Obecni Wspaniali są w takim razie remake'iem remake'u. Czy taki film miał w ogóle prawo się udać? Miał. I udał.

13173606_205985106460626_5795790902236244373_o.jpg

Antoine Fuqua umie robić filmy - to nie ulega wątpliwości. Jego Dzień Próby, Strzelec, czy Olimp w Ogniu pokazują, że facet wie jak trzymać napięcie i prowadzić swoich aktorów. Najlepszym papierkiem lakmusowym jest tu dla mnie Mark Wahlberg, który potrafi, zależnie od reżysera, być i świetny i beznadziejny. W Strzelcu był świetny - to samo w sobie mówi wiele o talencie reżyserskim Fuquy (tak to się odmienia?). Oryginalnych siedmiu samurajow było historią roninów toczących nierówną walkę z przeciwnikiem w celu odkupienia win i honoru. Siedmiu Wspaniałych zamieniło tą opowieść w western. Co nowego zrobiła zatem najnowsza iteracja tej historii? Zamieniła western w hollywoodzki blockbuster, kino akcji. Zgadza się, film z Denzelem Washingtonem ciężko już nazwać typowym westernem. Prawda, dzieje się na dzikim zachodzie i ludzie co siebie strzelają, ale ani główni bohaterowie nie są typowymi rewolwerowcami, którym testosteron wylewa się litrami z butów, ani sama reżyseria nie korzysta z tradycyjnych, westernowych zabiegów i jest zdecydowanie bardziej dzisiejsza, widowiskowa. Tym bardziej cieszyłem się, że mimo wszystko dostaliśmy mexican standoff z prawdziwego zdarzenia (pojedynek między conajmniej trzema rewolwerowcami). Kamera chodziła od twarzy do twarzy, napięcie rosło, jak w rasowym westernie.

Siedmiu wspaniałych Fuquy to dosłownie wysyp gwiazd. W głównej roli oglądamy Denzela Washingtona, który brawurowo odgrywa rolę... Denzela Washingtona. Bardzo cenię sobie kunszt aktorski Denzela i uważam, że każdy film staje się lepszy jeśli on w nim występuje, ale z każdym kolejnym rokiem odnoszę wrażenie, że Denzel nie jest wcale dobrym aktorem. On po prostu jest osobą którą widzimy w filmach, a jedyne co robi z nim reżyser to pakowanie go w kolejne tarapaty. Coś jak Ryan Reynolds, Hugh Grant, czy Seth Rogen. On nie gra. On po prostu taki jest. 
Jego prawą ręką zostaje Chris Pratt... Tfu, Josh Faraday - błyskotliwa kreacja Chrisa Pratta. Nie muszę chyba tłumaczyć, że to również po prostu Chris w stroju kowboja? Ustalmy jedną rzecz. To, że nabijam się z faktu, że Chris i Denzel grają samych siebie nie znaczy, że mam im to za złe. Każdy występ Denzela i Chrisa pozostaje na długo w pamięci i sprawia radość, więc nie można powiedzieć, żeby fakt, że grają podobne postacie ciągnął ich filmy w dół. Ale pozwalam sobie na dygresję, wróćmy do tematu. Kolejnymi wspaniałymi są Goodnight i Billy, w tych rolach kolejno Ethan Hawke i Byung-hun Lee. Obu bardzo sympatycznie ogląda się na ekranie i obaj bardzo poprawnie odgrywają ograne charaktery które im przypisano. Goodnight to snajper zabijaka nie mogący poradzić sobie z powojennym stresem, a Billy to typowy azjatycki killer. Nie ma w nich ani nic szczególnie oryginalnego, ani odkrywczego, ale obaj dobrze wypadają przed kamerą. Piątym wspaniałym jest Vincent D'nofeio słynący z ról takich jak robal Edgar w Facetach w Czerni, czy Kingpin w  serialowym Daredevilu. Gość wie jak grać dziwnych typów i dokładnie to robi w filmie Fuquy. Jego piskliwy głosik i zwierzęcy manieryzm tworzą wspaniały (heh) kontrast, który z biegiem czasu staje się tak naturalny, że zupełnie przestajemy zwracać na niego uwagę. Pozostali dwaj członkowie gangu Chisolma (Washington) to meksykanin Vasquez I indianin Red Harvest. O obu mogę powiedzieć tyle, że nie przeszkadzają. W ogóle mam problem z samymi Wspaniałymi. Jedyną porządnie zarysowaną postacią jest tu Denzel. To on ma dobry powód żeby bronić wieśniaków, to on zbiera rewolwerowców. Można powiedzieć, że to na nim opiera się cały film. W trakcie sensu dziwiłem się wręcz dlaczego wszyscy ci ludzie piszą się na ewidentnie samobójczą misję. Powody niby są podane, ale ich miałkość potrafi wręcz wybić z klimatu.

Na oddzielny akapit zasługuje czarny charakter, Bartek Bouge. Facet jest zły. Dziękuję, koniec.

Siedmiu Wspaniałych Antoniego Fuquy to bardzo fajne, choć do bólu przewidywalne kino akcji. Kolejne postacie zdają się być wzięte prosto z podręcznika "jak pisać scenariusz", a ich motywacje są, lekko mówiąc, niejasne. Nie można jednak powiedzieć żeby film był zły. Cała siódemka wspaniałych błyszczy na ekranie, a sceny akcji zostały nakręcone sprawnie i widowiskowo. Czy dzieło Fuquy może w takim razie rywalizować z westernowym oryginałem, lub ich samurajskim prekursorem? Absolutnie nie. Zabrakło duszy i głębszej refleksji,ale jako prosty, popcornowy blockbuster sprawdza się znakomicie!

Oceń bloga:
8

Komentarze (15)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper